O słodki Jezu, co smak masz miodu
Poezje
O słodki Jezu

Dodano: 15 marca 2025
Echo modlitwy i życia, czyli mini czytelnia karmelitańska, w której znaleźć można drobne okruchy słów, myśli, czy refleksji naszych sióstr, które udało się wyciągnąć z karmelitańskich szuflad. Niektóre teksty powstały jakby mimochodem, zrodziły się w sercu podczas modlitwy, zwyczajnej codziennej pracy, inne są echem głębszej refleksji, lektury Biblii, smakowania i wnikania w glebę codzienności. Będą tu zatem poezje, nowicjackie odkrycia pod tytułem: biały welon o…, biblijne migawki pisane słowem i obrazem, echo lektur, rozmaite tematy związane z wydarzeniami życia, czy inne jeszcze teksty… na tle zdjęć wykonanych przez nasze siostry. Tutaj też, w zakładce muzyka, zbierać będziemy to, co ukazało się na naszej stronie w dźwiękowej formie.
Dodano: 15 marca 2025
Dodano: 01.03.2025
„Bóg w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa
na nowo zrodził nas do żywej nadziei…” (1P 1,3)
My, ludzie XXI wieku, ludzie Nowego Przymierza zawartego w Krwi Chrystusa, dotykając Krzyża Jezusa czy też przeżywając krzyżowe trudy własnej codzienności, nie przestajemy być ludźmi nadziei. My wiemy, że krzyż nie jest ostatnim słowem ziemskiej historii Jezusa, ale jest nim Zmartwychwstanie. To przez nie „Bóg zrodził nas do żywej nadziei”, nadziei mocnej, trwałej, niezmiennej, bo opartej na Zwycięstwie Jezusa, żyjącego Baranka wydanego za życie świata. Na krzyżową drogę Jezusa ruszamy zatem jako – pielgrzymi nadziei.
Oskarżony, opuszczony i odepchnięty przez ludzi nie przestaje żyć w obecności Ojca, otulony Jego wierną miłością.
Jezu, niech nie zatrzymują mnie ludzkie osądy, ale niech właśnie w takich momentach odświeżam w sobie pewność Bożej Obecności, jedynego prawdziwego i miłosiernego Sędziego, który stoi wiernie u mego boku.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Przyjmuje na ramiona szorstkie i ciężkie drzewo krzyża przygotowane przez człowieka pewien, że to Ojciec wyznacza kres drogi i nią kieruje.
Jezu, Twoje „brzemię staje się lekkie a jarzmo słodkie”, gdy świadomie wiążę się z Tobą w jedno jarzmo, jak Ty to zrobiłeś względem nas od chwili Wcielenia…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Upadek Boga-Człowieka to niewiarygodna i szokująca sytuacja. Tak ciężki ten krzyż? Tak słaby Jezus…? A może, nie bacząc na pozory, uniża się On w proch ziemi, by ten, kto na niej leży, bezsilny i sponiewierany przez życie, nie był już nigdy sam…
Jezu, gdy leżę na ziemi, umęczona i udręczona trudami życia, chcę pamiętać, że tutaj najłatwiej ujrzeć Twoje Oblicze niosące siłę i nadzieję.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Obecność i spojrzenie Matki – spokojne, wspierające, otulające miłością – przypomina o Jej niewzruszonej wierności i zaufaniu, że Ojciec nigdy nie prowadzi w pustkę, ale ku życiu.
Maryjo, w godzinach cierpienia odsłaniaj, proszę, przede mną Twoją wierną obecność, bo jedynie Twoje spokojne i wspierające spojrzenie może mnie podnieść, wrócić nadzieję i dać odwagę, by iść dalej…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Pomaga, bo został przymuszony. Wyrwany ze swego życia mocną ręką rzymskiego żołnierza staje obok Jezusa, którym nie był zainteresowany, idąc swoją drogą, do własnych spraw.
Jezu, czasem odchodzę, zapominam, oddalam się – nie tylko ja, ale także tyle innych twoich dzieci. „Przymuś” nas czasem, pociągnij mocniej, zawróć na słuszną drogę, byśmy się nie błąkali na obrzeżach prawdziwego życia.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Drobny, niepozorny gest. Wydaje się niewiele znaczący, gdy całe ciało obite, krwawiące, zbolałe. A jednak ten obraz Boskiego Oblicza stworzony z krwi, plwocin, kurzu i potu to znak nadziei, że w miłości wszystko się liczy i ma znaczenie.
Jezu, chcę i ja delikatną chustą słowa, pociechy, pokrzepienia, obecności stawać przy cierpiących bliźnich, by mówić im, że „nadzieja zawieść nie może”, gdyż w Tobie jest zwycięstwo i życie.
I znowu Jezus jest powalony na ziemię ciężarem krzyża. Najgorsze jest to „znowu”, które dławi i chce wyrwać z umęczonego serca nadzieję. Takie są podszepty Złego, które jednak nie mają mocy, by wedrzeć się w ufające serce Jezusa. Więc znowu podnosi umęczone ciało i rusza dalej.
Jezu, Ty wiesz, jak bardzo przygnębia mnie powtarzalność moich błędów, upadków, słabości. Wydają się zamkniętym kołem, bez wyjścia. Rozerwać je może jedynie Twoja łaskawość i pomoc, której tak bardzo potrzebuję w cierpieniach życia…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Cierpienie budzi współczucie szlachetnych serc. Ale nie jedynie płacz i zawodzenie mają być jego wyrazem. Ileż ludzkich istnień jest jak drzewo bez korzenia, spróchniałe, puste wewnątrz, bliskie upadku. Trzeba je otoczyć słowem, modlitwą i czynem, by zdecydowały się zapuścić korzenie w miłości Ojca.
Jezu, jesteś jak piękny, zielony cedr nawet w cierpieniu, które tak bardzo udręczyło i naznaczyło Twoje ciało. Twoje serce trwa jednak ufnie przy Ojcu, nie traci nadziei, dlatego kwitnie także w czas posuchy – tego mnie ucz, mój Panie.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Który to był raz: trzeci, piąty czy szósty? Ból zaciemnia pamięć, myśli zdrętwiałe, uwaga się gubi, tylko serce – serce wyrywa się do Ojca w ufnym: tak na wszystko, Abba, z miłości do Ciebie i do braci.
Jezu, gdy wydaje mi się, że zamiast stać prosto, częściej nieporadnie czołgam się po ziemi, a pył i kurz oblepia mnie i przenika wszystko – wiem, że wtedy nie czas na wielkie myśli, których nie ma. To czas serca, które bije w rytm, jakiego się nauczyło: ufam, wierzę, kocham, czekam, ustrzegę nadziei…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Ci, co odarli Jezusa z szat, zabierali Mu już od dawna wszystko: dobre imię, szacunek, uznanie. Teraz zostały jeszcze szaty i w końcu samo życie. Nie wiedzieli jednak, że żadna strata nie dotknie jądra Jego jestestwa, gdzie nieustannie brzmi głos Ojca: to jest Mój Syn umiłowany.
Nie wiem, mój Panie, co jeszcze przyjdzie mi utracić w życiu, kiedy zabraknie czegoś z tego, co uważam za konieczne, niezbędne, istotne. Nie wypuszczę jednak nigdy z pamięci słów Ojca: wszystko Moje jest twoje a twoje Moje – w Tobie bowiem, mój Boże cała moja nadzieja i życie bez końca.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Jeszcze mógł się wycofać, zatrzymać, boską mocą przerwać tę krzyżową drogę – teraz jest już unieruchomiony, wyniesiony w górę na znak przestrogi, na pośmiewisko. Ale jest zupełnie inaczej – wyniesiony, bo bliżej Ojca, wyniesiony jako znak zwycięstwa miłości nad nienawiścią, jako znak wierności do końca.
Panie Jezu, ucz mnie czytać Twoimi oczyma wydarzenia życia; pamiętać, że kto traci swe życie dla Ciebie, zyskuje je na wieczność.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
„Wykonało się”. Jezus zamyka oczy i ludzka nadzieja na ocalenie gaśnie. Bolesny i haniebny koniec. Cisza, przerażająca pustka. Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud…
Jezu, gdy nic nie widzę, gdy przegrana, koniec, śmierć zdają się mówić ostatnie i ostateczne słowo, trzeba mi – pielgrzymowi nadziei – trwać z ufnością w oczekiwaniu na Twoje kolejne słowo, które zabrzmi, zajaśnieje, rozedrze stare szaty, odsłaniając wielkość nowego życia.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Oddano Go Maryi, bezbronnego i uległego jak w Betlejem, choć teraz o ciało trzeba zadbać nie ku życiu, ale ku godnemu pogrzebowi. W przerażającej ciszy Golgoty brzmi jak dzwon ufne Tak Maryi, powtarzane od chwili Zwiastowania. Bóg wszystko może.
Maryjo, gdy rozsypane nadzieje spoczywają w moich obolałych dłoniach, weź i mnie w swoje ramiona: naucz trwać i wierzyć w to, co wydaje się niemożliwe.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…
Grób, balsamiczne zioła, zatoczony kamień. Wygląda jak definitywny koniec historii Mistrza z Nazaretu, który, co prawda, czynił cuda, ale ostatecznie uległ śmierci… „A Twoi oprawcy postąpili jak rolnicy: zasiali Cię w głębi ziemi jak ziarno pszeniczne, abyś stamtąd zmartwychwstał i wraz z sobą wskrzesił wielu.” (św. Efrem)
Ojcze, moja bezradność przygniata mnie jak grobowy głaz, spod którego nie mogę się wydobyć. Czy taki ma być i mój koniec? Nie lękajcie się, to Ja jestem mówi Jezus kroczący po wzburzonych falach mojego życia, odwalający głaz, który mnie przygniata, uciszający wszelkie życiowe burze.
Zmartwychwstałem i już zawsze będę z tobą.
*
Uwielbiam Ojcze Twoją wierną miłość, która wyprowadziła Jezusa ze śmierci, otworzyła bramy Nieba, gdzie nas niecierpliwie czekasz. Niech zatem:
„…będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa.
On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa
na nowo zrodził nas do żywej nadziei:
do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego,
które jest zachowane dla was w niebie.
Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia,
gotowego objawić się w czasie ostatecznym.
Dlatego radujcie się,
choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń.
Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota,
które przecież próbuje się w ogniu,
na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa.
Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go;
wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie,
a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy,
gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz”.
(1P 1,3-12)
Dodano: 15 luty 2025
Nasz las, to już nie jest jedynie nasz las
W baśniową się zmienił krainę, jak z Narni
I tajemniczy wypełnia go blask
Nie naszej zwyczajnej, lecz tamtej latarni
I czas, to już nie jest codzienny nasz czas
Pod puchową kołdrą zapadł w nieistnienie
I wypełza z mroku w latarniany blask
Wszystko to, co było i jest ze stworzenia
Jak skrzypi i trzeszczy śniegowy ten puch
Snuje się na srebrnym ekranie sto cieni
Rączo na rumaku przemknął król, król-duch
Ścigając niknące, mówiące jelenie
Wtem w górze dostrzegam, może to złudzenie
Pośród drzew – chmur jasnozłotą grzywę
Ryk potężny wstrząsa zaspanym sklepieniem
Aż las całkiem od niego osiwiał
I gdy tak się skradam od drzewa do drzewa
Z oddali mijając świetlny krąg latarni
Wiem, że kiedy zgaśnie, gdy blask spłynie z nieba
Trzeba mi pożegnać baśniowy świat Narni
s. R
Dodano: 03.02.2025
Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”
Gdy zaczynasz czytać te słowa prawdopodobnie masz przed sobą nowy dzień, nowy miesiąc a już z pewnością nowy rok – ogłoszony przez Papieża Franciszka Rokiem Jubileuszowym, wspominającym 2025 lat od Wcielenia Syna Bożego.
„Nowy czas” otwiera nowe drzwi i samoistnie zamyka te, za którymi pozostaje przeszłość. By jednak dobrze zamknąć drzwi przeszłości trzeba na nią uważnie spojrzeć, zatrzymać się, przyjrzeć, wyciągnąć konieczne wnioski, a potem łagodnie zamknąć te drzwi. Następnie zwrócić twarz ku przyszłości, ku temu, co nadchodzi – z zaufaniem, nadzieją i pokojem uciszonego serca.
O sercu właśnie – naszym i Jezusowym – pisze papież Franciszek w swojej ostatniej, czwartej z kolei encyklice Dilexit nos – Umiłował nas, która ukazała się 24 października 2024 roku. Czytamy tam m.in. takie słowa:
„Serce jest również zdolne do zjednoczenia i zharmonizowania własnej osobistej historii, która wydaje się rozbita na tysiąc kawałków, ale w której wszystko może mieć sens. To jest to, co Ewangelia wyraża w spojrzeniu Maryi, która patrzyła sercem. Ona potrafiła prowadzić dialog z doświadczeniami, które przechowywała, rozważając je w swoim sercu, dając im czas: przedstawiając je i zachowując wewnątrz, aby o nich pamiętać”.
Warto, wzorem Maryi, poprowadzić dialog z naszymi doświadczeniami minionego roku, by „zjednoczyć i zharmonizować własną osobistą historię, która wydaje się rozbita na tysiące kawałków”. Te kawałki naszej historii, poszczególne jej wydarzenia, mogą sprawiać wrażenie nieważnych, niepotrzebnych, zbędnych, często nadal boleśnie doskwierających, wciąż frustrujących, rodzących pytanie: po co to było, jaki był tego sens, do czego to prowadzi, czy doprowadziło…? Łatwiej oczywiście wpisać we własną historię chwile pogodne, radosne, sytuacje udane, satysfakcjonujące, zwycięskie… Trudniej to uczynić, gdy spotkały nas cierpienia, doświadczenia bolesne, upokarzające, odbierane przez nas jako przykre, niepotrzebne, czy wręcz pozbawione sensu.
Wstępny wymiar refleksji nad własną historią, to przywołanie z pamięci wyżej wspomnianych wydarzeń, doświadczeń. To zatrzymanie się wobec nich, przyjrzenie się im i próba ich oceny z perspektywy minionego już czasu. Dla nas, wierzących, kluczowe jest to, jak patrzymy na przeszłość. Chodzi o to, by spojrzeć na nią oczyma rozświetlonymi wiarą. Chodzi o żywą wiarę w obecność Boga, przebywającego nie gdzieś daleko, Boga odległego, ale obecnego w naszej codzienności, aktywnie nią zainteresowanego. Boga, który czuwa nad nami w swej nieznużonej Opatrzności, jest obok, więcej – jest w nas, gdy cierpimy. Chodzi o to, by z faktograficznej perspektywy naszej przeszłości przejść do historii zamieszkanej przez Boga, który czyni z niej naszą osobistą historię zbawienia.
I tu znajdujemy kolejną podpowiedź we wspomnianej Adhortacji: „Wreszcie, to Najświętsze Serce jest zasadą jednoczącą rzeczywistość, ponieważ „Chrystus jest sercem świata; Jego Pascha śmierci i zmartwychwstania stanowi centrum historii, która dzięki Niemu jest historią zbawienia”.
Jednym ze sposobów, który może pomóc w odczytaniu historii minionego roku, jako historii zbawienia, jest skorzystanie z psalmu 136, który przez kilkadziesiąt wersetów opowiada historię Izraela rozpoczynając od słów: „Chwalcie Pana, bo jest dobry – bo Jego łaska na wieki”. Jak refren, po każdym wersie opisującym minione wydarzenia, powraca niezmiennie przekonanie: nasz Pan jest dobry, jest obecny, kieruje historią i trzyma nas w swojej dłoni – bo Jego łaska trwa na wieki.
A jak brzmiałaby Twoja historia, gdybyś pozostawił co drugi wers wspomnianego psalmu, a w pierwszym opowiedział o minionym roku twego życia? Może jakoś tak:
Pozwoliłeś mi wstać każdego dnia po dobrze przespanej nocy,
bo Twoja łaska trwa na wieki.
Na moim stole zawsze był posiłek, nigdy nie byłem prawdziwie głodny,
bo Twoja łaska trwa na wieki.
Dzięki sińcom, jakie zadało mi życie, nabrałem więcej rozeznania i doświadczenia,
bo Twoja łaska trwa na wieki….
A resztę dopisz i dopowiedz już sam – ja ogarniam Cię modlitwą….
s. Elżbieta
Tyle tajemnic
zakrytych
Tyle słów
w sercu chowanych
Odsłoń Maryjo
przede mną
Jezusa Mądrość
przedwieczną
Pokaż mi
Jego Oblicze
Pragnienia gesty
i słowa
Jego życie
codzienność
I niech Duch Święty
je we mnie zachowa
s. B
Dodano: 01 stycznia 2025
Dodano: 16 grudnia 2024
Za miesięcznikiem W naszej Rodzinie
Unia hipostatyczna – jakie są jej konsekwencje dla Twojego życia? Lekkie zatrzymanie powietrza, powolny namysł i pierwsze skojarzenia. Unia europejska – wiem, co to jest. Coś jeszcze pamiętam o unii brzeskiej czy lubelskiej, ale ta hipostatyczna…? O co w niej chodzi? Być może taki albo jakoś podobny był tok twojego myślenia w reakcji na pierwsze zdanie tego tekstu.
Jesteśmy jednak w zupełnie innym miejscu: u progu Adwentu, gdy towarzyszymy Maryi w zaskakującym wydarzeniu Jej życia: Zwiastowaniu. Gdy Słowo Ojca w odpowiedzi na zgodę Maryi staje się ciałem w Jej łonie, gdy dokonuje się cud Wcielenia, a to zjednoczenie bóstwa i człowieczeństwa w osobie Jezusa teologia określa właśnie mianem unii hipostatycznej. Dogmatyczne orzeczenie w tej sprawie wydał w 451 roku sobór chalcedoński uznając, że należy wyznawać, iż Jezus Chrystus, będąc jedną osobą posiada dwie natury, boską i ludzką.
Sobór doprecyzowuje, że zjednoczenie osobowe dokonało się z chwilą poczęcia natury ludzkiej Jezusa w łonie Maryi i pozostało po śmierci ciała Jezusa. W chwili śmierci na krzyżu dusza Zbawiciela odłączyła się od ciała, ale Syn Boży w dalszym ciągu był zjednoczony ze swoją naturą ludzką – zarówno z ciałem, jak i duszą.
Tyle sobory pierwszych wieków chrześcijaństwa. Ostatni sobór natomiast dopowiedział: „Albowiem On, Syn Boży, przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękami pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu” (Sobór Watykański II, Konst. duszp. o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 22).
Dość długie to teologiczne wprowadzenie, a przecież nie zamierzam zamieniać mojej refleksji w dogmatyczny tekst. Chodzi jednak o to, że te teologiczne, dogmatyczne, precyzyjne, choć czasem dla niewprawnych teologicznie mało zrozumiałe wyrażenia, mają mocne odniesienia do naszego życia.
Skoro Jezus nie tylko przyjął ludzką naturę w ogólności, ale przez ten akt „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem” i przeniósł to zjednoczenie przez bramę śmierci, to w każdym człowieku możemy Go spotkać, zobaczyć, dotknąć…
Adwent to czas wyciszenia, modlitwy, skupienia. To czas adoracji tajemnicy Wcielenia. To czas blisko serca Maryi, pod którym pulsuje serce Jezusa. To czas rorat, po wielokroć powtarzanej modlitwy Anioł Pański. To czas odnowionej miłości okazywanej Bogu w Jezusie, ukrytym jeszcze pod sercem Maryi.
Nie możemy jednak pozostać jedynie w tym wymiarze miłości. Na skierowane do Jezusa pytanie uczonego w Piśmie o pierwsze przykazanie odpowiedź byłaby w zasadzie prosta: pierwszym przykazaniem jest miłować Boga.
Ale Jezus nie zatrzymuje się na tej pierwszej odpowiedzi, jakby chciał zaznaczyć, że sama ta odpowiedź jest w jakiś sposób niepełna, i dodaje również, jakie jest drugie przykazanie: „Drugie jest to: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12, 31).
Choć celem drogi naszego życia jest to, by nauczyć nasze serce kochać, to wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że będziemy oddzielali przestrzenie, obszary i osoby. Mogę wybrać miłość do Boga, nie troszcząc się o tych, co są wokół mnie. Słowem, niepostrzeżenie wręcz, wejść w bezpłodną dewocję i pozorną, jałową pobożność, która nie rodzi życia, a jest często zgorszeniem dla wielu: wierzących i niewierzących. Z drugiej strony, mogę też kochać ludzi, wierzyć w człowieka jedynie, jak deklarują niektórzy, a Boga trzymać z dala, jakby On nie miał z człowiekiem nic wspólnego…
Jezus chce natomiast byśmy nie wybierali, byśmy nie antagonizowali tych miłości, ale by jedna splatała się w drugą. Żadna z tych dwóch miłości nie wystarcza bowiem sama w sobie, ponieważ Bóg i człowiek są zjednoczeni głęboką więzią, tajemniczą jednością, by raz jeszcze przytoczyć soborowy tekst: ”Syn Boży zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”.
Bóg nie chce być kochany sam. A już na pewno nie chce być kochany w karytakuralny sposób wykluczający człowieka. W sposób, gdzie szeptane modlitwy przeplatają się z nieustannym osądem, krytyką. Gdzie za słowem skierowanym do Boga, idzie słowo obgadujące człowieka, idzie intryga, kłamstwo, przewrotność, złośliwość. Te drugie słowa też dotykają Boga, który „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”. To „jakoś” ukazuje naszą nieudolność, by wypowiedzieć do końca tę niesamowitą tajemnicę: Bóg jest w człowieku, w każdym człowieku – w tym żyjącym obok mnie, przyjaznym czy nieprzyjaznym, życzliwym czy wrogim, sympatycznym czy trudnym… Jest obecny prawdziwie, głęboko, na zawsze. Moim słowem, czynem, czy jego brakiem skierowanym do człowieka dosięgam także Boga w Jezusie, w którym nieustannie trwa hipostatyczna unia.
s.E.
Dodano: 01 grudnia 2024
Spłynął z Nieba Anioł zadziwiony
Zaszumiał skrzydłami, dzwoneczkiem zadzwonił
Nisko się pokłonił
„Jestem” – rzekł wzruszony
Pan Bóg nieskończony
Posłał mnie do Ciebie
Z gorącym pytaniem, odwiecznym błaganiem
„Czy oddasz Mi siebie?”
s.R
Dodano: 15 listopad 2024
W każdą środę, wśród niezliczonego tłumu turystów zmierzających do Luwru, jest też dziadek ze swoją 10 – letnią wnuczką Moną. Nie przemierzają w pośpiechu, jak czyni to wielu, niezliczonych sal z ogromną ilością arcydzieł, by w jeden dzień zwiedzić paryskie muzeum. Oni zatrzymują się na długo tylko przy jednym obrazie. Jedna środa, jedna wizyta i jeden obraz. Minuty wpatrywania się w dzieło dawnych mistrzów – co z początku dłuży się dziewczynce zauważającej jedynie popękane ze starości płótna, przytłumione, zszarzałe kolory, dziwaczne, a czasem śmieszne w jej odbiorze elementy tła, słowem, doświadczającej nudy. Potem jednak, gdy powoli dziadek opowiada swej wnuczce o autorze, jego dziele, o treści obrazu, początkowo nie zawsze właściwie rozpoznawanej, o jego ukrytym pięknie, znaczeniu, przesłaniu, oczy dziecka otwierają się i Mona przeczuwa ukrytą wielkość. Starszy pan nie mówi językiem dziecka, ale zwraca się do wnuczki jak do osoby dorosłej, by nie umniejszyć wielkości, piękna i głębi arcydzieł, przed którymi przystają.
Muzealna opowieść zatytułowana: „Oczy Mony” nasunęła mi skojarzenie z kościołem, wiarą, z samym Bogiem. Z pytaniem czy warto małe dzieci, które tak niewiele ponoć rozumieją, przyprowadzać do kościoła. Czy ich obecność w sakralnej przestrzeni faktycznie mało wnosi w ich życie, potrafi natomiast mocno przeszkadzać innym? Czy ma sens mówienie im o Bogu, który jest tak wielki i odległy, potężny i niezrozumiały nawet dla dorosłych? Czy wiarę przekazywać już małemu dziecku, czy raczej zaczekać aż dorośnie, będzie w stanie zrozumieć i ewentualnie wybrać drogę wiary…?
„Nieważne, czy od razu zrozumiemy to, co ktoś do nas mówi, tak, jakby każde nowe słowo miało być rosłym drzewem w rozległym sadzie umysłu. Wszystko rozkwitnie w odpowiednim czasie, pod warunkiem, że wyżłobimy rowki i zasiejemy w nich ziarna…”
Powyższe słowa dziadka Mony, który mówił do dziesięciolatki jakby była studentką historii sztuki, są niezwykle cenne i prawdziwe.
Warto bowiem żłobić rowki i siać drobne ziarna wiary prowadząc małe dziecko do kościoła, pokazując tabernakulum, w którym przebywa żywy Jezus, ucząc ciszy i słów modlitwy. Warto mówić o rzeczach wielkich, o potędze Boga, Jego wszechmocy i ogarniającej nas Bożej obecności. Warto poprzez świątynną wielkość, tak inną od przestrzeni naszych domostw, przez niedostępne prezbiterium z jego centrum: tabernakulum i ołtarzem, poprzez wysokie sklepienia, dostojne figury świętych, cenne złocenia, ciszę i tajemnicę przenikającą wszystko, mówić dziecku o Bogu wielkim, potężnym, wszechmocnym, ale obecnym i kochającym, czuwającym i w każdej chwili gotowym na spotkanie z człowiekiem. Te ziarna, choćby w którymś momencie życia zostały głęboko zakopane, zasypane złymi wyborami, mają w sobie moc i kiedyś zakiełkują, przemienią się w „rosłe drzewa w rozległym sadzie umysłu” i serca. Kiedyś, może gdy dotknie człowieka ból porażki i zniechęcenie, wzejdą przypominając, że jest coś – Ktoś większy niż nasze trudy, cierpienia i przegrane. Ktoś, kto jest obecny, czuwa, jest gotów stanąć przy nas w każdym miejscu i momencie naszego życia, by je wyprostować, umocnić, skierować ku światłu, nadać mu sens…
Będąc o tym przekonana powiem raz jeszcze: warto żłobić rowki, siać ziarno wiary, miłości, przykładu, wskazywać na Boga. Innymi słowy: opowiadać o pięknie roślin, które pojawią się dopiero kiedyś, których może my nie zobaczymy rozkwitających w życiu naszych bliskich, ale – naprawdę warto…
s.E.
Dodano: 1 listopada 2024
Tym razem to nie lektura wzbudziła moją refleksję czy wydobyła życiowe wspomnienia, ale to samo życie i trudne doświadczenie wywołały z pamięci wiersz jednej z moich zakonnych współsióstr, która zginęła tragicznie w wieku trzydziestu dziewięciu lat. Wierzę, że choć jej życie zostało przerwane tak nagle, niespodziewanie, brutalnie wręcz, zdążyła potwierdzić swoje tak Bogu, które po wielokroć wypowiadała, także w cytowanym wierszu:
jesienią miłość jest największa
chociaż to wiosnę chwalą w wierszach –
bo jakiej wielkiej miłości trzeba
by tak po prostu bez buntu umierać.[1]
Jak trudne jest to ostatnie i ostateczne umieranie, nikt z nas żyjących nie wie z własnego doświadczenia. Towarzyszenie odchodzącym pozwala przybliżyć się do tej tajemnicy, ale i tak zatrzymać się musimy przed granicą, którą przekracza się zawsze samotnie. Mistrzowie życia duchowego – ale i każdy z nas żyjący wiarą – wiedzą doskonale, że codzienne umieranie, tracenie kogoś lub czegoś, potrafi być także nad wyraz bolesne i trudne.
Czasem bowiem pozwolić trzeba, by umarło to, co się dopiero urodziło. Nie zżymać się, gdy marzenie zamienia się w przeszłość, nie mając szansy na realizację. Uwierzyć, że jeśli ginie to, co nadal zdaje mi się dobrem, to ginie i rozpada się jedynie zewnętrzna szata – dobro pozostaje: pozostaje i wciela się w cierpliwość, łagodność, uległość, zawierzenie… Wzrasta w nas człowiek wewnętrzny, ufnie wydany Bogu na wszystko, co przychodzi z którejkolwiek, choćby najbardziej niespodziewanej, strony. Wzrasta tym bardziej, im zwyczajniej, po prostu, bez buntu umiera dla siebie – bo jakiej wielkiej miłości do tego potrzeba…
[1] S. Maria Barbara Złotowska ocd, Miłość trwa nad nami, Gdynia–Pieniężno 2009, s. 44.
Dodano: 01 listopad 2024
Siostra Teresa Bernadetta od Jezusa i Maryi (Bernadetta Magnucka)
urodziła się 2 marca 1961 roku w Pile, jako pierwsze dziecko Maksymiliana i Józefy z domu Świątek. Ma młodszą o osiem lat siostrę, Hannę. Swoich rodziców wspominała zawsze jako pełnych czułości, głęboko wierzących w Boga i otwartych na innych. Do Magnuckich wieczorami chętnie przychodzili sąsiedzi i znajomi na wspólne śpiewanie. Było dużo radości, humoru i serdeczności. Wtedy Bernadetka nauczyła się od swojej mamy ze słuchu tworzyć drugi głos do piosenek. Miała mocny, piękny alt o rzadko spotykanej, bardzo przyjemnej barwie. Służyła nim później przez wszystkie lata życia zakonnego, zostawiając go nam w nagraniach na płytach „Moje niebo” i obu częściach „Chcę widzieć Boga”.
Wielkim ciosem dla rodziny była nagła śmierć taty Maksymiliana. Zginął w wypadku podczas pracy na kolei, został zmiażdżony przez cofającą się lokomotywę. Bernadetka miała wtedy czternaście lat… Mama, mimo licznych propozycji, nie wyszła powtórnie za mąż, zatroskana i całkowicie oddana wychowaniu córek.
Bernadetta wcześnie odkryła w swoim sercu pragnienie poświęcenia się Bogu. Wychowana w parafii salezjańskiej początkowo myślała, by wstąpić do salezjanek. Okres dojrzewania przyniósł pytania o założenie rodziny, pojawiły się sympatie, a nawet propozycja małżeństwa. Jednak Jezus już na tyle oczarował jej serce, że zdecydowanie odmówiła i zaczęła szukać swojego miejsca do życia z Nim i dla Niego. Studiowała socjologię na KUL-u i poznała lubelski Karmel (jeszcze zanim siostry przeniosły się do Dysa). Przeżyła tam silne doświadczenie duchowe, które upewniło ją, że jej powołaniem jest bycie karmelitanką bosą. Przez znajomości studenckie trafiła najpierw do Karmelu w Elblągu, skąd siostry ufundowały klasztor w Gdyni – Orłowie. W rozeznawaniu powołania towarzyszył jej kierownik duchowy, o. Bronisław Mokrzycki SJ. Często wspominała jego posługę wobec niej jako nieocenioną i bardzo znaczącą.
Do klasztoru karmelitanek bosych w Gdyni – Orłowie wstąpiła 18 marca 1983 roku. Przeoryszą była wówczas m. Teresa Cecylia od Niepokalanego Serca Maryi, a mistrzynią nowicjatu – w szczytowym momencie liczył on czternaście białych sióstr – s.Immakulata od Ducha Świętego. Pierwszą profesję złożyła 7 października 1984 roku, a wieczystą 3 października 1987 roku. Bardzo szybko, przy braku starszych sióstr, s. Bernadetta została posłana do koła, do kontaktu z gośćmi, którym służyła z pełnym oddaniem.
W latach 1989-1992 przebywała w Karmelu w Rzymie, gdzie udała się wraz z trzema siostrami, by wspomóc tamtejszą wspólnotę. Przeorysza rzymskiego karmelu nazywała siostrę „Agnellina” – owieczka, zauważając bardzo szybko jej uległość, dyspozycyjność i pogodę ducha. Tam również służyła gościom w kole, ucząc się zarazem języka włoskiego.
W roku 1997 wyraziła gotowość wejścia w skład grupy fundacyjnej rozpoczynającej życie modlitwy w nowym klasztorze w Bornem Sulinowie. Przyjechała jako zastępczyni wikarii, którą była s.Maria Elżbieta od Trójcy Świętej. Pełniła także posługę mistrzyni nowicjatu i kołowej (zajmowała się gośćmi), a w pierwszych wyborach w roku 1999 została wybrana przeoryszą. Pełniła ten urząd czterokrotnie, w sumie przez 12 lat. Lubiła o sobie mówić, za swoją patronką, św. Bernadettą, że jest „miotłą Pana Boga”. Szła tam, gdzie ją posłano, chętna do każdej pracy, jaką jej zlecono. Wolała słuchać, niż wydawać polecenia. Jako przeorysza wiele spraw poddawała pod rozeznanie kapituły. Dzięki temu mogłyśmy wzrastać we współodpowiedzialności za wspólnotę i podejmowane decyzje. Dbała o relację z każdą z nas, a także o to, byśmy były jedno. Zatroskana o dobro i jedność wspólnoty aktywnie je budowała. Potrafiła stanąć z boku, z pokorą ustąpić, przyjąć w duchu wiary wszystko, co niosło życie. Jako przeorysza dbała o nasze duchowe potrzeby, a także o wytchnienie dla ciała. Wysoko ceniła chwile wielkich rekreacji, w których przodowała w tworzeniu dobrego, pogodnego nastroju, w rozmowach i zabawach, jednoczących wspólnotę i zacieśniających więzi przyjaźni między nami. Miała duży talent aktorski, role, w które się wcielała w przedstawieniach i scenkach humorystycznych często wyciskały z oczu łzy śmiechu. Z drugiej strony była propagatorką cotygodniowych dni pustyni, które w borneńskim klasztorze zostały wprowadzone w roku 2000. Miała ducha pustelniczego, przy całej swojej towarzyskości zawsze najpełniej czuła się sobą w sam na Sam z Jedynym Umiłowanym. Była zakochana w Tym, Który JEST, często powtarzała pocieszając siostry w ich strapieniach: On Jest. Zawsze JEST. Jej życiowym mottem były słowa św. Pawła, które często nam przytaczała: Tym, którzy Go miłują, Bóg ze wszystkiego wyprowadza dobro.
Była powszechnie znana i lubiana, miała szerokie grono przyjaciół i osób, które powierzały się jej modlitwie. Z niezwykłą empatią wysłuchiwała każdego, nie żałując czasu ani zdrowia. Otoczyła opieką kilku ubogich, którzy z ufnością przychodzili do niej po pomoc materialną i wsparcie duchowe. Zasłynęła także z niezwykłej skuteczności wymadlania potomstwa dla bezdzietnych par, które wspominają ją z wielką wdzięcznością i łzami w oczach… Jej piękny uśmiech i spojrzenie pełne czułości przyciągały wszystkich i pozostawiały w sercach niezatarty ślad. Słynęła z poczucia humoru, lubiła słowne zabawy, wymyślanie nowych słów i wyrażeń. Przekręcała nasze imiona, zawsze z wyczuciem i czułością. Jej pasją było pieczenie ciast i ciasteczek. Wynajdowała coraz to nowe przepisy i wypróbowywała je na różne okazje, by sprawić siostrom trochę radości. Emanowała dobrocią i ciepłem, życzliwością, chęcią pomocy, ofiarnością i łagodnością. Była niezwykle wyrozumiała, często powtarzała, by nie tworzyć problemów tam, gdzie ich nie ma. Miała trzeźwe, spokojne i szerokie spojrzenie na rzeczywistość oraz głęboką mądrość życiową. Wiele z nas miało w niej zaufaną powierniczkę i doradczynię. Zawsze też mogłyśmy liczyć na jej wstawienniczą modlitwę. Wystarczyło szepnąć w przelocie: „Bernadetko, pomódl się za mnie…”, a można było być pewną, że ta prośba nie będzie zapomniana. Często odczuwałyśmy niemal natychmiast owoc jej wstawiennictwa, brała na siebie ciężary i cierpienia innych.
W ostatnich latach, zwłaszcza po covidzie, który bardzo ciężko przeszła jesienią 2020 roku, zauważyłyśmy, że słabnie i jakby nie nadąża za wydarzeniami. Irytowało ją to, często słyszałyśmy, jak utyskuje na tę „niezrozumiałą słabość”. Przy tym nie zwalniała tempa, chciała nadal pracować na pełnych obrotach. Dwa lata temu, po wyborach zgłosiła naszej matce chęć i gotowość posługi w kole. Ta, zatroskana o jej zdrowie prosiła, by siostra nie zaniedbywała okresowych badań. Nie wykazywały one jednak żadnych niepokojących zmian… Pracowała zatem w kole niemal do śmierci. Lato 2024 roku okazało się dla niej bardzo dużym wyzwaniem, często powtarzała, że nie ma powołania do życia w tropikach. Dokuczała jej duszność. Zauważyłyśmy u niej dziwną bladość twarzy, jednak nie przyszło nam na myśl, że może to być białaczka… Łapała też infekcje, wiele tygodni dręczył ją gwałtowny kaszel. W takim stanie wyjechała pod koniec sierpnia do Kołobrzegu na zabiegi fizjoterapeutyczne i wypoczynek. Tam pojawiły się silne bóle w okolicy kręgosłupa, które zdiagnozowano jako zapalenie korzonków. Zadzwoniła po pogotowie, jednak powiedziano jej, że do korzonków nie przyjadą… Przez tydzień nie mogła spać ani chodzić z bólu. Znajome robiły jej zakupy i gotowały obiad. Jedna z nich poprosiła też księdza, by przyniósł jej komunię św. i udzielił sakramentu namaszczenia. Siostra płakała ze szczęścia… Potem w szpitalu, na parę godzin przed śmiercią także mogła przyjąć Jezusa.
Gdy poprosiła matkę przeoryszę, by ktoś po nią przyjechał, bo chce wracać do klasztoru, nasza matka pojechała do niej z kierowcą 23 września rano. Niestety, stan siostry Bernadetty był już bardzo poważny, nie była zdolna do podróży… Zawieziono ją do przychodni po poradę i jakiś mocny, przeciwbólowy zastrzyk na drogę. Jednak lekarka na jej widok natychmiast zadzwoniła po pogotowie. W szpitalu została postawiona diagnoza: obustronne zapalenie płuc i białaczka, stan ciężki. Pomimo podanego tlenu, duszność się pogłębiała. Lekarze zaproponowali respirator, na co siostra wyraziła zgodę: „Jeśli to dla mojego dobra, to zgadzam się”. Były to jej ostatnie słowa wypowiedziane na ziemi… Zmarła po kilku godzinach pobytu w szpitalu w wyniku wstrząsu septycznego o godzinie 2.15, dnia 24 września 2024 roku.
Od dawna prosiła Jezusa, by zabrał ją prosto do Siebie, bez konieczności czyśćca. Wierzymy, że została wysłuchana… Wielokrotnie w ostatnich latach wyrażała pragnienie pójścia do Niego, mówiła, że jest gotowa. Pan wysłuchał jej prośby i zabrał ją nagle, zrywając zasłonę tym słodkim zderzeniem, o którym pisze św. Jan od Krzyża w „Żywym płomieniu miłości”.
Była bardzo związana z małą Teresą. Żyła w praktyce aktem Ofiarowania się Miłości Miłosiernej, często go odnawiała, a w kąciku modlitewnym w jej celi obok Pisma świętego znalazłyśmy bilecik z cytatem ze św. Jana od Krzyża: Przemień mnie Panie w miłość, którą jesteś, a za niczym już tęsknić nie będę.
Oblubieniec zabrał ją w rocznicę welacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus, a pogrzeb odbył się w rocznicę jej śmierci, 30 września. Wiadomość o śmierci s.Bernadetty wstrząsnęła wieloma osobami, którym była bliska. Pogrzeb stał się wymowną manifestacją miłości do naszej małej siostry o wielkim sercu, prawdziwą Paschą, w czasie której Pan przeprowadzał naszą siostrę ze śmierci do Życia. Mszy świętej przewodniczył emerytowany ordynariusz diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej, bp Edward Dajczak, a homilię wygłosił nasz prowincjał, o. Łukasz Kansy. Z mocą kilkakrotnie podkreślał rzeczywiste oddanie się Bogu śp. siostry Bernadetty, o czym świadczyło całe jej życie wydane służbie braciom: siostrom, z którymi żyła, księżom, za których wiernie się modliła i każdej napotkanej osobie powierzającej jej swoje troski i intencje. Wydała się bez reszty i otrzymała Miłość za miłość. Na marginesie: zauważyłyśmy, że zarówno ks. biskup, jak i o. prowincjał przejęzyczyli się, nazywając zmarłą siostrę świętą!
Przybyło 37 księży i ojców, oraz 20 sióstr zakonnych, których przyjęłyśmy w zakonnym chórze, bo kaplica nie pomieściłaby wiernych. I tak sporo osób stało pod oknami kaplicy (było przygotowane nagłośnienie), w zakrystii i na korytarzu…
Było to piękne wydarzenie, mimo bólu i łez, przeżyte w paschalnej radości i nadziei na rychłe spotkanie w Niebie! Ks. biskup Dajczak ze wzruszeniem mówił, że kolejna, już piąta karmelitanka bosa jest pochowana na terenie naszej diecezji. Skomentował ten fakt jako zakorzenianie się Karmelu na tej ziemi, tak bardzo ocierpianej i potrzebującej ofiary i wstawiennictwa.
Dziękujemy naszym siostrom z karmelu wrocławskiego, które akurat gościłyśmy z racji powodzi, naszym braciom karmelitom, nowicjuszom, którzy dzielnie nieśli trumnę, za współudział, duchowe i materialne wsparcie i modlitwę. Niech Pan będzie we wszystkim uwielbiony!
Dodano: 15 października 2024
Dziś się ma dusza snuje nad ziemią,
Jak mgła poranna
Nabrzmiała łzami, ciężkim zwątpieniem
Jakby umarła
Dusza ma dzisiaj, jak zwierz zraniony
Do mchu przywarła
I padła bólem, smutkiem zmroczona
Co nań natarły
Jeden Twój uśmiech Niebieska Mamo
Wszystko odmienia
Ty atmosferą Słońcem nagrzaną
Otulasz ziemię
Twoje spojrzenie ciepłe słodyczą
Na szczyt wynosi
Nie ma już bólu, smutku, goryczy
Jest łaski rosa
Twoje ramiona, co Dziecię tulą
I mnie przygarną
Mamo Jezusa, moja Matulo
Maryjo Panno
s.R.
Dodano: 10 październik 2024
W poniedziałkowy poranek 30. września, prawie tydzień po śmierci naszej s. Bernadetty (24. września), o godz. 8.00 przywieziono ciało Siostry do klasztoru. Głowa Zmarłej została przyozdobiona różanym wiankiem, jak niegdyś podczas ślubów, które były zaślubinami w wierze, a teraz, wierzymy mocno, poza bramą śmierci dokonały się ostateczne zaślubiny z Umiłowanym „twarzą w twarz”, w widzeniu i chwale.
Do godziny 11.30 trwały osobiste spotkania i pożegnania ze Zmarłą przy otwartej trumnie. Współsiostry, rodzina, bliscy, przyjaciele i wiele, wiele osób, które mimo poniedziałkowego dnia pracy, zjawiły się na to ostatnie pożegnanie.
Przyjaciel s. Bernadetty, przybyły z Dolnego Śląska ks. Marian Kopko, przewodniczył modlitwom przy trumnie. Następnie bracia karmelici zamknęli trumnę i przenieśli ją na środek zakonnego chóru. Siostra została otoczona przez liczne grono przybyłych sióstr zakonnych (około 20), karmelitańskie współsiostry, oraz około 40 księży przybyłych nie tylko z naszej diecezji, ale także z innych stron Polski. Kaplica natomiast nie była w stanie pomieścić wszystkich zebranych, których część uczestniczyła w uroczystości poza kaplicą, w zadaszonym namiocie, na ławkach z pobliskiej szkoły, przy dobrym nagłośnieniu, wśród szumu klasztornego lasu…
O godzinie 12 rozpoczęliśmy wspólny różaniec – część chwalebną – prowadzony przez siostry z różnych zgromadzeń.
Eucharystii o 12.30 przewodniczył biskup senior naszej diecezji, bp Edward Dajczak, w najbliższej koncelebrze z Ojcem Prowincjałem Łukaszem Kansym OCD, ks. Marianem Kopko i ks. Mariuszem Kucińskim – przyjaciółmi siostry Bernadetty, oraz z licznie zgromadzonymi w karmelitańskim chórze ojcami i księżmi.
Homilia wygłoszona przez o. Prowincjała przybliżyła postać s. Bernadetty – nie tyle w wymiarze jej zewnętrznych działań, które dla karmelitanki są bardzo ograniczone – ale w wymiarze wewnętrznym. Gotowość oddania się na całego, bez reszty, Umiłowanemu nade wszystko Bogu, przebijała z biograficznych wspomnień młodości i pozostała żywa do ostatnich dni życia Siostry.
Po Eucharystii i modlitwach końcowych – pożegnaniu Zmarłej i zawierzenia jej Bogu – uformowała się procesja: nasz przyjaciel Andrzej z krzyżem, współsiostry (z białymi różami w rękach, które razem z różanymi płatkami, zamiast ziemi posypały się na trumnę), pozostałe siostry zakonne, ks. Biskup, ojcowie i księża, trumna z ciałem Siostry, rodzina, bliscy i wielu, bardzo wielu tych, dla których siostra Bernadetta była ważną, cenioną, bliską i zaufaną osobą.
Choć wiele serc było pogrążonych w bólu straty, cierpienia, niedowierzania wobec tak niespodziewanej śmierci, w cieniu mroku i żałoby, nieustannie przebijały się jednak, w myślach, atmosferze, w pieśniach, treści niosące nadzieję – Ja nie umieram, ale wchodzę w życie – jak niegdyś wołała św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
My straciliśmy siostrę, ciocię, przyjaciółkę, bliską i zaufaną osobę, ale wierzymy mocno i wiemy, że cieszy się niebo, które otwarło swe podwoje dla kolejnej oblubienicy Jezusa, już piątej z borneńskiej wspólnoty.
Jezus tak niespodziewanie zabrał Siostrę do siebie, nie oswajając nas z tym rozstaniem (przecież wyjechała z domu na rehabilitację, po której miała wrócić wzmocniona i odnowiona…), ale wierzymy, zgodnie z pawłowym przekonaniem, które było tak bliskie siostrze Bernadetcie, że Bóg mocen jest ze wszystkiego wyprowadzić dobro, jeśli Jemu się oddamy i zawierzymy:
„Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują,
współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,28)
– bo Bóg jest dobry – ZAWSZE
Dodano: 29 września 2024
Nasza karmelitańska Reguła wzywa nas do nieustannego trwania na modlitwie i życia w świadomości Bożej obecności. Bez tego trudno mówić o życiu kontemplacyjnym. Sam Bóg powiedział o sobie Mojżeszowi: JESTEM, który JESTEM, a św. Eliasz wyznawał: Żyje Bóg, przed którego obliczem stoję. Bóg jest zatem nieustanną, miłującą OBECNOŚCIĄ; w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28). Wiara i miłość pozwalają nam odkrywać tę Obecność w nas i wokół nas i odpowiadać naszą świadomą obecnością w Niej. To jest istota modlitwy nieustannej, do której Bóg zaprasza nie tylko nas, mniszki, lecz każdego wierzącego: nieustannie się módlcie…
Jednak co to tak naprawdę oznacza i czy w ogóle jest to możliwe? Przecież w praktyce nie wydaje się realne, by pośród wielu wyzwań codzienności trwać bez przerwy myślą przy Bogu. Nasze prace, odpowiedzialności, troska o innych i służba wspólnocie angażują także nasz umysł i zdaje się, że modlitwa wielokrotnie musi pójść na kompromis z tymi wymaganiami. Czy wobec tego życie modlitwą, chodzenie w Bożej obecności, to tylko pobożne i duchowe, ale niezbyt realne marzenie?
Gdyby tak było, nasze powołanie i życie karmelitańskie nie miałoby słusznego uzasadnienia. Bóg jednak zaprasza nas do relacji przyjaźni z Nim, wręcz do głębokiej zażyłości, aby przelewać na nas i przez nas swoją miłość. Dlatego św. Teresa od Jezusa poucza nas, że w modlitwie nie chodzi o to, aby dużo rozmyślać, lecz aby dużo miłować. Święta nie oczekuje od nas wielkich o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia, tylko tego, byśmy spoglądały na Niego z miłosną uwagą. Nasz brat w Karmelu, Wawrzyniec od Zmartwychwstania (XVII w.), dał nam bardzo mocne świadectwo życia w wewnętrznym spojrzeniu na Boga w sobie. Z wielką prostotą dzielił się swoim doświadczeniem i przekonywał: Praktyką najbardziej świętą, najbardziej powszechną i najbardziej konieczną w życiu duchowym jest trwanie w obecności Boga. Trwać w jego obecności oznacza znajdować upodobanie w Jego boskim towarzystwie i przyzwyczajać się do przebywania z Nim, mówiąc do Niego pokornie i czule, rozmawiając z Nim w każdym czasie, w każdej chwili, bez określonych zasad czy ograniczeń czasowych, szczególnie zaś w czasie pokus, cierpień, oschłości, niesmaku, a nawet niewierności i grzechów. Nie trzeba koniecznie zawsze być w kościele, żeby przebywać z Bogiem; możemy zamienić nasze serce w oratorium, do którego od czasu do czasu odejdziemy, żeby tam z Nim rozmawiać – łagodnie, pokornie i z miłością. Wszyscy są zdolni do tych poufnych rozmów z Bogiem. Potwierdza to również wielu naszych świętych karmelitańskich, szczególnie św. Teresa od Dzieciątka Jezus i św. Elżbieta od Trójcy Świętej.
Ta prostota bycia z Bogiem zawsze mnie bardzo pociągała w Karmelu: szukanie i odkrywanie Go we wszystkim, trwanie w Jego obecności i pod Jego miłującym spojrzeniem! Tylko tyle czy aż tyle? I jedno, i drugie jest prawdziwe. Z jednej strony: Bóg daje nam Siebie i zaprasza do wspólnoty miłości z Nim, a z drugiej – nasze pragnienia nie idą w parze z ludzką kondycją, która nas ogranicza.
Jak więc możemy sobie pomóc, aby świadomie trwać w obecności Boga, sercem przy Jego Sercu?
Nie ma tutaj uniwersalnej metody, ponieważ każdy ma swoje wrażliwości, upodobania i swoją drogę modlitwy. Poza tym, kreatywność zależy też od naszej miłości i ona będzie podpowiadać nam sposoby jej wyrażania. Warto szukać prostych form takiego trwania przy Bogu, aby łatwiej było je łączyć z zewnętrznymi zajęciami i wewnętrznym zaangażowaniem. Naszego ducha najbardziej karmi Słowo Boże, zatem dobrze jest wracać w pamięci i nosić w sercu teksty z liturgii dnia albo przywoływać inne, które odpowiadają temu, co aktualnie robimy lub przeżywamy. Kiedy indziej będą to krótkie, coraz częściej powtarzane westchnienia duszy i słowa naszej prośby, troski, ofiarowania, pragnienia, tęsknoty, skruchy, radości lub wdzięczności, które są echem naszego tu i teraz. Ważne jest, abyśmy cierpliwie i z mocną determinacją ćwiczyli się w tej praktyce. Ona stopniowo stanie się przyzwyczajeniem i oddechem duszy. Wiem, że to wymaga od nas sporo czasu i trudu, a nierzadko także walki ze zniechęceniem. Lecz w tych zmaganiach nie pozostajemy sami: Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8,28), a Duch przychodzi z pomocą naszej słabości; gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, On sam przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8,26).
Dlatego możemy wciąż po prostu przyłączać się do Jego modlitwy w nas, czyniąc ją także naszą. Żadne zajęcia, zewnętrzne czy wewnętrzne, nie przeszkadzają nam, by możliwie często „wchodzić” do wnętrza naszej duszy, choćby na chwilę spotkania z Trójcą Świętą. Jeśli będziemy wierni w przywoływaniu swojej uwagi i spojrzenia na Boga, to z czasem doświadczymy, że On sam coraz częściej przywołuje nasze spojrzenie ku Sobie.
Podzielę się jeszcze moim dawnym, nowicjackim odkryciem, które dało mi niemałą pociechę i radość na drogach modlitwy, a którego potwierdzenie znalazłam u św. Teresy od Dzieciątka Jezus i u św. Augustyna. Chodzi o najgłębsze, szczere pragnienia, których siła i stałość, pomimo ludzkiej biedy i słabości, są łaską, niezasłużonym darem od Boga, dzięki któremu nasza ukryta modlitwa wciąż pulsuje w nas, nawet jeśli jej nie odczuwamy. Lepiej i trafniej oddają to słowa samego św. Augustyna: Twoje pragnienie jest twoją modlitwą. Gdy ono nie ustaje, to i modlitwa nie ustaje. Istnieje inna, wewnętrzna, nieustanna modlitwa, a jest nią pragnienie. Choćbyś się oddawał innemu zajęciu, nie przestajesz się modlić, jeśli tylko zachowujesz pragnienie tego szabatu, którym jest odpoczynek nieba. Jeśli chcesz nieustannej modlitwy, nie ustawaj w pragnieniu. Ta prawda przynosi mojej duszy wolność i ukojenie, i radość, i wdzięczność.
Przenikasz i znasz mnie, Panie, z daleka spostrzegasz moje myśli.
Zanim słowo się znajdzie na moim języku, Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ps 139,1-2.4
T. Bernadetta od Jezusa i Maryi
Teraz już żyje przeniknięta i zanurzona w Bożą Obecność.
Dodano: 15 września 2024
Ksiądz Krzysztof Wons przez następujące po sobie stronice swojej Lectio divina o Maryi, całej Pięknej ukazuje źródło Jej wewnętrznego piękna: wsłuchiwanie się i posłuszeństwo słowu Boga. To wierne słuchanie, dzień po dniu i rok po roku, doprowadza Ją do szczytu Golgoty, gdzie przyjdzie Jej trzymać na kolanach martwe ciało Jezusa. W sercu, w którym zawsze zachowywała i rozważała słowa Boże, powraca wspomnienie Bożych obietnic: będzie On wielki, będzie nazwany Synem Najwyższego, Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida… (Łk, 1,32). Teraz jednak widzi Jezusa zmaltretowanego, bezsilnego, bezwładnego i ostatecznie zabitego, a Jego jedynym tronem są Jej drżące kolana. A jednak, ponad zewnętrznymi faktami, Jej wyostrzony wzrok wiary jest w stanie odkryć, że słabość i bezradność Wcielonego Boga (ta z Betlejem i ta z Golgoty), to Jego droga do człowieka i do Ojca.
Maryja na Golgocie obejmuje ramionami martwe ciało Jezusa i nie przestaje wierzyć, że On jest Synem Najwyższego Boga, jak powiedział anioł Gabriel (Łk 1,32). Pieści na drżących kolanach zmarłego Jezusa, jakby pieściła niemowlę. Rozumie i godzi się, że Bóg właśnie tak się objawia i tak zbawia świat: na drodze słabości i kruchości.[1]
Ile jeszcze drogi trzeba przejść, by nauczyć się patrzeć na słabość i kruchość ‒ tak własną, jak i cudzą ‒ jak Maryja. Oswoić się z nią, przestać się gorszyć czy zżymać, co więcej: nie tylko zgodzić się na nią, ale i ją pokochać. Przeniknąć zasłonę wiary, zobaczyć prawdę Jezusa: bezbronnego, ufnego i oddanego tak w Betlejem, jak i na Kalwarii, i ruszyć w tę samą drogę. Na własnych, słabych przecież, siłach trudno tu polegać, ale: Kiedy Maryja zaczyna nas czegoś uczyć, nigdy nie kończy jedynie na słowach.[2]
[1] Krzysztof Wons SDS, Cała Piękna Maryja, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2017, s. 160.
[2] dz. cyt., s. 50.
Dodano: 1 września 2024
„Nie lękaj się!”
– wciąż mi powtarzasz.
Ja będę z tobą,
gdy pójdziesz przez ogień
i nie spali cię płomień
a wody wielkie
nie zatopią ciebie
i bać się nie musisz,
bo Cię nie opuszczę
i nie zostawię w potrzebie.
s.B.
Dodano: 22 sierpnia 2024
WADA |
CNOTA |
skąpstwo |
poprzestawanie na małym |
chciwość |
szczodrość |
nienasycenie |
powściągliwość |
skąpstwo |
skromność |
egoizm |
bezinteresowność |
O ty, diaboliczna pomyłko życia! Jak wilk zwinnie rzucasz się na swą zdobycz i zachłannie pochłaniasz obcą własność. Zachowujesz się bezdusznie i opryskliwie, ponieważ nie dbasz o szczęście swych bliźnich. Dlatego nigdy nie będziesz szczęśliwa i schowasz się w dziurze w ziemi jak robak, bowiem odrzucasz niewidzialne bogactwo nieba.
Jednak ja wznoszę się nad gwiazdami i raduję się z Bożej dobroci. Miłuję słodki dźwięk werbli, ponieważ ufam Bogu. Gdy z Nim przebywam, całuje mnie Słońce. Kiedy z miłością obejmuję Boga, zyskuję przychylność Księżyca. Jestem zadowolona z tego, co rośnie na ziemi. Czemu mam pragnąć dla siebie więcej, niż potrzebuję? Wszystkim innym ludziom okazuję pomoc, dlatego moje szaty są uszyte z białego jedwabiu i ozdobione cennymi, szlachetnymi kamieniami. Jeśli ktoś rzeczywiście mnie potrzebuje, jestem na zawołanie, okazując swą uprzejmość i uczynność. Mieszkam w królewskim pałacu i mam wszystko, czego potrzebuję do życia. Jestem córką króla i biorę udział w jego uczcie. Jednak ty, chciwości, gnasz wokół całej kuli ziemskiej i zapychasz sobie brzuch, nie mogąc się nasycić. Uważaj, co czynisz.
Dodano: 15 sierpnia 2024
Za miesięcznikiem W naszej Rodzinie
W porze popołudniowej lub według innego tłumaczenia Biblii – w łagodnym powiewie wiatru, Pan Bóg zwykł wybierać się z Adamem na spacer. Któregoś jednak razu, gdy Bóg przechadzał się po ogrodzie, nie spotkał tam Adama, więc zawołał: Gdzie jesteś, Adamie?
Tym razem Adam nie wyszedł Mu naprzeciw, zrezygnował z tego codziennego spaceru i się ukrył, gdyż… sprzeciwił się Bogu. Wszedł na swoje samowolne i grzeszne ścieżki. Adam ukrył się przed Bogiem, oddalił od Niego i z czasem się odzwyczaił, zapomniał, jak wspaniałe były przechadzki z Bogiem, ramię w ramię: rozmowy, dzielenia się, zachwyt przyrodą, wspólne odkrywanie wciąż nowych cudów natury…
Nota bene, odkrywamy je nadal i zawężające się specjalizacje w badaniach naukowych rozpoznają ciągle nowe i nieskończone bogactwa flory i fauny w świecie. Nie, to, co piszę, to nie jest bajka na letnie, wakacyjne wieczory, ale to trzeci rozdział księgi Rodzaju, historia piękna i dramatyczna zarazem…
Naturalność kontaktu z Bogiem, jaka była udziałem Adama przed grzechem, poszła z czasem w zapomnienie. Człowiek coraz bardziej oddala się od Boga, a On, na różne sposoby, nieustannie woła do człowieka: Gdzie jesteś? Czekam na ciebie, tęsknię za tobą…
Tę naturalność bardzo mozolnie odzyskujemy, tak w wymiarze całej ludzkości, przez wieki, jak i w osobistym wymiarze życia każdego człowieka. Ten wysiłek i tę drogę możemy nazwać…modlitwą. Modlitwa ma oczywiście różne formy i wymiary, ale może w ten wakacyjny czas warto zatrzymać się na modlitwie będącej… spacerem z Panem Bogiem. Powrót do trzeciego rozdziału księgi Rodzaju, gdy Adam zwykł spacerować z Bogiem „w łagodnym powiewie wiatru”, może być dla nas wakacyjnym wyzwaniem. Rozpoznawać Boga w pięknie przyrody, sile jej żywiołów, w jej potędze, ale także jej delikatności, subtelności, ulotności, kruchej urodzie, która się nie narzuca, ale jest tak hojnie rozsiana na drogach naszych wędrówek…. Mówić Mu o Jego pięknych i potężnych dziełach, dzielić się z Nim wrażeniami, zapraszać Go do wspólnego wędrowania, ramię w ramię, serce przy sercu… Odzyskiwać naturalność w relacji z Bogiem, jakiej On pragnął dla Adama i nieustannie pragnie dla każdego z nas…
W dokumencie o modlitwie rzymskiej Dykasterii do spraw Ewangelizacji na aktualny rok, Rok Modlitwy: „Panie naucz nas się modlić”, do którego wracam przez ostatnie miesiące, czytamy: „Modlitwa nie jest jedynie pobożną praktyką, lecz raczej porównywalna jest do „oddychania duszy”, jest wyrazem głębokiej i naturalnej potrzeby każdego człowieka. Modlitwa, zdaniem Papieża Franciszka, to prawdziwy dialog z Bogiem „twarzą w twarz”, to chwila słuchania i odpowiedzi, podczas której wierny otwiera się na wolę i przewodnictwo Pana. (…) Tak, jak uczniowie prosili Jezusa, aby nauczył ich się modlić, także i my, aby wejść w bardziej intymną i osobistą relację z Bogiem, nie powinniśmy bać się prosić o pomoc przede wszystkim Mistrza, a następnie tych, którzy jako przewodnicy duchowi dłużej chodzą w obecności Pana i nauczyli się już rozpoznawać Jego kroki i drogę”.
Idąc za sugestią dokumentu, by nie obawiać się prosić o pomoc i radę tych, którzy przed nami nawiązali głęboką i naturalną więź z Panem, przytoczę słowa karmelitańskiej przewodniczki wiary na drogach modlitwy: świętej Elżbiety od Trójcy Świętej. Ta francuska karmelitanka żyjąca na przełomie XIX i XX wieku, spędziła 6 lat w Karmelu umierając w wieku 26 lat. Odkryła swoje „niebo na ziemi’, którym była obecność żyjącego w niej Boga.
„Gdy twoje ciało odpoczywa, myśl, że odpoczynkiem twojej duszy jest On i że jak dziecko lubi przebywać w ramionach matki, ty także znajdujesz odprężenie w ramionach tego Boga, który zewsząd cię otacza. My nie możemy z Niego wyjść, ale – niestety! – często zapominamy o Jego świętej obecności i zostawiamy Go samiutkiego, aby się zajmować sprawami, które nie są Jego. Zażyłość z Bogiem jest bardzo prosta. Ona raczej przynosi odpoczynek, aniżeli męczy – jak dziecko odpoczywa pod wejrzeniem matki…”.
Jaki to paradoks, jesteśmy w Bogu, nie możemy z Niego wyjść, a…zapominamy o Nim, a potem mozolnie musimy odnajdywać drogę powrotu to własnego wnętrza, gdzie On przebywa.
Życzę na ten wakacyjny czas wspaniałych wędrówek w dal i w głąb siebie, zawsze w pewności tego, że Bóg jest obecny w nas, obok nas, wędruje ramię w ramię, ciesząc się naszą radością, otwartymi oczyma odkrywającymi Jego dary rozsiane wokół.
Gdzie jesteś, Adamie? – Idę ku Tobie, mój Panie…
s.E.
Dodano: 08 sierpnia 2024
WADA |
CNOTA |
poczucie braku sensu / radości życia |
radość życia |
apatia / przygnębienie |
wesołość / radość |
rozpacz |
ufność |
smutek |
optymizm |
melancholia |
pogoda ducha |
Bóg stworzył radosnego człowieka, ale z powodu twej negatywnej postawy, troski doprowadziły cię do stanu głębokiej chandry. Popatrz tylko na Słońce, Księżyc, gwiazdy i cały niesamowity przepych zieleniejącej się siły życia na ziemi i pomyśl, jakim szczęściem Bóg obdarzył wszystkich ludzi. W gruncie rzeczy jesteś zaślepiony, leniwy, bezwzględny, nieodpowiedzialny i egoistyczny. Zamiast całkowicie zaufać Bogu, tylko powątpiewasz, bowiem wcale nie dbasz o twą boską naturę. Któż codziennie ofiarowuje ci wspaniałe, dobre dary, jeśli nie Bóg? Gdy dzień z pośpiechem wybiega ci naprzeciw, nazywasz to nocą, a gdy spotyka cię szczęście, nazywasz to nieszczęściem. Kiedy dobrze ci się powodzi, twierdzisz, że wiedzie ci się źle. Dlatego żyjesz w obłąkaniu, w mroku marnego żywota.
Ja jednak mam niebo już tutaj na ziemi, bowiem odpowiedzialnie chronię wszystko, co stworzył Bóg, podczas, gdy ty niszczysz i pustoszysz dzieło stworzenia.
Czule kładę na sercu kwitnące róże, lilie i całą zieleniejącą się świeżość życia. Chwalę Boże dzieła, podczas gdy ty jedynie gromadzisz ból.
Negatywnie oceniasz wszystkie swoje czyny, dlatego przypominasz piekielne duchy, które swoim pyszałkowatym zachowaniem wciąż tylko zaprzeczają Bogu. Ja tak nie postępuję, ponieważ poświęcam Mu całą moją uwagę. W smutku również kryje się radość, a w radości szczęście. Albowiem szczęście i nieszczęście występują na przemian jak dzień i noc. Dlatego radość i cierpienie również zmieniają się jak pory dnia.
Spójrz tylko na ptaki pod niebem i okrutnie pożerane przez nie robaki na ziemi. Tak też wygląda sytuacja ze szczęściem unicestwiającym nieszczęście tego świata. Bardzo ważne, by to, co użyteczne, niszczyło to, co bezużyteczne i bezwartościowe, podobnie jak złoto ulega oczyszczeniu w ogniu rozpalonym w piecu. Jednak ty zawsze wybierasz tylko gorzką stronę życia, ja zaś dostrzegam dokładnie jej przeciwieństwo. Wartość i jej brak widzę tak, jak to ustanowił Bóg. Dusza dąży do nieba, zaś ciało do ziemi. Ciało gnębi duszę, jednak ta je kontroluje. Spójrz tylko, jaki jesteś głupi i ślepy, i jakie bzdury opowiadasz.
Dodano: 1 sierpnia 2024
Mój Miły jest jak gór wyżyny
Śmigły jak wiatr, jak łania rączy
Całuje szczyty, muska doliny
Okrywa zbocza zielem kwitnącym
Mój Miły jest jak potok rwący
Co w rzekę życia się rozlewa
Po obu brzegach sad kwitnący
A w nim rodzące wiecznie drzewa
Mój Miły jest jak krzew płonący
Pochodnią Krzyża świeci światu
On winoroślą jest kwitnącą
I jak pszenica się wyzłaca
Mój Miły jest jak małe ziarno
Rzucone w glebę serca mego
I choć Go Wszechświat nie ogarnia
On cały mój, a jam jest Jego
s.R.
Dodano: 22 lipca 2024
WADA |
CNOTA |
brak szacunku |
głęboki szacunek |
pogarda |
poważanie |
lekceważenie |
uznanie |
upokorzenie |
uwielbienie |
bezwzględność |
wzgląd na drugiego człowieka |
Czemu wmawiam sobie, że dobrze znam wszystkie Boże dzieła? Przez swoją aberrację zniszczyłbym całe swoje życie, tak, jak czynisz ty, nieudaczniku, bowiem wszystko atakujesz i obrzydzasz.
Wędruję po górach i dolinach u boku Boga i cieszę się, że uczestniczę w Jego dziele stworzenia. Nikogo nie ranię i każdego szanuję.
Jednak ciebie, o bezwzględności, pragnę rozdeptać pod butami jak błoto. Nie zasługujesz na nic innego, ponieważ przynosisz tylko zmartwienie i wyczerpanie.
Dodano: 15 lipca 2024
Córko Eliasza, Matko z Gór Karmelu,
Twymi stopami nasz szlak wydeptany.
Tyś pierwszą Syna Swego uczennicą,
słuchającą Słowa, wiernie go strzegącą.
Ukryta w Elohim w szmerze
łagodnego powiewu,
sama wypełniasz, co nam przeznaczyłaś.
Twój dom to dom modlitwy
i namiot Mojżesza
wśród pustynnej ciszy.
s.B.
Dodano: 08 lipca 2024
WADA |
CNOTA |
magia / zaklinanie |
prawdziwe uwielbienie Boga |
okultyzm |
wiedza o Bogu |
bałwochwalstwo |
etyka |
szarlataneria |
duchowość |
przesąd |
religia |
Bóg pragnie być uwielbiony przez swoje dzieło stworzenia, przez ciebie i przeze mnie, bowiem dał nam życie i je zachowuje. A czym jest życie? Polega ono na tym, że człowiek postępuje rozumnie i z sercem, podczas gdy inne stworzenia kierują się tylko instynktem. Co to oznacza? Człowiek żyje mając bystry rozum, zaś wszystkie zwierzęta działają instynktownie. W ten sposób ludzie dominują nad innymi stworzeniami, które niemo muszą się temu przyglądać i nie mogą ochronić siebie ani innych przed siłą i wandalizmem człowieka.
Magio, ty jesteś jak koło bez środka! Źródło bez praźródła! Poczyniłaś wiele odkryć w przyrodzie, ale na koniec dzieło stworzenia zabierze ci twój dobytek i władzę, ponieważ jesteś kamieniem, który wpada w przepaść. Wskutek swych nieodpowiedzialnych eksperymentów pozbawiłaś człowieka godności, zaś w głębi siebie wymazałaś imię swego Boga.
Znienawidzą cię wszystkie ludy ziemi, albowiem szydzisz ze Stworzyciela! Gdy inni ludzie czczą Boga, ty swoją czarną sztuką wodzisz ich za nos, dlatego w tym życiu otrzymasz nędzną zapłatę.
Dodano: 1 lipca 2024
Na Twoich kolanach
jak na tronie jakimś
siedzę już od rana
nie ma jak u Taty!
W dole wielka przepaść
my patrzymy w górę
na słońce i ptaki,
na pierzastą chmurę…
Spaść się nie obawiam
mogę nawet przysnąć,
bo nie lęk mnie trzyma,
ale twoja bliskość
Wiem, że zły czatuje,
tam w dole się piekli
okazji wypatruje
a widzi podeszwy.
s. M.
Dodano: 22 czerwca 2024
WADA |
CNOTA |
labilność |
stałość |
brak wytchnienia |
niezmienność |
niepokój |
opanowanie |
bezcelowość |
świadome dążenie do celu |
słabość |
siła |
Ty, braku wytchnienia, prowadzisz daremną gierkę i jak trawa zamienisz się w rozdeptane przy drodze siano. Wszelkie twe postępki są bezsensowne jak zbędna próżność. Bezużytecznie włóczysz się po świecie jak spłoszona szarańcza. Dlatego wirujesz w powietrzu tu i tam, niczym zamieć śnieżna. Brakuje ci zarówno siły roztropności, jak również właściwej miary. Twoje życie przypomina żywot spłoszonych gołębi, które niespokojnie latają w jedną i drugą stronę, nie mogąc sobie znaleźć ostoi. Ty już zgniłeś i nie znajdziesz w swoim życiu spokoju.
Duch Święty daje życie oraz jest poruszycielem wszechświata i źródłem wszelkiego stworzonego bytu. To On oczyszcza wszechświat, wymazuje winy, namaszcza rany. Jest wspaniałym życiem, godnym pochwały, wskrzeszającym i odradzającym wszechświat.
Dodano: 15 czerwca 2024
Za miesięcznikiem W naszej Rodzinie
Wracając, zgodnie z kwietniową zapowiedzią, do dokumentu na aktualny rok, Rok Modlitwy: „Panie naucz nas się modlić”, chcę przywołać kolejną wypowiedź papieża Franciszka, tak punktualną na czerwcowy czas.
Po majówkach i licznych wyrazach pobożności maryjnej, tak żywo obecnych w miesiącu maju, stajemy u progu czerwca, miesiąca szczególnie poświęconego Sercu Jezusa. O tym Sercu, otwartym i pełnym miłości dla nas, „nieopancerzonym, jak się wyraził papież Franciszek, czytamy: „Serce Jezusa może otworzyć wspólny klucz, a jest to modlitwa. Ponieważ Bóg ma serce pełne miłości, serce ojca. Modlitwa jest największą siłą Kościoła (Przemówienie z 6 lutego 2016r.).
Co to znaczy, że Serce Jezusa otwiera modlitwa, skoro wcześniej jest mowa o tym, że jest ono „nieopancerzone”, otwarte i pełne miłości? Czy faktycznie potrzebujemy klucza, by otworzyć to otwarte Serce? Czy nie wylewa się z niego nieustanny strumień miłości i miłosierdzia, jak to widzimy choćby na powszechnie znanym obrazie namalowanym według wskazań siostry Faustyny? Tak, to serce jest wciąż otwarte, i odkąd przebiła je włócznia żołnierza na Golgocie symbolizująca nasze grzechy i odejścia, wraz z krwią i wodą nieustannie płynie z niego moc oczyszczenia i życia dla nas.
Wiemy jednak dobrze, że szczelnie zamknięte naczynie, zanurzone w rwącym nawet strumieniu, owszem, ochłodzi się, ale nie zostanie napełnione… Modlitwa zatem otwiera Serce Boga dla nas, a dokładniej: otwiera nasze serce na Boga. Modląc się, wylewając przed Bogiem moje serce, czynię je podatnym na Jego dotknięcia, na zasiew Jego słowa, na moc Jego łaski. Otwierając podczas modlitwy serce na Boga pozwalam, by życiodajne strumienie Jego łaski, miłosierdzia Jego Serca, przelewały się w moje ubogie, grzeszne i poranione serce, oczyszczały je, umacniały i ożywiały.
We wspomnianym dokumencie czytamy kolejne słowa papieża Franciszka: „Poprzez modlitwę Słowo Boże zamieszkuje w nas, a my w nim. Słowo inspiruje dobre intencje i podtrzymuje działanie; daje nam siłę i pogodę ducha, i nawet wtedy, gdy stawia nas w obliczu kryzysu, obdarza nas pokojem. W dniach trudnych i udręczających zapewnia sercu odrobinę zaufania i miłości, która chroni je przed atakami złego” (Audiencja generalna, 27 stycznia 2021 roku).
To wspólne zamieszkanie, Słowa w nas, a nas w Słowie, czy mówiąc inaczej, zamieszkanie w Sercu Jezusa i karmienie się Jego Słowem sprawia, że jesteśmy „podłączeni” do życiodajnego strumienia miłości Boga, która nas chroni, syci i przemienia.
Trwać przy Sercu Jezusa i Jego Słowie – tym jest właśnie modlitwa. Ona nie kończy się jedynie na recytowaniu modlitewnych formuł, co gorsza, czasem z umysłem i wyobraźnią błąkającymi się zupełnie gdzie indziej. Modlitwa to słuchanie bicia Serca Miłosiernego Pana, to poznawanie Go, Jego woli i dróg; modlitwa to czytanie i wsłuchiwanie się w Jego Słowo, to trwanie w wewnętrznym dialogu, często bez słów, także pośród codziennych spraw, co więcej, modlitwa przedłuża się i sprawia, że odczytujemy i reagujemy na wyzwania codzienności z tych głębin rozbudzonej i żywej wiary trwającej przy Sercu Boga.
Czerwiec to dobry czas, by poszczególne wezwania z Litanii do Najświętszego Serca Jezusa, uczynić aktami strzelistymi, dostosowanymi do dnia, sytuacji, poruszeń naszego serca, by ostatecznie uczyć się żyć jak On:
Serce Jezusa, ze Słowem Bożym istotowo zjednoczone, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, domie Boży i bramo niebios, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, w którym są wszystkie skarby mądrości i umiejętności, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zmiłuj się nad nami
Serce Jezusa, źródło życia i świętości, zmiłuj się nad nami
Amen.
s.E.
Dodano: 08 czerwca 2024
WADA |
CNOTA |
dysharmonia |
harmonia |
dysonans |
harmonia |
rozdarcie |
jedność |
nieustępliwość |
pojednanie |
wrogość |
przyjaźń |
Ty potworze, cóż za bzdury wygadujesz? Jak możesz zawładnąć Słońcem, Księżycem i gwiazdami i je zniszczyć? Nigdy! Wystarczyłaby jedna iskra pochodząca od Słońca, by przynieść ci zagładę. Już wpadasz do piekła, z którego pochodzisz razem ze swą kłótliwością. Cóż potrafisz uczynić? Nie potrafisz ożywić nawet myszy. Wywołujesz tylko spory i kłótnie. Bluźniąc, nie możesz nikogo zniszczyć, za to najbardziej szkodzisz samemu sobie.
Jak wół służy swojemu panu, tak i ty musisz pomagać Bogu. Jesteś całkowicie bezużyteczny. Tylko przeszkadzasz, bowiem wprowadzasz nieład do dzieła stworzenia i nie masz niczego do zaoferowania. Nie możesz zaszkodzić Bogu, ponieważ On ma prawo cię osądzić.
Dodano: 30 maj 2024
Sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi…
(Łk 24,16)
Za miesięcznikiem W naszej Rodzinie
Szli rozmawiając i roztrząsając minione wydarzenia, zastanawiając się, martwiąc i kłopocząc sprawą Jezusa a… samego Jezusa, który się do nich dołączył, nie zauważyli, nie rozpoznali. Na uwięzi były ich oczy, serca otumanione, umysły ociężałe, jak mówi ewangelista Łukasz.
Co prawda od lat nie uczestniczę w procesji Bożego Ciała, a cały ten dzień, jak wszystkie karmelitanki, spędzam na adoracji Najświętszego Sakramentu w kaplicy klasztoru. Pamiętam jednak dawne procesje i nie myślę, by wiele się zmieniło. Pamiętam ten zwarty i rozśpiewany tłum u czoła procesji, który z kolejnym metrem staje się coraz luźniejszy, coraz swobodniej wędruje, spaceruje wręcz, ogląda się, rozprasza, rozmawia, a w pewnych sytuacjach dyskretnie się usuwa, znika, wracając do swoich ważnych i pilnych spraw. Czy nie tak właśnie bywa podczas procesji Bożego Ciała, gdy idąc za Jezusem, zapominamy o Jezusie właśnie? Ruszamy w drogę z Jego powodu, a dość szybko, przesuwając się w tył procesji zaczynamy rozmawiać o rzeczach zewnętrznych, powierzchownych – wpierw tych związanych z procesją: z ozdobionymi oknami, ołtarzami, kwiatami, a potem, oczy będące „na uwięzi” zewnętrznych spraw, błąkają się bezmyślnie po sylwetkach osób idących obok, szybko zamieniają myśli w oceny, osądy, wewnętrzne ploteczki dzielone z osobą towarzyszącą, gdy już nie słychać śpiewów milknących w kolejnych rzędach procesji…
Tak, myśląc o procesji Bożego Ciała stanął mi przed oczyma ten fragment Łukaszowej Ewangelii z rozdziału 24 czytany przy trzecim ołtarzu. Procesja Bożego Ciała – w swej istocie wielkie wyznanie wiary ludzi wierzących, niestety, bywa czasem małostkowym wędrowaniem po nieistotnych, błahych, próżnych sprawach i myślach odległych od adoracji i uwielbienia Jezusa Eucharystycznego.
A zaczęło się zupełnie inaczej… Co prawda pierwsze wieki chrześcijaństwa były skoncentrowane na aspekcie ofiary i uczty właściwym sprawowanej Eucharystii. Najświętszy Sakrament przechowywano po to, by można go było zanieść nieobecnym czy jako wiatyk – umierającym. Powoli rodziło się jednak pragnienie Jego adoracji. Około XII wieku kult eucharystyczny zaczął się coraz mocniej rozwijać. Bezpośrednią przyczyną ustanowienia samej Uroczystości Bożego Ciała były widzenia św. Julianny z Cornillon (1193–1258), augustianki w Mont Cornillon w pobliżu Liège. Tam też, od 1246 roku rozpoczęto pierwsze procesje eucharystyczne dla uczczenia Ciała Jezusa i dla publicznego wyznania wiary w Jego żywą i realną obecność w Eucharystii. Podobnie pierwszy cud eucharystyczny w Bolsenie przypieczętował i pogłębił tę wiarę, podważaną w tamtych czasach przez różne ruchy i sekty. To w 1263 roku, w Bolsenie, w regionie włoskiego Lacjum, ksiądz, który powątpiewał w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii podczas jednej z celebracji miał dostrzec, że konsekrowana hostia zamieniła się w ciało, z którego wypływa krew. Naznaczony krwią korporał został przedstawiony papieżowi Urbanowi IV. Było to kolejne wydarzenie, które sprawiło, że tenże papież, w 1317 roku ogłosił Festum Corporis Christi (święto Ciała Chrystusa) jako obowiązujące dla całego kościoła. W Polsce zaczęto je obchodzić od 1320 roku. Opracowanie tekstów liturgicznych do Mszy św. i do Liturgii Godzin zostało później powierzone przez Urbana IV Tomaszowi z Akwinu. Kościół do dziś używa tych tekstów – często śpiewany jest hymn „Pange lingua” („Sław, języku”) a powszechnie znane są jego dwie ostatnie zwrotki rozpoczynające się od słów: „Przed tak wielkim Sakramentem”.
Biblijny Zacheusz nie bacząc na swą pozycję, na śmieszność przedsięwzięcia, wszedł na drzewo, by zobaczyć przechodzącego Jezusa. Potem, na Jego słowo, otworzył drzwi swojego domu – uniżył się „przed tak wielkim Sakramentem”. Oczy przestały być na uwięzi a serce zaczęło pałać na słowa Jezusa.
W którym miejscu stanę podczas tegorocznej procesji Bożego Ciała…?
s.E.
Dodano: 15 maja 2024
WADA |
CNOTA |
zapomnienie o Bogu |
świętość |
oblivio |
sanctitas |
nieszczęście |
świętość |
oddalenie od Boga |
bliskość Boga |
niekompletność |
kompletność |
Czemu mam nie narzucać innym swojej woli? Nic nie wiem o Bogu, a On także mnie nie zna. Nie chcę o Nim słyszeć, bo On po prostu o mnie zapomniał. Robię tylko to, co chcę i co mi się podoba.
Cóż za bzdury opowiadasz w swoim zaślepieniu? Któż cię stworzył i kto utrzymuje cię przy życiu? Jedynie Bóg! Czemu nie pojmujesz, że to On jest twoim Stwórcą, a nie ty sam? Wołam do Boga i proszę Go o wszystko, czego potrzeba mi do życia. Stosuję się do Jego wymagań i trwam przy nich. I poznaję przy tym samego Boga. Czuję Jego obecność, gdy modlę się do Niego i z Nim rozmawiam.
Duch czasu już dawno zapomniał o Bogu. Tymczasem tylko On daje człowiekowi to, co jest mu niezbędne do życia: strawę, przyodziewek i przyjaciół. Wprawdzie widzimy, jak wszystko rośnie, ale nie mamy pojęcia, jak to się dzieje. Tylko nieliczni zdają sobie sprawę, że żyją dzięki Bogu. Nikt nie potrafi uratować ludzkości i zachować jej przy życiu, tylko sam Bóg. Dlatego chcę wykorzystać siłę świętości, aby przebywać w świętej, Bożej obecności. Albowiem jestem tym, który niesie chorągiew w królestwie Boga, jestem księciem i dowódcą w Jego wojsku, z którym On dokonuje swoich dzieł.
Dodano: 08 maj 2024
WADA |
CNOTA |
chłód duszy |
emanowanie charyzmą |
śmierć duszy |
zbawienie duszy |
martwa dusza |
żywa dusza |
zguba |
uzdrowienie |
osłabienie układu odpornościowego |
silny układ odpornościowy |
Jesteś strzałą szatana, która leci pośród nocy. Ranisz wybranych ciężkimi cierpieniami, bo pragną czegoś, czego ty nie chcesz. Zamierzasz ich zniszczyć, ale ten plan ci się nie powiedzie.
Bowiem błogosławieni podnoszą się mocą wiary i siłami aniołów, ograniczając twoją władzę. Jak jeleń tęskni za świeżą wodą, tak oni pragną cię utopić. Uczynią to niczym w powodzi, z pomocą chrztu świętego, siedmioma darami Ducha Świętego. Dzięki temu znikniesz, ponieważ jesteś wrogiem Boga.
Ja jednak jestem fundamentem wszelkich dóbr w życiu i wieżą ochronną dla dobrych uczynków. Chrystus jest naszym wzorem i uzdrowicielem. Troszczę się o wszystkich poszukujących ludzi. Wzmacniam ich chrztem świętym i uzdrawiam chorych mocą Ducha Świętego.
Powrócisz do zdrowia na drodze zbawienia, zawdzięczając to również swemu życiu – nieskazitelnie czystemu i pełnemu energii, które kwitnie w Chrystusie jak lilia. Dzięki temu należę do zbawionych przez Boga.
Dodano: 01 maj 2024
We wszystkich trzech synoptycznych Ewangeliach czytamy o uzdrowieniu kobiety cierpiącej na krwotok. Jak wspominają ewangeliści, kobieta wiele lat cierpiała przez to schorzenie i całe swoje mienie wydała na lekarzy, a nic jej nie pomogło. Co więcej, choroba ta w ówczesnej kulturze była nie tylko upokarzająca, ale i sprowadzała rytualną nieczystość, przez co kobieta nie powinna nikogo dotykać. Ona jednak, umęczona cierpieniem i spragniona uzdrowienia powtarzała w sobie: żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa (Mk 5,28). Przedzierając się zatem przez liczny tłum, podeszła od tyłu i dotknęła Jezusowego płaszcza. Choroba, której dotychczas tak boleśnie doświadczała, która czyniła ją nieczystą, broniła dostępu do ludzi, upokarzała – zniknęła natychmiast. Upływ krwi rodzący ból i cierpienie został zatrzymany. Dotknięcie z wiarą Jezusowego płaszcza zaowocowało uzdrowieniem. Cierpienie dało jej tę odwagę, by przekroczyć wszelkie przeszkody i z wiarą ukryć się w cieniu płaszcza Jezusa.Ten biblijny fragment pojawił się w moim sercu, gdy czytałam w książce o. Dolindo o innej krwi i płaszczu… Nieczystość grzechu, częstokroć ukryta, oddala od Boga, oddziela od Niego, sprawia, że prawdziwe życie uchodzi z człowieka. Taka jest kondycja osoby pogrążonej w grzechu i zwykle skutecznie uśpionej przez złego ducha. Inaczej niż kobieta cierpiąca na krwotok, ktoś taki nie czuje, że życie z niego uchodzi, że wewnętrznie umiera, że niezauważenie wchodzi na pochyłą równię prowadzącą wprost do piekła.
Kobieta cierpiąca na krwotok wołała cierpieniem i wiarą, człowiek zanurzony w grzechu zwykle nie woła świadomie Jezusa. Ale Jezus, do końca walczący o człowieka, również wtedy przychodzi – czy to w odpowiedzi na nieuświadomione wołanie grzesznika o pełnię życia i szczęścia, czy też przynaglany modlitwami przyjaciół – przychodzi z łaską cierpienia i okrywa umierającego w grzechu człowieka swoim płaszczem. Dotyka go rąbkiem skrwawionego w męce płaszcza – dając mu przez to udział w boleści Swej męki i dzieląc się z nim zbawiennym cierpieniem i bólem. Cierpieniem tak głębokim i prawdziwym, że choć zdawać się może, że zamienia ono w ruiny budowlę naszego życia, to w rzeczywistości rodzi owoc życia – pełnego, na wieki. Jak mówi o. Dolindo:
Ludzi oddalonych Jezus przyciąga ku sobie przez ból, który w nich samych jest czymś przykrym, ale okazuje się zawsze rąbkiem Jego skrwawionego płaszcza, którym ich okrywa. *
Jezu, gdyby zdarzyło się nam pogubić w życiu, uśpić nasze sumienie, ulegając kuszeniom diabła i trwać w nieuświadomionym nawet do końca grzechu – przyjdź i okryj nas choćby rąbkiem Twego skrwawionego w bolesnej męce płaszcza – a żyć będziemy…
s.E.
____________________________________________________________
*Ks. Dolindo Ruotolo, W twej duszy jest niebo, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2018, s. 181.
Z książki: Echa, czyli 50 książek w jednej, s. Ewa M. Elżbieta Kolinko ocd
Dodano: 22 kwietnia 2024
WADA |
CNOTA |
troska o sprawy doczesne |
pragnienie nieba |
troska o sprawy materialne |
ufność Bogu |
przygnębienie |
beztroska |
lęk egzystencjalny |
duchowość |
cura terrenorum |
caeleste desiderium |
O złodzieju dusz, cóż tam opowiadasz? Twoje poczynania i dążenia są oszustwem, bowiem nie ufasz Bogu, chociaż On codziennie troszczy się o ciebie. Jak ciało nie może obyć się bez duszy, tak żaden owoc nie urośnie bez Bożego udziału. Spójrz na umarłych, ich kości leżą w bezruchu, ponieważ nie potrzebują już duszy. W swoim kruchym życiu niczego nie osiągniesz bez Bożej łaski! W codziennym zgiełku po prostu zapomniałeś o Bogu i nawet o Niego nie pytasz, dlatego twoje życie jest pozbawione sensu.
Jednak ja mam swą ojczyznę w niebie i żyję w harmonii ze wszystkimi stworzeniami. Jestem życiową siłą dla wszystkich poczynań i istnień oraz skarbem dla wszystkich Bożych sił. Jestem ucieleśnieniem radości i zachwytu nad miłością Boga do człowieka. Na swoich skrzydłach lecę przez wszechświat i wszystko wypełniam sprawiedliwością. Wspinam się na najwyższe góry, aby oko w oko podziwiać Boże dzieła. Nie szukam niczego poza zbawieniem i uzdrowieniem dla wszystkich ludzi. Jestem grą na strunach i dźwiękiem cytry dla Bożej życzliwości, która przenika mnie od stóp do głów.
Dodano: 15 kwietnia 2024
Dokument watykańskiej Dykasterii do spraw Ewangelizacji: „Naucz nas się modlić” jest inspirowany słowami papieża Franciszka, który ogłaszając bieżący rok Rokiem Modlitwy, będącym przygotowaniem i wprowadzeniem w Jubileusz roku 2025, zwrócił się do wiernych słowami: „Proszę was o wzmożenie modlitwy, aby się przygotować do dobrego przeżywania tego wydarzenia łaski i doświadczyć w nim mocy nadziei Boga. Dlatego dzisiaj rozpoczynamy Rok Modlitwy, to znaczy rok poświęcony odkrywaniu na nowo wielkiej wartości i absolutnej potrzeby modlitwy w życiu osobistym, w życiu Kościoła i świata” (Anioł Pański, 21 stycznia 2024 roku).
Nie sposób zatem pominąć to wydarzenie i ten temat, gdy piszę „z karmelitańskiego zacisza”, miejsca nieustannej modlitwy. O niej zatem będzie tak ten, jak prawdopodobnie, także kolejne moje refleksje w tegorocznych miesięcznikach.
Zanim otworzą się dla nas Bramy Miłosierdzia, Drzwi Święte Jubileuszu Odkupienia, warto się do niego przygotować właśnie wzmożoną modlitwą, głębszym, osobistym dialogiem z Bogiem, refleksją nad naszą wiarą. W swoich katechezach Papież wielokrotnie wskazywał, że modlitwa jest drogą do zetknięcia się z najgłębszą prawdą o nas samych, gdzie obecne jest światło samego Boga. Mówił: „Dzięki modlitwie możemy przybyć z sercem gotowym na przyjęcie darów łaski i przebaczenia, które przyniesie Jubileusz, jako żywy wyraz naszej relacji z Bogiem. Zanurzmy się zatem w modlitwie, będącej ciągłym dialogiem ze Stwórcą, odkrywając radość ciszy, spokój doświadczonego przebaczenia i siłę wstawiennictwa w komunii świętych”.
Dobrze byłoby wrócić w tym roku do papieskiego nauczania o modlitwie – zwłaszcza z cyklu „Katechezy o modlitwie”, które zostały wygłoszone w dniach od 6 maja 2020 roku do 26 czerwca 2021 roku. Papież wielokrotnie w nich przypomina, że modlitwa jest intymnym dialogiem ze Stwórcą; dialogiem, który zaczyna się w ludzkim sercu, aby ludzkie serce znalazło „Serce” Boga, wypełnione Jego miłosierdziem, zdolnym przemienić nasze życie. W tym dialogu wierzący nie tylko rozmawia z Bogiem, ale uczy się także Go słuchać, znajdując odpowiedzi i wskazówki w świetle Jego cichej obecności. Modlitwa staje się w ten sposób mostem między niebem i ziemią, miejscem spotkania, w którym serce człowieka i serce Boga splatają się w nieustannym dialogu miłości.
Już u początku swego nauczania o modlitwie Ojciec święty zwraca uwagę, że „Modlitwa to nie magiczna różdżka! – nie jest to sztywna formuła, która powtórzona poprawnie, podobnie jak w handlu, daje żądany produkt; w modlitwie to Bóg ma nas nawrócić, a nie my powinniśmy nawrócić Boga” (Audiencja generalna, 26 maja 2021 roku). Oznacza to, że siłą modlitwy nie są takie czy inne słowa, wypowiedziane tak, a nie inaczej, tyle i tyle razy… ile ofiarowane ma być Bogu w modlitwie całe nasze serce, nasze życie, także nasza niemoc, cierpienie i nędza!
Zatrzymał moją uwagę powyższy fragment, także z bardzo praktycznego powodu, który wydawać się może drobny i nieistotny.
Otrzymuję czasem wiadomości telefoniczne z pięknymi duchowymi przesłaniami. Cieszę się wtedy, że są osoby, które angażują się, by Boże prawdy przekazywać także w ten sposób: zgrabne słowo, piękny obraz, wyraziste przesłanie. Ale docierają też religijne treści ze słowami: prześlij to do 5, 10, 15 osób. Jeśli tego nie zrobisz, to znaczy, że nie wierzysz wystarczająco, wstydzisz się swojej wiary, jesteś mało gorliwy, albo, co więcej: spotka cię coś złego, natomiast dosięgnie cię bez wątpienia dobro, gdy to zrobisz.
Jedną z reguł duchowego rozeznawania św. Ignacego jest obserwowanie początku, środka i końca myśli, sprawy, pomysłu. Bo to pod koniec często ‘wystaje diabli ogon’, który zdradza jego inspirację i obecność. Podobnie i w tego rodzaju przesłaniach, które obiecują lub straszą, jest pewna ‘magiczność’, o której pisze Papież. Zapewnienia, że Bóg na tak wykonaną czynność ‘musi’ odpowiedzieć łaską, błogosławieństwem, lub odpowie karą w przypadku jej braku to czysta magia odległa całe światy od wiary. Zatem „magiczna różdżka i sztywna formuła”, o której mówi Ojciec święty, tu ma także swoje miejsce. Takie modlitwy są bliższe magii, wróżbiarstwu, fatalizmom, przymusom (względem Boga i człowieka), a to wszystko jest bardzo odległe od Bożego działania, a ma znamiona złego ducha, który chce spłycić, wykrzywić, ośmieszyć. Jako wierzący w miłującego Boga, który patrzy na nasze serca, a nie na sztywne formuły, nie rozsyłajmy takich przesłań – nie budują one ani prawdziwej, szczerej i ufnej wiary, ani głębokiej religijności człowieka, wykrzywiając przy okazji prawdziwy obraz Boga.
A teraz, po długich 40 dniach postu spędzonego w ciszy, zadumie, refleksji i modlitwie niech zabrzmi w naszych sercach i ustach – Alleluja! Po wielokroć powtarzane, śpiewane, nucone, wykrzykiwane, nie według magicznych nakazów, ale z potrzeby serca, które chce wołać: Alleluja – Chwała Panu, który żyje, jest obecny i chce nas prowadzić do coraz głębszej z Nim zażyłości.
s. E
Dodano: 7 kwietnia 2024
WADA |
CNOTA |
rozpusta |
prostota |
nadmiar |
naturalność |
luksus |
prostota |
nienasycenie |
wstrzemięźliwość |
pożądanie |
opanowanie |
Nie chcę żyć ze szkodą, jaka powstaje przez twój nierząd. Unikam twych lubieżnych słów, z którymi publicznie się afiszujesz.
Siedzę w słońcu i obserwuję Króla królów, bowiem wszystkich moich dobrych dzieł dokonuję z miłości do Boga. Gardzę żądłem skorpiona, który wciąż rani cię swoją trucizną. Wiodę życie w radosnej symfonii. Kocham radość z ludzkiej godności i pragnienie zwykłego życia.
Radosnego istnienia, które w sobie czuję, nie pozwolę stłamsić twoją podłością ani zranić skutkami wybujałego pożądania. Ze swoją żądzą uosabiasz nienasycenie węża. Ja jednak jestem dziełem najwyższej siły Ojca.
Bóg wszystko odpowiednio urządził, a według swego prawa stworzył kulę ziemską tak, by służyła człowiekowi. Dzięki temu człowiek, wybrany spośród wszelkich innych stworzeń, ma wszystko, czego potrzebuje do życia. Ludzie są powołani do przestrzegania Bożych praw z czystym sumieniem. Teraz lub w przyszłości zostaną uwolnieni od swego nienasycenia, aby skończył się proces niszczenia dzieła stworzenia. Dlatego powinni poddać się działaniom, które przyniosą im oczyszczenie – w ten sposób doświadczą zbawienia i uzdrowienia.
Jestem dla Ciebie perłą
Ze wszystkich najcenniejszą
Wartą, by ją wykupić
Krwią Twoją Przenajświętszą
Jestem dla Ciebie skarbem
W głębi roli ukrytym
Haniebną śmiercią Krzyża
Z dna piekieł wydobytym
Jestem dla Ciebie dzieckiem
Zrodzonym z Twego Łona
Moje imię na wieczność
Wyryto na Twych dłoniach.
Miriam od Jezusa – Słowa Ojca
Dodano: 01 kwietnia 2024
Dodano: 22 marca 2024
WADA |
CNOTA |
zamknięcie w sobie |
nawrócenie |
zatwardziałość |
bicie serca |
nieustępliwość |
siła odnowy |
skrytość |
otwartość |
brak rozsądku |
tolerancja |
niezdolność do zmiany |
zdolność do zmiany |
Całkowicie się mylisz, jeśli sądzisz, że życie bez wysiłku jest możliwe. Nawet ptaki i ryby, dzikie zwierzęta, robaki i gady trudzą się na tej ziemi, by zachować życie. Młode żądają od dorosłych pożywienia, a ziemia wyprasza swą życiową siłę od powietrza i słońca. Dlaczego tak zaciekle walczysz z Bogiem?
Ja, siła odnowy, piję rosę Jego błogosławieństwa, a uśmiechając się przez łzy, wołam: Panie, Boże, dopomóż mi! Gdy Go wzywam, aniołowie odpowiadają mi cudownymi dźwiękami harfy. Dlatego jutrzenka Jego łaski świeci w moją stronę. To On daje mi siłę do życia, bowiem proszę Go, by mnie nie opuszczał. Jednak ty nic od Niego nie otrzymujesz, ponieważ o nic Go nie prosisz.
Dodano: 15 marzec 2024
W lekkim wiatru podmuchu
W gałązki wiotkiej drżeniu
W słonecznych łez strumieniu
W zaciszu i bezruchu
W pieszczocie delikatnej
Wierzbowych rąk opuszków
W pochodzie leśnych duszków
W dnia chwili ostatniej
W zaniku i rozkwicie
W przepychu barw, szarości
W nostalgii i radości
Umieranie i życie
W ziemistej pól nagości
W miękkim, zielnym kobiercu
W ornej glebie i w sercu
Nowe się życie wiośni
Z tomiku wierszy s. Renaty od Matki Pięknej Miłości ocd: Przez słów zasłonę ukaż mi Siebie.
Dodano: 07 marca 2024
WADA |
CNOTA |
apatia |
męstwo |
bezsilność |
energia |
tchórzostwo |
dzielność |
zniechęcenie |
odwaga |
wygodnictwo |
zdecydowanie |
Wygodo, ty pyle z pyłu, rozżarzony popiele z nędznej zgnilizny. Już na początku byłaś jadowitym potworem, co teraz potwierdza jeszcze twoja bezczynność i tchórzostwo. Nie można cię porównać nawet z robakami, które w wyrwach ziemi trudzą się, by znaleźć pożywienie.
Czymże byłby ten żywot bez trudu i pracy? Niczym! Jest ono jeszcze dalekie od upragnionego życia w raju, w którym żywych oczu nigdy nie zakrywa ciemność. Pragniesz osiągnąć raj bez wysiłku i pracy, ale nigdy go nie zobaczysz.
Jednak ja, porównywalny z siłą lwa, z radością pracuję dla dobra ludzkości. Tęsknię za Bożą dobrocią. Góruję nad wszystkim jak ktoś, kto rozpostarł swój płaszcz niczym skrzydła, szykując się do lotu. Wszystkie narody wzywają mnie w swych językach, bowiem pragną żyć w sprawiedliwości.
Dodano: 01 marca 2024
Droga do Krainy Cudów prowadzi przez Krainę Błędów i Pomyłek. Bóg może przeprowadzić cię szybko i z ominięciem przeszkód, ale nie zwykł tego robić. Tak więc Kraina Błędów i Pomyłek to nasze życie duchowe, szkoła, w której uczymy się o Bogu. Kraina Cudów to niebo, gdzie zobaczymy Boga. Dopóki jesteśmy w Krainie Błędów i Pomyłek, czasem tylko mignie Jego obraz, niejasno jak w zwierciadle.
Kraina Błędów i Pomyłek – tak kardynał Basil Hume w swoich notatkach nazywa nasze życie, szczególnie tę duchową wędrówkę, w którą wyruszamy zaledwie gdy zdejmą z nas białą szatę chrztu. Pozostawia otwarte pytania, na które oczywiście nie ma jednoznacznej odpowiedzi: dlaczego ta wędrówka trwa tak długo, dlaczego napotykamy tyle przeszkód, dlaczego uczymy się tak mozolnie, skąd przestoje i poczucie cofania się, kręcenia w kółko, dlaczego zdarza się nam tak wiele błędów i pomyłek…
To nasze długie wędrowanie przywołuje mi w pamięci starotestamentalny fragment Księgi Wyjścia (13, 17-18). Izraelici, cudownie wyprowadzeni z Egiptu, nie zostają równie cudownie wprowadzeni do Ziemi Obiecanej. Co więcej, Bóg prowadzi ich okrężną, dłuższą drogą, przez pustynię, by w zetknięciu z pierwszymi przeszkodami nie zaczęli żałować i nie chcieli wracać do dobrze znanej i jakoś bezpiecznej, choć niewygodnej, niewoli Egiptu. Stąd czterdzieści lat na pustyni, by poznać prawdę o sobie, o własnej słabości, małości i grzeszności, i wreszcie wyznać za psalmistą: Poza Tobą nie ma dla mnie dobra (Ps 16) – wtedy nawet pustynia kwitnie i przemienia się w Krainę Cudów, już tu, na ziemi…
s.E.
____________________________________________________________
Z książki: Echa, czyli 50 książek w jednej, s. Ewa M. Elżbieta Kolinko ocd
Dodano: 27 luty 2024
WADA |
CNOTA |
niesprawiedliwość |
sprawiedliwość |
bezprawie |
prawo |
bezwzględność |
wzgląd na drugiego człowieka |
obstawianie przy swoim |
wspaniałomyślność |
brak skrupułów |
sumienność |
Bóg wszystko tak urządził, aby wszyscy wzajemnie okazywali sobie szacunek. Dlaczego gardzisz człowiekiem, w którym niebo jednoczy się z ziemią? Dlaczego odrzucasz hojny dar sprawiedliwości, jaki przygotował dla ciebie Bóg?
Ja, sprawiedliwość, jestem symfonią i przyjemnym dźwiękiem dla wszystkich ludzi. Sprawiedliwość ozdabia mnie jak klejnoty koronne. Szanuję dzieło stworzenia i wraz z nim dokonuję wspaniałych czynów. Wszyscy radują się ze mną, bowiem jestem dla nich latarnią morską na szlaku prowadzącym do sprawiedliwości. Dlatego każdy, kto wykroczy przeciw mnie, poniesie klęskę.
Budzę się razem z jutrzenką, ponieważ jestem ukochaną przyjaciółką Boga. Będę kroczyć po Jego stronie i od Niego nie odstąpię. Jestem mocą kwiatów wszystkich drzew, których zima nie zniszczy, a burza nie wyrwie z korzeniami. Otoczona całkowitą ciszą mieszkam na szczytach pokoju i kroczę potulnie jak baranek. Z Bożą siła wznoszę się jak zwycięzca, ponieważ jestem królewską koroną Boga. Nikt nie może mnie pokonać, nikt mnie nie przepędzi ani mną nie wstrząśnie, bowiem jestem przyjaciółką Boga.
O mój Ty Boże od serca
Pastylkę daj cierpliwości
Przytul łagodnie do Siebie
Ucałuj mocno, z czułością
O mój Ty Boże od serca
Ujmij me serce w swe dłonie
Niech z głazu ciałem się stanie
I znów miłością zapłonie
O mój Ty Boże od serca
Naucz mnie, proszę, kochania
Lub weź to chore, ubogie
A swoje serce daj w zamian
O mój Ty Boże od serca
Dla Ciebie me serce kołacze
Czasem uderzy radośnie
Częściej wraz z Tobą zapłacze
Niebieski mój Kardiologu
Co łatasz rany serdeczne
Jak pieczęć mnie złóż na swym boku
I przyszyj na wieki wieczne
Dodano: 15 luty 2024
Z tomiku wierszy s. Renaty od Matki Pięknej Miłości ocd: Przez słów zasłonę ukaż mi Siebie.
Dodano: 01 luty 2024
„Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu Zbawicielu moim”.
Te słowa maryjnego „Magnificat” towarzyszą mi nieustannie od 8.12.23 r. Tego dnia stałam się narzeczoną Jezusa i serce moje pragnie wyśpiewywać memu Oblubieńcowi hymn wdzięczności.
To On zrobił pierwszy krok w moją stronę i cierpliwie czekał na moją decyzję. Dziś z głębi serca dziękuję Mu za to, że powołał mnie do Zakonu NMP z Góry Karmel przyodziewając mnie w święty habit tego Zakonu oraz za to, że chce mieć mnie blisko Siebie, abym przez ofiarę ze swego życia służyła Kościołowi i całemu światu.
Moje serce wypełnia ogromna radość, bo wiem, że w życiu nie ma nic piękniejszego i wspanialszego od bycia w relacji Oblubieńczej z Jezusem i możliwości służenia Mu. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, bo sam Bóg mnie ukochał miłością bez granic i powołał. Dzień obłóczyn pozostanie w mojej pamięci do końca życia 😊.
Dziękuję za modlitwę i dalej o nią proszę, bym podobała się Jezusowi wypełniając zawsze Jego Przenajświętszą Wolę, by Jego pragnienia stawały się moimi pragnieniami oraz bym była Jego radością i chwałą niesiona w Sercu Maryi do końca moich dni.
Siostra Marta Łucja od Niepokalanego Serca Maryi
Niech się w ciszę zanurzę głęboko
Aż po uszy albo jeszcze głębiej
W ciszę, co pulsuje Tobą
Niech utonę w niej i zniknę zupełnie
Niech pochłonie wszystko Twa Obecność
Jak nurt wartki mnie z sobą uniesie
W tym, co tutaj niech objawi Wieczność
Jak, gdy zimą marzymy o lecie
Ciszo słodka, ciszo upragniona
Utul wszystko w kojących objęciach
Niech wygładzą się w twoich ramionach
Wszystkie rysy i duszy pęknięcia
Ciszo Boska, o ciszo łagodna
Niechaj życie w tobie będzie trwaniem
Ciszo święta, coś jest Słowem płodna
Daj to trwanie, co jest zasłuchaniem
Dodano: 15 stycznia 2024
Z tomiku wierszy s. Renaty od Matki Pięknej Miłości ocd: Przez słów zasłonę ukaż mi Siebie.
Dodano: 01 stycznia 2024
Ostatnio poczytuję wieczorem, przed snem, otrzymaną od przyjaciela książkę zawierającą 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu, w której autorka, zgodnie z tytułem książki, dyskretnie przypomina, że Bóg nigdy nie mruga. Nie mruga, to znaczy zawsze spoczywa na nas Jego uważne, czujne, życzliwe spojrzenie. Psalmista dopowie: nie zaśnie ani się nie zdrzemnie ten, który czuwa nad Izraelem, oraz Pan będzie czuwał nad twoim wyjściem i powrotem teraz i po wszystkie czasy. Bóg, zawsze obecny w naszym życiu, czujny i uważny, z każdej sytuacji, także tej najtrudniejszej, wskazuje nam wyjście. Trzeba oczywiście nauczyć się Jego języka, nauczyć się Go słuchać, by usłyszeć i zrozumieć Jego słowo. Ale, wracając do książki, muszę przyznać, że od kilku dni powraca mi na pamięć jedno zdanie z 13. lekcji:
O tym, kim naprawdę jesteśmy, nie świadczą nasze zdolności,
tylko nasze wybory. *
Propozycje autorki, jak przekonać świat o naszej wartości, niepowtarzalności, choć miejscami ciekawe, nie zatrzymały mojej uwagi tak mocno, jak powyższy fragment. Bo przecież wielu z nas żyje w bardzo skromnych warunkach; brak wybitnych zdolności każe zająć się prozaicznymi, nieciekawymi dla oczu świata rzeczami, a kruche i słabe osobowości nie pociągną tłumów, nie dostaną Nobla, Oskara, czy innych prestiżowych w tym świecie nagród. A jednak nie to świadczy o naszej wartości, nie to ją określa: nie nasze zdolności, ale nasze wybory. A te ostatnie są w zasięgu każdego z nas i to w każdej chwili. Niektóre są tak drobne i zwyczajne, że przejdą niezauważone przez otaczających nas ludzi, ale przecież Bóg nigdy nie mruga i to Jemu nic nie umyka. To On z tych maleńkich, codziennych wyborów buduje nas od wewnątrz, a gdy rozpadnie się nasz człowiek zewnętrzny, jak mówi św. Paweł, objawi się ta najgłębsza prawda o nas.
Współsiostry świętej Teresy od Dzieciątka Jezus niezbyt wiedziały, co o niej napisać po śmierci – była przecież tak zwyczajna. Jednak niedługo potem odkryto jej wielkość ukrytą w maleńkości i zaufaniu złożonym w Bogu. Kościół zaliczył ją do błogosławionych, potem świętych, uczynił patronką misji, choć nie opuściła murów klauzury własnego klasztoru, a na koniec, tę młodą (wstąpiła w wieku 14, a zmarła w wieku 24 lat) karmelitankę ogłosił doktorem Kościoła. Teresa dokonywała drobnych wyborów każdego dnia, a gdy brakowało okazji, z miłością podnosiła przysłowiową szpilkę z ziemi.
Nadto, usłyszałam kiedyś podczas duchowej rozmowy: twoje codzienne wybory kształtują charakter na czas próby. By być wielkimi w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa, w rzeczach małych, codziennych i wielkich, które mogą się nam przydarzyć, mamy pod ręką drobne okazje by tę wielkość budować.
Właśnie – kończę to pisanie, bo czekają mnie jeszcze inne obowiązki. Taki drobny wybór, na teraz…
s.E.
____________________________________________________________
*Regina Brett, Bóg nigdy nie mruga, Wydawnictwo Insignis Media, Kraków 2012, s. 89.
Z książki: Echa, czyli 50 książek w jednej, s. Ewa M. Elżbieta Kolinko ocd
Dodano: 15 grudnia 2023
WADA |
CNOTA |
rozpacz |
nadzieja |
brak nadziei |
nadzieja |
beznadziejność |
ufność |
pesymizm |
optymizm |
myślenie negatywne |
myślenie pozytywne |
O, rozpaczy, jesteś zarzewiem zła i pożywką dla wad. Nawet nie wiesz, jak dobry jest dla ciebie Bóg. Nikt nie może ci pomóc, bowiem życia i dobra szukasz wszędzie, tylko nie u Pana. A On przecież stworzył niebo, ziemię, wszystkie wartości, i nawet zło uczynił sobie poddanym. Od Niego pochodzą wszystkie wielkie dzieła, a także triumf nad złem. Dlaczego zawsze wyobrażasz sobie nieszczęście, jeszcze zanim ono w ogóle nastąpi? Wszystkie stworzenia wypełniają bożą wolę, tylko zło stawia opór i odmawia, toteż zostało skazane na wygnanie w mroku, w którym nie wyrządzi już żadnej szkody.
Z wielką radością siedzę przy tronie Boga i z ufnością obejmuję każde Jego dzieło. Wszystko doprowadzam do dobrego końca, zjednując cały świat i ludzi. Bojaźliwa istota nie ma w sobie ufności w Bogu. Dlaczego to czynisz? Zawsze wyobrażasz sobie tylko nędzę i niepowodzenie, które cię jeszcze nie dotknęły. W ten sposób już w dzieciństwie tracisz siłę do życia.
Dodano: 1 grudnia 2023
WADA |
CNOTA |
żądza sławy |
uwielbienie dzieł stworzenia |
żądza władzy |
poważanie |
władczość |
bojaźń Boża |
brak szacunku |
wzgląd na drugiego człowieka |
potrzeba uznania |
szacunek |
Wciąż tylko wykorzystujesz innych do swoich celów. Cóż może zdziałać człowiek bez Boga? Nic! Sam sobie szkodzisz, gdy używasz swych talentów tylko dla siebie. Jedynie stojąc po stronie Boga, możesz dostrzec, co jest dobre dla ciebie i innych. Bóg nie pozwoli ci samolubnie wykorzystywać dzieła stworzenia i mocno tobą potrząśnie. Nawet nie pytasz o obmycie podczas chrztu i o Boże uzdrawiające siły! Oddajesz się słabościom i marnujesz życie.
Ja jednak czczę Boga i znam swoje granice. Jak mogłabym sobie wmawiać, że kupię piękno i radość życia? Osiągnę je pod warunkiem, że otworzę się przed moim Bogiem i Go o to poproszę. Próżność i żądzę posiadania pozostawiam daleko za sobą. Staram się żyć w harmonii ze światem. Bóg obdarza mnie chlebem życia i ma w człowieku swe mieszkanie, dlatego tylko z Nim mogę dokonać najlepszych i najpożyteczniejszych dzieł. Sens życia polega na byciu świątynią, w której wzrasta to, co Boże, zaś ego maleje. Jednak ty, żądzo sławy, jesteś jak zaraza i nie żywisz głębokiego szacunku wobec Boga i dzieła stworzenia.
Dodano: 15 listopada 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Odkąd dusza umarła dla siebie i Chrystus w niej żyje, nie troszczy się o to, co na nią przychodzi. Żyje w takim zapomnieniu o sobie, jakby już jej nie było.
Mało jest tych, którzy oswobodzeni ze wszystkiego, mają na uwadze tylko i wyłącznie cześć Boga.
Dusze zjednoczone z Bogiem nawet wśród prześladowań doświadczają radości wewnętrznej. Nie odczuwają wrogości wobec osób wyrządzających im zło, lecz tym bardziej je miłują.
Na szczytach życia duchowego nie ma już pragnienia śmierci, by być z Bogiem, ale jest wielkie pragnienie służenia Mu pośród boleści i trudów. Byleby Pan był wychwalany, choćby w czymś bardzo małym.
Gdy dusza ma ze sobą samego Boga nie pragnie pociech i smaków wewnętrznych jak przedtem.
Kto spoglądając w siebie jest przekonany, że ma w sobie Boga, nie czuje żadnego lęku przed śmiercią.
Gdy słabnie pamięć o Bogu duszy z Nim zjednoczonej, On sam przebudza ją impulsem, który pochodzi z najgłębszej jej sfery, niezależnie od jej woli, czy zdolności myślenia.
Gdyby na drodze modlitwy nie było żadnego innego zysku, jak tylko uświadomienie sobie tego szczególnego starania, jakie Bóg przejawia w komunikowaniu się z nami, to wystarczyłoby, by ponieść wszelkie trudy tej drogi, poprzedzające to delikatne, a przeszywające doświadczenie Jego miłości.
Na szczytach życia duchowego, Bóg i dusza w największym milczeniu cieszą się doświadczeniem siebie nawzajem. Rozum jakby przez małą szczelinę w drzwiach przygląda się temu w spokoju i zdumieniu.
W siódmych mieszkaniach prawie nigdy nie pojawia się oschłość, ani wewnętrzne zburzenie. Tutaj dusza niemal zawsze pozostaje w uciszeniu. Wszelkie dary, których Bóg jej udziela dokonują się bez pomocy z jej strony.
W siódmych mieszkaniach ustają wszelkie zachwycenia, bo dusza zobaczyła już tak wiele, że niczym się już nie zdumiewa. Nie doświadcza już osamotnienia, ale stale przebywa w towarzystwie Trójjedynego Boga.
Największy dar Boga to życie, które jest naśladowaniem życia Jego umiłowanego Syna
Duszę w siódmych mieszkaniach można przyrównać do łani, która znalazła zdroje wód, albo do gołębicy z arki Noego, która przyniosła gałązkę oliwną. Oznajmia tym samym, że natrafiła na stały grunt wśród burz i powodzi świata.
Im bardziej dusza jest obdarowana przychylnością Bożego Majestatu, tym więcej w niej obaw i onieśmielenia co do siebie. Jest jak celnik, który nie czuje się godny podnieść swych oczu.
Żywa obecność Pana w duszy sprawia, że krzyże, przeciwności i cierpienia, których nigdy nie brakuje, nie rodzą w niej niepokoju. Są one niczym fale przelewające się przez nią. Zaraz potem morze uspokaja się i dusza zapomina o wszystkim.
To, że dusza odczuwa wielkie pragnienie nie popełnienia za nic na świecie jakiejkolwiek niedoskonałości, nie oznacza, że już ich nie popełnia. Zdarzają się jej nawet grzechy, choć z łaski Bożej nigdy rozmyślnie.
Bywa, że na krótko, Pan zostawia duszę w jej naturalnych zdolnościach. Wówczas wszyscy jej przeciwnicy, których pokonała w poprzednich mieszkaniach, łączą się razem, by się na niej zemścić za czas, w którym nie mogli jej dostać w swoje ręce. Ona jednak nawet w pierwszym poruszeniu nie doświadcza zachwiania się w tym, co dobre, ale jeszcze bardziej docenia wielkość uczynionego jej daru.
Najlepszym zabezpieczeniem przed grzechem, jakie możemy posiadać, jest błaganie Boga, abyśmy Go nie ranili.
Wszystkie Boże dary są po to, aby umocnić naszą słabość, tak abyśmy byli w stanie naśladować Jezusa w poddaniu się Ojcu.
Doświadczenie pokazuje, że ci którzy żyją w wielkiej bliskości z Chrystusem, są także tymi, którzy wiele wycierpieli.
Celem modlitwy jest ustawiczne trwanie przy Bogu, uzdalniające nas do zapomnienia o sobie. Dzięki temu wszystkie nasze siły możemy zaangażować w czyny wyrażające naszą miłość ku Niemu.
Z samych aktów, uczuć i postanowień czynionych na modlitwie mały jest pożytek, jeśli nie wyrażają się one potem w czynach.
Bez naginania swojej woli, choćby w rzeczach małych, modlitwa nie przynosi takiego owocu, jakiego by dusza pragnęła.
Naginanie swojej woli jest dużo bardziej istotne, niż ja (św. Teresa) zdołam was do tego przekonać.
Być prawdziwie duchowym – to uczynić się niewolnikiem Boga. Pozwolić naznaczyć się piętnem krzyża i oddać się wszystkim na służbę. Nadto poczytywać to sobie za wielki dar.
Dla kogoś kto patrzy na Ukrzyżowanego, wszystko staje się łatwiejsze.
Pokora jest fundamentem całej budowli modlitwy.
Służyć innym, to jakby układać solidne kamienie pod zamek modlitwy, by się nie zawalił.
Kto nie wzrasta, maleje.
Jeśli nie nabywamy cnót, a poprzestajemy tylko na modlitwie, pozostajemy karłami.
Boże towarzystwo, którego dusza doświadcza w swoim wnętrzu – daje jej o wiele więcej siły, niż kiedykolwiek miała.
Wewnętrzna siła, którą Bóg daje duszy, sprawia że wszystkie jej wysiłki podejmowane dla Niego, wydają się jej niczym.
Czasami demon wzbudza w nas wielkie pragnienia tylko po to, abyśmy nie przyłożyli ręki do tego, co jest w naszym zasięgu, i przez to nie usłużyli Panu.
Maria i Marta muszą pozostać razem, aby mogły godnie ugościć Pana i mieć Go zawsze przy sobie.
Nie dążmy do tego, aby troszczyć się o dobro całego świata, ale o dobro tych osób, które żyją obok nas. Mamy wobec nich większe zobowiązania i dzięki temu większe będzie dzieło naszego życia.
Nie budujmy wysokich wież bez fundamentów, bo Pan nie patrzy na wielkość naszych czynów, tylko na miłość z jaką je czynimy.
Dodano: 1 listopada 2023
WADA |
CNOTA |
melancholia |
uczucie niewymownego szczęścia |
zmartwienie |
entuzjazm |
pesymizm |
optymizm |
strapienie |
pogoda ducha |
smutek |
radość |
Tymczasem ja wołam do Boga, a On mi odpowiada. Wyciągam do Niego swe ręce, biegnę za Nim i mówię Mu o swych potrzebach, zaś On w swej dobroci obdarowuje mnie tym, czego pragnę.
U Boga szukam i znajduję to, czego potrzebuję.
Jestem tęsknotą za wewnętrzną radością.
W Bożej obecności gram na cytrze i dostosowuję do Pana całą moją pracę. Wszelkie zaufanie i nadzieję pokładam w Bogu i oddaję swe życie w Jego ręce.
Dodano: 15 października 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Na drodze łask mistycznych dwie rzeczy mogą spowodować śmierć. Zarówno ból tęsknoty za Bogiem, jak i szczęście, które po nim następuje.
Skoro wielkość Boga nie ma kresu – to nie będą go miały również Jego dzieła.
Najgłębsza komnata ludzkiej duszy jest dla Boga jakby drugim niebem, w którym Jego Majestat zamieszkuje.
O ile dusza pozostaje w łasce, o tyle przenika ją Boskie światło.
Zatwardziały grzesznik jest jak ktoś umierający z głodu, choć wokół niego nie brakuje jedzenia. Ponieważ ma związane ręce i czuje do niego odrazę nie może po nie sięgnąć. Karmi i rozwiązuje go ten, kto się modli za niego ratując mu życie wieczne.
Wielką jałmużną jest modlitwa za tych, którzy pozostają w grzechu śmiertelnym.
Trzy Osoby Boskie mieszkają w najgłębszym wnętrzu duszy, jakby w bezdennej głębi.
Im bardziej dusza zjednoczona jest z Bogiem, z tym większą swobodą i zapałem angażuje się w służbę Bogu. W chwilach wolnych od zajęć pozostaje w przemiłym Boskim towarzystwie.
Bóg okazuje miłosierdzie duszy przez to, iż daje jej odczuć w oczywisty sposób, że nigdy nie oddala się od niej.
Podział na Martę i Marię przebiega także wewnątrz duszy. Gdy jej wyższa, rdzenna część cieszy się doświadczeniem uciszenia w Bogu, niższa część, zmaga się z wielkim utrapieniem i trudami zewnętrznymi.
Gdy sprawy Pana uznamy za swoje własne, On troszczy się o nasze.
Póki żyjemy w ciele, łaska duchowych zaślubin duszy z Bogiem nie może dokonać się w sposób doskonały, gdyż zawsze istnieje ryzyko oddalenia się od Niego.
W widzeniu wyobrażeniowym Bóg ukazuje się duszy, jakby wchodził do niej przez drzwi, tj. przez zmysły. W widzeniu umysłowym ukazuje się w miejscu gdzie sam mieszka, gdzie nie potrzeba Mu drzwi, by wszedł do własnego domu.
Duchowe małżeństwo duszy z Bogiem dokonuje się w najbardziej wewnętrznym centrum duszy, w którym mieszka sam Bóg.
Bóg niektórym duszom objawia niepojęty stopień swojej miłości ku nim, abyśmy wszyscy znali i wysławiali wspaniałomyślność Boga. Łączy się On ze swoim stworzeniem na podobieństwo małżonka – nierozerwalnym węzłem, i nigdy nas nie opuści.
Małżeństwo duchowe można wyrazić w symbolu małego strumyczka, który wpływa do morza i nie ma sposobu na to, by go od niego oddzielić.
Jak światło, które wpada do pomieszczenia przez dwa okna, staje się w nim jednym światłem, tak samo łączy się Bóg z duszą w łasce małżeństwa duchowego.
W siódmych mieszkaniach „motyl” (nasze ja) z rozkoszą umiera, bo jego życiem jest już Chrystus.
Z Boskich piersi, którymi Bóg karmi duszę, rozlewają się strugi mleka, które wzmacniają wszystkich mieszkańców zamku, docierając także do ciała.
Jak nie ma skutku bez przyczyny, tak dusza odczuwająca w sobie światło przenikające jej władze, uświadamia sobie obecność w jej wnętrzu Kogoś, od kogo te światło pochodzi.
Pewna to rzecz, że gdy dusza dla miłości Boga wyzbędzie się przyzwyczajenia do rzeczy stworzonych, On sam wypełni ją Sobą.
Gdy Pan wprowadza duszę do siódmego mieszkania, które jest jej własnym wnętrzem i Jego mieszkaniem, ustają wszelkie poruszenia jej władz i wyobraźni, które kiedyś jej szkodziły i pozbawiały pokoju.
Duszy ukrytej w siódmym mieszkaniu nic nie skłoni do wyjścia z niego, choćby w innych mieszkaniach kotłowało się mnóstwo spraw, toczyły się wojny i słychać było wielką wrzawę.
Namiętności i emocje, choć już okiełznane, boją się wejść do siódmego mieszkania, sądząc że wyjdą z niego jeszcze bardziej ujarzmione.
Dodano: 1 pażdziernika 2023
WADA |
CNOTA |
uzależnienie |
wolność od uzależnienia |
uzależnienie |
siła do uwolnienia |
presja |
samodzielność |
samozniszczenie |
wola życia |
chciwość |
skromność |
cupiditas |
contemptus mundi |
Ty, chciwości jesteś dla ludzi jak okropne kajdany, bowiem bezmyślnie zabawiasz się doczesnymi dobrami. Gdzie dzisiaj są ich bogactwa, skarby i majątki? W nicości! Oni również cierpią tam z powodu skutków swej żądzy materialnego zysku, bowiem nie zdołali się uwolnić przez ogień Ducha Świętego i nie dążyli do osiągnięcia skarbów niebiańskich, lecz doczesnych.
Ja jednak, ze wszystkimi swoimi myślami i dążeniami, mieszkam w bliskości Ducha Świętego, a całe moje życie dostosowuję do woli Boga. Wędruję Jego ścieżkami i czczę Go jak Ojca. Porzucam swe pragnienie doczesnych przyjemności i otwarcie mówię o swoich uzależnieniach i nałogach. Gdy ogarną mnie doczesne nałogi, wówczas gorliwie szukam siły Ducha Świętego, aby znów odzyskać trzeźwość myślenia. Potrzebuję tylko tego, co zachowa mnie przy życiu na niewygórowanym poziomie. Materialny zbytek przeszkadza mi tęsknić za Bogiem. Czerwienię się, gdy ogarnia mnie nałóg i odważnie odpowiadam mu: Nie masz nade mną żadnej władzy i nie możesz mnie też zbawić! Brzydzę się oszustwem nałogu, bowiem gdy tylko rozpali mnie ogień Ducha Świętego, znikają wszystkie me doczesne uzależnienia. W ten sposób, unosząc się na wysokościach, przedzieram się do wolności.
Dodano: 01 październik 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Wielkie rozradowanie ogarnia duszę, gdy Bóg jednoczy się z nią także na poziomie jej władz i zmysłów pozwalając im zachować swobodę. Wówczas nie sposób zachować milczenia i nawet skałom i zwierzętom pragnie się śpiewać i opowiadać o chwale Boga.
Szczęśliwa zaiste ta dusza, której dostała się najlepsza cząstka i że może uchylić się od tego świata, by żyć w ukryciu dla Boga.
Z serca oddanego Panu płynie wewnętrzna radość, która także innych pobudza do dziękczynienia za dar powołania.
Gdy Bóg napełni duszę radością, zapomina ona o wszystkim i nic innego nie widzi i o niczym innym mówić nie potrafi, jak tylko o uwielbieniu Boga, które z tej radości wytryska.
Nic nie czyni nas bezpiecznym od grzechów na tej ziemi. Żal za nie, z powodu niewdzięczności, a nie z powodu kary, tym bardziej rośnie, im większe łaski dusza od Boga otrzymuje.
Łaski mistyczne są jak wody bystrej rzeki, które tylko czasami spływają na duszę. Grzechy zaś jej, są jak kałuże błot, które wciąż ma przed oczami.
Zawsze płonąć nigdy nieprzerwanym zapałem miłości i nic wspólnego nie mieć z ciałem – to rzecz aniołów, nie ludzi.
Nie ma takiego poziomu życia duchowego, na którym można by już zaniechać rozważania o najświętszym człowieczeństwie Chrystusa. Jest ono naszym największym dobrem i lekarstwem.
Daru doskonałej kontemplacji nie udziela Bóg duszy raz na zawsze, tak by już do innych form modlitwy nie musiała powrócić. Trudniej jej jednak rozważać rozumem jak kiedyś, bo i bez jego pomocy wola jej lgnie do Pana.
Kto by się oddalił od Boga wcielonego, ten do siódmego mieszkania nie wejdzie, bo bez Przewodnika, który jest drogą do przodu pójść nie można.
Nie jest dobrze nic nie robiąc tracić czas w oczekiwaniu na łaskę kontemplacji, którą się kiedyś otrzymało. Trzeba jak oblubienica z Pnp we wszystkim i przez wszystko szukać Pana, rozpamiętując Jego życie i śmierć.
Nieogarnioną i największą ze wszystkich łask, jaką Bóg nam uczynił jest ta, że dał nam swego Syna.
Kto tak wiele rozważał o życiu i śmierci Zbawiciela, że jego umysł i serce przeniknięte są Jego osobą, temu wystarczy jedno wejrzenie na Niego, by wolę rozpalić miłością.
Odczuwanie pociech na modlitwie nie jest czymś codziennym, ani nie trwa ustawicznie. Gdyby było inaczej, byłoby to bardzo podejrzane, a nawet niebezpieczne.
Im wyżej dusza postąpi, tym bliżej towarzyszy jej Jezus, który może dać jej żywe odczucie swojej obecności przy niej, choć oczami ciała ani duszy Go nie widzi. Nazywa się ono widzeniem umysłowym.
Nie trzeba się obawiać by ktoś kto naprawdę doświadczył łaski mistycznej uważał siebie za lepszego od innych. Wręcz przeciwnie – wydaje mu się, że nie ma nikogo kto by gorzej służył Bogu niż on. Najmniejsze uchybienie bólem przeszywa jego wnętrzności.
Gdy z łaski Jezusa czujemy Jego obecność przy sobie, nie sposób o Nim zapomnieć. Takie Boże towarzystwo rodzi w duszy wielką czystość i jasność sumienia.
Nienawidzi diabeł tego, gdy dusza stałe łączy się z Bogiem i myślą swoją zanurza się w Nim.
Najlepszy spowiednik to ten, który z głęboką wiedzą łączy nabytą z własnego doświadczenia znajomość rzeczy duchowych.
Nie byłoby dobrze gdybyśmy robiły różnice między siostrami, lepiej oceniając i traktując te, które są bardziej obdarowane przez Boga.
Widzenie przez wyobraźnię człowieczeństwa Pana, to łaska otwartej skrzyni. Można ją wyrazić w symbolu drogocennego kamienia ukrytego w złotej skrzyni, którą właściciel komuś podarował, ale bez klucza. Choć ten ktoś jest świadomy obecności tego kamienia, nigdy go nie zobaczy, dopóki właściciel sam nie przyjdzie i skrzyni nie otworzy.
W niebie będziemy się bardzo zdumiewać, jak daleko odmienny jest osąd Boga od tego, co tu na ziemi możemy zrozumieć i ocenić.
Choć drogę łask nadzwyczajnych należy wysoko cenić i poważać, nigdy dla siebie samego nie należy jej pragnąć. Nie możemy z pokora żądać tego, na co się nigdy nie zasłużyło.
Każdego prowadzi Pan drogą najlepszą dla niego i zuchwalstwem byłoby chcieć ją sobie samemu wybierać.
Nigdy nie wiemy czy to w czym upatrujemy dla siebie szczęście i zysk, nie przyniesie nam straty.
Jedyna bezpieczna droga – to chcieć tego, czego chce dla nas Bóg, który zna nas lepiej niż my samych siebie.
Są święci co nigdy widzeń nie mieli, i tacy, którym była dana ta łaska, a świętymi nie są.
Miłość ma taką naturę, że bezustannie działa i pracuje tylko dlatego, że miłuje.
Nie myślmy, że widzenia często się powtarzają tym, którzy tej łaski dostąpili. Na jedną z nich często sto i tysiąc trzeba im wycierpieć utrapień i krzyżów.
Bóg objawia się duszy, aby ją pocieszyć w smutku, przygotować na cierpienie lub, by nawzajem mogli się cieszyć posiadaniem siebie.
Jedną z tajemnic, którą Bóg może objawić duszy jest ta, że On widzi i obejmuje wszystkie rzeczy, złe i dobre.
Skoro Bóg, chociaż Go ciężko obrażamy, nie przestaje nas miłować, słusznie ma prawo żądać od nas, byśmy i my odpuszczali wszystkim, którzy nas skrzywdzili.
Jeśli Bóg sam nam objawi, że jest Prawdą Najwyższą, która zwieść nie może, zrozumiemy z mocą trafność słów Psalmu 116, że każdy człowiek jest kłamcą.
Żyć w prawdzie przed Bogiem i przed ludźmi, to nie chcieć by uważano nas za lepszych niż jesteśmy.
Hierarchia wartości zbudowana na widzeniu rzeczywistości wyłącznie w wymiarze doczesnym, jest zakłamaniem i zafałszowaniem tej rzeczywistości.
Pan dlatego jest tak wielkim miłośnikiem pokory, ponieważ pokora jest życiem w prawdzie. Prawdą jest, że sami z siebie nic nie mamy dobrego.
Im więcej Bóg się duszy odsłania w nadprzyrodzony sposób, tym bardziej rośnie w niej nieustanna tęsknota za Nim, będąca źródłem prawdziwej męki wewnętrznej.
Cierpienie duchowe wynikające z tęsknoty za Bogiem, są bez porównania większe niż cierpienia fizyczne. Prawdopodobnie właśnie one są udziałem dusz czyśćcowych.
Im bardziej tęsknota za Bogiem pali duszę, tym więcej czuje się ona tu na ziemi samotna. Żadne bowiem stworzenie, ani ziemskie, ani nawet niebieskie, nie jest w stanie zapełnić w niej pustki.
Bólu tęsknoty za Bogiem nie można samemu w sobie wyzwolić, a gdy przyjdzie nie sposób się od niego uwolnić.
Choć miłujący Boga wiele muszą wycierpieć, wszystko to nie wiele znaczy, w porównaniu z tym, co otrzymują potem. Dlatego także cierpienie uważają za łaskę.
Na drodze łask mistycznych dwie rzeczy mogą spowodować śmierć. Zarówno ból tęsknoty za Bogiem, jak i szczęście, które po nim następuje.
Dodano: 15 września 2023
WADA |
CNOTA |
brak wiary |
wiara |
niewierność |
wierność |
nieufność |
zaufanie |
niewiarygodność |
wiarygodność |
słabość |
siła |
O, ty nieudaczniku, szatański oszuście, wszystkiemu zaprzeczasz, choć w głębi duszy czujesz, że jest to prawda. Jesteś duchem, który wciąż zaprzecza! Dlatego twoje oczy są tak zaciemnione, bowiem przestałeś już dostrzegać drogę do szczęścia i uzdrowienia.
Brak wiary wciąż z pełną determinacją wytyka ludziom omylność, aby ich zniechęcić. Jednak ja, wiara, raduję się z aniołami i pozostaję wierna Bogu, bowiem chcę tylko tego, co On. Z cherubinami zapisuję wszystkie Jego przykazania dokładnie tak, jak pragnie tego Bóg. Tak postępuję i podejmuję decyzje w zgodzie z prorokami i mędrcami tego świata. Wszystkie królestwa na ziemi odnoszące sukcesy dzięki mnie, wierze, osiągają Bożą sprawiedliwość, bowiem jestem zwierciadłem Boga i promienieję we wszystkich Jego przykazaniach.
Dodano: 01 września 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Gdy Bóg wprowadza duszę do szóstego mieszkania zawiesza jej władze i zmysły i w jednej chwili na Jego rozkaz zamykają się drzwi mieszkań poprzednich.
Choćby wszystkie uciechy, bogactwa i rozkosze tego świata wiecznie trwały, w porównaniu z dobrami niebieskimi, są jak śmieci. Także te drugie niewiele znaczą, wobec szczęśliwości posiadania Pana naszego, Stwórcy i Władcy wszystkich skarbów nieba i ziemi.
Widząc coraz wyraźniej wielkie niedoskonałości nasze, coraz goręcej błagajmy Pana, aby wyprowadził z nich dobro, tak byśmy we wszystkim były Mu przyjemne.
Nieskończona hojność Boga nigdy nie zdoła wyczerpać nieskończonych bogactw Jego.
Czasem zsyła Bóg na duszę zachwycenia tak wielkie, że ustaje jej oddech, a ciało nie daje najmniejszego znaku życia.
Im większe łaski, tym większe ich skutki w postaci pragnienia dodawania Bogu chwały i miłości przewyższającej swą siłą każdy ból.
Bóg porywając duszę ku sobie, tak nagle i gwałtownie, że nie ma sposobu na opieranie się Mu – chce jej okazać, że skoro tak szczerze oddała Mu się cała, powinna wiedzieć, że nie ma już żadnej władzy nad sobą. Jest to sposób zachwycenia zwany lotem ducha.
Jeśli modlitwę odpocznienia można porównać do cichego i spokojnego czerpania wody prosto ze źródła, to w łasce lotu ducha spływa ona na duszę jak potężna, pędząca fala, która ją porywa, unosi i zalewa całe jej wnętrze.
Duszy czującej nędzę swoją i żalącej się przed Panem, że nie ma nic, co by Mu mogła ofiarować, Jezus powiedział: Oto oddaję ci wszystkie boleści i gorzkości jakie wycierpiałem w męce mojej, weź i ofiaruj je Ojcu mojemu jako własność twoją.
Wielkie zadowolenia sprawiamy Panu, gdy poznajemy samych siebie, swoje ubóstwo i nędzę. A także, gdy widzimy, że niczego nie posiadamy, czego byśmy od Niego nie dostali.
Duszy porwanej przez Boga zdaje się, że jest przeniesiona do zupełnie innej krainy, w której światłość jest bez porównania większa od ziemskiej światłości. Poznać w niej można w jednej chwili tak wiele prawd i tajemnic, że tu na ziemi całego życia by na to nie starczyło.
Komu Pan ukazał choćby rąbek nieba, temu odtąd życie na ziemi staje się udręką i nic go tu już nie pociąga. Ma jednak w sobie pokój, pogodę ducha, głęboką pokorę i wszystko obraca na służbę i chwałę Boga.
Oczami duszy widzi się bez porównania wyraźniej niż oczami ciała.
Tylko Ten, który daje łaskę zachwycenia, może dać również odwagę do jej przeżycia. Bo wielkiej odwagi potrzeba duszy, gdy ją ciało i zmysły opuszczają.
Gorące pragnienie podobania się Bogu we wszystkim i nie obrażania Go w czymkolwiek, budzi w duszy tęsknotę za życiem pustelniczym. Ale gdyby mogła skłonić choćby jedną osobę do wierniejszego oddania się Bogu, od razu rzuciłaby się w wir świata by ją znaleźć.
Lepiej nie próbować wywoływać w sobie tego, co jedynie jest darem Bożym, ale trzeba trzymać się obecności Pana, patrzeć na Jego miłosierdzie i wielkość oraz pamiętać o niegodności swojej. Bóg zaś niech daje nam to, co się Jemu podoba, wodę czy posuchę, jak zechce.
Łzy są darem łaski, gdy wyciska je siła miłości Bożej, ale mogą też być skutkiem zwykłej przyrodzonej tkliwości.
Dodano: 15 sierpnia 2023
WADA |
CNOTA |
niestałość |
stałość |
bezcelowość |
świadome dążenie do celu |
zmienność |
wytrzymałość |
niesłowność |
niezawodność |
niezdecydowanie |
zdecydowanie |
brak systematyczności |
systematyczność |
Ja, stabilność, jestem najsilniejszym filarem. Lekkomyślność niestałości nie robi na mnie wrażenia. Żaden podmuch wiatru nie może wprawić mnie w ruch, nie jestem jak liście na drzewie, które powiewają tam i z powrotem. W obliczu życiowych burz jestem solidnym oparciem, jak Syn Boży, który buduje dom na skale. Któż może mnie niepokoić? Kto może mnie zranić i skrzywdzić? Nikt, ani silni, ani słabi, wytworni czy książęta, bogaci czy biedni nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Mam odpocznienie w Bogu, który stale mieszka w wieczności. Nie zachwieję się, bowiem trwam na najsilniejszych fundamentach.
Dodano: 01 sierpnia 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Wielkie i ciężkie są utrapienia i trudy, zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne, które dusza wycierpieć musi zanim wejdzie do siódmego mieszkania.
Samotności pragnie dusza zraniona miłością Boskiego Oblubieńca.
Zewnętrzne trudy dusz w szóstych mieszkaniach to obmowy, sądy i szemrania ludzi z którymi żyje, nawet ci którzy dotychczas byli jej przyjaciółmi odwracają się od niej i najsurowiej osądzają, złemu duchowi przypisując stan ich ducha.
Ludzie z równą łatwością mówią dobrze, jak i źle o drugich, zatem jak na nagany, tak i na pochwały ich, nie ma co zważać.
Dla duszy oświeconej wewnętrznie, przykrością są pochwały, które słyszy na swój temat. Jasno widzi, że jeśli jest w niej coś dobrego, to nawet w najmniejszej cząstce nie jest to jej zasługą, tylko darem Boga. Patrzy na to dobro tak, jakby widziała je w kimś innym, a nie w sobie.
Dusze zaproszone do szóstych mieszkań, zwykle nawiedzają tak ciężkie choroby i ogromne bóle zewnętrzne, że z ochotą wolałyby przyjąć jakąkolwiek szybką śmierć męczeńską.
Gdy dusza dojdzie do tego, że zupełnie nie zaważa na oznaki czci i szacunku, wówczas wszelkie obelgi i krzywdy nawet ją radują. Z doświadczenia wie, jak wielkie korzyści i zyski osiąga się tą drogą i dlatego nie myśli, że ci którzy ją prześladują, obrażają Boga.
Wielkim cierpieniem jest dla duszy, gdy spowiednik jej nie rozumie, i z powodu jej niedoskonałości podważa prawdziwość łaski, które Bóg jej czyni.
Dużym strapieniem jest dla duszy, gdy nie potrafi jasno zdać sprawy ze swego wewnętrznego stanu spowiednikom i dlatego myśli, że ich oszukuje.
Bóg może wprowadzić duszę w tak wielkie cierpienie wewnętrzne, że wydaje jej się, że On sam ją odrzucił. Wówczas nic co ziemskie nie jest w stanie jej pocieszyć.
Czasem, gdy dusza wcale nie myśli o Bogu, On nawiedza ją łaską swoją jakby zadawał jej ranę nad wyraz słodką, z której nigdy nie chciałaby być wyleczona.
Gdy jedna iskra oderwie się od żaru, którym jest Bóg i padnie na duszę, nie może jej całej spalić, ale rozkoszny ból jej zadaje, tworząc ranę miłości.
Skutkiem rany miłości jest to, że dusza w każdej chwili jest gotowa do przyjęcia cierpienia i trudów dla Boga. Jest też bardziej zdeterminowana w uchylaniu się od przyjemności ziemskich.
Widzenia i objawienia nie są koniecznym, ani głównym warunkiem służby Bożej. Dlatego nie starci ten, kto nie zwraca na nie uwagi.
Słowa wewnętrzne, które słyszy dusza, mogą pochodzić od Boga, od złego ducha lub z jej własnej wyobraźni.
Choćby słowa wewnętrzne były od Boga, nie dowodzi to, by ten kto je słyszy, był lepszy od innych. Bóg i do faryzeuszów mówił, a przecież pozostali faryzeuszami.
Słowo Boże poznajemy po tym, że zawiera w sobie wszechwładną potęgę i siłę i jednocześnie czyni to, co oznajmia.
Dusza pogrążona w wielkich oschłościach i cierpieniu wewnętrznym (w nocy ducha), której nic pocieszyć nie zdoła, od jednego Bożego słowa, tj. nie smuć się, albo Ja jestem nie bój się, które w sobie słyszy, natychmiast odzyskuje spokój i światło.
Kto usłyszał słowo pochodzące od Boga, pamięta je bardzo długo, albo i nigdy go nie zapomni.
Wewnętrznie usłyszane słowa od Boga zawsze rodzi w duszy wielki pokój, uciszenie, pobożne i kojące skupienie oraz radosne pragnienie chwalenia Go.
Choćby wszystkie nadzieje zawiodły nic nie zaćmi iskierki pewności na dnie duszy, która usłyszała od Boga obietnicę spełnienia się czegoś.
Im większy dar nadprzyrodzony Bóg czyni duszy, tym bardziej ona mniej siebie ceni i tym silniej uświadamia sobie swą grzeszność. Jej wola i pamięć bardziej angażują się wyłącznie w szukanie czci i chwały Bożej.
Bóg może mówić do duszy w widzeniu umysłowym, które jest słyszeniem bez słów. I zwykle dotyczy ono spraw, o których się w danej chwili nie myśli, albo nigdy się o nich nie myślało.
Niebezpieczną zuchwałością jest pójść za usłyszanym wewnętrznie słowem, nie konsultując go z mądrym i doświadczonym spowiednikiem, albo postąpić wbrew jego radom.
Zły duch potrafi przebrać się w anioła światłości i podrobić słowa Boże, ale nie potrafi wywołać ich skutków.
Wszystkie nadprzyrodzone łaski są owocem tej prawdy, że większy od duszy jest Ten, który nią włada i jako Pan w niej zamieszkuje.
Wszystkie próby i cierpienia oraz łaski nadprzyrodzone są po to, by dusza nabierała odwagi i coraz mocniej pragnęła złączyć się z Oblubieńcem swoim.
Do rzeczy tak wysokiej, jak zaślubiny z Królem, natura nasza jest zbyt nieśmiała i przyziemna. Dlatego potrzeba jej odwagi – szczególnej pomocy i łaski z Jego strony.
Przez zachwycenia Bóg odrywa duszę od zmysłów, aby ją przygotować na dar zaślubin, w którym ujrzy z bliska cały ogram Majestatu Boga. Inaczej niepodobna, żeby takiego widoku nie przypłaciła życiem.
Mimo iż o wielkich łaskach, tj. zachwyceniach, dusza niezdolna jest mówić, ani ich wspominać, nosi je dokładnie zapisane w najgłębszym wnętrzu swoim i nigdy ich nie zapomina.
Tajemnicą pozostanie, jak to się dzieje, że choć władze i zmysły duszy w trakcie zachwycenia są jakby martwe, dusza potem rozumie i pamięta prawdy jej objawione. Dzięki tej łasce nabywa szczególnie jasnego i głębokiego poznania wielkości Boga.
W prawdziwym zachwyceniu Bóg całą dusze porywa do siebie. Jako oddanej Mu na zawsze oblubienicy, ukazuje jej cząstkę królestwa swego, do którego i ona nabywa prawa. Choćby to była mała cząstka, u Boga tak wielkiego, rzecz najmniejsza jest wielką.
Dodano: 15 lipca 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Jeśli chcemy całą istotnością swoją być zjednoczeni z wolą Bożą, musimy być wolni od robaków miłości własnej, wysokiego mniemania o sobie, osądzania bliźnich, braku miłości bliźniego, miernego wypełniania swoich obowiązków.
Doskonała miłość bliźniego o tyle tylko być w nas może, o ile zrodzi się jak drzewo z korzenia doskonałej miłości Boga.
Gdybyśmy dobrze rozumieli, jak ważna jest dla nas cnota miłości bliźniego, nie zajmowalibyśmy się niczym innym jak usilnym jej nabywaniem.
Do zjednoczenia z Bogiem nie dochodzi się drogą pociech i słodyczy duchowych, ale drogą miłości, wyrażającą się w uczynkach.
Gdy widzisz siostrę, której możesz przynieść ulgę nie wahaj się ani chwili poświęcić dla niej – czasu modlitwy i pobożnych odczuć które ona ci daje, ale okaż jej współczucie.
A jak wielką cnotą jest cieszyć się z pochwał i uznawania cnót kogoś drugiego, tak również nie mniejszą zasługą jest ubolewać nad każdym jego niedostatkiem i uchybieniem jakby nad własnym, i chcieć je ukryć.
Choćbyśmy doświadczali na modlitwie wielkich pociech i łask nadprzyrodzonych, dopóki nie ma w nas miłości bliźniego, takiej jak być powinna, daleko nam do zjednoczenia z Bogiem.
Bóg chce byśmy się cieszyli, gdy w naszej obecności kogoś chwalą, tak samo jakby nas chwalono, albo jeszcze bardziej.
Bóg hojnie nam odpłaci, jeśli przymusimy wolę naszą, ale we wszystkim czynić wolę sióstr, nawet z utratą tego, do czego mamy prawo.
Zapomnijmy o naszym dobru, na rzecz dobra innych, choćby natura nasza się temu sprzeciwiała. Nie sądźmy, by nabycie miłości, nic nas kosztować nie miało.
Starajmy się brać na siebie trud, aby go ująć bliźniemu, gdy nadarzy się taka okazja.
Wiele kosztowała naszego Pana miłość do nas, skoro dla uwolnienia nas od śmierci, sam poniósł śmierć i to krzyżową.
Rozkosze duchowe, którymi Pan napełnia duszę, o całe niebo są różne od rozkoszy, jakich doświadczają złączeni związkiem małżeńskim. Są one tak czyste, subtelne i słodkie, że nie sposób ich opisać.
Modlitwy zjednoczenia są jak spotkania narzeczonych, którzy przygotowują się do sakramentu małżeństwa, w czasie których dusza w jednej chwili bardziej poznaje Oblubieńca swego, niż by w tysiąc lat poznawała Go za pomocą zmysłów i władz.
Nawet w piątym mieszkaniu dusza nie jest bezpieczna, jeśli nie unika okazji do zaniedbań. Stanie się to później, gdy dokona się małżeństwo duchowe. Diabeł wszelkich chce użyć sposobów, aby rozerwać węzeł zaręczyn.
W miłosierdziu swoim Bóg tak bardzo się uniża, że poślubia sobie duchowo ludzkie dusze.
Patrząc na rzesze dusz, które Bóg nieraz za sprawą jednej świętej osoby pociąga do siebie, nie dziwmy się, że całe piekło zbiera się przeciwko niej.
Tylko te dusze, które najpierw uświęciły się w pracy wewnętrznej nad sobą, mogą być prawdziwymi apostołami w pracy zewnętrznej.
Dziś Pan jeszcze bardziej niż kiedyś gotów jest udzielać nam wielkich łask, bo bardzo zmniejszyła się liczba tych, którzy by w całości chcieli poświęcić się dla Niego i zapominając o sobie rezygnowali z własnych praw.
Nie ma zamknięcia tak ścisłego i puszczy tak odludniej, do której diabeł by nie wszedł.
Tylko pod pozorem dobrego może diabeł zwieść duszę, która wolę swoją oddała Bogu. Dlatego potrzeba by była czujna i wierna w rzeczach małych.
Poleganie na łasce Boga, a nigdy na sobie oraz pilne badanie swego serca w kwestii braterskiej miłości, nie wywyższanie się nad innych i wierne spełniania powszednich obowiązków – najlepiej chroni przed zasadzkami złego ducha.
Wielkie są starania Boga o dusze Jemu oddane, by uchronić je od upadku. Dlatego zsyła im wiele natchnień i przestróg, w świetle których jasno widzą co im szkodę przynosi.
Im kto wyżej w doskonałości postąpi, tym dalej pragnie w niej wzrastać.
Znikome są wszelkie prace nasze, trudy i cierpienia, przysposabiające nas na przyjęcie wielkich darów Boga, w porównaniu z nimi samymi.
Dodano: 01 lipca 2023
1 Być dzieckiem
to sztuka nie lada
nowego życia
co wolnością włada
2 Odwagi potrzeba
by zostawić siebie
pozwolić się pociągnąć
jak latawiec na niebie
3 Uwierzyć że się uda
gdy wszystko temu przeczy
przyjąć Ojca logikę
która serca nam leczy
4 Dziecko nie walczy
i się nie wspina
a pewność świata marzeń
to jego trampolina
5 Niczego nie widzi
w krzywym zwierciadle
bo jego spojrzenie
jest proste i jasne
6 Nie sądzi o sobie
innych nie mierzy
skoro byt każdy
dobry Bóg zamierzył
7 Czuje się kochane
i kochać potrafi
zwyczajnie i otwarcie
wychodzi do braci
8 Dziecko jest nieporadne
i tym się nie smuci
wie że miłość Ojca
go nie opuści
9 Nie musi być mocne
i słabość wybiera
ufność śmiałą
w bliskość Boga Pocieszyciela
10 Bywa marudne
uczuć nie hamuje
że każde jest dobre
ono to czuje
11 Wszystkiego się uczy
często jest w błędzie
ale jego porażki
to mistrza narzędzie
12 Mówić składnie mu trudno
słów nie zna w komplecie
ale umie wyrazić
swą opowieść o świecie
13 Wie że cokolwiek będzie
jeśli narozrabia
miłość Taty pewna
i warunków nie stawia
14 W ramionach Mamy
dobrze się czuje
pomoc przyjąć umie
skoro wciąż jej potrzebuje
15 Ono jest wesołe
i bawić się umie
uczonych dociekań
raczej nie rozumie
16 Dóbr nie gromadzi
i zasług nie liczy
dając tak po prostu
i przyjmując w słodyczy
17 Jest jakby nieprzydatne
bywa hałaśliwe
ale bez niego jest drętwo
i tak nieprawdziwie
18 Dziecko w nas
to skarb dany darmo
który odkryć
i czule przyjąć warto
s.B.
Dodano: 15 czerwca 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Wiele drogocennych skarbów ukrytych jest w piątych mieszkaniach. Wchodzą do nich ci, którzy nic z tego, co otrzymali od Pana nie zachowują dla siebie, ale wszystko Jemu oddają.
Modlitwa zjednoczenia jest owocem całkowitego oddania się Bogu. Dusza w niej pogrążona jest cała rozbudzona ku Bogu i cała uśpiona dla świata i dla siebie.
Hojnie obdarowuję Bóg duszę, gdy może w niej działać, nie napotykając na żadne przeszkody, ani z jej strony, ani od innych.
Jeśli zjednoczenie z Bogiem jest prawdziwie, to ani wyobraźnia, ani pamięć, ani rozum, ani zły duch, nie zdołają zamącić szczęścia, którym dusza się cieszy.
Rozkosze ziemskie zatrzymują się jakby na zewnętrznej powłoce ciała. Rozkosze niebieskie przenikają aż do szpiku kości.
W zjednoczeniu z Bogiem dusza poznaje, że Bóg znajduje się we wszystkich stworzeniach poprzez swoją obecność, wszechmoc i istotę. W drugiej kolejności także przez łaskę.
Gdy choć raz Bóg podniesie duszę do modlitwy zjednoczenia, zawieszając działanie jej władz, po powrocie do siebie, żadną miarą nie może wątpić, że była w Bogu a Bóg w niej. Ślad ten pozostanie na zawsze w jej w pamięci.
Duszę, która doświadczyła zjednoczenia z Bogiem można porównać do larwy jedwabnika, która umarła w swym kokonie, dla rzeczy tego świata, i zmieniła się w motyla. Nie dziw, że nie poznaje sama siebie.
Różnica między piątymi a szóstymi mieszkaniami nie leży w rodzaju modlitwy, ale w skutkach, które ona powoduje w duszy.
Kto raz spoczął w Bogu, nigdzie nie może znaleźć spoczynku poza Nim.
Duszy ukrytej w piątych mieszkaniach małym się wydaje to, co czyni dla Boga, w porównaniu z tym, co by uczynić pragnęła.
Kto doświadczył zjednoczenia z Bogiem w modlitwie, jest jak motyl, który czuje się obco wśród rzeczy ziemskich i nigdzie nie może znaleźć miejsca spoczynku. Do stanu zjednoczenia sam powrócić nie może, stąd nowe jego wielkie strapienie i krzyż, który zawsze na tej ziemi trzeba nosić.
Cierpienia wynikające z tęsknoty za Bogiem, choć są prawdziwe, wlewają do duszy zadowolenie i pokój, gdyż płyną z czystego źródła.
Dusza, która kiedyś żyła sobie spokojnie i troszczyła się tylko o siebie, po doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, ma w sercu szeroką i bolesną troskę o drugich. Sama z siebie, nawet po wielu latach modlitwy, nigdy by do takiego bólu nie doszła, jaki teraz czuje.
Im więcej miłujemy Boga, tym większy ból cierpimy na widok tylu niewierności i nędzy, w której pogrążają się Jego dzieci, obrażając Go i idąc na zatracenie.
Gdy owładnie nas miłość Boga, mamy w sobie gotowość na wszystko, co Bóg chce z nami uczynić. Stajemy się jak miękki wosk, na którym On sam odciska swoją pieczęć. Nie wiedząc jak to się dzieje, wychodzimy z rąk Pana naznaczeni Jego znamieniem.
Słowa Jezusa do św. Teresy: Nie przerażała Mnie męka, którą miałem wycierpieć na krzyżu, bo wielka miłość, jaką miłuję duszę i wielkie pożądanie z jakim pragnę ich zbawienia, bez porównania przewyższają całą srogość moich cierpień. Odkąd jestem na ziemi cierpienia, jakie mi zadaje niepowstrzymana siła miłości są tak wielkie, że wobec nich wszystko co wycierpiałem w męce i na krzyżu wydają Mi się niczym.
Bez porównania większym cierpieniem był dla Jezusa nieustanny widok tylu zniewag czynionych Majestatowi Bożemu i wielu dusz idących do piekła, niż męka krzyżowa, dzięki której mógł okazać Ojcu swoje doskonałe posłuszeństwo, a ludziom wielką do nich miłość.
O, jakaż to wielka rozkosz cierpieć w spełnieniu woli Bożej!
Wielkie łaski, których Bóg udziela człowiekowi zawsze przynoszą wiele korzyści także tym, z którymi on się spotyka.
Piąte mieszkania otwarte są nie tylko dla tych, którym Pan użycza łask nadprzyrodzonych, ale dla wszystkich którzy się usilnie starają wolę swoją poddać woli Bożej. Tacy idą droga zjednoczenia nieodczuwalnego.
Na każdym etapie życia duchowego, aby uchronić się od zguby, nie ma innego zabezpieczenia niż posłuszeństwo i trzymanie się drogi przykazań.
Ci co przylgnęli wolą swoją do woli Bożej, widzą i rozumieją, że Pan lepiej wie co czyni, niż oni wiedzą co pragną.
Zjednoczenie z wolą Bożą nie oznacza, że nie może być nam przykro, gdy spotkają nas trudności, choroby, czy śmierć bliskich osób, ale że ponad wszystko miłujemy Boga i bliźniego.
Rzecz to bardzo pewna, że w nagrodę za miłość jaką okażemy bliźniemu, Bóg pomnoży w nas miłość ku Niemu.
Dodano: 1 czerwca 2023
WADA |
CNOTA |
zazdrość / egoizm |
miłość bliźniego |
samolubstwo |
wzgląd na drugiego człowieka |
obojętność |
gotowość do niesienia pomocy |
zawiść |
przychylność |
rywalizacja |
współpraca |
Jesteś jak jadowity wąż, który zabija samego siebie. Chcesz zniszczyć wszystko, co zrodziło się z mądrości, ponieważ nie potrafisz zaakceptować sił życia. Przypominasz walczące z Bogiem widmo, które podburza narody, by wzajemnie się zabijały. Słusznie nazywasz się piekłem przekraczającym wszelką miarę. Pragniesz zniszczyć wszystko, co stworzono z mądrości, bowiem nie możesz znieść promieniejącej siły życia.
Tymczasem ja jestem rosą, z której pochodzi życie. Dzięki niej kwiaty zamieniają się w owoce. Jestem delikatnym deszczem, który bierze się z rosy i wspomaga doskonały rozwój ziół i kwiatów. Za mną stoi Duch Boży. To z jego pomocą wprawiam w ruch najsilniejsze źródła i rzeki.
Ja, miłość, jestem źródłem trzech Bożych sił: opanowania, spokoju ducha i harmonijnej równowagi. Dzień i noc rozpościeram swój ochronny płaszcz, aby dokonywać dobrych dzieł i namaszczać rany. Nikomu nie jestem nic dłużna. Bóg objawia mi swoje tajemnice, jestem Jego najukochańszą i najpiękniejszą przyjaciółką. Wszystko, co należy do Niego, jest również moje, bowiem noszę Jego ślubną suknię. Opatruję rany lnianym płótnem, tak jak Syn Boży leczy je swoją szatą.
Dodano: 15 maj 2023
Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”
Kobieta i lustro to dość naturalne połączenie, no bo która z pań nie lubi przeglądać się w lustrze, słowem, lustrować swoją twarz, sylwetkę, nową sukienkę, czy pierwsze zmarszczki…? Lustro zatrzymuje nasze spojrzenie i je oddaje, zwraca nam, sprawia, że wzrok, który mógłby sięgnąć daleko, jest zatrzymany i na powrót skierowany ku nam. Sprytny i bardzo dogodny przedmiot, jeśli oczywiście, nie jest nadużywany… Można jednakże, nawet bez lustra pod ręką, myśleć tylko o sobie, patrzeć jedynie na siebie, przeglądać się nie tylko w sklepowych witrynach, ale i w oczach przechodniów. Wtedy już nie tylko wzrok, ale cały człowiek jest zajęty sobą, skoncentrowany na sobie, skupiony na swym wyglądzie, efekcie, jaki wywołuje w oczach innych, na swej powierzchowności…
Czemu o tym piszę? Bo lustro to tylko współczesna nazwa tytułowego zwierciadła, które również może przywoływać na myśl choćby szlachciankę przeglądającą się w inkrustowanym zwierciadle, ale może rodzić też inne skojarzenie, w pełni majowe!
Zwierciadło sprawiedliwości to jedno z określeń Maryi, jakie znajdujemy w litanii loretańskiej, którą w sanktuarium Świętego Domku w Loretto zaczęto odmawiać od 1531 roku. Geneza powstania tej litanii jest łączona z tym właśnie miejscem, gdzie pielgrzymi zostawiali zapisane prośby do Maryi nazywanej rozmaitymi, płynącymi z serca określeniami, tytułami i imionami. Zebrane w całość i odpowiednio pogrupowane (część dogmatyczna, część o symbolice biblijnej i ostatnia, zawierająca maryjną eschatologię) utworzyły znaną nam litanię z 43 pierwotnymi wezwaniami. Nasze wezwanie mieści się w drugiej części litanii i wiąże się głównie ze sprawiedliwością tak bardzo obecną w Biblii, odnoszącą się do Boga, czasem też do człowieka i to prawie zamiennie: sprawiedliwy to po prostu święty.
Zwierciadło natomiast ma dość szczególną cechę: ukazuje rzeczywistość, ale nie ukazuje siebie, pozostając w pewnym sensie w ukryciu. Obraz ten doskonale wskazuje na Maryję, która jest tak czysta i przejrzysta, że odbija w sobie jedynie Boga. W Niej jest tylko Bóg i gdy my mówimy Maryja, ona natychmiast mówi Jezus – jak to zapisał Ludwik Grignon de Montfort. Maryja wszystko przekazuje i oddaje swojemu Synowi nic nie zatrzymując dla siebie i na sobie. Przejrzyste zwierciadło. W konsekwencji zatem przyglądając się Maryi widzieć możemy samego Boga.
Jest jeszcze inna cecha Zwierciadła sprawiedliwości, która pozwala nam zobaczyć w Maryi samych siebie, przejrzeć się w Niej, by stwierdzić na ile już upodobniliśmy się do Boga, ile w nas rysów Maryi i jaka droga jeszcze przed nami…
s. E
Dodano: 07 maja 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
Czwarte mieszkania, przez to, ze bliżej są Komnaty Króla, przeważają pięknem i ozdobą poprzednie. Rozum nie potrafi opowiedzieć subtelności tego piękna, zwłaszcza komuś, kto nie zna go z własnego doświadczenia.
Doświadczenie pociechy, może zrodzić się tak pod wpływem rzeczy ziemskich, jak i duchowych. Dlatego mówimy o nim, że jest naturalne w przeciwieństwie do tzw. smaków, które tylko od Boga pochodzą i dlatego są nadprzyrodzone.
Pociechy duchowe biorą początek z nas samych i kończą się w Bogu. Smaki duchowe poczynają się w Bogu, a my je odczuwamy i cieszymy się nimi bardziej niż pociechami, gdyż mocno rozszerzają serce.
Pociechy duchowe należy wysoko cenić pod warunkiem, że będzie w nas pokora, nie wynosząca się ponad innych.
Na modlitwie nie chodzi o to, by dużo rozmyślać, ale o to, by coraz więcej miłować. Nie taka dusza więcej miłuje, która doświadcza więcej pociech i smaków, ale ta która mocniej pragnie i postanawia we wszystkim podobać się Bogu i szukać Jego chwały.
Rozum i strumień myśli zwany czasem wyobraźnią, to nie to samo. Bywa, że gdy jeden zajęty jest Bogiem, drugi może ulecieć daleko od Niego.
Jak w nie naszej mocy zatrzymanie ruchu ciał niebieskich, tak nie powstrzymamy wiru naszych myśli i wyobraźni. Nie znaczy to jednak, że wszystkie władze duszy tym wirem porwane odbiegły od Boga. Roztargnienia mimowolne nie powinny nas trapić i od modlitwy odwodzić.
Tylko Bóg może tak związać strumień naszych myśli i przywiązać go do siebie, że nie uleci swoim zwyczajem.
Gdy pociechy duchowe zostaną spowite w nasze emocje, mogą powodować wybuch płaczu, uciski w piersiach, a nawet mimowolne podrzucanie i targanie naszego ciała, którego powstrzymać nie można.
Nie ma udręczenia ani wojny, których byśmy nie znieśli, jeśli tylko mamy pokój w głębi duszy. Tam jest nasze prawdziwe życie.
W każdym stworzeniu Bożym, choćby to była drobna mrówka, więcej ukrywa się dziwów, niż rozum zdoła pojąć.
Pociechy duchowe są jak woda, która dociera do nas za pomocą wodociągów. Szum, który w nich powstaje to emocje, które są naturalnym owocem pracy naszego rozumu.
Smaki duchowe i modlitwa odpocznienia są tym samym, a porównać je można do wody, która dociera do nas bezpośrednio ze zdroju, którym jest sam Bóg.
Przenika ona aż do dna istności naszej, napełniając pokojem, cichością i słodyczą, wszystkie nasze mieszkania, władze, a nawet ciało.
Jeśli w człowieku jest ukryte tak wiele tajemnic, których dociec nie potrafimy, to nasza wiedza i poznanie Boga znaczą tyle co nic.
Po skutkach i uczynkach poznaje się prawdę i rzetelność naszej modlitwy.
Pokorę dusz obdarowanych łaskami nadprzyrodzonymi można rozpoznać po ich głębokim i szczerym przekonaniu, że nie są ich godne.
Dary nadprzyrodzone, nie są konieczne do zbawienia. Najprędzej dostąpi ich ten, kto się o nie nie stara, ale pragnie kochać Boga miłością czystą i bezinteresowną.
Bóg nie zobowiązał się udzielać nam łask nadprzyrodzonych, tak jak zobowiązał się dać nam wieczną chwałę, jeśli zachowamy Jego przykazania.
Pokorą Pan daje się zwyciężyć i spełnia wszystko, czego pragniemy.
Kto naprawdę upokorzy się i zaprze się siebie we wszystkim, temu Pan nie zaniecha uczynić wielu łask, których nie potrafimy nawet zapragnąć.
W nadprzyrodzonym skupieniu wewnętrznym, które zwykle jest przedsionkiem modlitwy odpocznienia, zmysły i rzeczy zewnętrzne tracą swoje prawa. Dusza odzyskuje wówczas całą swoją wolność.
Zmysły i władze duszy, które choć są strażnikami wewnętrznej twierdzy, mogą długi czas obcować na zewnątrz ze swoimi przeciwnikami. Gdy spostrzegą, że to towarzystwo im szkodzi i chciałyby wrócić do swojego domu, widzą że same wejść nie mogą, jeśli Król ich nie przywoła.
Taka jest siłą i wpływ cichego pasterskiego głosu Króla, że władze i zmysły od razu opuszczają rzeczy zewnętrzne i do Twierdzy się chronią.
Łatwiej i z większym pożytkiem znajdziemy Boga w swoim wnętrzu, niż w stworzeniach.
Dobry to i doskonały sposób rozmyślania o Bogu, gdy szukamy Go w sobie samych, i wyobraźnią swoją widzimy, że jest tam obecny.
Nadprzyrodzone skupienie wewnętrzne poznamy po tym, że bez żadnego wysiłku na szej strony, i jakby uprzedzająco, władze i zmysły naszej duszy stawiają się w Twierdzy. Nie wiemy jak i kiedy usłyszały wezwanie Króla.
Nie ma naturalnego sposobu na to, by myśli powstrzymać od myślenia. Z takiego przymusu zazwyczaj rodzi się szkoda w postaci otępienia, bezmyślności i straty czasu.
Powinien zaniechać rozmyślania ten, komu Pan udziela łaski wewnętrznego skupienia. Niech w milczeniu przygląda się temu, co Bóg czyni w jego duszy.
Pan tylko tego żąda na modlitwie od nas, byśmy Go prosili i pamiętali, że stoimy w Jego obecności.
Sprawy wewnętrzne z natury swojej są całkiem spokojne i słodkie. Nie znoszą one przymusu ani presji z naszej strony, tak jak uciążliwym byłoby zatrzymać w sobie oddech.
Komu Bóg sam rozszerzy serce, napełniając je swoją łaską, ten odważniej Mu służy, wrażliwsze ma sumienie, wielkodusznie i bez nadmiernego lęku o zdrowie podejmuje pokuty. Mniej niż przedtem lęka się cierpienia i trudu, jaśniej widzi swoje słabości i większego nabywa panowania nad sobą.
Najmilszy Bogu sposób modlitwy jest ten, gdy szukamy Jego chwały i czci. Oraz gdy zapominamy o sobie, o swoich przyjemnościach i korzyściach, ufnie we wszystkim zdając się na Jego wolę.
Dusza w czwartych mieszkaniach nie stoi jeszcze na własnych nogach, ale podobna jest do niemowlęcia zaczynającego ssać piersi. Dlatego usilnie musi się starać unikać okazji do upadku i nie opuszczać modlitwy. Diabeł z większa zawziętością czatuje na nią niż na innych.
W czwartych mieszkaniach stykają się rzeczy nadprzyrodzone i przyrodzone. Łatwo tu ulec pokusie zbytniego przejmowania się otrzymanymi łaskami.
Dodano: 01 maja 2023
Przyjmuję wszystko
to co mi dajesz
w przeszłości teraz
co będzie dalej
Przyjmuję wydarzenia
ich okoliczności
one są darem
Twej Opatrzności
Przyjmuję siebie
i to kim jestem
w Twoim planie dla mnie
otwartym sercem
Przyjmuję swe uczucia
w ich wrażliwości
widzę tutaj bogactwo
Twojej obfitości
Przyjmuję to co lubię
czego w sobie nie chcę
bo wszystko współgra
z Twoim Boskim sensem
Przyjmuję bliźniego
w jego inności
by móc go pokochać
w każdej słabości
Przyjmuję jednak Ciebie
na pierwszym miejscu
by wszystkim rządził pokój
w całym moim sercu
s. B
Dodano: 16 kwietnia 2023
WADA |
CNOTA |
nieposłuszeństwo |
posłuszeństwo |
brak szacunku |
szacunek |
opór |
solidarność |
nieufność |
zaufanie |
upór |
umiejętność przysłuchiwania się |
przemądrzałość |
pojednanie |
Słucham Boga i jestem z Nim mocno związany, dlatego mój stosunek do Niego opiera się na zaufaniu. Przez swoje Słowo Bóg stworzył cały wszechświat. W ten sposób ja, posłuszeństwo, stałem się Jego narzędziem. Ledwo stworzył pierwszego anioła, Lucyfera, a ten już zdążył się Mu sprzeciwić. Ponieważ zapragnął żyć na swój sposób, Bóg stłamsił jego dzieła i w ogóle do nich nie dopuścił.
Ja jestem Słońcem, Księżycem i gwiazdami. Jestem źródłem żywej wody i wszystkich Bożych dzieł. Przypominam duszę w ciele. Jestem Bożą wolą, podobnie jak wola w człowieku, która wypełnia to, czego on chce. Wykonuję wszystkie żądania Boga. Od samego początku byłem w Jego radzie i za moim pośrednictwem Bóg dokonał tego, czego zapragnął. Ponieważ pochodzę od Boga, nie chcę innego pana, nie szukam i nie pragnę niczego poza moim Bogiem.
Kto chce pokonać ducha nieposłuszeństwa i bunt, ten pokornymi słowami winien prosić o przebaczenie. Według wskazań kierownika, który sprawuje opiekę podczas postu, niech ludzie ci żyją przez krótki czas w samotności, poszczą i hartują swe ciało. Powinni też nosić zgrzebne odzienie i w ten sposób uczyć się posłuszeństwa i solidarności.
Dodano: 01 kwietnia 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
W bramy trzecich mieszkań wchodzą wytrwali, którzy z miłosierdzia Boga odnieśli zwycięstwo w wielu bojach.
Życie bez Boga jest ciągłym umieraniem.
Mieszkańców trzecich mieszkań możemy poznać między innymi po: wystrzegania się nawet powszednich grzechów, chętnym podejmowaniu pokuty, codziennej praktyce skupienia się w duchu, dobrym wykorzystywaniu czasu, pomocy bliźnim, powściągliwości w mowie i w ubraniu, sumiennym wypełnianiu swoich obowiązków.
Bóg żąda tylko woli stanowczo Jemu oddanej.
Kto nie chce ogołocić się z tego co już osiągnął w życiu duchowym dochodząc do trzecich mieszkań, jest jak ewangeliczny bogaty młodzieniec, który odszedł zasmucony.
Im więcej czynimy dla Boga, tym bardziej uważajmy się za Jego dłużników i sługi nieużyteczne.
Im ktoś więcej spodziewa się zapłaty za swoje dobre uczynki, tym mniej jej otrzyma.
Owocem dobrze przeżytych oschłości na modlitwie jest pokora.
Gdzie jest prawdziwa pokora, tam nawet pośród braku pociech duchowych, jest pokój i zgoda na Bożą wolę.
Bardziej jesteśmy miłośnikami rzeczy dających zadowolenie, niż krzyża. Stąd dusze słabsze bardziej cenią sobie pociechy duchowe niż męstwo, które wyrabia się pośród oschłości.
W ogniu doświadczeń i prób poznajemy prawdę o sobie, dobrze znaną samemu Bogu.
Trudno udzielać rad komuś, kto od długiego czasu prowadzi życie cnotliwe i dlatego wydaje mu się, że tylko on może pouczać innych.
Bóg chcąc doprowadzić swoich wybranych do jasnego poznania ich nędzy, usuwa od nich, od czasu do czasu, swoje pociechy. Wówczas od razu poznają oni czym są sami z siebie.
Wielkim pożytkiem jest przygotowanie się na próbę, zanim ona przyjdzie.
Bóg więcej żąda od nas zgody na Jego zrządzenia i trwania w wewnętrznym pokoju, niż nawet wielkich dzieł miłosierdzia.
Po tym jak przeżywamy upokorzenia lub choćby małe lekceważenia ze strony innych, możemy poznać na ile nauka i przykład życia Pana Jezusa przeniknęły nasze serca.
Ponieważ Bóg jest miłośnikiem wspierania cnoty na oczach innych, oraz nie chce by sama cnota ucierpiała, udziela nam łaski spokojnej reakcji na doznane przykrości. Nie znaczy to jednak, że tę cnotę posiadamy, gdy wewnątrz odczuwamy wzburzenie i niepokój.
Nie w tym rzecz, czy ktoś nosi habit zakonny, czy nie, ale w tym jedynie, czy usilnie ćwiczy się w cnotach, i czy całego siebie oddaje Bogu, nie szukając spełnienia swojej woli, ale woli Bożej.
Pokora jest olejkiem na wszystkie nasze rany. Pan widząc, że ją mamy, przyjdzie nas uleczyć.
Bez pokory dusza nie postąpi dalej, ale zostanie w tych trzecich mieszkaniach, niezliczone przy tym czując udręczenia i nędze.
Ponieważ nie umiemy wyrzec się samych siebie, czynimy sobie drogę uciążliwą i trudną.
Czytanie o rzeczach duchowych, może rodzić w duszy doświadczenie łask, o których czyta.
Jak małe ptaszęta, uczą się latać naśladując swoich ptasich rodziców, tak i nam wiele hartu dodaje widok innych, wspaniałomyślnie i ochotnie podejmujących rzeczy, które nam wydają się niewykonalne.
Dusza, która już weszła do trzeciego mieszkania, wielki odniesie pożytek, gdy się przyłoży, ile zdoła, do ćwiczeń w ochotnym posłuszeństwie.
Bywa, że od osób, których zachowanie nas oburza, moglibyśmy wiele się nauczyć. Pomimo, ze w tym co dotyczy zewnętrznego stylu bycia, przewyższamy je.
Dodano: 1 kwietnia 2023
Takie te dni są ważne, święte
A ptaszek śpiewa, słońce świeci
Bóg się dziś trudzi nad zbawieniem
A obok śmiesznie śmieją się dzieci
Nie onieśmiela Bóg miłością
Skrytą w zieleni świeżej, młodej
Jak ona wiecznie takiej samej
I w swej wierności, zawsze nowej
s. R.
Dodano: 23 marca 2023
WADA |
CNOTA |
żądza uciech |
powściągliwość |
ingluvies ventri |
abstinentia |
ucztowanie |
abstynencja |
obżarstwo |
umiar |
nienasycenia |
wstrzemięźliwość |
Zalecam człowiekowi umiar, aby ciału niczego nie brakowało, zaś on nie napychał się potrawą i napojem. Jestem jak cytra z piękną harmonią. Gram cudowną melodię, jeśli człowiek żywi się z umiarem. Ja jednak żywię się z umiarem, dzięki czemu soki w moim ciele nie wysychają i nie rozpadają się. Dlatego cieszę się dźwiękiem organów i z radością gram na swej cytrze.
Dodano: 15 marzec 2023
Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”
Zaskakujące jest to wyobrażenie Jezusa, prawda?
Mnie też zaskoczyło i choć już 35 lat spoczywa w moim wielkopostnym brewiarzu, nieustannie przyciąga uwagę, budzi wciąż nowe myśli, skojarzenia. W swej pozornej szorstkości, ubóstwie, przenośnej i dosłownej nagości budzi czułość…
Z trudem, ale rozszyfrowałam u dołu krzyża, niemiecki napis: Bóg mój i moje Wszystko. Misje 1951 rok. Tyle historia obrazka tego misyjnego krzyża jednej z niemieckich parafii.
Jezus Ukrzyżowany, z przebitymi stopami, dłońmi i sercem, ale żyjący. Czujne i uważne spojrzenie otwartych oczu skierowane w bok, na coś, czy bardziej na kogoś. Może z trzeciej osoby przejdźmy do pierwszej – przecież Jezus zawsze czeka na mnie, zawsze chodzi Mu o mnie, z miłością patrzy na mnie. Co więcej, dłonie, w których tkwią długie gwoździe, uwolniły się z belki krzyża i tworzą swoistą kołyskę, w jaką układa matka swoje dziecko, albo pasterz słabą, odnalezioną owcę. Ta kołyska zbolałych, ale czujnych i czułych dłoni Jezusa jest pusta, bo jest tam miejsce dla każdego z nas. Czy obraz ten nie przywodzi słów wypowiedzianych przez Jezusa? – Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28). Gdzie można znaleźć pełniejsze pokrzepienie, jak nie w ranach Jezusa, skąd płynie dla nas życie. Otwarte serce Jezusa, to nie tylko znak ludzkiej wrogości i przemocy, ale nade wszystko znak Jego nieustannej i niezmiennej miłości. Tam możemy się skryć, tam oprzeć głowę wtulając się w Jego ramiona.
W krzyżu dokonało się zwycięstwo i jest już obecne, choć naszym oczom objawia się dopiero w Zmartwychwstaniu. Doskonałą intuicję miał twórca tej rzeźby Jezusa, gdy Ukrzyżowanego, z przebitym już sercem, przedstawia jako żywego, obecnego. Ukrzyżowany Pan nie przestaje być dobrym Pasterzem, który nigdy nie spuszcza oczu ze swoich owiec, z żadnej ze swoich owiec. Co więcej, idzie za nimi w każdy, najbardziej ukryty, niebezpieczny, czy wręcz obskurny zakamarek ich życia, wyrywając je z mocą z każdej ciemności grzechu. Ten surowy krzyż, na którym Jezus jest tak zbolały i poraniony, to nie tylko krzyż na Kalwarii, ale także każdy krzyż naszej śmierci, w którą wchodzimy. Jezus chce i może dać nam wytchnienie przy Swoim sercu, ale na tym nie koniec – On chce nas przenieść przez trudy życia i oddać Ojcu.
Obraz ten przywodzi mi też na myśl poezję św. Jana od Krzyża. Wielozwrotkowy poemat (67 strof) pod tytułem: O udzielaniu się trzech osób Trójcy Świętej. Dialog, jaki dokonuje się w sercu samego Boga, tak przy stworzeniu świata, jak w konsekwencji grzechu człowieka, przy Wcieleniu Syna – zawsze dotyczy człowieka, którego Bóg chce wprowadzić w Swoje wewnętrzne życie. Padają tam słowa:
Synu mój,
w Swych ramionach przynieś Mi,
wszystkich, których kocham.
Od momentu Wcielenia Jezus konsekwentnie realizuje to pragnienie Ojca – zabiega o każdego człowieka i nie wypuszcza go ze Swych ramiona, nawet wtedy, gdy człowiek chce je unieruchomić przybijając do krzyża. Mocą swej miłości nie wypuszcza z nich człowieka i całej ludzkości wyznając:
Wezmę ją w swe ramiona,
by miłość zrozumiała,
i wśród wiecznych rozkoszy
Twą dobroć wychwalała
Pragnę spełnić, Ojcze,
Woli Twojej zamiary,
Bo przez to się objawi
Twoja dobroć bez miary
Objawi się Twa wszechmoc,
Twojej mądrości zdroje.
Pójdę ludziom na ziemi
Ukazać piękno Twoje!
Pójdę szukać mej miłej,
Krzyże jej, ból i męki
Wezmę na barki swoje
By nie znała udręki
I by zaznała życia,
Dam za nią życie moje,
Wyrwę ja z bagien świata
Zwrócę w ramiona Twoje!
s. E
Dodano: 07 marca 2023
WADA |
CNOTA |
brak umiaru |
umiar |
skrajność |
złoty środek |
przesada |
proporcjonalność |
niezdecydowanie |
zdecydowanie |
brak równowagi |
równowaga |
Ty przebiegły zdrajco. Swoim podstępem niszczysz zdrowy ludzki rozsądek. Jesteś jak młody, agresywny, dziki pies, który nie jest jeszcze oswojony, a z zachowania przypominasz brudne bydlę.
Wszystko bowiem, co jest objęte Bożym ładem, współdziała ze sobą. Gwiazdy błyszczą światłem Księżyca, Księżyc świeci ogniem Słońca, wszystko służy Najwyższemu i nic nie przekracza swojej miary. Jednak ty nie zwracasz uwagi na Boga a nie na Jego stworzenie. Obijasz się, jesteś jak pusty, rybi pęcherz, który powiewa na wietrze.
Tymczasem ja wędruję po drogach Księżyca i kręgach Słońca. Poznaję Boży ład i wzrastam w duchowej boskości człowieka. Dlatego wszystko oddaję bliźniemu z pełną miłością. Bowiem jestem księżną w pałacu króla i poznaję jego wolę i wszelkie tajemnice. Nigdzie nie pozostawiam pustki, lecz wszystko wykonuję z dużą miłością i radością. Błyszczę jak promienie słońca i wszystko jest mi bliskie i drogie. Ty jednak jesteś wpędzającym w choroby niszczycielem i pokarmem dla robaków.
Dodano: 01 marca 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
· Jeśli osobę z pierwszych mieszkań można porównać do głuchoniemego, w drugich mieszkaniach zaczyna ona już słyszeć cichy, słodki głos Pana wzywający ją do wnętrza. Nie potrafi jeszcze na niego odpowiedzieć i pozostaje wewnętrznie rozdarta. |
· Mieszkania drugie to miejsce przebywania tych, którzy oddają się modlitwie wewnętrznej, ale jeszcze nie maja odwagi i dość mocnego postanowienia, by porzucić wszelkie okazje, które nie sprzyjają modlitwie. |
· Człowiek oddający się rozrywkom, interesom, przyjemnościom i marnościom światowym, naraża się tym bardziej na niebezpieczne towarzystwo jadowitych i natrętnych gadów (rozproszeń i demonów), które raz po raz przywiodą go do upadku. |
· Pan Bóg w nieskończonej swoje dobroci, tak bardzo pragnie by dusze Go miłowały i z Nim przebywały, że nie ustaje wzywać je do środka, aby się do Niego zbliżyły. |
· Bóg, który mieszka w głębi duszy jest naszym najlepszym sąsiadem. |
· Do dusz w drugich mieszkaniach Bóg mówi między innymi przez: słowa dobrych ludzi, kazania, dobre książki, choroby, trudy i poznawanie prawdy w czasie modlitwy myślnej. |
· Modlitwa myślna, choćby nieudolna, ma wielką wartość w oczach Bożych. Dlatego straszliwa jest wojna, jaką demony wypowiadają duszy, by ją od niej odwieść. |
· To, że rzeczy i uciechy tego świata, ludzki szacunek i względy, jawią się nam jakby wiecznie miały trwać i zadowalać, a pokuty i umartwienia przynosiły tylko uszczerbek na zdrowiu, to znak, że przeciwnik wypuszcza przeciwko nam swoje pociski i strzały, byśmy zawrócili z drogi. |
· Przyjacielem duszy jest rozum, który potrafi odkryć przed nią oszustwa złego. Ukazuje jej, że wszystkie powaby świata są niczym, w porównaniu ze szczęściem, do którego ona dąży. |
· Wiara objawia rozumowi kim jest Bóg, który daje szczęście i spełnienie duszy. |
· Pamięć, gdy stawia nam przed oczy, jaki jest koniec rzeczy ziemskich i jak szybko ludzie zapominają o tych, którzy odchodzą, umacnia duszę w postanowieniu oddania się Bogu. |
· Jeśli wierzymy, że Bóg nas miłuje i nigdy nas nie opuszcza, nieustannie dając nam życie i istnienie, nasza wola rozpala się do miłowania Boga. |
· Prawdą jest, że nigdy i nigdzie, poza swoim własnym domem tj. Zamkiem wewnętrznym nie znajdziemy lepszego Przyjaciela, większego bezpieczeństwa i pokoju. |
· Po cóż błąkać się po cudzych domach, kiedy nasz własny pełen jest bogactw, których do woli możemy używać. W dodatku mieszka w nim Gość, który te wszystkie rzeczy czyni i nam oddaje. |
· Niezwykle ważną rzeczą jest nawiązywanie relacji z innymi, którzy idą drogą życia wewnętrznego. Zwłaszcza z tymi, którzy weszli już głębiej do wnętrza zamku. |
· Im większa jest w nas determinacja i gotowość utraty wygody, spokoju, a nawet życia byleby nie zawrócić z obranej drogi, tym szybciej demon przestanie nas nękać. |
· W walce ze złymi mocami nie lepszego oręża niż oręż krzyża. |
· Gdyby na tym etapie życia wewnętrznego, dusza przywiązywała uwagę do pociech duchowych i ich szukała, byłoby to budowaniem na piasku. W drugich mieszkaniach nie zbiera się jeszcze niebieskiej manny, będącej owocem głębokiej zgodności naszej woli z wolą Boga. |
· Błędny obiera kierunek ten, kto na początku drogi oczekuje, że Pan będzie czynił jego wolę i prowadził go tak, jak to sobie wyobraża. Cały sekret doskonałości, i całe nasze dobro, polega na przyjęciu woli Boga. |
· Kto jest zdolny cierpieć, niech cierpi dla Boga, a otrzyma wielką zapłatę. |
· Gdy upadniesz nie trać odwagi w dążeniu naprzód. Pan także upadki potrafi obrócić na pożytek duszy. |
· Cóż może być nieszczęśliwszego niż to, gdy człowiek staje się wygnańcem z własnej duszy. |
· Jeśli pokoju nie zaprowadzimy we własnym domu, daremnie byłoby go szukać na zewnątrz. |
· Władze duszy, choć są naszymi najbliższymi i najprawdziwszymi przyjaciółmi, wojnę nam wydadzą, mszcząc się za to, co od grzechów i nałogów naszych wycierpiały. |
· Jeśli cała ufność swoją złożymy w miłosierdziu Boga, On sam będzie przenosił nas z mieszkania do mieszkania, coraz bliżej naszego wnętrza. Prowadzi nas do ziemi obiecanej, niedostępnej dla srogich naszych dręczycieli. |
· Szczęście, które Bóg może dać człowiekowi jest większe niż jego pragnienia. |
· Skupienia wewnętrznego nie osiąga się gwałtem, ale ciszą, spokojem, łagodnością i wytrwałością. |
· Gdy umysł ulegnie roztargnieniu i zabłąka się wśród rzeczy, trzeba ponownie wrócić do modlitwy myślnej. Inaczej z każdym dniem będzie rosło zagubienie duszy. |
Dodano: 22 luty 2023
WADA |
CNOTA |
pycha |
pokora |
przecenianie siebie |
altruizm |
swawola |
ofiarność |
duma |
bezinteresowność |
arogancja |
onieśmielenie |
zblazowanie |
naturalność |
Widziałam demoniczne duchy, które pojawiły się tłumnie i arogancko krzyczały: „Kimże jest Bóg? Naszym bogiem jest zło, nic innego nie istnieje.”
Te złe duchy uczą człowieka pychy i tak długo przekonują go, że jest kimś lepszym, aż ten rzeczywiście zaczyna w to wierzyć.
Jestem główną siłą we wszechświecie. Czemu miałabym się nie cieszyć, gdy ktoś dopuszcza się wobec mnie straszliwej niesprawiedliwości?
Nawet Stwórca zstąpił z nieba, aby zamknąć człowieka w swoich ramionach.
Ja, pokora, zstąpiłam razem z Nim, opuściłam swą bezpieczną ojczyznę, by od tej chwili zamieszkać na wszystkich krańcach ziemi. Nie chcę się szczycić, że jestem kimś szczególnym. Pragnę być słońcem, które świeci w ciemnościach. Razem z Bogiem przenikam wszelki mrok tej ziemi i wszechświata. Nie wstrząśnie mną żadna burza, bowiem jestem związana z dobrocią Boga.
Dodano: 15 luty 2023
Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”
Karmelitanka pisze o karnawale?! A cóż ona może o nim wiedzieć, tym bardziej, że wiele już lat spędziła za klauzurą Karmelu? Choć te, czy tym podobne pytania i wątpliwości mogą nasuwać się czytelnikowi, zdecyduję się jednak pisać o karnawale. Zachęcił mnie do tego kolejny wiersz mojej współsiostry Renaty, który oczywiście, w którymś momencie, zacytuję.
Potoczne znaczenie karnawału, to czas zabaw, żartów, tańców, przebieranek. Jego początki sięgają dziesięciowiecznych Włoch. Ówczesne zabawy służyły w dużej mierze zatarciu różnic społecznych i religijnych dzięki anonimowości wprowadzanej przez wymyślne stroje, kostiumy i maski. Był to ponadto czas wielkiej swobody, drwienia z władzy, bezkarności obyczajowej i zaniechania obowiązków. Dziś praktycznie karnawałem określamy czas już od Sylwestra do początku Wielkiego Postu. Ściślej, świętuje się go od Trzech Króli do wtorku przed Popielcem. Podobnie brzmiący w wielu językach wyraz pochodzi od łacińskiego zwrotu: carnem levare, czyli usunąć mięso. W karnawale zatem je się tłusto, słodko i obficie, by przygotować się do okresu Wielkiego Postu. W Polsce ten czas określany był też mianem Zapustów. Ściśle określony czas hucznych zabaw zrozumiały był wtedy, gdy Adwent był faktycznie okresem wyciszenia, skupienia, tęsknoty i oczekiwania na Jezusa, bez rozpraszania się na niczym i nikim innym. Tym bardziej Wielki Post był rygorystycznie przestrzegany w całym chrześcijańskim świecie, ze swoimi surowymi postami, bez mięsa, często bez nabiału czy też bez cukru. Teraz, dla wielu, nie istnieje już ta granica wyznaczająca i kończąca czas zabaw, tańców, przyjęć, które trwają, w różnych stylach, nieprzerwanie.
Zastanawia mnie, że w pisanych źródłach jednogłośnie określa się czas karnawału jako czas zabawy przed Wielkim Postem. Czas sytości przed zbliżającym się okresem wstrzemięźliwości, ograniczeń i postu. Takie jakby nasycanie się na zapas, najadanie się, póki można, także tym przysłowiowym pączkiem w tłusty czwartek. A przecież nasz zlaicyzowany świat nie przestrzega już żadnych postów, ograniczeń, chyba, że związanych z rozmaitymi dietami.
Dlaczego zatem karmelitanka podjęła się, z własnego zresztą natchnienia, takiego tematu? Bo i w Karmelu jest „karnawał”: są tańce, zabawa i radość. I jest to bardzo stara tradycja korzeniami sięgająca św. Teresy i jej nowopostwałych wspólnot. Jest to też tradycja powszechna, która przetrwała w karmelach różnych narodowości. Jawi się jednak znacząca różnica. Nie świętuje się dlatego, że niedługo trzeba się będzie odziać w wór, pokutować i ‘smucić’, ale dlatego, że jest wśród nas Jezus – Emmanuel, który przyszedł na świat.
Część popołudniowej modlitwy bożonarodzeniowego okresu jest przeznaczana na śpiewanie kolęd, potem procesyjnie, z Dzieciątkiem niesionym przez kolejne siostry, idzie się do refektarza, gdzie przy śpiewie oddaje się pokłon Nowonarodzonemu, a następnie jest czas na tańce… Z tą różnicą, że w centrum zawsze jest Jezus trzymany przez tę czy inną siostrę. To On jest źródłem radości, On gromadzi nas wokół siebie, uzasadnia taneczny wir pełen wdzięczności i miłości – jesteś z nami, Jezu, dziękujemy!
Srebrzysty pył na ziemi osiadł
Ktoś zdmuchnął z gwiazd podniebny kurz
Czy się tam spodziewają Gościa?
Kogoś kto jest, lecz przyjdzie znów?
Hej, hej tęsknoto ty stęskniona
Co wciąż spoglądasz w siną dal
Otwórz spragnione twe ramiona
Proś wszystkich, będzie w Niebie bal
Brzmią już niebiańskie instrumenty
Płynie w przestworza słodka pieśń
O tym, że Bóg po Trzykroć Święty
W maleńkim Dziecku ukrył się
Gdy myślę o tych znanych światowych karnawałach trwających po kilka dni, do tygodnia przed Popielcem (Rio de Janeiro, Wenecja…), które co prawda oszałamiają kolorem, dźwiękiem, wielością i różnorodnością kostiumów, masek, przebrań czy nowych tanecznych kroków – rodzi się we mnie kilka pytań: dla kogo i dlaczego takie nakłady sił i finansów, czy jest to faktycznie swobodna i do głębi radosna zabawa? Gdzie i co jest źródłem tej zimowej radości? Czy faktycznie rozmach, wesołość i żywiołowość tych kilku dni pozostaje na długo radosnym, pełnym pokoju wspomnieniem, czy raczej pozostaje jedynie mocno uszczuplony portfel i szpetny kac?
Żadną miarą nie neguję karnawału, ale chciałabym zawołać: bawmy się, bo Jezus przyszedł na ziemię, otworzył nam niebo, wybawił nas, pozostał z nami… Niech to uzasadnienie karnawału wzbudzi naszą kreatywność i gotowość na radosne świętowanie. Może to być przecież wizyta u dawno nieodwiedzanych znajomych (jak bardzo ostudziła społeczne więzi pandemia z jej ograniczeniami!), spotkanie przy dobrej kawie, pierniku czy lampce wina, z kolędami, śpiewami, tańcem, a jakże! Może to być zorganizowanie takiego spotkania u siebie, gdy świąteczna aura, u nas przecież trwająca do 2 lutego, wciąż jest obecna. A może warto postarać się nie tylko o choinkę, ale i o większą figurkę Dzieciątka Jezus, dla którego znajdzie się honorowe miejsce, choćby na stole, i wokół niego odbywać się będzie nasze karnawałowe świętowanie Bożego Narodzenia. Bo skoro i w niebie z tego powodu mają bal…
s. E
Dodano: 05 luty 2023
WADA |
CNOTA |
rozgoryczenie |
wspaniałomyślność |
acerbitas |
vera largitas |
małostkowość |
uprzejmość |
skąpstwo |
szczodrość |
brak tolerancji |
tolerancja |
Ty, rozgoryczenie, jesteś dla życia wielkim niebezpieczeństwem. Niszczysz jego sens i nie masz względu na nikogo. Uparcie trwasz w swoim egoizmie. Ja jednak hojnie udzielam swej zbawiennej pomocy, jestem jak maść i uzdrawiający lek.
Czyż wspaniałomyślność nie jest niczym deszcz,
radość życia jak rosa,
współczucie jak maść,
zaś pocieszenie jak lekarstwo?
To sens mojego życia, a twoim przeznaczeniem jest śmierć.
Dodano: 01 luty 2023
Cytaty i sentencje na podstawie „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy od Jezusa
· Dusza jest jak zamek, cały z jednego diamentu albo z bardzo przeźroczystego kryształu. Jest w nim wiele pokoi, tak jak w niebie jest mieszkań wiele. W samym jej środku mieszka potężny, mądry, nieskalany i przebogaty Król. |
· Nasz rozum, niezależnie od tego, jakby był przenikliwy, zaledwie zdaje się zbliżać do uchwycenia tego, jak wielkie jest piękno i pojemność duszy. |
· Dusza jest stworzona na obraz i podobieństwo Boga, dlatego nie zdołamy pojąć jej wielkiej godności i piękna. |
· Niemała to strata i wstyd, nie wiedzieć kim się jest, i nie uświadamiać sobie ogromnej wartości własnej duszy. |
· Ciało to zewnętrzny wał okalający duszę, gruba, toporna oprawa diamentu, wokół której obraca się wiele naszych myśli i trosk. |
· Dusza, jest jak twierdza albo warowny zamek i choć jest w nas, nie znaczy to, że łatwo do niej wejść. Jest bardzo strzeżona i większość ludzi żyje na zewnątrz jej, jakby w ogrodach. |
· Początek życia duchowego, to wejście w siebie i poznanie siebie. |
· Niemożność wejścia w głąb siebie, będąca skutkiem nawyku zajmowania się tylko rzeczami zewnętrznymi, jest tym dla duszy, czym paraliż dla ciała. |
· Bramą przez którą wchodzi się do zamku jest modlitwa, rozumiana jako świadome, pełne uwagi stawanie przed Bogiem. |
· Pierwszych mieszkań jest tak wiele, jak wiele jest sposobów poznania samego siebie, a utrudnia je cały zastęp demonów, by dusza nie rozumiała siebie i nie weszła do swego wnętrza. |
· Im bardziej jesteśmy przesiąknięci światem, zatopieni w jego zadowoleniach i uzależnieni od przejawów czci, zmysły i władze duszy nie mają siły, którą Bóg dał im z natury, by zwyciężyć złego. Choć pragną nie obrażać Bogu i czynić dobro, potrzebują częstego uciekania się do Jego pomocy. |
· Każdy, kto chce przedostać się do drugich mieszkań, musi oswobodzić się z wielu spraw, rzeczy niekoniecznych i niepotrzebnych. Bez tego nie tylko nie pójdzie dalej, ale zapewne szybko utraci to, co już zdobył wchodząc w siebie. |
· Rzeczą bardzo ważną jest wystrzegać się niewłaściwego zaangażowania i troszczenia o rzeczy obce swojemu powołaniu. |
· Trzeba być zawsze czujnym, by demon, udając anioła światłości, nie oszukał nas. Zwykle podchodzi nas nieznacznie i stopniowo, czyniąc nam ostatecznie wielką szkodę. |
· Prawdziwa doskonałość zasadza się na miłości Boga i bliźniego. |
· Porywy natrętnej gorliwości mogą wyrządzić wiele szkody. Dlatego rzeczą ważną jest pilnować samego siebie. |
· Tak ważna jest serdeczna miłość jednych względem drugich, że nie można o niej nigdy zapomnieć. |
· Rozmowy między sobą o uchybieniach i wadach innych, to początek zwyczaju szemrania i obmowy, na pociechę złemu duchowi. |
Dodano: 22 stycznia 2023
WADA |
CNOTA |
swawola |
dyscyplina |
petulantia |
disciplina |
brak stateczności |
stateczność |
nieład |
porządek |
kapryśność |
równowaga |
Ja jednak jestem uzdrawiającą siłą, dzięki której życie staje się udane. Jestem przyjacielem, na którym można polegać. Radość życia i najpiękniejsza sprawiedliwość połączyły się we mnie w królewską parę.
Dodano: 15 stycznia 2023
Jak dziecko
mą duszę
ucisz,
ukołysz na
Twoim łonie.
Zaśpiewaj
o Swej miłości
i rozraduj,
mój Ojcze,
w Twojej
słodkiej bliskości.
s. B.
Dodano: 06 stycznia 2023
Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”
Fragmentem wiersza z tomiku Przez słów zasłonę ukaż mi siebie autorstwa mojej karmelitańskiej współsiostry, Renaty, rozpoczęłam tę refleksję, boć to przecież świąteczny czas, gdy kolędy rozbrzmiewają zewsząd a także sami chętnie je nucimy. Niektóre z nich mają głęboko teologiczne przesłanie i słowa w poetycki sposób opowiadające o tajemnicy Wcielenia: Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony…; Pan z nieba i z łona Ojca przychodzi…
Inne nawiązują do atmosfery towarzyszącej narodzeniu każdego dziecka: zachwytu, czułości, ciepła, miłości. Inne jeszcze opowiadają o betlejemskiej grocie, jej surowości, ubóstwie, spotkaniach u stóp Nowonarodzonego. Przytoczony wiersz jest swoistą kolędą-kołysanką w urokliwy sposób opowiadającą o kołyszących się w powietrzu śniegowych płatkach, liściach na wietrze, ptaku, który złapawszy przyjazny mu prąd powietrza łagodnie kołysze się w przestworzach…
Kołysze się księżyc na niebie
I liść się kołysze na drzewie
I okręt co płynie po morzu
Kołysze się jak ptak w przestworzu
Kołysze się zboże na polu
Co chlebem się stanie na stole
I ja Ciebie Jezu kołyszę,
By słowo Twe w sercu usłyszeć
Urokliwa jest ta poetycka opowieść o kołysaniu. Z pewnością i nam nasuwają się kolejne, łagodne obrazy. Choćby kołyszących się wysokich, przebarwionych traw na bieszczadzkich połoninach, gałązek płaczącej brzozy czy wierzby, które poruszają się jakby czesane niewidzialną dłonią, liści osiki, które przy najlżejszym podmuchu wiatru tańczą na swoich długich łodyżkach…
Istnieje jednak wielka różnica między dwoma, z pozoru podobnymi wyrazami: kołysać się i chwiać się. Sam ruch może się wydawać podobny, ale znaczenie jest zgoła inne. Kołysanie się przywodzi nam na myśl łagodne skojarzenia: od dziecka tulonego w ramionach matki, poprzez rozliczne obrazy za świata przyrody, po tańczącą na parkiecie parę w rytm spokojnej muzyki.
Chwiejny natomiast jest krok małego dziecka, które próbuje robić dopiero pierwsze kroki, czy też osoby starszej z trudem utrzymującej równowagę. Jednakże chwiejne bywają też poglądy, stanowiska, opinie, zdania, postawy czy decyzje. Chwiejny, kruchy, niestały i nietrwały jest ze swej natury świat, który znamy, w którym żyjemy. Jak pisał bp Robert Barron w swej doskonałej książce Ziarna Słowa: …zgodnie z biblijnym przekonaniem „Nie mamy tutaj trwałego miasta” (Hbr 13,14). Ten świat jest dobry, naprawdę bardzo dobry, ale jest także równocześnie chwilowy, ulotny, przemijający. Psalmista mówi nam, że nasze życie jest „jak westchnienie” (Ps 90,9).
Oprócz tej, wpisanej w naturę naszego świata ulotności i przemijalności, jest także inna jego kruchość czy wręcz chwiejność. To ta wynikająca z ludzkich decyzji, działań i poczynań. Decyzje, które zapadają w głębi ludzkiego serca i sumienia zamieniają się w czyn. Gdy zakres działań jest niewielki, jak własne biurko, mieszkanie, najbliżsi, także konsekwencje są proporcjonalnie nieduże. Inaczej sprawa się ma, gdy decyzje, a w konsekwencji działania jednostek, wpływają na losy narodów i świata, by przywołać chociażby toczącą się za naszą granicą brutalną wojnę i okupację wolnego przecież narodu. Chwieje się nasz świat, któremu w różnych jego zakątkach zagrażają wojny, czy już tam trwają. Chwieje się, bo prowadzący je sięgają po coraz groźniejsze narzędzia. Chwieje się, bo ekonomia, gospodarka, polityka raczej nie są poddane prawu miłości, ale ludzkiemu nienasyconemu egoizmowi. Chwieje się wielki świat, bo maleńki człowiek, jego mieszkaniec, stracił punkt oparcia, trwały punkt odniesienia, jakim jest własne, dobrze uformowane sumienie, nawrócone serce, a dał wolną rękę egoizmowi, pysze, zachłanności, żądzy władzy, prestiżu, znaczenia… Na ludzkich decyzjach i działaniach, poczynając od tych najdrobniejszych, budowany jest pokój świata.
Doskonale konkluduje swój wiersz s. Renata wskazując, gdzie chwiejny i niepewny świat może znaleźć stałość i oparcie: w maleńkim, kołysanym pełną czułości i miłości kolędą, Dzieciątku. W Księciu Pokoju – Jezusie.
Świat stary zaś, cały się chwieje
Wraz z ludźmi, co zmienni jak trawa
I tylko ten Bóg, co w kołysce
Stałą miłością nas zbawia
s. E
Dodano: 03 stycznia 2023
WADA |
CNOTA |
cynizm |
tęsknota za życiem |
ineptia laetitia |
gemitus ad Deum |
niestosowna wesołość |
tęsknota za Bogiem |
fatalizm |
tęsknota za bezpieczeństwem |
radość z cudzego nieszczęścia |
współczucie |
szyderstwo |
serdeczność |
Wiem, że to życie upływa szybko jak zmieniająca się w siano trawa, i tęsknię za wiecznością, która nigdy nie przemija. Ze wszystkimi stworzeniami żyję w niebiańskiej harmonii. Otaczają mnie zastępy aniołów i dobre duchy. To moja wielka radość i tęsknota. Już nigdy nie pozwolę się od nich oddzielić.
Dodano: 15 grudnia 2022
Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”
Grudzień – to dla nas wierzących nade wszystko Adwent. Czas wyciszenia, zatrzymania, oczekiwania. W Karmelu jest zwyczaj, że miesięczny dzień skupienia przeżywamy w obecności Dzieciątka Jezus ukrytego jeszcze w łonie Maryi, a konkretnie, wtulonego w piernacik, którym wyłożony jest okrągły koszyczek zasłonięty z góry półprzeźroczystym tiulem. Łatwo wtedy wejść w serce Maryi, która ma pewność, że Jezus jest, rozwija się w jej łonie, ale jest jeszcze ukryty, tak w swoim maleńkim i kruchym człowieczeństwie, a tym bardziej w swoim niepojętym bóstwie, o którym tak dziwne i niewyobrażalne rzeczy mówił Anioł. Sen to był, czy jawa?….
W Adwencie najczęściej rozważamy radosne tajemnice różańca, wspominając w modlitwie Zwiastowanie, Nawiedzenie, Narodzenie Jezusa, Ofiarowanie… Wokół nas, mimo szybciej zapadającego zmroku i rzadkiego ostatnio śniegowego puchu, widać także radość i kolor. Witryny sklepów, fasady budynków, wolno stojące drzewka – rozświetlone, kolorowe, radosne. A już w samych sklepach półki pełne są kolorowych, świątecznych produktów.
Ale czy tajemnice radosne są faktycznie radosne?
Zwiastowanie Anioła było nie tylko niespodziewane, zaskakujące, onieśmielające, ale niosło w sobie treść, która wywracała do góry nogami plany Maryi na przyszłość. Stawiało też Maryję w bardzo niezręczniej sytuacji, szczególnie wtedy, gdy jej ciąża stawała się widoczna i rodziła rozmaite, nieprzychylne, osądzające czy przynajmniej pełne zaskoczenia i niedowierzania względem niej myśli – i to nie tylko w głowach osób obcych, ale i tych bliskich, takich jak rodzice, Józef. Także wyprawa do kuzynki Elżbiety to wysiłek, trud, niepewność. Choć komentatorzy różnie obliczają odległość Nazaretu od Ain-Karin, nie była to tylko sąsiedzka wizyta na chwilę pogawędki. Maryja szła długo, pozostała u Elżbiety do czasu rozwiązania i znów pieszo wracała około150 km przez górzysty teren Judy, będąc już w trzecim miesiącu ciąży. Narodzenie Jezusa, a nade wszystko czas je poprzedzający, też nie należały do łatwych. Najpierw długa droga do Betlejem, bo właśnie wtedy zarządzono powszechny spis ludności. Droga, sama w sobie mozolna i uciążliwa, musiała być wyjątkowo trudna dla kobiety w tak zaawansowanej ciąży. Potem długie poszukiwanie miejsca na nocleg, odmowy i zgrzyt bezdusznie zamykających się drzwi. Wreszcie, surowa grota poza miastem, taka, po naszemu, obórka ze słomą, zwierzętami.
Czy te wszystkie wydarzenia mieszczą się w kategoriach radości, tego, co po ludzku określamy jako radość. Ile osób nazwałoby ten czas radosnym, gdy nam radość kojarzy się z czymś łatwym, przyjemnym, beztroskim, pogodnym?
W wydarzeniach, które rozważamy w radosnej części różańca jest dużo niepewności, trudu, zmagań, upokorzenia, bólu. Tak to wygląda, gdy patrzymy z ludzkiej jedynie strony.
Jednak światło, które rozbłysło i oświeciło pasterzy z Betlejem, światło, które wyrwało ich z nocnego spoczynku, które dało siłę, by ruszyć jego śladem, które dało mądrość rozpoznania w Niemowlęciu leżącym na sianie Kogoś wielkiego, Światło, które ugięło ich kolana – to Światło ma na imię Emmanuel. To światło to obecność Boga wśród nas. Boga, który rozdarł zasłonę (a tak wołano już od czasów Starego Testamentu – por. Iz 63,19) i nie tylko zesłał łaskę na ziemię, ale sam przyszedł w swoim Synu, by rozbić namiot wśród nas (por. J 1,14). To światło sprawia, że wydarzenia rozważane w pierwszej części różańca stają się radosne, bo są przeniknięte obecnością Emmanuela – Boga z nami, wśród nas i w nas. To światło Bożej Obecności nadaje nowy koloryt rzeczom. Wcielenie Syna otwiera nową erę. Otwiera nam niebo. Jest wypełnieniem wieków oczekiwań. W tym świetle wszelkie trudy tracą swój ciężar, który zmienia się jakościowo: jarzmo staje się słodkie a brzemię lekkie (Mt 11,30).
I tylko dlatego, że Bóg jest z nami, napełnia nas sobą, czuwa i prowadzi, nadaje wszystkiemu sens i wyprowadza dobro ze wszystkiego, każde wydarzenie w naszym życiu może nabrać nowej, głębszej, radosnej – mimo trudu – barwy. To Boża Obecność sprawia, że chrześcijanin nie traci głębokiej radości i pokoju serca nawet pośród trudu, bólu i zmagań codzienności. Bo jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam (Rz 8,31), czy jak mawiała święta Teresa z Avila:
S. E.
Dodano: 01 grudnia 2022
Nabrzmiało łaską Morze
Czas drży nadzieją spełnienia
Ty jesteś Słowem Boże
Źródłem każdego istnienia
Czas się Słowem wypełnił
A Morzem czasu krawędzie
Słowo stało się Ciałem
Morze rozlało się wszędzie
Tyś Krwią w kielichu winnym
Na sianie dzisiaj złożony
Opłatkiem białym na ustach
Boże mój w czasie Wcielony
s. R
Dodano: 15 listopada 2022
WADA |
CNOTA |
gniew |
cierpliwość |
ira |
patientia |
wściekłość |
gotowość do niesienia pomocy |
agresja |
ustępliwość |
niecierpliwość |
opanowanie |
przestępczość |
ustępliwość |
Rozbrzmiewam we wszechświecie jak symfonia i zraszam ziemię swoim olejkiem do namaszczania.
Jednak ty wymyślasz wszelkie podłości. Drażnisz ludzką krew jak szalejący północny wiatr.
Ale ja jestem dla wszystkich słodką życiową siłą. Dzięki mnie rosną kwiaty i owoce. Z całej siły wzmacniam serca ludzi i daję im rozum, aby zachowali zdrowie. Wszystko, co zacznę, doprowadzam do szczęśliwego końca. Nikogo nie potępiam i nie niszczę, nawet, jeśli jest winny. Z każdym żyję w pokoju i harmonii. Nikt nie jest moim wrogiem. Przetrwam aż do końca świata.
Dodano: 01 listopada 2022
Podejdź tu biedny, mały
Poraniony, zbolały
Okryję cię odzieniem
A ono cię przemieni
I stopy twe obuję
Lecz najpierw ucałuję
A potem pójdę z tobą
Moją krzyżową drogą
Nakarmię cię Sobą, napoję
I tylko tego się boję
Byś się nie zgubił, nie stracił
Bom wszystko, co miał, już zapłacił
s. R.
Dodano: 15 października 2022
WADA |
CNOTA |
kłótliwość |
ustępliwość |
contentio |
pax |
wojna |
pokój |
niezadowolenie |
zadowolenie |
agresja |
ustępstwo |
konflikt |
pojednanie |
Podsycasz wściekłość, by wzajemnie podburzać przeciwko sobie spokojnych ludzi. Ja jednak jestem lekarstwem dla wszystkich, którzy zachorowali przez twoją truciznę. Uzdrawiam to, co ty kaleczysz. Gardzę twym głupim gadaniem, bowiem jestem jak góry z mirry i kadzidła, i unoszę się do nieba, jak piękne zapachy. Wznoszę się na największych wysokościach nad chmurami i przyciągam do siebie wszelkie dobro. W ten sposób poruszam się po niebie i zamierzam zadawać ci rany, nie dając spokoju.
Dodano: 01 pażdziernik 2022
Dodano: 15 września 2022
WADA |
CNOTA |
impietas |
pietas |
bezbożność |
pobożność |
nieodpowiedzialność |
poczucie obowiązku |
niesłowność |
niezawodność |
niegodziwość |
życzliwość |
Gardzę Bogiem i ludźmi. Gdybym na kogokolwiek zważał, zostałbym wykorzystany, a moje postępowanie oceniono by jako słabość. Jeśli ktoś da mi się we znaki, odpłacę się mu stukrotnie. Swą przewagę wykorzystam bez skrupułów i nie dopuszczę, by ktoś wszedł mi na głowę. Jeśli Bóg chce, bym uczynił coś dobrego, niech najpierw zrobi coś dla mnie.
Jesteś okropny i przepełniony złem. Cóż to byłby za Bóg, gdyby spełniał wszystkie twoje wymagania? Byłby niczym kukła. Jak Bóg może wynagradzać za zło? On natychmiast dusi jego zarodek.
Gdzie jest twoja władza i punkt oparcia? Mieszkasz u obelgi i hańby oraz żyjesz z przeinaczania faktów. Gdzie jest twoja ojczyzna? Tam, gdzie panuje morderstwo i zabójstwo, a wszyscy ze sobą walczą.
Człowiek jest z natury dobry. Tylko od niego zależy, co z tym zrobi.
Dodano: 8 września 2022
Dodano: 15 sierpnia 2022
WADA |
CNOTA |
kłamstwo |
prawda |
fallacitas |
veritas |
oszustwo |
uczciwość |
intryga |
szczerość |
zakłamanie |
wiarygodność |
Ja jednak jestem kamieniem milowym na drodze do Boga i rozbrzmiewam jak puzon sprawiedliwości. Widzę wszystkie Jego dobre czyny i staram się rozpoznawać Jego prawdę i szczerość. Zostałam wezwana do pałacu króla. Noszę kolczyki i bransoletki jako znak Bożego przepychu. Niebo i ziemia oraz wszystkie inne stworzenia, które są częścią całości, noszą w sobie miłość do prawdy. Nawet woda, która płynie pod niebem i ziemią, kryje w sobie przesłanie prawdy.
Dodano: 15 sierpień 2022
SŁOWA Z HOMILII
KS. BP. EDWARDA DAJCZAKA:
Modlitwa wstawiennicza oznacza modlitwę za tych, którzy się nie modlą, wołanie zamiast nich, wołanie za tego, który sam nigdy do Boga nie zawoła. Wiemy na pewno, że większość mieszkańców diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej na niedzielną Mszę do kościoła nie trafia. Ilu z nich ugina kolana, wie jedynie Bóg. Jest to miejsce, gdzie modlitwa jest oddechem, bez którego nie da się żyć…
Ci, którzy dzielili świat, żyli w tym budynku i w tym mieście przez całe lata. To jest niezwykłe, ale to też istotny znak na ziemi. Gdyby przed laty ktoś powiedział żołnierzom Wermachtu albo Armii Radzieckiej, że po nich będzie tu klasztor karmelitanek, że tutaj zamiast uczenia zabijania będzie budowanie pokoju i miłości, powiedzieliby, że to mrzonki. Stało się coś, co wydawało się niewyobrażalne…
————————————————————————————————————————
Relacja z Uroczystości na stronie GOŚCIA NIEDZIELNEGO:
Mniszki pojawiły się w Bornem Sulinowie rok po wyjściu wojsk radzieckich. Po trzech latach prac budowlanych 14 sierpnia 1997 r. dziewięć sióstr rozpoczęło regularne życie zakonne w nowym Karmelu.
Najpierw była tu baza wojsk Wermachtu, w czasie II wojny światowej zamieniona na obóz jeniecki, przez który przeszło ok. 50 tys. żołnierzy różnej narodowości. Potem, gdy powstała tu baza Armii Czerwonej, miejscowość na dziesięciolecia zniknęła z map. Opatrzność zdecydowała, że miasto, z którego człowiek chciał usunąć duchowość, mniszki ofiarowujące życie Bogu wybrały na swój dom.
zobacz więcej:
Dodano: 15 sierpnia 2022
WADA |
CNOTA |
żądza uciech |
skromność |
brak instynktu |
takt |
nikczemnoś |
życzliwość |
bezwzględność |
szacunek |
nieuprzejmość |
uprzejmość |
Ukazują mi się bogactwa życia, ponieważ Bóg objawia mi swoje tajemnice. Moje życie kształtuje to, co Boże. Patrzę czystymi oczyma i rozumem, czego żąda ode mnie Pan. Pragnie On, by odkrywać dobro i piękno, czego ty w swej ślepocie nie dostrzegasz.
Dodano: 01 sierpień 2022
SŁOWA Z HOMILII
KS. BP. EDWARDA DAJCZAKA:
Za chwilę siostra odda siebie Jezusowi na zawsze, bez żadnego „ale”. To słowo, które staje się zagrożeniem również dla ludzi, którzy mówią o sobie, że są ludźmi wiary. „Ale” to jeden z naszych największych wrogów. Jest w nas taka dziwna mentalność, że zawsze w zanadrzu mamy kompromis; wypowiadamy słowa, które nie zawsze do końca są na serio. Malutkie słówko „ale” to nasz największy wróg.
Maryja z miłością największą wypowiada swoje „fiat”. W Jej łonie nie ma miejsca na „ale” – tam jest miejsce tylko „dla”. Maryja dała się całkowicie wciągnąć w tajemnicę Boga. To najpiękniejsze życzenie, które chcemy złożyć także siostrze Teresie.
Niech siostra stanie się najpełniej matką, przyjmując Jezusa, żeby potem wydawać Go innym, rodzić dla ludzi. W ciszy Karmelu musi być zmaganie o ludzi, którzy nie znajdują drogi do Jezusa, którzy Go nie spotkali. Tu też trzeba rodzić ludzi do wiary. Nic większego nie będzie mogła siostra zrobić na tym świecie.
————————————————————————————–
ŚW. TERESA OD JEZUSA
Rozważania o PIEŚNI NAD PIEŚNIAMI
O, córki moje, sowicie Bóg się wypłaca, a macie Pana i Oblubieńca, którego uwadze nic nie ujdzie, żeby miał nie zrozumieć i nie dostrzec! Zatem nie zaniedbujcie czynić dla Jego miłości wszystkiego, co w waszej mocy, choćby to były drobne sprawy. Jego Majestat wam odpłaci; On baczy tylko na miłość, z jaką to czynicie.
O, córki moje, w wielkim stanie żyjemy; nikt – chyba my same – nie zabronimy nam zwracać się w tych słowach do naszego Oblubieńca („pocałuj pocałowaniem ust swoich”), bo sameśmy Go sobie za Oblubieńca wzięły, kiedy złożyłyśmy śluby!
Córki moje, skoro Pan was przywiódł do tego stanu, niewiele wam brakuje, byście otrzymały przyjaźń i pokój, o które prosi Oblubienica; nie przestawajcie błagać o nie usilnie, ze łzami nieustającymi i pragnieniem.
O, potężna miłości Boga! Jak nic nie wydaje się niemożliwe dla tego, kto miłuje! O szczęśliwa dusza, która zyskała ów pokój swego Boga, tak że panuje nad wszelkimi trudami i niebezpieczeństwami świata i żadnego się nie lęka, służąc tak dobremu Oblubieńcowi i Panu…
…raczej podoba się Jego Majestatowi, by boskie dzieła błyszczały w ludziach słabych, gdyż w takich jest więcej miejsca, aby objawiała się Jego moc i wypełniało Jego pragnienie udzielania nam łask.
Nie skarżmy się z powodu lęku ani nie zniechęcajmy w obliczu słabości naszej natury i wątłości wysiłków, lecz próbujmy umocnić siebie pokorą i zrozumieć jasno, że sami niewiele zdolni jesteśmy uczynić i jeżeli Bóg nas nie wesprze, niczym jesteśmy; i pamiętajmy, by nie ufać żadną miarą własnym siłom, lecz pokładać ufność w Jego miłosierdziu, gdyż dopóki do tego nie dojdziemy, będzie tylko słabość.
Panie, nie proszę Cię o nic innego w tym życiu, jak tylko byś mnie pocałował „pocałowaniem ust swoich”, i to w taki sposób, by wola moja, Panie mego życia, nawet gdybym się chciała odłączyć od tej przyjaźni i tego zjednoczenia, poddana zawsze była Twojej woli i by żadna rzecz nie przeszkadzała mi powtarzać w prawdzie, Boże mój i chwało moja, że „lepsze są piersi twe nad wino”.
Córki moje! Zbudźmy się już, na miłość Pana, z tego snu i zważmy, że nie chowa On dla nas na tamto życie nagrody za miłowanie Go; już w tym rozpoczyna zapłatę. O mój Jezu, kto zdoła wytłumaczyć, ile zyskujemy, rzucając się w ramiona tego Pana naszego i zawierając z Jego Majestatem przymierze, tak że „ja miłemu memu, a mnie miły mój” i On nad moimi sprawami, a ja nad Jego!
Skoro do mnie przychodzisz, skąd moja wątpliwość, czy będę mogła gorliwie Ci służyć? Od tej pory, Panie, chcę o sobie zapomnieć i baczyć tylko na to, jak mogę służyć Tobie, i nie mieć innej woli jak tylko zgodną z Twoją. Ale moje pragnienie nie ma mocy; mocny jesteś Ty, Boże mój. Ja mogę tylko postanowić Ci służyć, więc od tej chwili postanawiam, obracając to w uczynki.
Dodano: 01 sierpień 2022
Nowenna w formie playlisty. Żeby wybrać kolejne dni należy nacisnąć przycisk „Następny” w lewym dolnym rogu.
Dodano: 15 lipca 2022
WADA |
CNOTA |
tchórzostwo |
ufność w Bogu |
ignavia |
Divina victoria |
mentalność przegranego |
mentalność zwycięzcy |
rezygnacja |
zwycięstwo |
frustracja |
triumf |
strach |
odwaga |
Nie lubię życia w popiele, świata przepełnionego strachem i bezsensowną rozpaczą. Spieszę raczej do silnego źródła istnienia. Dlatego walczę z dawnymi czarnowidzami i niszczę ich dzieła bronią Bożej mądrości. W ten sposób walczę po zwycięskiej stronie, a w życiu kieruję się pozytywnymi siłami Bożego zwycięstwa.
Dodano: 01 lipca 2022
Wylała się w olejku
Na stopy ukochane
A w duszy jej był ranek
Jak potem w Zmartwychwstanie
Gdy chciała znów tym gestem
Uczcić Ukochanego
Zmarłego, Żyjącego
A wokół pachniał nard
s. R.
Dodano: 15 czerwca 2022
WADA |
CNOTA |
brak miłosierdzia |
współczucie |
obduratio |
misericordia |
bezduszność |
miłosierdzie |
bezwzględność |
empatia |
zatwardziałość |
miękkie serce |
zatwardziałość |
humanitaryzm |
Kwiaty leczniczych ziół obdarzają inne rośliny przyjemnym zapachem. Kamień szlachetny rzuca swój blask na inny kamień, całe dzieło stworzenia, zgodnie z wolą Bożą, odczuwa tęsknotę za uściskiem i miłością.
Wraz z powietrzem, rosą i całą życiową siłą, jestem słodkim lekarstwem dla wszystkich, a moje serce przepełnia miłość dla każdego z osobna, komu ofiarowuję swą pomoc.
Istniałam już na samym początku, gdy wielki nakaz „Niech się stanie” wprawił w ruch dzieło stworzenia.
Pomagam wszystkim chorym, aż wyzdrowieją, bowiem jestem dla nich lekarstwem, tak dobrym, jak delikatna maść.
Dodano: 01 czerwca 2022
Lazurowa Matko Boża,
Która stroisz świat w błękity
Chabry siejesz pośród zboża
Niezabudki, aksamitki
Szafirowa toń Twych oczu
W lustrach wody się uśmiecha
Lazurowa Matko Boża
Tyś niebieską nam pociechą
W szumie wiatru, dżdżu szeleście
W ludzkiej i wszelakiej mowie
Wszystko śpiewa o Niewieście
Matce Bożej Lazurowej
s. R.
Dodano: 15 maj 2022
WADA |
CNOTA |
umiłowanie świata doczesnego |
umiłowanie nieba |
amor saeculi |
amor caelestis |
umiłowanie bogactwa materialnego |
umiłowanie skarbów duchowych |
bogactwo zewnętrzne |
bogactwo wewnętrzne |
miłość egoistyczna |
miłość bezinteresowna |
Naprawdę wierzysz, że bogactwo materialne uszczęśliwia?
Nie szukasz prawdziwego i pięknego życia, które w swej świeżości i młodzieńczej sile nigdy nie przemija i nie umiera nawet w sędziwym wieku!
Ja jednak jestem fundamentem harmonijnego współistnienia; pozostaję w łączności z prawdziwą radością życia, która przenika wszechświat. Kocham prawdziwe życie i gardzę wszystkim, co je niszczy. Jestem zwierciadłem wszelkich duchowych sił. Żadna moc tego świata, żadne bogactwo i żaden człowiek nie może tak radykalnie zmienić Twojego życia i uczynić je szczęśliwym jak miłość, która kryje się w najgłębszych zakamarkach Twego serca i na największej wysokości wszechświata.
Dodano: 01 maja 2022
Mogła, w bólu pogrążona
Zostać sama w sobie, w grobie
Nad swą stratą pochylona
Nie rozpoznać Cię w ogrodzie
O porannym wschodzie słońca
Kiedy noc dobiegła końca
Że On wstał, by wstała ona
s. R.
Dodano: 15 kwietnia 2022
Ksiądz Krzysztof Wons przez następujące po sobie stronice swojej Lectio divina o Maryi, całej Pięknej, ukazuje źródło Jej wewnętrznego piękna: wsłuchiwanie się i posłuszeństwo słowu Boga. To wierne słuchanie, dzień po dniu i rok po roku, doprowadza Ją do szczytu Golgoty, gdzie przyjdzie Jej trzymać na kolanach martwe ciało Jezusa. W sercu, w którym zawsze zachowywała i rozważała słowa Boże, powraca wspomnienie Bożych obietnic: będzie On wielki, będzie nazwany Synem Najwyższego, Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida… (Łk, 1,32) Teraz jednak widzi Jezusa zmaltretowanego, bezsilnego, bezwładnego i ostatecznie zabitego, a Jego jedynym tronem są Jej drżące kolana. A jednak, ponad zewnętrznymi faktami, Jej wyostrzony wzrok wiary jest w stanie odkryć, że słabość i bezradność Wcielonego Boga (ta z Betlejem i ta z Golgoty), to Jego droga do człowieka i do Ojca.
Maryja na Golgocie obejmuje ramionami martwe ciało Jezusa i nie przestaje wierzyć, że On jest Synem Najwyższego Boga, jak powiedział anioł Gabriel (Łk 1, 32). Pieści na drżących kolanach zmarłego Jezusa, jakby pieściła niemowlę. Rozumie i godzi się, że Bóg właśnie tak się objawia i tak zbawia świat: na drodze słabości i kruchości.*
Ile jeszcze drogi trzeba przejść, by nauczyć się patrzeć na słabość i kruchość – tak własną jak i cudzą – jak Maryja. Oswoić się z nią, przestać się gorszyć czy zżymać, co więcej: nie tylko zgodzić się, ale i pokochać. Przeniknąć zasłonę wiary, zobaczyć prawdę Jezusa: bezbronnego, ufnego i oddanego tak w Betlejem jak i na Kalwarii, i ruszyć w tę samą drogę. Na własnych, słabych przecież siłach, trudno tu polegać, ale : Kiedy Maryja zaczyna nas czegoś uczyć, nigdy nie kończy jedynie na słowach.*
s. E.
______________________________________________________________
*Krzysztof Wons SDS, Cała Piękna Maryja, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2017, s. 160. 50.
Dodano: 01 kwietnia 2022
Święty Piotrze od koguta
Takiś bliski, swojski, święty
Boś się zląkł uderzeń knuta
Wiesz co rozpacz, znasz udręki
Święty Piotrze od baranków
Dusz rybaku i pasterzu
Nad jeziorem, o poranku
Jezus Kościół ci powierzył
s. R.
Dodano: 15 marzec 2022
O cierpliwym i niecierpliwym cierpieniu…
Chociaż o cierpieniu napisano wiele słów, często tym ostatnim jest słowo: tajemnica. Nie można go bowiem zrozumieć do końca, ogarnąć, niełatwo oswoić, czy wręcz polubić. Umyka czysto ludzkiej logice, nie poddaje się perswazji, wydaje się nieczułe na nasze łzy i prowadzi nas drogami, których sami zwykle byśmy nie wybrali. Jak nieśmiały przyjaciel uchyla z wolna swej tajemnicy tym, którzy dłużej z nim już wędrują, lub tym, którzy je kontemplują na obliczu Jezusa. To wiara i miłość rodzą zaufanie, że Bóg z tymi, którzy Go miłują współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8, 28). Więc i w cierpieniu, także tym szczególnie trudnym, natrętnym, upokarzającym, nieodstępującym nas na krok, jest ukryty Bóg z całą obfitością swoich bogactw i darów. Kiedy moje oczy zaczną to przeczuwać i widzieć…? – nie wiem – teraz jedynie proszę za autorką poniższego wiersza – …bym cierpliwiej cierpiał – jeszczem nie uwielbił Boga.
Jeśli, niecierpliwy, pozwolisz, by ręce
twe krzyż upuściły, w tym świecie już więcej
nie znajdziesz go, ani też w przyszłym;
tu i tylko tu dane ci jest cierpieć dla Boga. (…)
Gdyby dziś zdjął z ciebie ten twój krzyż,
mówiąc – Skończone – ten twój ciężki krzyż,
od którego się uwolnić chcesz, śląc modły,
czyż nie nadszedłby cię jakiś żal namiętny,
czy nie myślisz, że byś wyrzekł: „Już, tak szybko?
Pozwól mi go jeszcze ponieść jakiś czas,
bym cierpliwiej cierpiał – jeszczem nie uwielbił Boga”.*
s. E.
______________________________________________________________
* Wiersz: Harriet Eleanor Hamilgton – King w: Fulton J. Sheen, Siedem grzechów głównych, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s.106.
Dodano: 01 marca 2022
Boże rosisty, Boże ulewny
Spłyń na mą duszę, ziemię spękaną
Niechaj cię wzruszy jej lament rzewny
Usłysz błagalne serca wołanie
Boże rosisty, Boże źródlany
Spłyń na mą duszę, ziemię bezwodną
Niech się przemieni w sad urodzajny
Wszelkim owocem dla Ciebie płodny
Niech się otworzę do dna istnienia
Przyjmę Cię w każdą życia szczelinę
Boże miłości, Boże zbawienia
Przemień mnie w siebie, niech w Tobie zginę
s. R.
Dodano: 15 luty 2022
Matraka – kołatka – drewniane narzędzie służące do budzenia. Cóż mogę powiedzieć? To coś okropnego! Wydaje, przynajmniej dla mojego ucha, bardzo nieprzyjemny dźwięk. Ostro wyrywa ze snu o godzinie, w której raczej powinno się „przewrócić na drugi bok”. Przynajmniej ja, do momentu „wstąpienia”, tak robiłam. Nie należę do typu „skowronków”, zdecydowanie jestem „sową”. 🙂
Dlaczego zatem mnisi i mniszki, zakonnicy i zakonnice, a także wiele ludzi świeckich wstają tak wcześnie, skracają czas snu? Odpowiedź jest jedna: bo Ktoś na nas czeka…!
Już nie reaguję na matrakę, jak na „zło konieczne” – to wezwanie mojego Umiłowanego 🙂
Jedna z Sióstr napisała dla mnie krótki wierszyk, który stał się moim życiowym mottem:
Twoje serce wybrał sobie dobry Bóg,
gdy szukał przyjaciela-brata,
Sam ci siebie ofiarował,
byś nie szukała pośród świata.
Gdy byłam na studiach postanowiłam sobie, że będę wstawać godzinę wcześniej, by przed zajęciami udać się do kaplicy lub kościoła na godzinę modlitwy (wykłady zaczynały się około 9.00 / 10.00). Bywało różnie – czasami „walczyłam z sobą”, by wyjść z domu, a potem jak to się mówi modlitwa „sama płynęła” i napełniała mnie wielką radością. Innym razem frunęłam stęskniona przed tabernakulum, a potem musiałam trzymać się ławki, by nie uciec…
Ale Bóg wynagrodził z wielką hojnością moją wierność – chociażby przez dar powołania 🙂
Uderzyły mnie Jego słowa:
„Potrzeba ci modlitwy, która jest oddechem duszy: nieustannym napełnianiem duszy Mną, tak jak oddychając, napełniasz płuca powietrzem, by żyć.
Najdoskonalszą kontemplacją jest ciągłe przebywanie w Mojej obecności – miłosne łączenie się ze Mną w duszy. Aby żyć w takim stanie kontemplacji nie trzeba żadnej techniki, ani żadnych ćwiczeń, trzeba tylko kochać.
Kontempluj nieustannie i niezmiennie żar Mojej Miłości, którą nosisz w sercu i wsłuchaj się w swoją tęsknotę – ona mówi ci o Mnie”.
(cytat z: Alicja Lenczewska – Słowa pouczenia)
s. T.
Dodano: 01 luty 2022
Nie zostawiaj mnie samej, Panie
Bo z popiołu się iskra nie wzbudzi
Na Zachodzie słońce nie wstanie
Lecz samotnym być można wśród ludzi
Pąk złamany jeszcze rozkwitnie
Kiedy łzami go hojnie podlejesz
Promień światła ciemność przeniknie
Zgasłe oczy rozbłysną nadzieją
Gdy nic nie ma, to może złudzenie
Szarość często dla cudów okryciem
Serce drży przed miłości olśnieniem
Twa Obecność prawdziwym jest
życiem
s. R.
Dodano: 15 stycznia 2022
Napisałam powieść… Taką o zwykłej dziewczynie, która odkrywa powołanie do zakonu. I pokazuję drogę, jaką przebywa, by do niego wstąpić. Ponoć dobrze się czyta, sporo ciekawych anegdot tam wplotłam. Ilustracje wewnątrz Moniki Urbaniak, rodzonej siostry naszej siostry Teresy.
A okładka będzie, jak na zdjęciu obok…
Poniżej kilka fragmentów:
***
Zaspana Aleksandra wyciągnęła rękę, by pacnąć dzwoniący wniebogłosy niebieski budzik ze słoneczkiem, pamiątkę z deszczowych wakacji w Kołobrzegu, i zrzuciła go na podłogę. Budzik umilkł. No tak, znów wypadły baterie. Leniwie otworzyła oczy i spojrzała w okno. Eee, nie ma śladu śniegu! – pomyślała z irytacją. Zapowiadał się kolejny listopadowy dzień tej zimy: szary, pochmurny, przytłaczający. Jeszcze nie wiedziała, że ten oto ponury dzień Opatrzność wybrała, aby rozstrzygnęły się jej losy. (…)
***
W małej rozmównicy na pierwszym piętrze klasztoru św. Józefa Ola rozmawiała przez kratę ze świeżo upieczoną postulantką. Ania ubrana była w czarną sukienkę do połowy łydki z białym kołnierzykiem, a na głowie miała prosty, czarny welonik. Z oczu i twarzy tryskała radość. Ola nie musiała pytać, czy dobrze jej tutaj, odpowiedź biła po oczach. Opowiedziała jej już zakopiańską przygodę, teraz chciała się dowiedzieć, co u Ani.
– No i jak tam jest, po drugiej stronie lustra? – Zapytała tęsknie.
– Jest to inny świat, wiesz, nie sądziłam, że aż tak bardzo… Czuję się jak w przedsionku nieba… – Ania na chwilę zamilkła, szukając słów. – Wszystko podporządkowane jest modlitwie, cały plan dnia kręci się wokół czasu przeznaczonego na nią. A dużo tego! Żyje się od dzwonka do dzwonka, przez to dzień mija bardzo szybko, ani się obejrzysz! – Spojrzała na Olę z ożywieniem. – Jestem taka szczęśliwa, że mieszkam z Jezusem pod jednym dachem! Czasem nie mogę zasnąć, tak mi bije serce z radości, bo za ścianą jest On! Mieszkam na parterze, obok chóru… Nie mogę się też doczekać, kiedy do nas dołączysz… (…)
***
Życzymy przyjemnej lektury!
Książka do nabycia z końcem stycznia 2022, w Wydawnictwie AA w Krakowie:
https://www.aa.com.pl/przedsionek-nieba-powiesc-karmelitanska-s-joanna-kucharska-ocd/
Lub na naszej stronie www:
s. Joanna
Dodano: 01 stycznia 2022
Maryja-dotyk Boga
Maryja-uśmiech Boga
Maryja-cud Najwyższego
Kim jesteś o Najpiękniejsza?
Obłokiem Obecności
Niesionym tchnieniem Ducha
s. R.
Dodano: 15 grudnia 2021
Noc jest naszą diecezją a cisza naszą posługą wyznaje Thomas Merton w wierszu o Janie Chrzcicielu ukrytym w łonie Elżbiety. Tak pisze o wszystkich żyjących w zaciszu klauzury – jakby w łonie Boga – ukrytych przed światem, ale wydanych za świat.
O Janie znad Jordanu, o działalności i życiu Chrzciciela, wiele można powiedzieć i sporo wyczytać w samej Ewangelii. Merton wspomina natomiast czas jego zupełnego ukrycia, o którym malowniczo opowiada w trafnych obrazach. W tym ukryciu, podobnym ukryciu trapisty, karmelity, kartuza, w tym pozornym bezruchu odkrywa wiele aspektów. Bo ciemność łona Elżbiety, to przecież noc duchowa mnichów, cisza, to atmosfera klasztornych krużganków. Pozdrowienie Maryi natomiast, to dzwon wzywający na spotkanie z Jezusem. A radość i ekstaza Jana na głos Maryi przynoszącej Jezusa, to… skuteczne apostolstwo tak Jana jak i tysięcy ukrytych za murami klasztorów mniszek i mnichów.
Bo czymże innym jest zasadnicze zadanie naszego życia, jak nie stanie na czatach świata, by usłyszeć przychodzącego Pana, zaprowadzić Go do braci, a modlitwą ułatwić braciom drogę do Jezusa. Cóż wielkiego trzeba czynić w naszej samotni? Nic innego jak nieustanne być z Jezusem, trwać w Nim, radować się Jego obecnością, coraz ściślej jednoczyć się z Nim w wierze i miłości – to, jak mówi Merton, jest istotą skutecznego apostolstwa:
Twoja ekstaza jest apostolatem,
W którym kopanie to contemplata tradere1
Twoja radość jest powołaniem
Ukrytych dzieci Matki Kościoła –
Przeczytajmy jednakże dłuższy fragment tego wiersza, który malowniczo opowiada o zasadzonych w nocy kontemplacji – wartownikach na granicy świata
(…)
Jej pozdrowienie
Dzwoni w kamiennej dolinie jak dzwon kartuzji:
A nienarodzony święty Jan
Budzi się w ciele swej matki,
porusza się na odgłosy odkrycia.
Śpiewaj w swojej celi, mały anachoreto!
Jak Ją dojrzałeś w ślepych ciemnościach?
Jaka tajemnicza sylaba
Obudziła twoją młodą wiarę do szalonej prawdy,
Że nienarodzone dziecko może być skąpane
w Duchu Bożym!
O, płonąca radości!
Jakie morza życia zasadził ten głos!
Jakim nowym zmysłem
Twe mądre serce otrzymało Jej sakrament
I poznało, że kryje Ona w sobie Chrystusa?
Nie potrzebujesz wymowy, dzikie dziecko,
Radujące się ze swego dziedzictwa;
Twoja ekstaza jest apostolatem,
W którym kopanie to contemplata tradere2
Twoja radość jest powołaniem
Ukrytych dzieci Matki Kościoła –
Tych, które ich śluby pochowały w krużganku czy pustelni;
Milczącego trapisty, szarego, granitowego kartuza,
Cichego karmelity, bosej klaryski
Zasadzonych w nocy kontemplacji,
Zapieczętowanych w ciemności i oczekujących na narodziny.
Noc jest naszą diecezją, a cisza naszą posługą:
Ubóstwo naszym miłosierdziem, a bezsilność
naszym niemym kazaniem.
Poza zasięgiem wzroku lub dźwięku mieszkamy
w powietrzu,
Próbując zdobyć świat w niepojętym doświadczeniu,
Oczekując na pierwsze, odległe bębny
Chrystusa Zwycięzcy,
Zasadzeni jak wartownicy na granicy świata. *
1 „To, co poznałeś, przekaż innym”.
2 „To, co poznałeś, przekaż innym”.
Ukryte w wartowni modlitwy, rozjaśnionej obecnością Jezusa wśród nas; w wartowni umieszczonej w dawnych koszarach, w pobliżu olbrzymiego poligonu ćwiczebnego, który przypomina, że życie to też zmaganie, walka, do której trzeba przywdziać pancerz sprawiedliwości, hełm zbawienia i miecz ducha, to jest Słowo Boże, a nade wszystko tarczę wiary – z tej wartowni głosimy – Pan jest blisko, szukajcie wpierw Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie wam dodane…
s.E.
____________________________________________________________
*Abp Fulton J. Sheen, Maryja pierwsza miłość świata, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2018, s. 52 – 54.
*T. Merton, The Quickening od St. John the Baptist („Pospieszenie św. Jana Chrzciciela”), w: The Tears of the Blind Lions.
Dodano: 01 grudnia 2021
Tik tak tik…zastygła Ziemia
Zakrztusił się czas pytaniem
Jak długo każesz czekać nam
Tyś lękiem jest, czy wahaniem?
Zakwilił ptak i kropla drży
Serce kołacze błaganiem
O Ty, coś w cieniu ukryta
Czy strach zwyciężysz kochaniem?
Zaszumiał „tak„wiatr w zachwycie
Czas znów strumieniem popłynął
Cień stał się słońcem w zenicie
Dziewica brzemienna Dzieciną
s. R.
Dodano: 15 listopada 2021
Klasztor nie jest domem, choć mówi się czasem wstępującym do zakonu: To jest teraz twój dom. Ale to nieprawda. *
Zaskakujące zdanie pada z ust o. Michała, mieszkającego w wielkim, wielowiekowym opactwie w Prowansji, które wygląda nie tylko jak dom, ale jak olbrzymia twierdza. Zatem, klasztor jest czy nie jest domem, a jeśli jest, to w jakim znaczeniu? – dopytują prowadzący rozmowę. Posłuchajmy i my:
Pytanie: Ale w klasztorach często pojawia się napis: Tu mieszka Pan Bóg, czyli to jest taki dom Boga!
Odpowiedź: U nas też jest taki napis, zaświadczam. Ale zobaczcie, znaczy on tyle, że to nie jest nasz dom, tylko Jego. Mamy się więc dostosować do Jego zwyczajów, Jego myśli, Jego wizji, choć przynosimy ze sobą bagaż wychowania, estetyki i tego wszystkiego, co nam środowisko wpoiło. Jednocześnie to nie ma być dom, dlatego, że Jezus chce uczynić wszystko nowym. To nowa wspólnota, nowy Izrael, w którym Mistrz każe opuścić ojca i matkę nie dlatego, żeby ich nie kochać czy nienawidzić, tylko żeby stworzyć coś nowego. To inna duchowość. Nie mamy się zasiedzieć, tylko – jak wskazuje tytuł waszego miesięcznika – być w drodze. Mamy namioty w drodze do prawdziwego domu. Nie warto więc urządzać sobie jakichś gniazdek i gromadzić mebli, bo to wszystko przeminie.*
Zaskoczyła mnie niegdyś moja kilkunastoletnia bratanica, gdy jadąc ze mną samochodem, zauważywszy, że z wielką uwagą przyglądam się każdemu napotkanemu kościołowi i robię znak krzyża, stwierdziła, Ciocia, ty masz dobrze, bo w każdej miejscowości masz dom. Na moje zdziwione spojrzenie dopowiedziała, Bo jeśli kościoły należą do Jezusa, a ty jesteś jego żoną, to są one także twoje… To prawda, każdy kościół to nasz dom, nie tylko nas zakonników, ale wszystkich wierzących w Boga. Bardzo głęboko i prawdziwie nasz, choć przecież inaczej niż rodzinne domy, czy mieszkania. Jak mówi o. Michał, to Bóg wyznacza tu prawa i reguły funkcjonowania i On jest najważniejszy, jest Gospodarzem. Z drugiej strony ten Boży dom przypomina nam, że otaczająca nas rzeczywistość jest przemijająca, krucha, nietrwała, a dopiero, gdy znajdziemy się w pełni w Bogu, odnajdziemy nasz dom na wieczność, zamieszkamy w Sercu Jezusa. Ta intuicja towarzyszyła także św. Teresie od Jezusa, mającej dystans do tego, co ją otaczało. Powtarzała, że życie ziemskie to jedynie jedna noc spędzona w kiepskiej gospodzie. Umiała oczywiście doceniać i cieszyć się dobrami, jakie Bóg hojnie rozsiewa na drogach życia, ale nie zapominała, że doczesne życie, to tylko wędrówka do życia w pełni. A zamieszkamy w domu nie ręką ludzką zbudowanym i trwałym na wieki, gdy przebywając w Jego domu (kościele, klasztorze) przyjmować będziemy Jego reguły, prawa, zasady i damy się kierować Jego woli.
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 136.
Dodano: 01 listopada 2021
Dodano: 15 października 2021
Kolejnym tematem rozmów z o. Michałem, trapistą, jest praca. Pytanie to często pada w rozmowach także z nami, a gdzieś z tyłu tkwi przeświadczenie – wy pewnie nic nie robicie. I wielkie jest zdziwienie, gdy się okazuje, że przysłowiowy etat, osiem godzin, to faktycznie modlitwa, która nie ustaje, lecz zmienia formę, także w pozostałych godzinach poświęconych pracy ręcznej.
Tak, w Karmelu preferowana jest praca ręczna, bo tak chciała św. Teresa: zająć jedynie ręce pracą, by serce i umysł były wolne dla Boga. Zatem, poza snem, posiłkami i godziną dla siebie, są jeszcze godziny prostej fizycznej pracy: gotowanie, sprzątanie domu, pranie, praca w ogrodzie, szycie, haftowanie itp. Ale to w Karmelu, a miało być o trapistach i ich zwykle dużo cięższej pracy biorąc pod uwagę wielkie pola, jakie posiada opactwo, choćby te lawendowe w Prowansji – oddaję zatem głos o. Michałowi:
Jeśli ktoś wyobraża sobie mnichów zatopionych przez cały dzień w ciszy, modlitwie i skupieniu, jest w dużym błędzie. Praca – ciężka, fizyczna – jest nieodłącznym elementem ich codzienności. Pracują nie tylko po to, by się utrzymać. Pracują też po to, by, jak pisał w regule św. Benedykt, nie siedzieć bezczynnie. Pracują więc starsi i młodzi, ci, którzy sił mają już coraz mniej, i ci, którzy są w sile wieku. Wyplatają kosze z wikliny, robią nalewki, sprzątają, grabią liście. Ot, proza życia. Nikt tu nie pyta, kim byłeś kiedyś. Sławnym duszpasterzem, wybitnym rekolekcjonistą, pisarzem, elektrykiem, lekarzem. Dziś jesteś mnichem. Bierzesz miotłę do ręki i zamiatasz. *
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 85.
Dodano: 01 października 2021
Dodano: 15 września 2021
W rozmowach z o. Michałem nie brakło pytań o strój trapistów – biały habit z brązowym szkaplerzem, kukulla. Ale ja przytoczę fragment o drobnym, aczkolwiek ważnym elemencie stroju mniszego – o pasie. Trapiści bowiem opasują habit skórzanym pasem (karmelitanki zresztą też…).
Pas wiąże nas – rozproszonych, biegających jak kot z pęcherzem – w porządny snop zboża, jakby chciał powiedzieć: Ciekawe, ile dobrego ziarna wyleci na sądzie Bożym z tej słomy twojego zapału. Pas symbolizuje gotowość do służby, a Bóg lubi, kiedy Mu służymy w drugim człowieku, dzieląc się z nim tym, co mamy. Skóra, czyli coś martwego, opasuje nasze biodra, nerki – to wiadomość, że nasz dar powinien być czysty w intencjach, wyzbyty pożądania, interesowności, chęci zniewolenia drugiego.
Ale pas to także żołnierz, walka, chwała, zwycięstwo. Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, ale ten pas nie ma żadnego żelaznego elementu. To oznacza zrezygnowanie z przemocy w kontakcie z ludźmi, którzy mogą być agresywni wobec nas. Nie wolno reagować agresją na agresję, lepiej się wycofać, stracić dobre imię, przegrać. (…) Nasz pas ma skórzane guzy na dwóch cingulach i dwie dziury – znajdują się one w zasadniczej części pasa zwanej „balteus”, to termin znany legionistom – przez które przewleka się te cingula z guzami. Jak widzicie, wszystko się na mnie dobrze trzyma. Ile jest w tym dalekowzroczności, delikatności, bo ci, którzy ten strój wymyślili, wiedzieli, że będę tył i potrzebował nieco większego okręgu, stąd porządne odstępy między guzami i bardzo długie cingula, zwisające u mojego boku. *
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 62.
Dodano: 01 września 2021
Biały, duży, ciężki płaszcz – to charakterystyczny element ubioru mniszki karmelitańskiej. Za każdym razem przed włożeniem całuję go (stricte mały wyhaftowany na nim krzyżyk). Ten gest i jego symbolikę wciąż odkrywam, chcę zrozumieć i właściwie duchowo przeżyć.
Mniszka – profetyczny znak, niejako pogrzebana za życia, najuboższa z ludzi, bo Bóg wybiera to, co najmniejsze, słabe, ostatnie, nędzne. Za kratą, śmiem twierdzić, że znajdują się naprawdę ostatnie z ostatnich. Pan sam troszczy się o nas, osłania i podnosi, dając, jak uczniom na górze Tabor, poznanie swoich tajemnic i człowieczej nicości.
…I tak postrzega nas świat – jako stworzenia głupie i niepotrzebne, podobne do żebraków; odrzuca tak jak odrzucał proroków…
Ale to nie przekreśla świadectwa, które dajemy za każdym razem, gdy wkładamy płaszcze i idziemy do chóru celebrować Mszę świętą: „Żyje Bóg, przed którego obliczem stoję!”.
„Nic nie jest potrzebne, tylko Miłość Moja, która Cię chroni, karmi i ubogaca. W twoim ubóstwie jest bogactwo Moje, które twoim się staje. Raduj się nim i Miłością Moją tak, jak radowali się wielcy synowie Moi i święte córki Moje.
Zaufaj do końca i w Moje dłonie oddaj wszystko i każdy dzień, abyś doszła do zupełnego ogołocenia na ziemi i pełnego bogactwa w Niebie”.
z: „Słowo pouczenia” A. Lenczewska
Dodano: 15 sierpnia 2021
JAKI JEST SENS BYCIA TUTAJ…?
Spotkanie z mnichem, rozmowa o rozmaitych szczegółach życia wciąga, pytanie rodzi pytanie, ale dobrze, że pada też pytanie całościowe, o rzeczy najważniejsze, o istotę, o sens.
Słowem: Jaki jest sens bycia tutaj? – pytają prowadzący wywiad.
Ojciec Michał odpowiada bez zastanowienia, bez cienia wątpliwości:
– Ofiarowanie Panu Jezusowi tego, co się ma najdroższe…
Dla Ojca Michała jest to oczywiste, ale może jednak nie dla wszystkich, więc posłuchajmy dopowiedzenia.
Zatem ofiarowanie czego?
Siebie, swojej miłości. Przecież nie mam Mu nic innego do dania, czego On by nie miał. Mogę Mu więc jedynie dać swoją wolę, którą powierzę w Jego ręce. W imię relacji z Bogiem rezygnuję z możliwości decydowania o sobie. Nie powiem na przykład: Słuchajcie, zabieram was do świetnej restauracji niedaleko klasztoru, ja stawiam. Mogę was tylko przyjąć miodem do herbaty, który przysłano mi z Polski, i ciastkami z supermarketu. *
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 57.
Dodano: 01 sierpnia 2021
Nie ma nic, pustynia i żar słońca
Nie ma nic, lecz wracaj, patrz i czekaj
Nic-tylko wiatru szept gorący
Nie ma nic, więc trwać, czy też uciekać?
Wytrwaj aż spłynie życiodajna kropla
Spalony step, jak morze zazieleni
A z kropel stanie się wodospad
A ten jeziorem na spieczonej ziemi
Daj sercu pewność Ciebie, Panie
Pośród pustyni dzikiej, czy na łące
Byś, kiedy przyjdziesz wreszcie na spotkanie
Odnalazł we mnie wiarę czuwającą
s. R.
Dodano: 15 lipca 2021
O kryzysach, tych pierwszych, nowicjackich wybrałam słów kilka z opowieści o. Michała, bo to takie powszechne doświadczenie i nie tylko u trapistów, karmelitanek czy kartuzów, ale z pewnością dotyczy ono każdego – w jakimkolwiek życiu zakonnym czy świeckim rozpoczyna wędrowanie. Oczywiście, rzeczony kryzys będzie miał różną scenerię i elementy, ale… w istocie o to samo chodzi: by pozwolić na przebicie różowego balonu własnych wyobrażeń i z wolna dojrzewać…
Życie mnicha zaczyna się w momencie, kiedy ma pierwszy kryzys. Najczęściej dzieje się to po sześciu – siedmiu miesiącach – kontynuuje mnisze opowieści o.Michał – I jak się ten kryzys objawia? Znaki są klasyczne i łatwo rozpoznawalne dla wspólnoty. Na początku nowicjusz jest takim przemądrzałym meteorologiem – każdemu mówi dzień dobry, jest uśmiechnięty, usłużny, uważa, że to, co otrzymuje i przeżywa, nie jest jeszcze dostatecznie mocne.
Wyobrażał sobie, że ci trapiści to jakaś masakra duchowa i fizyczna, a oni dają mu jeść, pozwalają się wyspać, nie robią wymówek, kiedy nie wstanie na poranną liturgię, są mili i łagodni. Więc on podejrzewa, że go oszukują, że coś przed nim ukrywają. On chce być jak stary żołnierz – wstawać przed innymi żołnierzami, kłaść się później, spełniać wszystko na sto procent. A stary żołnierz wie, że tego się nie da spełnić. Że kiedy jest okazja, to trzeba zjeść albo się przespać w marszu i kontynuować życie pod regułą. Stary żołnierz wie, że nie ze wszystkimi braćmi będzie się przyjaźnił. Że jest brat buldog, który warknie, brak koń, który kopnie, brat owca, który pójdzie za tobą, chociaż nie ma takiej potrzeby. Są różne typy. (…) W pewnym momencie gaśnie tak zwana łaska zaślepienia (…) zostaje ona nowicjuszowi odebrana. Dlaczego? Dlatego, że on musi zrobić pierwszy krok wyrzucenia siebie z siebie – żeby przyjąć coś, co Pan Bóg chce mu dać, na warunkach Pana Boga, a nie na warunkach tego człowieka, który przyszedł. (…) On dalej chce mieć na nosie różowe okulary, w których przyszedł, ale Pan Bóg mu je zdejmuje, zatrzymując to, co się nazywa doznawaniem przyjemności duchowej. To jeszcze nie jest noc ciemna, to nie jest oschłość. To po prostu takie pierwsze zatrzymanie jego energii, jego przeżywania i jego doznań. (…) Jego żołądek musi się przestawić na strawę duchową, a on jeszcze trawi to, co przyniósł ze świata. Kryzys jest po to, żeby zostać lub odejść… *
Oczywiście o tym kryzysie i spadaniu z nosa różowych okularów o. Michał napisał dużo więcej, szczegółowiej i ze sporą dawką poczucia humoru – bo jakżeby się nie pośmiać pod nosem tu i tam, gdy zwyczajne życie (bo gdzieżby gorliwi współbracia!) przebija taki nadmuchany, różowiutki balonik zadowolenia z siebie ???? – ale to dla głębiej zainteresowanych, potencjalnych nowicjuszy i do odnalezienia w samej książce…
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 19-23.
Dodano: 01 lipca 2021
Śp. Siostra Maria Jolanta od Miłości Ukrzyżowanej
(Jolanta Borzestowska)
urodziła się w Gdańsku 27.12.1976 roku.
Do Zakonu NMP z Góry Karmel wstąpiła 15.10.2000 r.
Pierwszą Profesję zakonną złożyła 7.06.2003 r.,
a Profesję Wieczystą 24.06.2006 r.
W Zakonie przeżyła prawie 21 lat.
Po maturze podjęła z wielką pasją studia
na Wydziale Chemii na Politechnice Gdańskiej. Wybrała kierunek: biotechnologia leków.
W ramach pracy magisterskiej zajęła się badaniami nad lekiem na nowotwór…
Przed chorobą pełniła w klasztorze posługę
mistrzyni nowicjatu. Długi czas zajmowała się szyciem szat
liturgicznych, a w ostatnim czasie haftowała. Obdarowana
wieloma umiejętnościami praktycznymi i plastycznymi
służyła nimi wspólnocie.
Starała się wszystko tracić ze względu na Jezusa,
a najważniejszym przesłaniem i mottem jej życia były słowa
z Psalmu 100: „Jesteśmy Jego własnością”.
Z nowotworem zmagała się dwa lata. Na początku maja b.r. okazało się, że ma zaawansowane przerzuty.
Zmarła po pięciu tygodniach walki z bólem 14. 06. 2021r.
w przeddzień swoich imienin.
Umierała pełna pokoju i ufności, świadomie i z radością idąc na spotkanie ze swoim Oblubieńcem.
Z serca dziękujemy Drogim Księżom, Siostrom, Przyjaciołom i Bliskim
za modlitwę i obecność, także tę duchową,
w dniu pogrzebu naszej Siostry Jolanty.
Z modlitwą i wdzięcznością – siostry karmelitanki bose
Dodano: 15 czerwca 2021
Boże, któryś stworzył mrówki i komary
Jakieś miał wobec tychże plany i zamiary
Czyś je dla pożytku uczynił, czy kary?
Mrówki tylko czasem dokuczą, utrapią
Czerwone zaś szczególnie umęczyć potrafią
Zaskoczą cię, oblezą, pogryzą, podrapią
Niczym to jednak wobec komarzego rodu
Tych krwiopijców, co nas kłują bez powodu
Bezlitosne, nie z głodu to czynią, nie z głodu
Gzy krwiożercze krążą i tną wszystkich wkoło
Skaczesz pokąsany, lecz ci niewesoło
Do nosa ci włażą, pod kołnierz, na czoło
Jeszcze raz Ci zadam natrętne pytanie
Po coś stworzył te owady, Miłosierny Panie
Wybacz to znękane, owadzie biadanie
Wszak lepiej się uśmiechnąć mimo utrapienia
Złość i pomstowanie zgoła nic nie zmienia
Minie lato i miną owadzie zmartwienia
s. R.
Dodano: 1 czerwca 2021
Więc jak to jest z tą ascezą u mnichów? – pyta prowadzący rozmowę. Zatem dziś kolejny fragment, który rozpoczyna się rozmową na temat jedzenia, postów, bo to dość interesujące, na czym polegają te mnisze posty, co można jeść, a czego nie, ile, gdzie, kiedy itp. W odpowiedzi o. Michał opowiada o urokach i cieniach trapistowskiego stołu, na koniec jednak mówi: Ale wierzcie mi, skromne jedzenie nie stanowi największego umartwienia. – A co nim jest, rodzi się pytanie?
Największą ascezą jest wspólnota, czyli akceptacja kogoś, kogo ja nie wybrałem, tylko przyszedł sam, bo go albo Pan Bóg, albo diabeł przysłał, i trzeba go znosić. To właśnie słowo Benedykta: znosić drugiego, jego chorobę, charakter. Nie walczyć, tylko to znosić. To dopiero batalia. Na przykład w stallach brat stojący na modlitwie obok ciebie, powiedzmy lewoskrzydłowy, mocno fałszuje, a prawoskrzydłowy je czosnek. Wszystko woła o dubeltówkę, gwintówkę! Ale nie mogę tego zrobić. I to jest asceza. A nie makaron z marchewką.*
Lekko i zgrabnie powiedziane, ale w mniszej codzienności trudem braterskiego życia jest nie tylko czosnek czy fałszowanie w chórze (choć i te drobiazgi powtarzane każdego dnia mogą umęczyć jak kamyk w bucie), czy szurająca różańcem na modlitwie siostra, która wyprowadzała z równowagi św. Tereskę. Inny jest zawsze inny i to częstokroć uwiera. Ponoć nawet aniołowie, gdyby byli na ziemi, to by sobie zawadzali – wyobraźcie sobie te wielkie skrzydła na zakonnych korytarzach, w kuchni, pralni…
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 41
Dodano: 15 maj 2021
Spłynął z Nieba Anioł zadziwiony
Zaszumiał skrzydłami, dzwoneczkiem zadzwonił
Nisko się pokłonił
„Jestem” – rzekł wzruszony
Pan Bóg nieskończony
Posłał mnie do Ciebie
Z gorącym pytaniem, odwiecznym błaganiem
„Czy oddasz Mi siebie?”
s. R.
Dodano: 1 maj 2021
Gdy wstępuje do klasztoru osoba dojrzała wiekiem…
Święta Teresa z Lisieux wstąpiła do Karmelu, za zgodą Ojca Świętego, w wieku… 15 lat. Zresztą nie ona jedna już w tak młodym wieku marzyła o rozpoczęciu życia zakonnego, czy je rozpoczęła. Współcześnie sytuacja wygląda inaczej: z jednej strony granica wieku została znacznie przesunięta, a z drugiej, częstokroć zgłaszają się do klasztorów osoby starsze, po szkołach, studiach, często latach pracy, z pewnym doświadczeniem życiowym. To rodzi zupełnie inne problemy w ich formacji, w ich wchodzeniu w życie zakonne. Ale jak się okazuje św. Benedykt wspominał już o analogicznych sytuacjach w… XI wieku. Jak mówi o. Michał:
W regule jest specjalny rozdział przewidziany dla księży wstępujących do zakonu. Pojawia się tam pytanie, które Jezus zadał Judaszowi w ogrodzie Oliwnym: Przyjacielu, po coś przyszedł? Przecież to jest niesamowite, prawda? I każdy z nas, kto ma już jakoś ukształtowaną osobowość, pewną duchową praktykę, jakąś przeszłość mniej lub bardziej chwalebną, musi sobie takie pytanie zadać: Po co tu przyszedłem? Odpowiedź na pytanie: po co? – uzyskujemy przez eliminację fałszywych odpowiedzi albo takich, które wydają się nam słuszne.
Trzeba sobie zrobić po prostu listę. Przyszedłeś tutaj, żeby mieć spokój? Żeby pisać, czytać, być kimś znanym? Podziwianym za to, że wybrałeś takie surowe życie? Ktoś tyra i nikt go nie pochwali, a ty, gdy powiesz, że jesteś trapistą, to będzie coś?! Więc trzeba sobie zrobić listę i odpowiedzieć na pytania – oczywiście nie w ciągu jednego dnia, bo to troszeczkę trwa – po co tu jestem i co jest najważniejsze.
Jak brzmi pierwsza odpowiedź na liście?
Jestem tu po to, żeby wyzbyć się mojego fałszywego „ja”, a ono nie znosi być podległe, więc najlepiej rozciągnąć je na siatce zakonnej reguły i uznać społeczność, która mnie przyjmuje, za środowisko mojego życia, mój mikrokosmos. Ja ją w jakiś sposób oczywiście tworzę, kształtuję, ale ona była przede mną. A Pan Bóg mówi jeszcze tak: Przyszedłeś tu po to, żeby czekać na Moje objawienia, będę ci dawał pożywienie w ilości, którą uznam za wystarczającą dla ciebie. Czasem będzie go więcej, czasem będzie mniej, Czasem cię pocieszę, czasem cię nie pocieszę.
A co jest najważniejsze?
Najważniejsze jest trwanie, wierność. *
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 26-27
Dodano: 15 kwietnia 2021
Dodano: 01 kwietnia 2021
Chyba każdy dorosły katolik, chociaż raz w swoim życiu był na procesji rezurekcyjnej z radością czcząc Jezusa Zmartwychwstałego. Ja przez wiele lat przed wstąpieniem, dni Świętego Triduum przeżywałam w kościele oo. Dominikanów we Wrocławiu. Tam Liturgia była zawsze wspaniale przygotowana, za oprawę muzyczną odpowiadała doskonale wyćwiczona schola, nie brakowało różnorodnych instrumentów. Czułam głębokiego ducha wiary i wyjątkowy klimat ogromnej świątyni wypełnionej po brzegi ludźmi.
Dlatego dużym przeskokiem były dla mnie pierwsze Święta w Karmelu, w naszym małym chórze, gdy siedziałam tuż przy kracie, o kilka metrów oddalona od ołtarza… Poczułam się zaproszona do bardzo bliskiej, intensywnej obecności przy Jezusie. Porywa mnie Liturgia Wielkiego Tygodnia w Karmelu (a z ta garstką osób, które modlą się z nami w kaplicy tworzymy rodzinę :))
Dziś chcę opowiedzieć o naszej procesji rezurekcyjnej. Przyznam, że bardzo mnie zaskoczyła i urzekła borneńska tradycja. I jestem pewna, że nie ma tak w żadnym innym klasztorze 🙂
Otóż, gdy nadchodzi czas procesji, kapłan z Najświętszym Sakramentem wychodzi z kaplicy, za nim idą wierni, kierują się do naszej zakonnej bramy. Tam w dwóch rzędach stoją już siostry, w białych płaszczach i z pochodniami w ręku – jako najmłodsza wraz z drugą „białą” siostrą staje u boku kapłana oświetlając monstrancję – przyboczna straż Jezusa! I w należytym porządku wszyscy ze śpiewem na ustach idziemy do figury Maryi stającej na polance w naszym ogrodzie, gdzie brzmi z głębi serc uroczyste Salve Regina. Ponieważ jest to głęboka ciemna noc, drogę znaczą nam płomienie rozstawionych zniczy oraz pochodnie sióstr.
Gdy jeszcze nad nami świeci piękny ogromny księżyc i skrzą się gwiazdy – widok zapiera dech w piersiach, ponadto jest to moment szczególnego zjednoczenia nas (sióstr z chóru) i ludzi (z kaplicy) w radości i uwielbieniu Boga, który jest pomiędzy nami zwycięski i zmartwychwstały…!!! Śmiem twierdzić, że jest to mistyczne doświadczenie 🙂
Jezus pozostał z nami na zawsze!
ALLELUJA!
„Miłość rozpala we Mnie pragnienie, by stać się pokarmem dla dusz, albowiem zostałem między ludźmi nie tylko po to, aby żyć z doskonałymi, ale aby podtrzymać słabych i żywić maluczkich. Ja przyczynie się do ich wzrostu i Ja ich umocnię. Ich dobre pragnienia będą Moja pociechą, ich nędza miejscem Mego wypoczynku”.
(z: Wezwanie do miłości. Zapiski objawień Pana Jezusa Józefie Menendez zakonnicy Najświętszego Serca Jezusa.)
s. T
Dodano: 19 marca 2021
Nazaret to codzienność, praca, zwyczajność, troski i radości, ale wszystko przeżywane w obecności Jezusa i Maryi. Tak właśnie żył św. Józef i takiego życia chce nas uczyć. Zapraszamy do wspólnej Koronki poświęcając każdy dzień innemu aspektowi Józefowej codzienności i zapraszając Go w te właśnie przestrzenie naszego życia: natchnień i spotkań z Bogiem, życia modlitwy i pracy, rodziny i bliskich, słabości i choroby, wytrwałości w podjętych zobowiązaniach, aż po bezpieczną śmierć w ramionach Jezusa, Maryi i Józefa.
„Józefie, Synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, Twej Małżonki…” (Mt 1,20b)
„Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański, wziął swą Małżonkę do siebie…” (Mt 1,24)
„Pasterze udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę leżące w żłobie…” (Łk 2,16)
„Jezus był, jak mniemano, synem Józefa…” (Łk 3,23b)
„Skąd u Niego ta mądrość i cuda, czyż nie jest On synem cieśli?…” (Mt 13,54b – 55a)
„Józef wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę, i udał się do Egiptu…” (Mt 2,14)
„Sługo dobry i wierny, wejdź do radości Twego Pana…” (Mt 25,21)
Koronka do św. Józefa z różańcem – do nabycia – tutaj
Dodano: 15 marzec 2021
Byłam zdziwiona, gdy w tradycyjnej litanii do św. Józefa nie znalazłam wezwania zawierającego jego charakterystyczny przecież rys: milczenie, dobre milczenie. Pomyślałam też, że byłby doskonałym patronem nowicjuszy, którzy, by nauczyć się słuchać, rozumieć, podjąć nowe życie, muszą się nauczyć dobrze milczeć. Wiem jednak doskonale, że nawet w kontemplacyjnym klasztorze można rozmawiać bez przerwy nie otwierając nawet ust: wzrokiem, uśmiechem, miną, gestem, korzystając z umownych znaków, ale także całym wewnętrznym hałasem w sobie samym. Milczenie warg to dopiero początek, choć oczywiście konieczny, a równocześnie ważny krok ku milczeniu umysłu i otwarciu się na dar milczenia serca. A milczące serce, to serce kochające i słuchające, strzegące w sobie każdego słowa, jakie Bóg w nim zasiał. Milczenie warg, to faktycznie czasem twarda lekcja dla nowicjuszy, ale milczenie umysłu i serca, dobre milczenie otwarte na każde słowo Boga i bliźniego, to szkoła, która nie kończy się z nowicjatem, z której się nie wyrasta nigdy. Dlatego, myślę, warto poddać się także w tym wymiarze wewnętrznego życia wstawiennictwu Patrona dobrego milczenia – Józefa.
Józef milczący nie jest «milczkiem». Milczy nie dlatego, że lękliwie wycofuje się przed nowymi wyzwaniami, nie dlatego, że się izoluje i ucieka od odpowiedzi, od spotkań, albo dlatego, że się zamyka w swoim świecie, obraża czy buntuje. To prawda, istnieje milczenie negatywne, które może być dla człowieka destruktywne, jest rodzajem agresji wyrażanej pasywnie. «Można milczeć i milczeniem kogoś ranić» – pisał Jan Twardowski.
Milczenie Józefa jest inne. Nie jest pasywne. Jest niezwykle płodne. (…) Milczy, aby zostawić w sobie przestrzeń dla Boga, która nie będzie zajęta jego słowami. Józef we dnie i w nocy wycofuje się ze swoimi słowami, aby zrobić miejsce Bogu, który mówi. Ciągłe milczenie Józefa zwraca uwagę na jego nieustanne słuchanie.*
Ach, zapomniałabym dodać: obrałam świętego Józefa nie tylko jako patrona dobrego milczenia, ale także jako patrona dobrego słuchania, czyli płodnego milczenia, które pozwala przyjętemu słowu dojrzewać i przynosić owoc…
s. E.
______________________________________________________________
*Krzysztof Wons SDS, Cały sprawiedliwy – lectio divina z Józefem z Nazaretu, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2016, s.28-30.
Dodano: 1 marca 2021
Po co światu mnich? – taki tytuł nosi książka, rozmowa z polskim trapistą żyjącym we Francji, ojcem
Michałem Zioło. Po prawie 400 stronicową książkę nie każdy zainteresowany w jakiejś mierze życiem
mniszym sięgnie, ale przy krótkich wpisach, jakie zamierzam umieszczać przez jakiś czas na stronie
naszej czytelni, może zatrzyma się więcej osób, zastanawiających się, co oni tam za tymi kratami
robią: co, jak, dlaczego, po co i dla kogo…? To ostatnie pytanie może jest najprostsze, bo to Bóg jest
źródłem, celem i usprawiedliwieniem naszego ukrytego życia, ale pozostałe wciąż są otwarte. Co na
nie odpowiada swoim rozmówcom o. Michał Zioło, znany niegdyś dominikanin, a od ponad
dwudziestu lat ukryty w wielkim prowansalskim opactwie Notre-Dame d’Aiguebelle trapista…?
Po co te dzwony i wczesne wstawanie w klasztorze? – o tym są pierwsze rozmowy, pierwsze zapisy.
W sumie nic dziwnego, to uderza mieszkających w klasztorze jako pierwsze: przecież tu ciągle coś
gdzieś dzwoni i to od świtu… Głos dzwonu przychodzi do nas z góry, czasami jak piorun, wcale nie jest dyskretny, to informacja dla nas, że zaraz będzie przechodził Ktoś cichy i pokornego serca i warto oddać Mu chwałę. I zrobić Mu przyjemność. Jest to też znak dla ludzi, że jesteśmy i czuwamy. Poza tym, jak świat światem, nigdy nie słyszano, a Biblia o tym zaświadcza, żeby Izrael gromadził się sam.
To Bóg gromadzi swój lud. Jego głos. (…) Jeżeli sobie odmawiam snu i zaczynam czuwanie, to chcę przez to pokazać, że jest Ktoś, dla Kogo warto z tego snu zrezygnować. Kiedy dwoje zakochanych ludzi nie może się ze sobą rozstać i przedłużają ten moment, ile tylko się da, to nikt się nie dziwi. Każdy powie: To normalne, oni się kochają. A kiedy mówimy o Panu Bogu, to zaraz pytamy: A dlaczego wstajemy tak wcześnie? A czemuma to służyć? Jeśli w klasztorze wszystko zostanie zracjonalizowane, to należy zamknąć klasztor i się rozejść.
Modląc się czuwamy nad tymi, którzy śpią, a przede wszystkim z tymi, którzy nie mogą spać: z chorymi, z tymi, którzy cierpią, umierają…*
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s.17.
Dodano: 15 lutego 2021
Tym razem w naszej czytelni mniej słowa pisanego a więcej mówionego. Poniżej zamieszczamy rozmowę, która została wytransmitowana za pośrednictwem koszalińskiego Radio Plus w programie:
W rytmie życia z s. M. Elżbietą, karmelitanką z Bornego Sulinowa
„Marzyła o podróżach po świecie, potem o misjach, a wylądowała w klasztorze klauzurowym w mieście, które przez prawie 50 lat nie widniało na mapie Polski.
S. Maria Elżbieta od Trójcy Świętej z karmelu w Bornem Sulinowie była naszym gościem w programie „W rytmie życia”.
Rozmawiałyśmy o życiu w klauzurze, sile modlitwy i znaczeniu ciszy. Było też o kursie na prawo jazdy w Wiecznym Mieście”.
Wraz z Redaktor Alicją Górską – zapraszamy na to spotkanie.
Dodano: 01 luty 2021
Śniadanie jemy rozmawiając
Dziś rekreacja, imieniny
Czcimy owieczkę świętą, małą
Za oknem biało, pełnia zimy
„Ten nowy paschał jest dość duży
Na mniejszym musi stać świeczniku”
W prezencie anioł spłynął – żółty
Z wosku – drobiazgów z nim bez liku
„Gdyby miał knot to by rozbłysnął
Jak serafin na górnym niebie”
Ten dzień, jak wielkie jest ognisko
Co może też rozpalić ciebie
Kilka słów życzeń: płoń, jak świeca
Moc serdeczności na półmiskach
Gesty czułości, modlitw szepty
W klasztorze imieniny są – ot wszystko
s.R.
* Imieniny w klasztorze, to dzień, w którym poprzez drobne znaki, kumuluje i objawia się miłość, jaką mamy dla siebie. A przecież dobrze jest, raz na jakiś czas, usłyszeć dobre słowa, słowa wsparcia, uznania, przyjaźni i modlitwy… Wyrywa się wtedy z serca za psalmistą: O jak dobrze i miło, gdy bracia – tudzież siostry – mieszkają razem ????
Dodano: 01 stycznia 2021
Jak często potrzebujemy zjeść?
Czasem są to lekkie przekąski, innym razem obfite obiady czy wykwintne kolacje…
I w Karmelu szanujemy prawo natury – posilamy się trzy razy dziennie. Nasze Konstytucje ściśle określają ilość i miejsce spożywania posiłków, regulują kwestie postu…
Ponadto św. Teresa nakazała, aby jedzenie było pożywne i smacznie przyrządzone.
Niemniej od wieków Kościół wie, że jak ciało potrzebuje dobrej strawy, tak i duch ma swoje potrzeby. Niestety łatwo go zagłodzić, gdyż łaknienie duchowe bywa wręcz całkowicie wypchnięte ze świadomości. Dlatego Zakon zatroszczył się o nasze „duchowe żołądki” – w naszym planie dnia, mamy wyznaczoną aż godzinę na czytanie duchowe.
Przed wstąpieniem byłam molem książkowym, ale czytałam dużo tzw. lekkich pozycji, rozrywkowo.
Dzięki studiom teologicznym miałam dostęp do poważnych dzieł i zasmakowałam, jak ważne jest, by karmić swój umysł dobra lekturą teologiczną, czy konferencją. Niedawno słuchałam wykładu naukowego na temat wszechwiedzy Boga – po raz kolejny doświadczyłam rozbrojenia, (choć trochę) z ramek, w które wkładam Boga i wyjścia ze skostniałego sposobu myślenia o wszechświecie… Potrzebowałam do tego konkretnej dawki wysiłku intelektualnego i pomocy mądrzejszych ode mnie…
W naszym życiu podejmujemy tzw. formację permanentną, gdyż nie ma takiego momentu, w którym można powiedzieć „wiem, rozumiem, wystarczy”. Św. Teresa nakazała wszystkim przeoryszom, by troszczyły się o zapewnienie siostrom dostępu do dobrej lektury. I nasza biblioteka jest obficie zaopatrzona. Wciąż od dobrodziei dostajemy nowe pozycje – za co jestem bardzo wdzięczna!
Często dobry artykuł z katolickiego pisma, wykład, książka – to kanał, przez który mówi Bóg, to budulce mojej wiary, światło na ścieżce… Jezus niektórym mistykom wprost mówił:
„Idź do swej celki. Chcę bowiem żebyś pisała (…) pisz dla moich dusz:
(…) z miłości do dusz jestem więźniem Eucharystii. Pozostaje tam, aby ludzie mogli przyjść do Mnie z każdą przykrością i szukać pociechy w najczulszym z serc, u najlepszego Ojca i Przyjaciela, który ich nigdy nie opuszcza. Eucharystia jest pomysłem Miłości! A ta Miłość, która zużywa się i wyniszcza, nie znajduje wzajemności! Nie lękajcie się, przyjdźcie do Mnie. Gdybyście wiedzieli, jak Ja was miłuję!”
(z: Wezwanie do miłości. Zapiski objawień Pana Jezusa Józefie Menendez zakonnicy Najświętszego Serca Jezusa.)
s. T.
Dodano: 15 stycznia 2021
Weź serce moje jako poduszkę
Niech Cię ogrzeje, do snu kołysze
Niechaj Ci bajki szepce na uszko
Kiedy już usną święci Rodzice
I ja tam sobie w kącie przycupnę
Razem z osiołkiem, co siano skubie
I się zamyślę nad Bożym cudem
Co tak to ludzkie plemię hołubi
Śpij słodko, Jezu w stajni ubogiej
W dziwnym orszaku, co jak Ty mały
Kruszyno droga, coś w ciele Bogiem
Coś wolał ziemię od Niebios chwały
s. R.
Dodano: 01 stycznia 2021
Gdy świat w huczny, radosny i, trzeba przyznać, zwykle także hałaśliwy sposób świętuje początek nowego roku – tym razem, ze względu na pandemiczne ograniczenia, pewnie ciszej, skromniej, mniej tłumnie – Kościół go ma już za sobą, bo liturgiczny początek roku to pierwsza niedziela Adwentu, gdzieś z początkiem grudnia. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi natomiast papież Franciszek ogłosił rok św. Józefa, który potrwa do 8 grudnia 2021 roku. Nie będzie zatem nietaktem, gdy pierwszego stycznia, przy Bożej Rodzicielce, którą czcimy w Kościele, postawimy także św. Józefa, Jej Oblubieńca. Inspiracją do tego stał się podarowany nam w świątecznej poczcie obrazek, który mocno zatrzymał moją uwagę.
Nietypowa i intrygująca jest ta figura Józefa. Nie piszę świętego Józefa, bo wyobrażenie budzi wątpliwości: czy jest to Józef Egipski, czy Józef z Nazaretu?
Za tym pierwszym przemawia, w warstwie plastycznej, siedząca, frontalna pozycja postaci, właściwa dla starożytnych przedstawień, a szczególnie dla pierwszego po faraonie, którym Józef został mianowany w Egipcie. Szata zdaje się mniej semicka a bardziej egipska z zaokrągloną linią dekoltu ozdobionego prawie złoconym owalem czy przywołujący egipskie rysunki szeroki, geometryczny pas u dołu tuniki. Zastanawia też, czy rysunek u podnóża Józefowego tronu, kojarzący się z Maryją i Dzieciątkiem Jezus, to szkic tego, co miało się po czasach Józefa Egipskiego wydarzyć w historii Izraela, czy jednak Święta Rodzina tak nietypowo rozmieszczona w tej rzeźbie…?
Wydaje się, że warto spleść w jedno te dwie biblijne postaci Józefów, tak jak to robi Kościół upatrując w Józefie egipskim zapowiedź Józefa nazareńskiego, a Oblubieńcowi Maryi przypisując atrybuty i cechy starotestamentalnego Józefa.
Duże, egipsko-semickie oczy uważnie wpatrzone w odbiorcę dzieła, skupiona mina, otwarta, czujna twarz cała skierowana w stronę patrzącego. Co więcej ogromne ucho, tak właśnie: nie tylko wielkie, bo takie jest to prawe, ale lewe jest po prostu ogromne, jakby rozciągnięte nieustannym wsłuchiwaniem się, gotowością słuchania, zapewnieniem: nic mi nie umknie, słucham cię uważnie, nadstawiam ucha, pomagam sobie dłonią. A ręce też wielkie – bo tak jeden jak i drugi Józef, to byli ludzie solidnej pracy. Te dłonie mówią nam, że św. Józef nadal nie przestaje pracować dla naszego dobra, dbać o nas, starać się. Jego dłonie nie są bezczynne, ale zapracowane, wielkie i ciężkie, bo można na nie liczyć, oprzeć o nie swój zmęczony policzek, wypłakać się w nie – obejmą nas i nie puszczą… Także stopy są większe niż wymagałaby tego harmonia całej postaci. Czy to dlatego, że Józef nie umościł sobie ciepłego gniazdka w niebie, ale wciąż przemierza naszą ziemię, by pomagać…? Wzywany jest przecież, gdy mamy trudności z pracą czy jej znalezieniem, gdy ciężko przychodzi nauczyć się tego, co jest naszym zadaniem, gdy szukamy męża lub żony, gdy brakuje pieniędzy, środków do życia, domu, godnych warunków bytowania, wzywany także w ostatnich godzinach życia, jako patron dobrej śmierci, bo to Jego odchodzeniu, zgodnie z tradycją, towarzyszył Jezus.
Jeśliby przyjąć, że autor myślał wyłącznie o św. Józefie z Nazaretu, może zastanawiać takie usunięcie, umiejscowienie w dalekim tle Maryi i Jezusa. Ale z drugiej strony może to być właśnie kapitalne przedstawienie Józefa na nasze czasy, na ten rok Jemu poświęcony. Jezus i Maryja są już bezpieczni, żyjący niebem i w niebie, chociaż sami są nieustannie zaangażowani w pomoc ludziom. Święty Józef nie musi zatem ich chronić, co nie znaczy, że kocha ich mniej – wręcz przeciwnie! Teraz może chronić nas: wędrować po świecie, by być blisko każdego z nas; wysłuchiwać naszych próśb, trosk, zmartwień, kłopotów, pytań i opowieści; brać w swoje mocne, spracowane i pewne dłonie nasze życie, serce, nas samych, chronić ramieniem i prowadzić do Maryi i Jezusa.
Na koniec tej refleksji i w wielu chwilach nowego roku, pozostaje nam włączyć się w tę piękną modlitwę i uczynić ją swoją:
Święty Józefie, moc Twej modlitwy sprawia, że najtrudniejsze sprawy Tobie powierzone, stają się łatwymi do rozwiązania. Błagamy Cię więc, wejrzyj na nasze obecne potrzeby, przybądź nam z pomocą, pociesz w naszych smutkach, obawach, troskach i bólach. Oddal od nas niebezpieczeństwa nam grożące, weź pod swoją opiekę nasze życie, nasz dom i wszystko, co Twojej przemożnej opiece polecamy. Okaż nam, święty Józefie, jak dobry jesteś dla tych, którzy pragną pozostać na zawsze Twoimi wiernymi sługami. Święty Józefie, Ojcze i Opiekunie naszej rodziny, przyczyń się za nami.
Amen
s.E.
Dodano: 15 grudnia 2020
Spocznij we mnie, spocznij we mnie
Jak w kołysce
Słowo – Dziecię, z Nieba Chlebie
Boży Liście
Spocznij we mnie, a ja w Tobie się ukryję
Nieskończony
Narodzony dziś z Maryi
s. R.
Dodano: 1 grudnia 2019
Pojęcie cela wywołuje pejoratywne skojarzenia, kojarzy się z miejscem kary: zamkniętym i zakratowanym, małym i niewygodnym… i często z nieciekawym współlokatorem (czy współlokatorami). Ale dla mnicha…
Trochę czasu mi zajęło przyswajanie sobie pojęć właściwych dla zakonnego życia, jak na przykład: chór, infirmeria, lanżeria, refektarz, prowizeria… Jeszcze dziś zdarza mi się, gdy myślę o chórze – mówić kaplica.
Natomiast określenie „cela” wraz z rzeczywistością, która się pod nią kryje – szybko przylgnęło mi do serca. To mój wewnętrzny świat w tym klasztornym wszechświecie wyznaczonym przez klauzurowy mur. Jest miejscem samotności, intymności, wyłączności, spokoju, odpoczynku… a wszystko to w Bliskości.
Co więcej, w tej małej przestrzeni, gdzie znajduje się łóżko, biurko, mała półeczka, jest jeszcze tzw. „kącik modlitewny” – tam mam świeczkę, mały wizerunek Jezusa, klęcznik-stołeczek modlitewny… Tu czuję się jak dziecko w łonie matki, otulona, bezpieczna, spokojna… To mój azyl.
Oglądałam kiedyś film „War Room – Pokój walki. Siła modlitwy” (polecam!) – Główna bohaterka „kącik modlitewny” urządziła sobie w szafie (z racji, że to realia amerykańskie można powiedzieć, że w garderobie) i doświadczyła, tak jak i ja, jak wspaniale jest stworzyć w swoim domu, a co za tym idzie, i w swoim sercu, miejsce spotkań z Bogiem – „wejdź do swej izdebki i módl się w ukryciu”. Łatwiej wtedy zawalczyć o modlitwę, o skupienie, czas, wyciszenie.
Nieustannie zmaga się we mnie stary i nowy człowiek. Nowy tęskni do modlitwy, do tego, by dać się Bogu przytulić, a stary – chciałby robić cokolwiek innego, już wyrwa się do kolejnych zadań i obowiązków, ucieka myślą w przód lub w tył… A w celi, w tym centrum duszy, w tym „kąciku” zawsze jest On i czeka, wierny, obecny, czuły i mocny, uzdrawiający, uwalniający, obdarowujący… Mówi mi:
Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was – wyrocznia Pana – zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie. Będziecie Mnie wzywać, zanosząc do Mnie swe modlitwy, a Ja was wysłucham. Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie – wyrocznia Pana. (Jr 29, 11-14a)
Kiedy myślicie o życiu modlitwy, o obcowaniu ze Mną, myślcie, jak wejść do sanktuarium swej duszy, by tam się ze Mną spotkać. Nie macie do Mnie przychodzić, macie na stałe zamieszkać w celi swej duszy, gdzie stale mieszkam – wasz Bóg i Oblubieniec. Jestem przecież waszym Przyjacielem najwierniejszym, najczulszym, rozumiejącym was całkowicie. Więc dzielcie i współprzeżywajcie ze Mną wszystko, wchodźcie w każdej chwili, kiedy tylko możecie, do naszej celi, by się w jej ciszy Mnie poradzić, do Mnie przytulic, wielbić Mnie i mówić Mi słowa miłości i oddania, wtedy nic nie będzie „wasze” a wszystko „nasze”.
(z: „Słowo pouczenia” A. Lenczewskiej)
s. T.
Dodano: 15 listopada 2020
Przypominam sobie jeszcze wieczorną modlitwę przed zaśnięciem. Było to tak uspokajające, gdy matka i ojciec jeszcze raz przychodzili do mego łóżka i modlili się ze mną – do Ciebie, dobrego Boga. Byłeś mi tak bliski jak moja kołdra i moje pluszowe zabawki. Należałeś do inwentarza mojego małego życia, mimo że nie myślałem o Tobie osobiście w jakiś szczególny sposób. To robili przecież dorośli, niejako Twoi sojusznicy, którzy mnie strzegli. A gdy wieczorem modliłem się z matką i ojcem wypowiadając słowa modlitwy: „Strzeż mnie, Panie”, to było to dla mnie tak oczywiste, jak pocałunek rodziców na dobranoc. *
Czytając powyższy fragment można oczyma wyobraźni widzieć starszą już osobę wspominającą minione życie mocno oparte na fundamencie wiary. Nic podobnego. Autorem powyższego tekstu jest ukryty pod pseudonimem Theo Kern niemiecki dziennikarz deklarujący się jako agnostyk. W swojej książce: Ostatnie rozmowy agnostyka z Bogiem zachęcony przez znajomego księdza zapisuje swoje wadzenie się z Najwyższym. W swoich rozmowach nie jest ani uładzony czy ugrzeczniony, wręcz przeciwnie – rzuca Bogu w twarz swoje zarzuty, mnoży pytania, wykazuje Boże „błędy” w zaplanowaniu, urządzeniu i kierowaniu światem. Oczywiście, zastanawia się, czy nie rozmawia jedynie z własną wyobraźnią, bo przecież jako agnostyk, nie wie, czy Bóg tak naprawdę istnieje, czy nie… Czemu z tych kilkunastu rozdziałów, które autor napisał u kresu życia, umęczony nowotworem (zmarł w dwa tygodnie po napisaniu ostatniego rozdziału, a książka, opracowana przez przyjaciela księdza, została wydana już po jego śmierci) wybrałam wspomnienia z dzieciństwa, a nie z bardziej dojrzałego wieku…?
Może właśnie dlatego, że uderzające i znaczące jest, że człowiek, który już od młodości mienił się agnostykiem, mocno sprzeczał się z Bogiem i jego wyznawcami w swych licznych artykułach, pod koniec życia rozmawia właśnie z Nim. Dopuszcza możliwość Jego istnienia, a w miarę pisania nie potrafi ukryć tęsknoty za tym, by tak właśnie było. Lęk przed śmiercią i niebytem rodzi w nim pragnienie, by wtulić się bezpiecznie, jak w dzieciństwie, w czyjeś ramiona – czy Bóg tak nas właśnie przyjmuje na granicy życia? – zastanawia się.
Myślę, że te spotkania z Bogiem u początku jego życia, gdy Bóg był tak naturalny, oczywisty, tak bliski jak moja kołdra i moje pluszowe zabawki, odcisnęły głęboki ślad, który choć mógł wydawać się zupełnie zatarty przez późniejszą niewiarę i doświadczenia życia, przetrwał aż do jego kresu. Słyszymy jak wielu mówi: dziecko jeszcze nic nie rozumie, po co je uczyć modlitwy, po co zabierać do Kościoła, dorośnie to się zdeklaruje, wybierze. Ale jakiego wyboru miałby dokonać młody człowiek zanurzony wyłącznie w rzeczywistości laickiego jedynie świata? Między czym ma wybierać, gdy brak mu poznania tej drugiej strony: Boga, wiary, pokoju płynącego z życia w łasce? Jak może mieć upodobanie w smaku chleba, którego nigdy nie jadł, a nawet nie widział pachnącego w koszach piekarni…?
Owszem, dziecko nie rozumie, ale chłonie całym sobą, a ufność złożoną w rodzicach w sposób naturalny przenosi na Boga. Pisze nasz agnostyk: nie myślałem o Tobie osobiście w jakiś szczególny sposób. To robili przecież dorośli, niejako Twoi sojusznicy, którzy mnie strzegli. Kto doczytał aż dotąd może zechce jeszcze usłyszeć kilka słów o porannej modlitwie, gdzie w kontekście tejże padają słowa: modlitwa oczywista, obecny Bóg, uspokajające doświadczenie, poczucie pewności…
Modlitwa poranna była równie oczywista. Wstać bez Ciebie? Rzecz nie do pomyślenia. Byliśmy po prostu przygotowani na to, że jesteś obecny na początku dnia na podobieństwo światła poranka. To ujęcie w jasno określone ramy dnia dzięki Twej obecności było niewiarygodnie uspokajające. Ranki i wieczory z kochanym Bogiem – to rzeczywiście obdarzało poczuciem pewności. *
s.E.
___________________________________________________________
*Theo Kern, Ostatnie rozmowy agnostyka z Bogiem, Wydawnictwo WAM, Kraków 2012, s. 23.
Dodano: 01 listopada 2019
Kładzie się cieniem na pięknie świata
Jak na jedwabiu parciana łata
Na życiu śmierci rana
Ten, który umarł zna ból rozstania
I gorycz śmierci, mękę konania
Zna radość zmartwychwstania
I tylko wiara groby zamknięte
Otworzy świętym i tym mniej świętym
Śmierć już jest pokonana
Ból, co rozrywa, dławi, łez morze
Boże umarły, żyjący Boże
Na Sercu Twoim złożę
I gąbką czasu łzami zroszoną
Ocieraj, Panie, znużone skronie
Nim się ku ziemi skłonią
s. R.
Dodano: 15 październik 2020
Chcąc, nie chcąc – każdy jakoś zarabiać musi, co więcej nawet chcemy mieć dobrą prace i z satysfakcją realizować swoje zadania. Bóg w naszą naturę wpisał czynienie sobie ziemi poddanej – czyli pragnienie robienia czegoś sensownego i rozwijania się…
Przed wstąpieniem do Zakonu, by zarobić na chleb chwytałam się prac tzw. wakacyjnych; potem na studiach dorabiałam jako pomoc domowa i opiekunka dziecięca; następnie pracowałam jako przedszkolanka i nauczycielka w gimnazjum…
Miałam swoje marzenia – chciałam zostać wykładowcą, w tym celu zaczęłam studia doktoranckie… W pewnym momencie odkryłam powołanie i zweryfikowały się moje plany… W Karmelu raczej nie da się zrobić kariery naukowej. Co zatem robię?
Na rozmowie z siostrami zapytano mnie o moje umiejętności:
Ogarnęła mnie zgroza – przeleciała mi przez głowę myśl, że się nie nadaje do Zakonu, by się jakoś poratować dodałam, że: Umiem sprzątać… (to jest jakiś atut!) 🙂
Pomimo braków i niskich kwalifikacji zostałam przyjęta – po pierwsze dlatego, że szeroko pojęte kompetencje to rzecz drugorzędna, ważniejsze jest czy masz powołanie, czy nie; po drugie wiele jest w człowieku talentów nieodkopanych, żyjąc w klasztorze odkrywamy w sobie rzeczy zaskakujące… Zaś siostry cierpliwie przyuczają do różnych prac.
Dziś moim „urzędem” jest szwalnia – czyli szycie szat liturgicznych. Gdy został mi przedzielony ten obowiązek padł na mnie blady strach. Nigdy nie siedziałam przy maszynie do szycia i sama z siebie bym nie usiadła…
…a dziś szyję i sprawia mi to wielką radość, która jest pomnażana przez świadomość, że to co robię bezpośrednio służy kultowi Bożemu. Śpiewam w czasie Mszy św. – choć zdarzy mi się zafałszować czy pomylić – ale wyrozumiałość sióstr jest ogromna (mamy próby śpiewu). I regularnie gotuje dla wspólnoty w czasie swoich kuchennych dyżurów – i dzięki Bogu zjadliwie.
W tzw. jutro, przy zmianie urzędów – przyjdzie mi się uczyć nowych rzeczy… i chcę podjąć wszystko z wiarą i miłością!
Praca w Karmelu jest prosta – dużo miejsca zajmują codzienne zwykłe obowiązki: pranie, gotowanie, sprzątanie, jak w każdym zwykłym domu – i każda czynność, jeżeli robiona jest z Bogiem i dla Boga ma wymiar chwalebny i zbawczy; może uczcić Boga i nieść pomoc duszom. A On sam stawia się do pracy pierwszy, przed nami, i już na nas czeka, by błogosławić dzieła naszych rąk!
„Przed każdym podejmowanym działaniem twoich rak, umysłu czy serca zwracaj się do Mnie, abym tchnął w nie Mego Ducha, aby wypełniało je Boże życie i aby służyło rozszerzaniu się Królestwa Bożego wszędzie, gdzie jesteś i gdzie sięga myśl twoja”.
(z „Słowo pouczenia” A. Lenczewska)
„Kiedy sądzicie, że jest cicho, Ja pracuje. Kiedy myślicie, że nic się nie dzieje, Ja pracuję. Kiedy uważacie, że niewiele zrobiono, Ja pracuję. Ja zawsze pracuję, uwierzcie w to”.
(z „Łagodny Duch” C. A. Ames)
s. T.
Dodano: 01 październik 2020
Dodano: 15 września 2020
Anno, czemu płaczesz? Czemu się twoje serce smuci?
Czyż ja nie znaczę dla ciebie więcej niż dziesięciu synów? 1 Sm 1, 8
Brak potrafi czasem ściągnąć, zogniskować całą naszą uwagę. Przestajemy widzieć to, co mamy, to, czym jesteśmy obdarowani, lecz zamykamy się w naszym bólu. Co więcej, spojrzenie skoncentrowane na naszym braku, niezrealizowanym oczekiwaniu, zamyka serce nie tylko na inne dary, ale częstokroć zamyka je na Tego, który jest Dawcą darów i Darem największym – na Boga, który w Jezusie obiecuje każdemu z nas: Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi nie będzie łaknął, a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. J 6,35
s. E.
Dodano: 1 września 2020
Na łące
Na rudej łące, rudy lis
Za rudym raz motylem gonił
I potknął się, bo rudy rydz
Przed słońcem swoją rudość chronił
Pod kapeluszem rudym też
Na baczność stał na jednej nodze
I nagle: trzask, bo rudy zwierz
Omal stratował go, niebożę
Jednak uprzejmość w świecie dzikim
Nierzadko całkiem też się zdarza
Rudzielec błysnął śmiechem lisim
Rydz zaś się zwykle nie obraża
Toteż w najlepszej komitywie
Pogwarkę se ucięli długą
Rudy zaś motyl z nieba spłynął
I spijał nektar trąbką rudą
s. R.
Dodano: 15 sierpnia 2020
Dodano: 1 sierpnia 2020
W tym roku 2020 jeden z dwóch „białych welonów” z naszej wspólnoty został zamieniony na czarny. To znaczy, że kolejna kobieta na tym świecie złożyła profesję uroczystą – czyli ślubowała Bogu wyłączność i życie radami ewangelicznymi aż do śmierci. Takie wydarzenie w wymiarze duchowym wstrząsa niebem i ziemią 🙂
Mam nadzieję, że rychło Bóg powoła kolejne dziewczęta do naszej wspólnoty, by sztafeta „białych welonów” nie została przerwana…!
Dziś zdaje się coraz trudniej oderwać się i iść za wezwaniem, ale jestem pewna, że Bóg woła… i „100 krotnie” (tzn. nieskończenie więcej) odda tym, którzy oddadzą się Jemu. Rzecz w tym, że nie jest łatwo… Zwłaszcza na początku, ale dobrze mieć utkwione oczy w celu, by utrzymać kurs i nie dać się porwać burzom wewnętrznym i zewnętrznym, lecz w zaufaniu poddać oczyszczeniu, przez które przeprowadza sam Pan.
Welon to chyba najbardziej charakterystyczny element zakonnego stroju. Świadczy o osobie, która go nosi – to widzialny znak służebnicy Bożej. W naszym przypadku jego kolor też ma znaczenie…
Biały kojarzy się z młodością – czy wręcz dzieciństwem, to czas nowicjatu i okres ślubów czasowych. Czarny – z dojrzałością i dorosłością – noszą go profeski wieczyste, które po wielu latach formacji podejmują ostateczną decyzję, by przez poświęcone życie w Zakonie stać się Oblubienicą Najwyższego.
Welon dodaje, moim zdaniem, wdzięku i piękna kobiecie, albo inaczej – z jednej strony ma jej fizyczne wdzięki przysłonić, ale z drugiej wydobywa te duchowe.
Twarze otoczone welonem są jakby wyrazistsze, wyeksponowane – szczególnie oczy – zwierciadło duszy, to przez nie chce patrzeć Jezus…
Każde zgromadzenie ma swoją formę welonu, a każdy krój jakoś oddaje charyzmat danej wspólnoty… Nasze welony, są w większości skryte pod szkaplerzem – dla mnie to znak jeszcze głębszego ukrycia i wtulenia w Maryję 🙂 Jestem tu gdzie jestem, bo chcę się stawać do Niej podobną – prawdziwie być i kochać Boga i ludzi…
W kontekście ślubów wieczystych przypominają mi się słowa:
„Podstawą powołania powinno być gorące umiłowanie Boga, ukochanie Mnie ponad wszystko i wszystkich. Miłość, dla której pozostawia się wszystko, zapomina o sobie i przyjmuje każdy trud i cierpienie.
Idąc za głosem powołania nie trzeba spodziewać się ani pragnąć łatwiejszego życia, mniejszego cierpienia i trudu niż w świecie, komfortu psychicznego, czy fizycznego.
Odejście od świata do służby przy Mnie nie może być podyktowane chęcią ucieczki od trudu życia w świecie i zła, jakim świat jest wypełniony. Świat nie jest piekłem, a życie w kapłaństwie lub zakonie nie jest niebem. Niebo lub piekło każdy człowiek nosi w swoim sercu: Niebo, gdy dusza jest zatopiona we Mnie, piekło, gdy porzuca Mnie i żyje według reguł narzuconych przez świat. Niebem Ja jestem, a piekłem wszystko, co jest poza Mną.
I można żyjąc w świecie, żyć jednocześnie w Niebie Miłości albo żyjąc w zakonie czy kapłaństwie, tkwić w piekle oziębłości i umiłowania siebie.
Droga, na którą powołuję Moich Wybranych, zawsze jest drogą Moją i Maryi – tak samo trudną i bolesną, wymagająca zaparcia się siebie i wytrwałości…”
z: „Słowo pouczenia” A. Lenczewska
Dodano: 15 lipca 2020
Spoczywasz na kamieniu
Mamo Niepokalana
Z otwartych dłoni Twoich
Łaska spływa na świat
Na głaz, co pod stopami
Jak serce skamieniałe
By zmiękł i stał się ciałem
Do nóg Twych padł, jak kwiat
s. R.
Dodano: 1 lipca 2020
Czekam na pustynnych równinach, dopóki nie nadejdzie dla mnie słowo…(por.1 Sm 15, 28)
tak król Dawid, zdradzony przez bliskich i własnego syna, Absaloma, gdy musiał salwować się ucieczką, powiedział do kapłana odsyłając Arkę Przymierza do Jerozolimy. Nie zabezpieczał się zmuszając niejako Boga, by w znaku Arki podążał za nim na pustynię. Oddał swoje losy w ręce Boga przyjmując los wygnańca. Jeżeli Pan będzie mnie darzył życzliwością, to przywróci mnie, tak, że znów będę mógł zobaczyć Arkę razem z przybytkiem; jeżeli jednak powie: Nie znajduję w tobie upodobania – oto jestem – niech czyni ze mną co uzna za słuszne! (por.1 Sm 15, 26)
Wyznać – oto jestem – przyjąć wszystko, co mnie spotyka i cierpliwie trwać w każdej sytuacji,
to nie postawa zarezerwowana dla wielkich mężów wiary, świętych, ale możliwa dla każdego, kto nawet w zbolałym sercu strzeże zazdrośnie prawdy, że mój Bóg jest dobry, jest dobry zawsze i uczyni ze mną, tylko to, co uzna za słuszne, czyli najlepsze dla mnie.
Zatem w pokoju: czekam na pustynnych równinach, dopóki nie nadejdzie dla mnie słowo…(por.1 Sm 15, 28)
s. E.
Dodano: 15 czerwca 2020
Słowa są jak ziarna w żyznej glebie
Spoczywają w ciszy, długo dojrzewają
Rosną, nabierają mocy, a gdy trzeba
Rodzą się, wydają plon i umierają
Słowa są jak iskry pośród nocy
Drogę wskażą i zachwycą pięknem
Dla spragnionej duszy są jak rosa
Nieco zwilżą ją, nie sycąc zupełnie
Trzeba dużo milczeć, by słowo usłyszeć
Być jak łowca skarbów, poszukiwacz pereł
By dobre odnaleźć, wiele złych odrzucić
Wziąć jedno prawdziwe, miast fałszywych wielu
Słowo Boże, drogi Przyjacielu
Zechciej mówić w głębi serca mego
I przemieniaj tak, jak na weselu
Słów mych wodę, w wino Słowa Twego
s. R.
Dodano: 01 czerwca 2020
S. Maria Klara od Miłosierdzia Bożego – Sylwia Szpytko
Urodziła się 27.04.1973 r. w Wałbrzychu, jako pierworodna córka Tadeusza i Barbary. Ma o rok młodszą siostrę, Elżbietę i 21 lat młodszą, przyrodnią siostrę Elizę, z drugiego związku mamy. Rodzice rozwiedli się, obie córki wychował ojciec.
Pierwsze znaki powołania odczuła jako mała dziewczynka, gdy mama opowiadała jej o „zamkniętych siostrach, które całe życie się modlą”. W liceum wiedziała już, że chce, by Jezus był jej jedynym Oblubieńcem. Wtedy też, na Oazie, po raz pierwszy zetknęła się z pismami św. Jana od Krzyża, które bardzo ją pociągnęły.
Wstąpiła do Karmelu wrocławskiego po maturze, w roku 1992, tam spędziła 12 lat. Pierwszą profesję złożyła 8.grudnia 1994 r., a wieczystą 3 lata później. Do Bornego przybyła w 2004 roku, na 3 miesiące odpoczynku, które przedłużyły się do 1,5 roku. W 2006 poprosiła o przyjęcie do naszej wspólnoty. Przyjęłyśmy ją na 3 lata, po nich zaś na stałe. Kiedy pytałyśmy o motywację prośby o przeniesienie, powtarzała niezmiennie: „Tu jest mój dom”. Nie każda z nas rozumiała, co się kryje dla niej pod słowem „dom”, ale intuicyjnie czułyśmy, że jest to coś bardzo ważnego. W Bornem znalazła duchową matkę w św.p. s.Teresie (Kieniewicz), z którą bardzo się związała i miała w niej mocne oparcie.
Dała się poznać jako osoba o dużej wrażliwości na drugiego człowieka, pielęgnowała przyjaźnie i była im wierna do ostatnich chwil życia. Kilka dni przed śmiercią zaprosiła siostry, by przychodziły do niej, aby się pożegnać – każda osobiście.
Była bardzo sumienna, dokładna i obowiązkowa, zatem powierzano jej odpowiedzialne prace zarówno w klasztorze we Wrocławiu, jak i potem w Bornem Sulinowie. Była kilkakrotnie radną, kołową, ogrodniczką, infirmerką, ekonomką, zakrystianką, zajmowała się habitami, szyła i haftowała szaty liturgiczne. Kochała liturgię, pięknie śpiewała, zatem prowadziła śpiewy podczas oficjum i na mszy św. Była miłośniczką śpiewu gregoriańskiego. Pod koniec życia uczyła nas zasad tego śpiewu wedle metody z Solesmes. Przygotowywała też lekcje dla nowicjatu. Miała smykałkę do historii, prowadziła ciekawe lekcje z historii Kościoła. Czytała Ojców, a jej ulubionymi teologami byli Benedykt XVI i kard. Sarah. Najbliżsi mówili, że była „bardzo poukładana”. Jednak nie była sztywna, ani zasadnicza. Miała duży dystans do świata i do siebie, potrafiła ironizować i śmiać się z samej siebie. W Bornem bardzo jej się podobały kapituły. My bywałyśmy często nimi zmęczone, a s.Klara na to mawiała, że ceni sobie nasze „burze mózgów” i cieszy się, gdy każda siostra swobodnie wypowiada swoje zdanie na różne tematy. Lubiła też rekreacje, odprężało ją proste bycie ze wspólnotą. Kochała motyle, potrafiła nazwać wszystkie niemal gatunki, jakie wylęgają się w naszym lesie. Robiła im piękne zdjęcia, potrafiła czekać i zbliżyć się do tych płochliwych stworzeń na kilka centymetrów.
Choroba nowotworowa została odkryta 4 lata temu i szybko postępowała, zajmując kości, a potem inne organy. S.Klara nie poddawała się, walczyła podejmując kolejne chemie i operacje, a także pomagając sobie dietą. W końcówce życia znalazła oparcie w św. Hildegardzie, której wizja świata bardzo jej odpowiadała. Znalazła pokój w konsekwentnym, całościowym dążeniu do harmonii ze sobą, z innymi i z Bogiem. W ostatnich tygodniach życia odżywiała się głównie odrobiną orkiszu, mąki kasztanowej i kopru włoskiego. Śmiałyśmy się, że wszystkie prognozy lekarskie, które opiewały jej rychłą śmierć, zostały obalone przez hildegardową dietę. Na niej siostra czuła się dobrze, nie cierpiała na dodatkowe dolegliwości, płynące z zajętej przez nowotwór wątroby.
Dała nam świadectwo pięknego, powolnego, cierpliwego odchodzenia i oswajania się ze śmiercią. Kochała życie, nie chciała umierać, miała wiele planów i marzeń. Ale zawsze powtarzała jak refren: „Chcę tego, co Jezus chce, niech będzie jak On chce”. Odprawiałyśmy kilka nowenn o jej uzdrowienie, i niezmiennie, na pytanie, czy chce być uzdrowiona, odpowiadała – „Chcę, by było tak, jak Bóg chce”. Swoją chorobę ofiarowała za mamę, która od jej wieczystej profesji całkowicie zerwała z nią kontakt.
Gdy nadeszła ostatnia prosta, w marcu tego roku, przeżyła prawdziwą „żałobę po życiu”. Opłakiwała swoje skrócone przez chorobę życie. Potem wkroczyła w fazę pogodzenia i oswajania się z myślą, że śmierć realnie się zbliża. Z coraz większym pokojem i pogodą ducha, a nawet humorem przygotowywała się na ten moment, porządkując swoje rzeczy i żegnając się z bliskimi osobami. Jezus dał jej wielką pociechę spotkania z mamą. W marcu siostra napisała do niej pożegnalny list, pełen słów miłości i wyrozumiałości. Reakcja mamy była natychmiastowa – zadzwoniła do niej i rozmawiały pierwszy raz od 23 lat… Mama od początku choroby wiedziała, że życie Klary jest zagrożone, jednak nie potrafiła zdobyć się na spotkanie z nią. Wkrótce mama przyjechała i nastąpiło wymarzone pojednanie/ Mama była pełna skruchy i żalu za swoje zamknięcie na najstarszą córkę. Tato Klary natomiast okazywał jej zawsze wiele miłości i troski. Przez ostatni miesiąc jej życia mieszkał u nas, wykonując rozmaite prace jako elektryk, a także ogrodnik – tego fachu nauczył się od naszego pracownika, pana Andrzeja. Mógł też niemal co dzień choć przez chwilę rozmawiać z córką w rozmównicy. Siostra niemal do końca była samodzielna, uczestniczyła z nami we mszy św., codziennie chodziła na spacery – opierając się o którąś z nas. Dopiero w ostatnim dniu życia nie była w stanie przyjść na Eucharystię do chóru. Była bardzo osłabiona, wychudzona i odwodniona, organizm był już bardzo wyniszczony. Nawet wtedy wszakże zażądała, by „spacer” odbył się za sprawą otwartego na oścież okna w infirmerii. Siedziała na wózku i zachwycała się kwiatkami. Do końca żyła pełnią życia, na miarę swoich sił. W ostatnich miesiącach objawiła się z mocą jej autonomia. Tydzień przed śmiercią poprosiła nas, byśmy modliły się dla niej o dobrą śmierć. Czuła się wyczerpana chorowaniem.
Otrzymałyśmy wielką łaskę, mogąc być przy niej w chwili śmierci. Agonia zaczęła się ok. godz. 21 i trwała 6 godzin. Wtedy ogarnęły ją totalne bóle, bo dotąd dawało się lekami niemal całkowicie je uśmierzać. Przez cały ten czas towarzyszyła jej Nasza Matka z s.Agnieszką, s.Miriam i s.Barbarą, które były najbliżej niej w czasie choroby. Nasza Matka przeprowadzała ją na drugi brzeg podając jej wodę z Lourdes, która na pół godziny uśmierzyła bóle. Następnie pytała ją, czy ofiarowuje swoje cierpienie w konkretnych intencjach, na co s.Klara odpowiadała zdecydowanym „Tak”! Wezwała wspólnotę ok. 2.30 w nocy, 23. maja, bo chciała, „by siostry jej pomogły”. Gdy tylko zaczęłyśmy modlitwy przy jej łóżku, uspokoiła się i, ściskając krzyż, czekała na swój kres. Na chwilę przed śmiercią w jej oku pojawiła się łza. Widziała już Kogoś…? Jej śmierci towarzyszył wielki pokój, a nas ogarnęła radość. Odeszła w czasie odmawiania tajemnicy Wniebowzięcia, za pięć trzecia. Wierzymy, że Maryja zabrała ją prosto do Jezusa, do Nieba, jak tego bardzo pragnęła.
Pogrzeb s.Klary odbył się 26. maja 2020 r. Od 9.00 do 12.00 ciało w otwartej trumnie było wystawione w chórze zakonnym, blisko kraty. Każdy, kto chciał, mógł Siostrę pożegnać. O godz. 12.00 została odprawiona Eucharystia w naszej kaplicy przez 13 księży odzianych w białe ornaty – takie było życzenie Zmarłej. Przewodniczył jej biskup pomocniczy naszej diecezji, Krzysztof Zadarko, N.O. Jan Malicki przeczytał biogram Siostry, a o.Serafin Tyszko wygłosił płomienną, paschalną homilię. Obecni byli rodzice i obie siostry. Równolegle w kościele parafialnym była odprawiana Eucharystia w intencji s.Klary dla osób, które nie zmieściły się w kaplicy klasztoru (według przepisów epidemiologicznych mogło być u nas tylko 7 osób). Potem udaliśmy się procesyjnie na cmentarz klasztorny, także osoby, które doszły z kościoła parafialnego. Zdaje się, że zmieściliśmy się w liczbie 50 osób… Ceremonii pogrzebu przewodniczył Ojciec Prowincjał. Mimo łez i żalu, towarzyszyła nam Boża radość i odczuwalny przez wszystkich pokój. Usłyszałyśmy później od kilku osób, że pierwszy raz uczestniczyli w takim pogrzebie, byli nam bardzo wdzięczni. Wszyscy włączyli się w piękny śpiew s.Sary, Uczennicy Krzyża, która podczas spuszczania trumny do grobu mocnym głosem zaintonowała: „Ja nie umieram, ja wstępuję w życie!”
Klaro, wierzymy, że wstąpiłaś w Życie, które zawsze tak bardzo kochałaś.
Dodano: 15 maja 2020
Pragnę wejść w ciszę
by słuchać Ciebie, Słowo
Choć nic nie słyszę,
po prostu chcę być z Tobą.
Trzeba wiary, by pustka
obecnością się stała,
by milczeniem – nieistnieniem
wołać: Tobie chwała.
Kocham Cię! To jedno
tłucze mi się w głowie
Więcej nie trzeba,
resztę serce dopowie.
s.M.
Dodano: 1 maja 2020
Do każdego karmelitańskiego klasztoru, zgodnie z zaleceniem Naszej Świętej Matki Teresy, przylega ogród – większy lub mniejszy, ale konieczny do zachowania zdrowia duszy i ciała osób żyjących w ścisłej klauzurze. Nasz ogród, zdecydowanie większy, jest miejscem wytchnienia i inspiracji.
Mimo, że nasz teren jest bardzo piaszczysty, dzięki ludziom dobrej woli, nawieziono ziemi pod „grządki”, na których hodujemy rozmaite kwiaty, miedzy innymi do kaplicznych bukietów.
Do moich obowiązków należy, w ograniczonym zakresie, sadzenie i przycinanie, przede wszystkim zaś podlewanie i plewienie – niedawno mianowano mnie pomocniczką ogrodniczki! Przez te kilka lat, które spędziłam w Karmelu zdarzyły się sezony zlewane nieustannym deszczem, jak dwa lata temu, gdy pogodnych dni w lecie było bardzo mało, i takie, jak w zeszłym roku, gdy panował upał i zaledwie kilka razy padało.
W konsekwencji nasza praca nie przynosiła pożądanych efektów… Część kwiatów w ogóle nie wzeszła, choćby dlatego, że cebulki zgniły lub zostały zjedzone przez nornice. Innym razem młode pędy (kwiatostany) nie zdążyły się rozwinąć, bo ostro przypaliło je słońce… Jedyne, co zdaje się, że zawsze rośnie – to chwasty, co gorsze dziś wyrwane za kilka tygodni wschodzą na nowo…
I tak jest w naszym życiu duchowym, czasami wydaje się, że ta nasza praca wewnętrzna jest syzyfowa, a warunki zewnętrzne niesprzyjające, niemniej ją podejmujemy: regularnie wyrywamy chwasty naszych grzechów w spowiedzi, walczymy z wadami, choć co jakiś czas, „szorujemy po dnie” i czujemy, że „jest gorzej niż było”. Staramy się podlewać spragnioną duszę żywą wodą przez modlitwę, choć często „nie idzie” i raczej przypomina ona próbę „przeczekania” niż przylgnięcie do Boga.
Gdy przyjdzie myśl, że coś już się osiągnęło, jakiś poziom, etap, znowu pojawia się kąkol, albo zaleją takie doświadczenia, że grzęźniemy w błocie…
Ale mimo to, co roku coś wykiełkuje, wzejdzie i się rozwinie (i w wymiarze duchowym, i w wymiarze fizycznym) tak, że mam co wziąć w swoje dłonie i ułożyć pod tabernakulum. W ten sposób oddaje chwałę Bogu, oddaję Mu to, co sam mi dał – to owoc współpracy!
On panuje nad pogodą mojego życia, wie, po co ten trud i przeciwności; jakie ma plany, co do mnie i jaki będzie efekt końcowy – jakimi barwami i kształtami będę Go zachwycać w niebie. Dopóki jestem na ziemi kwiaty mej duszy będą wystawione na upał i deszcz, działanie szkodników (demonów nękających pokusą), zarastane przez chwasty (wad i słabości). Ale zawsze i w każdych warunkach mogę uwielbiać Boga. On patrzy na determinację i wierność, bo ostatecznie to On wszystkiego dokona… i stawi mnie przed sobą taką, jaką chce mnie mieć…
A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.
1 P 5,10-1
s. T.
Dodano: 15 kwietnia 2020
Dodano: 06 kwietnia 2020
Niewiele wiem o tym, jak wygląda codzienne życie w czas pandemii koronawirusa. Jak uciążliwe są ograniczenia w wychodzeniu z domu i załatwianiu koniecznych spraw. Jak niewygodne są maseczki, choć je szyjemy, jak męczące używanie rękawiczek, czy nieustanna dezynfekcja. Jak trudne jest stałe przebywanie w domu. Jak głęboko drąży serca i umysły niepokój o zdrowie własne i bliskich, o pracę i płacę, słowem – o przyszłość…
Niewiele wiem o tym, co to dla was znaczy, gdyż karmelitanka bosa i tak nie wychodzi z domu na zakupy, jest pozbawiona (chyba, że jest przeoryszą) wielu egzystencjalnych trosk, no i nieustannie przebywa w domu – klasztorze, dodatkowo odgrodzona murem i kratami. Może tylko z tą różnicą, że w większej przestrzeni i w milczeniu, co może jedynie złagodzić ewentualne starcia, jakie w tym czasie przymusowej kwarantanny pewnie zdarzają się w rodzinach.
Wiem jednak, co znaczy pragnąć zdrowia i pokoju serca dla bliskich nam osób i tych dalszych. Wiem, co znaczy głęboko przeżywać los tych, co odchodzą, może niepojednani z Bogiem, w samotności, w lęku i udręce. Wiem, co znaczy współodczuwać.
Ale wiem jeszcze jedno: że nasze serca i całe nasze życie jest ukryte w dłoni i sercu Boga. Że On troszczy się z miłością o każdego z nas bez wyjątku. Że nigdy nie pozwoli, aby w nasze życie uderzył ślepy i nierozumny przypadek, bo On naszą historię pisze własną krwią, którą za nas wylał. To dlatego mogę być spokojna w czas ogólnego zagrożenia, które czyha nie wiadomo z której strony i zdaje się tym bardziej niepokoić im bardziej jest niewidoczne. Mogę i możemy być spokojni, bo wiemy, kto nad nami czuwa i to, że nic nie umyka Jego troskliwej i czułej uwadze.
A ten czas, tak inny, wymagający i budzący rozmaite obawy, o dziś i o jutro, to równocześnie Boże zaproszenie: do intensywniejszego z Nim kontaktu, bo przecież czasu nam teraz nie brakuje; do refleksji nad swoim życiem, kierunkiem w jakim zmierzało nim nas zatrzymał koronawirus; do odważnego stanięcia w obliczu ewentualnej własnej śmierci z pytaniem – gdzie jest mój skarb, co nim jest, gdzie jest moje serce, czym zajęte, czy jestem gotów, w słabości ale i zaufaniu, stanąć przed Bogiem, gdyby śmierć przyszła właśnie teraz…; do modlitwy za siebie i bliskich, a szczególnie za zakażonych, chorych i pomagających im; także do modlitwy za umierających, bo teraz z odchodzeniem wiążą się dodatkowe cierpienia (zaskoczenie, bo wirus tak intensywnie i niespodziewanie atakuje, samotność, brak obecności i wsparcia bliskich, intensywniejszy lęk i przerażenie tych, którym daleko do Boga…).
To ich mamy naszą serdeczną modlitwą składać w ręce Boga upraszając Jego miłosierdzia. Tak, czas pandemii to czas swoistych rekolekcji – przy zamkniętych kościołach, bez sakramentalnej Komunii, ale z tym żywiej obecnym Jezusem w naszej codzienności, tym rychlej odpowiadającym na nasze tęskne, może zalęknione czy niepewne, ale szczere wołania serca.
Niech się nie trwoży wasze serce i się nie lęka (J 14,1) – mówi Jezus – wasze życie, cenny dar jaki wam ofiarowałem, jest przeze Mnie strzeżony, bo przecież nawet włosy na waszej głowie są policzone (Mt 10,30), więc cokolwiek miałoby was spotkać nie będzie złośliwym i bezrozumnym przypadkiem, ale będzie tym co najlepsze dla was, na teraz – wierzycie Mi? (por. J 14,1)
s. E
Dodano: 1 kwietnia 2020
Mój drogi Czytelniku: czy zdarzyło Ci się jeść obiad z Jezusem? Czy przy Twoim stole przygotowałeś Mu miejsce – położyłeś najlepszą zastawę, zapaliłeś świece? I czy potem czekałeś aż potrawy znikną z półmisków?
Przyznam szczerze, że aż do momentu wstąpienia do klasztoru nawet przez myśl mi coś takiego nie przeszło.
Oczywiście znany jest mi zwyczaj „wolnego miejsca” przy wigilijnym stole, ale nikt nigdy go nie zajął, nikogo „obcego” przy nim nie powitałam, (gdy dziś to wspominam odczuwam żal, że być może gdybym lepiej poznała swoje otoczenie – sąsiadów z kamienicy, z pewnością znalazłaby się osoba samotna, z którą mogłabym zasiąść do wieczerzy).
W Karmelu „nowicjat” – czyli najmłodsze członkinie wspólnoty, mają za zadanie w Niedzielę Palmową udekorować refektarz, gdyż w ten dzień przy stole prezydialnym (czyli tam gdzie zwyczajowo siedzi przeorysza wraz z podprzeoryszą) zasiada Jezus.
Pomysłowość sióstr, co roku zaskakuje – dominuje motyw pobytu Jezusa w domu rodzeństwa: Łazarza, Marty i Marii, czyli przyjaciół, u których Nasz Pan szukał pokrzepienia i życzliwości przed czekającą Go męką. To także antycypacja w Ostatniej Wieczerzy i zadatek uczty w Królestwie Niebieskim.
Zatem w tym dniu i u nas, u sióstr z Bornego Sulinowa, Jezus szuka czułego, obecnego serca, które chce przy Nim i z Nim być, w chwili, gdy oczekuje na swoją Paschę. Rozmyślając o tej tradycji – wzruszam się głęboko!
Z drugiej strony oczami naszego ciała nie widzimy Jezusa i obiad nie znika z talerzy – choć przyznam szczerze, że za pierwszym razem odczułam zawód, że tak się nie stało 🙂 Ale Bóg nie lubi sztuczek, nie jest magiczny – tu chodzi o doświadczenie wiary i by uzewnętrznić postawę serca. To pewien sposób na zmaterializowanie przyjaźni.
Tak się zastanawiam, czy gdyby jedzenie faktycznie zniknęło z talerzy – poczułabym się lepiej? Byłabym bardziej wierząca? …gdy zaglądam do ewangelii czytam, że wielu widziało cuda Jezusa, a i tak nie wierzyli, domagali się coraz więcej znaków (faryzeusze, albo uczeni w Piśmie), a Jezus ostatecznie zapłakał nad Jerozolimą, która nie rozpoznała czasu swojego nawiedzenia… Dziś sztuczki robi szatan, by przez nie wciągać ludzi w okultyzm.
Cudu zaś doświadczam na każdej Eucharystii i przy każdym tabernakulum – cudu sakramentalnej żywej i prawdziwej obecności Jezusa na ziemi.
Napisałam, że podany Jezusowi obiad nie znika, muszę dodać sprostowanie, jednak znika – jest zwyczaj, że przyrządzone dania podajemy pierwszemu przychodzącemu w tym dniu gościowi 🙂 a w nim jest Jezus!
Tymczasem On w naszym refektarzu pragnie żebyśmy zjedli razem obiad, bo potrzebuje mnie tak, jak potrzebował przyjaciół z Betanii… ucztujemy razem, bo czas Wielkiego Tygodnia to uobecnianie tamtego czasu sprzed dwóch tysięcy lat, niejako zjednoczenie dwóch czasów, a może wręcz czas poza czasem – Boże teraz…
„Karmię się twoją miłością i umieram z pragnienia, gdy o Mnie nie pamiętasz. Przytul Mnie i ukochaj i opatruj Moje Rany i osłoń Mnie, gdyż w wielu duszach trwa Moja Droga Krzyżowa i Moje Konanie…”
(z „Słowo pouczenia” A. Lenczewska)
„Nie zapominaj o Mnie. Tęsknij za Mną, tak jak Ja tęsknię za tobą. Miłuj Mnie tak, jak Ja ciebie miłuję. Szukaj Mnie tak, jak Ja szukam ciebie. Widzisz, że nie opuszczam cię nigdy!”.
(z: Wezwanie do miłości. Zapiski objawień Pana Jezusa Józefie Menendez zakonnicy Najświętszego Serca Jezusa.)
s. T
Dodano: 01 grudnia 2019
Ty, któryś życia prozy szarej
Ikoną piękna codziennego
O twarzy ogorzałej, starej
Mądrością świętą, przemodloną
O dłoniach dobrych, szorstkich, twardych
Zdrewniałych od ciesielskiej pracy
Sercu, jak Tora delikatnym
I oczach, które lśnią, jak gwiazdy
W kędziorach Twoja broda, głowa
Oczy brunatne, jak Twa ziemia
Ziemia świętego Jeszuruna
Ty, któryś jest, jak drżąca struna
Co w harfie Boga Najwyższego
Cierpliwie czeka, trwa i ufa
Czeka na dotyk Wszechmocnego
I słucha, tylko Jego słucha
By grać tę serca pieśń jedyną
Co stale brzmi w głębinach ducha:
Posłuchaj Święty Izraela
I Święty Izrael posłuchał
s. R.
Dodano: 29 luty 2020
Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci…?, zapytał mnie Jezus.
22 lutego 2020r. – tajemnica tego dnia pozostanie w moim sercu na zawsze.
Trudno opisać to, co się wydarzyło. – Szaleństwo miłości!
To wielka tajemnica, której pojąć nie zdołamy, także my bezpośrednio jej doświadczający: Bóg potężny i wspaniały wybiera człowieka… by go poślubić, Stwórca swoje stworzenie! Wszechmoc zawiera przymierze miłości ze słabością.
Uwiodłeś mnie Panie, a ja dałam się uwieść…
„Mario Barbaro od Jezusa Oblubieńca”, zawołał, na początku Liturgii, Pan, jak niegdyś młodego Samuela.
Hineni – „Oto jestem, Panie, Ty mnie wezwałeś”. Nie ja Ciebie, ale Ty mnie wybrałeś, przeznaczyłeś na to bym była Twoją i doprowadziłeś do dnia dzisiejszego.
Hineni – „Oto jestem. Mów Panie, bo sługa Twój słucha”. Ty mnie poprowadź. Dziś znam Twój głos, choć nie zawsze tak było. Wołałeś mnie po imieniu wiele razy, lecz ja Cię nie znałam, nie słyszałam, słyszeć nie chciałam…
Hineni – „Oto jestem”. Odpowiadam jak Abraham, gotów złożyć syna w ofierze. Świat nie ujrzy syna mego łona…, lecz Bóg podarował obiecane stokroć więcej – duchowych synów, braci i siostry.
Hineni – „Oto jestem”. Powtarzam w zachwycie za Mojżeszem. Miejsce na którym stoję, jest ziemią świętą, tu Bóg przygląda się i wysłuchuje płaczu swojego ludu. Tu, gdzie modlitwy wznoszą się jak dym kadzideł, i bramy nieba się otwierają. Gdzie zstępuje anioł mówiąc: Nie bój się…, znalazłaś łaskę u Boga, On chce dokonać rzeczy wielkich…
Pragnienia Oblubieńca są moimi więc i ja wołam chcę, chcę, chcę … Fiat voluntas Tua! Nie lękam się, bo Pan mi obiecał: Wystarczy ci Mojej łaski, moc bowiem w słabości się doskonali. A zatem z zuchwałością dziecka obiecuję od dziś już na zawsze z Maryją Dziewicą żyć wiernie w całkowitym oddaniu się Chrystusowi, naśladując Jego samego, czystego, ubogiego i posłusznego.
Czarny welon opada na ramiona, zasłania twarz, a ja ogłaszam zebranej społeczności niebian i ziemian „Zostałam poślubiona Temu, który jest Synem Odwiecznego Ojca, narodził się z Maryi Dziewicy i stał się Zbawicielem całego świata”. Radujcie się ze mną wszyscy, którzy to słyszycie. Dziś na stole ołtarza składamy Bogu Ojcu złączone w miłosnym uścisku Ciało i Krew Umiłowanego oraz życie Jego oblubienicy. Tak ołtarz staje się łożem miłości, a prezbiterium komnatą weselną. Lilie i białe różyczki, jak druhny, tańczą pośród mirtowych gałązek Oblubieńca. Mój Miły jest mój, a ja jestem Jego. Teraz i na wieki!
Uwiodłeś mnie Panie, a ja dałam się uwieść i nie ma dla mnie szczęścia poza Tobą!
Wesele oraz szczęście przeżywane we wspólnocie promieniuje, także ślubnych gości nawiedził Duch radości i pokoju. Stąd też wielu z nich pragnie jeszcz wrócić do tego miejsca, gdzie doświadczyli przedsionku nieba uczestnicząc w Godach Baranka.
W mojej codzienności pozornie niewiele się zmienia, rano zakładam czarny welon, a nie jak dotychczas biały, oraz zajmę miejsce w kapitule klasztoru, natomiast istotowo już nic nie jest tak samo. Nie ma już Barbary, jest Jezus i Barbara! On i ja jedno jesteśmy i nic nas rozdzielić nie zdoła.
Panie Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię miłuję! Niech tę odpowiedź uwiarygodni każdy kolejny dzień.
s. Barbara
Dodano: 15 lutego 2020
Dodano: 01 luty 2020
za: karmel.pl
Właśnie zakończył się radosny, a przyznać trzeba, także kolorowy, pachnący, pełen serdecznych znaków życzliwości i miłości, okres Bożego Narodzenia. Już na wieczorne czuwanie, po komplecie wieńczącej uroczystość Chrztu Pańskiego, trzeba było wydobyć ze stalki nowe brewiarze. Wchodzimy w czas określany liturgicznie jako okres zwykły, pierwszy tydzień – słowem, powraca codzienność…
Otwierając ten nowy brewiarz natrafiłam na zakładkę z napisem, który przytoczyłam powyżej: Bóg kocha codzienność. On rozumie wielkość inaczej niż my.
Codzienność i wielkość – pierwsze skojarzenie i wrażenie podpowiadają, że są to słowa należące do odmiennych rzeczywistości. Codzienność jawi się nam zwykle jako zwyczajność, powtarzalność, szarość aż po nudę, czy wręcz rutynę. Gdzie zatem leży tajemnica jej wielkości widziana przez Boga a często niezauważana przez nas? Doskonale wiemy i pamiętamy, że tak w wymiarze ogólnym, narodowym, jak i osobistym, dotykającym naszego skrawka ziemi, potrafimy się zmobilizować do walki, gdy stają przed nami duże, wyraziste wyzwania, gdy np. wróg jest jasno określony, niebudzący wątpliwości, że jest nieprzyjacielem i stoi po drugiej stronie barykady. Stajemy się wówczas mężni, waleczni, odważni, z szerokim, niezważającym na siebie gestem, rozmachem, czy wręcz brawurą… Gorzej jednak bywa w codzienności, gdy sprawy, o które trzeba walczyć są drobne, zwyczajne, jak poranne wstawanie na dźwięk budzika, czy klasztornej matraki, wykonanie nieciekawej pracy do końca, wytrwanie na modlitwie do ostatniej wyznaczonej minuty, wierność drobnym postanowieniom, której nikt nie widzi, nie podziwia, nie nagradza… Trudniej też walczyć, gdy wróg jest ukryty – czasem w nas samych, a mający na imię lenistwo, wygodnictwo, egoizm, niepohamowana ambicja, pycha, łakomstwo, zachłanność, lub gdy sam szatan, przebierając się w anioła światłości, rozmywa rzeczywistość, mami swoimi kłamstwami, bagatelizuje powagę spraw, proponuje tysiące, wiarygodnych zdawałoby się, wymówek, usprawiedliwień, by odpuścić sobie, zrezygnować z walki, starań, wierności dobru…
Dlaczego Bóg tak kocha codzienność, możemy się jedynie domyślać, zbierając naszą wiedzę i doświadczenie a także słuchając świętych, by wymienić chociażby mistrzynię codzienności, jaką jest święta Teresa od Dzieciątka Jezus. Ona i wielu innych nie tyle pytają, dlaczego Bóg kocha codzienność, co dzielą się tym, co odkryli, czyli jak odnaleźć i spotykać Boga we własnej codzienności, zawsze i we wszystkim.
Taka codzienność bez fajerwerków, gdy już znikną kolorowe, świąteczne dekoracje, czerwone i złociste bombki, szarfy i ozdoby, pachnąca jedlina, codzienność pozornie zwyczajna, ma swój łagodny koloryt, ukryte piękno, które rozjaśnia Boża obecność. Nasz Bóg się wcielił i pozostał z nami. Od wieczności ukochał człowieka, wędrował z nim, rozmawiał jak przyjaciel z przyjacielem, aż po cud Wcielenia, narodzenia w ludzkim ciele, gdy zamieszkał nie tylko ze swoim ludem, ale w sercu swego ludu, w sercu każdego człowieka. Dyskretny i delikatny, choć niepojęty i potężny, mieszka w nas i pośród nas. Daje się rozpoznać w ciszy wieczoru, w mozole pracy, w łagodności serca, które namaszcza Swą łaską…
Wielkość, to odkryć obecnego Boga i trwając w wewnętrznym zjednoczeniu z Nim przyjmować i podejmować wszystko, co niesie codzienność. To wyznawać Bogu z wiarą – wszystko mądrze uczyniłeś, ziemia jest pełna Twej łaski. Wielkość, to przyjąć każdy drobny dar i zadanie, jakie Bóg przed nami stawia każdego dnia.
s.E.
Dodano: 15 stycznia 2020
Kołyszą się nocą zimową
Płatki śniegowe nad głową
Mama Niemowlę kołysze
A ja kołysankę Mu piszę
Kołysze się księżyc na niebie
I liść się kołysze na drzewie
I okręt co płynie po morzu
Kołysze się jak ptak w przestworzu
Kołysze się zboże na polu
Co chlebem się stanie na stole
I ja Ciebie Jezu kołyszę,
By słowo Twe w sercu usłyszeć
Świat stary zaś, cały się chwieje
Wraz z ludźmi, co zmienni jak trawa
I tylko ten Bóg, co w kołysce
Stałą miłością nas zbawia
s. R.
Dodano: 01 stycznia 2020
W kwartalniku Sióstr Wspomożycielek, które poprosiły o możliwość zamieszczenia naszej ikony przedstawiającej Maryję Matkę Pojednania (patronuje Ona naszemu klasztorowi, a wspomnienie i odpust przypadają właśnie na 1 stycznia, święto Bożej Rodzicielki), z miłym zaskoczeniem przeczytałam refleksję Pana Grzegorza Sokołowskiego na temat tejże ikony. Spojrzenie kogoś, kto nie wiedząc jak się rodziła idea wezwania naszego Karmelu i ikony je wyrażającej, a widzi jedynie wizerunek Maryi, ma swoistą świeżość i w konsekwencji ubogaca nasze patrzenie na Patronkę naszego Karmelu – Maryję. Wierzę, że ubogaci i zainspiruje także Was do przylgnięcia wraz z Maryją do krzyża Jezusa, szczególnie tego, który spotykamy na drogach naszej codzienności…
Matka Boża Pojednania – Orantka
Wśród trudów codzienności i cierpień ludzkiego życia, trzeba nauczyć się nie tylko krzyż przyjmować, ale także obejmować i przytulać. Będzie to jednocześnie lekcja przyjmowania bólu, który nie zostanie zmarnowany, lecz przyniesie owoce. Takiej czułości uczy nas przedstawiona na ikonie Matka Boża Orantka.
Nie jest to tradycyjne przedstawienie Maryi (…). Tutaj w postać Matki Bożej wpisany jest krzyż. To bardzo wymowne. Cierpienie Jezusa jest także cierpieniem Jego Matki. Nie towarzyszy Ona Synowi tylko zewnętrznie. Ból, który odczuwa Jezus umierając na krzyżu, jest także bólem Maryi. (…)
Gwoździe, które przebiły ręce i nogi Jezusa, przebiły także duszę i serce Jego Matki. Maryja jest pierwszą osobą, która w swoim ciele nosi konanie Jezusa. Przyjmuje je z godnością, a przez swoją postawę uczy także nas reakcji na doświadczenie cierpienia – bez buntu, krzyku, niezgody (…). „Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele” (2 Kor, 4,10) – przypomina święty Paweł. Nic jednak nie kończy się na umieraniu i śmierci, jeśli zanurzone zostaje w śmierci Chrystusa. Jeżeli łączymy nasz ból i umieranie z konaniem Pana, nasze ciało przeznaczone zostaje do chwalebnego zmartwychwstania, ale też już teraz, w naszym doczesnym życiu objawia się w nim życie Jezusa. Maryja umiała to czynić w sposób doskonały, co obrazowo przedstawia ikona. Zjednoczenie dwóch istnień i dwóch cierpień jest zjednoczeniem, które prowadzi nie do śmierci, ale do życia. Pragnienie życia jest zakorzenione także w nas, a jego gwarancja wypływa właśnie z krzyża, który powinniśmy przyjąć i wpisać w nasze ciało. Wówczas przyniesie owoce.
Na wizerunku Matki Bożej zwraca też uwagę gest podniesionych dłoni. To kolejne metaforyczne odniesienie do lekcji przyjmowania cierpienia. W doświadczeniu bólu nie należy rezygnować z kontaktu z Bogiem. Być może wszystko wtedy będzie w nas wołać, że lepiej się oddalić, porzucić pobożne praktyki i wszystko będzie wskazywać, że Bóg nas opuścił i jest odległy, ale właśnie wtedy szczególnie potrzebujemy modlitwy. Ona przekona nas o bliskości Boga. Maryja unosi swe dłonie w modlitewnym geście wzywającym Bożej pomocy, szuka umocnienia i pokrzepienia w górze, u Stwórcy, bo wie, że tam jest Jej siła, która płynie z wysoka. Powraca tu starotestamentowy obraz Mojżesza, którego wojska odnosiły zwycięstwo nad Amalekitami, dopóki Mojżesz trzymał ręce w górze. Gdy zaś je opuszczał, natychmiast zaczynał przegrywać (por. Wj 17,8-16). To konkretne wskazanie, że w doświadczeniu trudności i cierpienia będziemy silni i wygramy, dopóki zachowamy modlitewną łączność z Panem i nie utracimy ufności w Jego pomoc. Moment zwątpienia i rezygnacji jest też momentem naszej przegranej. (…)
Przyjrzyjmy się jeszcze przez moment temu wizerunkowi. Na błękitnym tle krzyża dostrzeżemy delikatne promienie, które wychodzą w naszym kierunku. To promienie łask wyjednanie nam przez Mękę i Śmierć Jezusa. Wypływają one z głębi całego Jego cierpienia, ale na tej ikonie przypominają o prawdzie, że Maryja jest pośredniczką łask i one wypływają też z Jej Serca, bo Ona była zjednoczona z Jezusem na krzyżu.
Te łaski mają więc źródło w dwóch Sercach: Matki i Syna. Maryja w pewien sposób niesie krzyż, na tym wizerunku dosłownie niesie go na sobie, jest z nim zjednoczona. (…)
Ważne jest także to, że postacie Matki Bożej Bolesnej i Jezusa na krzyżu przedstawione zostały na złotym tle. Każde cierpienie ma wartość w oczach Boga. Jeżeli jest Jemu ofiarowane, staje się czymś drogocennym, jak złoto. (…) Ten niezwykły wizerunek może nam przypomnieć i nauczyć nas zjednoczenia z krzyżem, przylgnięcia do niego, a przede wszystkim odnalezienia wartości w cierpieniu. Z niego mogą wynikać łaski, które są złotem w oczach Boga…*
*Grzegorz Sokołowski, Matka Boża Pojednania. Orantka, w: Do Domu Ojca XIX (2019) nr 3, s. 42-44.
Dodano: 15 grudnia 2019
Czy przyjdziesz do mnie w królewskiej szacie,
w zawoju męża, co czeka na gody,
czy w stroju innym – ubogim i zwykłym…
Czy w mroku nocy, czy w blasku poranka,
powitam Cię, Panie.
Czy ujrzę Ciebie i głos posłyszę,
czy wiara pozna Twe milczące bycie…
Przyjdź do mnie, Jezu,
przyjdź i bądź ze mną!
s.B.
Dodano: 01 grudnia 2019
Nabrzmiało łaską Morze
Czas drży nadzieją spełnienia
Ty jesteś Słowem Boże
Źródłem każdego istnienia
Czas się Słowem wypełnił
A Morzem czasu krawędzie
Słowo stało się Ciałem
Morze rozlało się wszędzie
Tyś Krwią w kielichu winnym
Na sianie dzisiaj złożony
Opłatkiem białym na ustach
Boże mój w czasie Wcielony
s.R.
Dodano: 15 listopada 2019
Pisałam już o „kąciku modlitewnym” w celi, teraz chciałabym wspomnieć o analogicznym miejscu w chórze (innymi słowy w naszej kaplicy), a określa je pojęcie stalka.
Stalka – to termin, którego przed wstąpieniem do Karmelu nie znałam, chyba mogę powiedzieć, że to „mebel” stanowiący punkt orientacyjny w chórze, który wyznacza przestrzeń dla mnie i mojej modlitwy osobistej i wspólnotowej. Każdej siostrze zostaje ona przydzielona od pierwszego dnia jej zakonnego życia.
Nasz chór nie posiada ławek, klęczników, krzeseł, ale w dwóch rzędach pod ścianami stoją omawiane drewniane siedziska. Zawierają w sobie, jak pufa, półkę, do której możemy schować brewiarz, śpiewnik czy inne podręczne „akcesoria modlitewne”. Na nich siedzimy lub przy nich klęczymy podczas modlitwy (bezpośrednio na podłodze), każda siostra przy „swojej”.
Stalka jest tak skonstruowana, aby móc siedzieć zależnie od potrzeby, albo przodem do tabernakulum (w trakcie Eucharystii), albo bokiem do kraty, a twarzami do siebie (w trakcie odmawiania oficjum). Jej funkcjonalność służy zjednoczeniu naszych serc i ust, które podczas wspólnej liturgii wysławiają Boga. To symbol, który uczy mnie, że w niebie będę we wspólnocie wielu ludzi wspólnie uwielbiających Boga, że Bóg słucha tych „dwóch i trzech” zebranych w Jego imię. I doświadczam tego, jak „ciągnie” mnie modlitwa osób, które są obok mnie… Nawet, gdy każda z nas modli się w ciszy, jesteśmy razem przed Bogiem, „bo nikt z nas nie jest samotną wyspą”, choć do samotności (rozumianej, jako wyłączność dla Boga) jesteśmy powołane…
Potrzebujemy siebie nawzajem, nikt w Kościele nie jest singlem.
Ponadto ten wyznaczony w chórze kawałek podłogi, jest antycypacją „mieszkania”, które Jezus przygotował dla mnie w niebie. Uświadamia mi, że Bóg stworzył mnie dla siebie, chce mnie mieć przy sobie, chce mnie słuchać, chce na mnie patrzeć i dziś uczy mnie bycia z Nim – czyli po prostu kontemplacji i komunii… Tutaj daje mi czas na dojrzewanie do spotkania z Nim twarzą w twarz…
Cieszę się, że każdy ma swoje miejsce w Kościele, tu na ziemi i w niebie: oby żadne z nich nie pozostało puste, opuszczone, odrzucone…
„Od spotkania ze Mną twarzą w twarz dzieli cię nie tyle odległość czasu, co odległość dojrzałości twojej, której czas pobytu na ziemi jest podporządkowany. W dojrzewaniu nie przekroczysz granicy, jaka została ci dana w zaistnieniu twoim. Możesz ją osiągnąć jedynie przez wypełnienie woli Mojej. Pełnia Miłości do jakiej cię uzdolniłem – oto wola Moja. Oto dojrzałość twoja, która wyznaczy kres wędrówki twojej poprzez życie na ziemi.
Stworzyłem ci warunki ułatwiające odosobnienie, aby wędrówka twoja skierowała się do wnętrza duszy, gdzie poznawać będziesz istotę istnienia twojego we Mnie”.
(z: „Słowo pouczenia” A. Lenczewskiej)
s. T.
Dodano: 28 października 2019
29.10 – 8.11
Źródło: karmel.pl
WSTĘP
Elżbieta urodziła się 18 lipca 1880 r. w obozie wojskowym we wsi Avor, niedaleko Bourges, gdzie stacjonował oddział kapitana Franciszka Józefa Catez, jej ojca. Cztery dni później została ochrzczona przez kapelana wojskowego, ks. Chaboisseau. W roku 1901 wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych w Dijon. Przyjęła imię zakonne Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej. Wśród cierpień wewnętrznych i chorób żyła „ku chwale majestatu” Trójcy Świętej obecnej w jej duszy. W tajemnicy zamieszkiwania Boga w duszy znalazła swoje „niebo na ziemi” i w ten sposób przeżywała swe posłannictwo w Kościele. Do ojczyzny „światła, miłości i życia” odeszła 9 listopada 1906 roku, w wieku dwudziestu sześciu lat. Beatyfikował ją papież Jan Paweł II w roku 1984, a kanonizował papież Franciszek w roku 2016.
Dodano: 15 października 2019
Jest do głębi dojrzała
wcale nie spóźniona
jak wrześniowa truskawka
co ją znalazłam wczoraj
Nie przychodzi nie w porę
lecz zaskoczy nas czasem
barwą ognia rozpali
upoi słodyczy smakiem
Miłosierdzia kształtem
zadziwi nas wielce
Miłość o miłość prosi
truskawkowym sercem
s.M.
Dodano: 15 luty 2025
Nasz las, to już nie jest jedynie nasz las
W baśniową się zmienił krainę, jak z Narni
I tajemniczy wypełnia go blask
Nie naszej zwyczajnej, lecz tamtej latarni
I czas, to już nie jest codzienny nasz czas
Pod puchową kołdrą zapadł w nieistnienie
I wypełza z mroku w latarniany blask
Wszystko to, co było i jest ze stworzenia
Jak skrzypi i trzeszczy śniegowy ten puch
Snuje się na srebrnym ekranie sto cieni
Rączo na rumaku przemknął król, król-duch
Ścigając niknące, mówiące jelenie
Wtem w górze dostrzegam, może to złudzenie
Pośród drzew – chmur jasnozłotą grzywę
Ryk potężny wstrząsa zaspanym sklepieniem
Aż las całkiem od niego osiwiał
I gdy tak się skradam od drzewa do drzewa
Z oddali mijając świetlny krąg latarni
Wiem, że kiedy zgaśnie, gdy blask spłynie z nieba
Trzeba mi pożegnać baśniowy świat Narni
s.R
Dodano: 15 września 2019
Dodano: 1 września 2019
Zwykle to właśnie krata wzbudza najwięcej emocji u osób, które przychodzą do naszego klasztoru. Odbierana jest negatywnie. Gdy jeszcze przed wstąpieniem, czy już tu, w Karmelu, przyszło mi dyskutować z niektórymi osobami, które wręcz nie akceptują takiej formy życia, nie udało mi się podać żadnych zadowalających je argumentów przemawiających za jej sensownością (w Karmelu w Krakowie, nie dość, że kraty są podwójne, to jeszcze z kolcami!). I chyba się nie da… „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Kto może pojąć, niech pojmuje!”. (Mt 19,11)
Ciągle odkrywam znaczenie i piękno tego znaku, i gdy kiedyś spotkałam się w naszej rozmównicy z grupą dzieci z oazy, które pytały: „po co?”, przyszło mi na myśl: „bo to jest nasza obrączka ślubna” (my nie nosimy obrączek tak jak siostry z innych zgromadzeń po ślubach wieczystych, czy małżonkowie).
Kto nosi obrączkę – ten wszystkim daje do zrozumienia, że jest „zajęty”, do kogoś „należy”, komuś jest wierny, kogoś kocha najbardziej… Dla nas i dla świata krata jest znakiem naszego całkowitego oddania Bogu i miłości, która pragnie być coraz większa i głębsza, aż przekroczy wszystkie kategorie i ramki, ograniczenia i ciasnoty, egoistyczne i hedonistyczne „ja”, aż obejmie wszystkich i wszystko oddając się całkowicie Jedynemu. Poza tym z naszej perspektywy – to nie my jesteśmy za kratą… 🙂
Choć jesteśmy zamknięte, jak Jezus w tabernakulum, to jednak naszym celem jest otwarcie i dostępność, tak jak On chce być dla wszystkich. Swoją modlitwą pragniemy dotrzeć do każdego miejsca na kuli ziemskiej i do każdej ludzkiej duszy, by nieść jej „Światło”.
„Twoje życie ma być w całości ofiarą, którą Ja się posłużę według Mojej woli. Nie zatrzymuj się na własnych odczuciach i tęsknotach. Należysz do Mnie i tylko we Mnie możesz odnaleźć cel i sens wszystkiego – całej twojej doczesności i wieczności.
Promienie Mojej Miłości nie mogą dotrzeć na ziemię, jeśli nie ma serc, które są bramą łączącą Niebo z ziemią. Przez ludzkie serca ratuję i zbawiam inne serca zranione śmiertelnie. Nie myśl o sobie, dziecko Moje – myśl o Mojej Krwi i braciach twoich. O radości zwycięstwa i o pokoju Nieba, które nadchodzi poprzez ciemności obecnego czasu. Módl się i błogosław zwłaszcza te dzieci Moje, które konają w szponach zła, aby dotarło do nich Światło ocalenia”.
(z: „Słowo pouczenia” A. Lenczewskiej)
s. T
Dodano: 15 sierpnia 2019
s. R.
Dodano: 01 sierpnia 2019
Mówiliście: Daremny to trud służyć Bogu! Bo jaki pożytek mieliśmy z tego, że wykonywaliśmy Jego polecenia…? (Ml 3,14)
Gdy Boże prowadzenie staje się niezrozumiałe, co więcej, wydaje się, że Bóg zapomniał, porzucił, nie słucha naszego wołania lub pozostawia nas w tyglu udręki i cierpienia, nierzadko i w naszych sercach rodzą się wątpliwości: Czyż nie daremny to trud służyć Bogu…?
Za każdym jednak razem, gdy tylko usłyszę w sercu głos Jezusa, choćby wtedy, gdy zapyta: Czyż i wy chcecie odejść…?
odnajduję w sobie odpowiedź Piotra i całych pokoleń Jezusowych wyznawców: Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia – dalecy jesteśmy od tego, abyśmy mieli opuścić Pana, a służyć obcym bogom. Panu, Bogu naszemu chcemy służyć i głosu Jego chcemy słuchać. (J 6,67-68; Joz 24,16.24)
s. E.
Dodano: 15 lipca 2019
Jak dobrze Cię widzieć,
Maryjo,
trwać w Twoim
cichym spojrzeniu.
Jak Matka czuła
nas witasz
I jak dzielna Niewiasta
stoisz na straży
naszego życia
s.B.
Dodano: 01 lipca 2019
Cierpienie – mój towarzysz wierny
znamy się już kopę lat
gdzie ja – tam ono
nie daje się zbyć
choć próby ponawiam
Daremnie
Przywykłam doń już
choć gdy odzywa się
bólem zwykłym od lat
za każdym razem jest tak
jakby to był pierwszy raz
Póki trwa –
na nic próby me
by wyrwać się
im ciszej poddaję się mu
tym ono łaskawiej
traktuje mnie
Czy to ze szkoły Jezusa mam, że
kto cichy jak On
temu lżej
krzyż nieść
s.J.
Dodano: 15 czerwca 2019
Do naszego klasztoru przynależy objęty murem klauzurowym spory kawałek lasu.
Gdy go zobaczyłam pierwszy raz zachwycił mnie i wciąż pozostaję pod jego urokiem, a ilość dzikich zwierząt, pośród których zamieszkałam zadziwiła: wiewiórki, kuny, łasice, lisy, borsuki. Siostry zaobserwowały i rozpoznały ponad 50 gatunków ptaków – ja rozróżniam kilka (pierwszy raz spotkałam z bliska dzięcioły czarne i zielone), nietoperze (zdarza się, że wpadają do domu przez otwarte okno), w tym roku pojawiła się sowa i pohukuje na pobliskiej sośnie.
Kontakt z przyrodą i jej dźwiękami oraz z ciszą, jaka panuje wokół naszego klasztoru niewątpliwie pomaga nam w dążeniu do osiągnięcia wyciszenia i pokoju wewnętrznego, o które wcale nie jest tak łatwo. Gdy wokół panuje milczenie odkrywam, jak wielki hałas jest we mnie…
Las z każdym dniem się zmienia, pory roku barwią go szeroką paletą kolorów, zimą, gdy spadnie śnieg i iskrzy się w słońcu – tworzy baśniowy krajobraz! Również każdy miesiąc ma swój zapach. W bezchmurne noce z naszego nowicjackiego tarasu mogę podziwiać rozgwieżdżone niebo. Zwracam uwagę na księżyc, który w różnych swych fazach ma inny rozmiar i kolor… Nieustannie zaskakują mnie wschody i zachody słońca, gdy całe niebo płonie w odcieniach różu i czerwieni…
Zaczynam coraz lepiej wyczuwać puls życia, który bije wokół mnie oraz ogrom, wszechmoc i piękno Jego Stwórcy… Kontakt z naturą rozszerza serce i umysł… oczyszcza i odświeża duszę… uczy kontemplacji – to jest patrzenia i bycia, czyli życia…,
życia dla…,
życia wobec…,
życia z…,
w zachwycie i wdzięczności…
To taki trening przed tym, co nas czeka w niebie… 🙂
Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga:
z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest,
patrząc na dzieła nie poznali Twórcy.
Bo z wielkości i piękna stworzeń
poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę
Mdr 13,1-5
s. T.
Dodano: 01 czerwca 2019
Dodano: 15 maja 2019
Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia. (J 8,12)
Dobrze jest słyszeć taką obietnicę od naszego Boga, dobrze jest doświadczać jej prawdy w codzienności. Kochamy światło dnia, błękit nieba w bezchmurny dzień, piaszczyste plaże z iskrzącymi się grzbietami fal, promienie słońca na naszych twarzach. Ale nasz Bóg obiecuje więcej – Jego światło nie ustaje także w pochmurną, szarą, deszczową porę, w noc samotności, udręki, cierpienia. To doświadczenie jest udziałem Jego ludu, tych, którzy powierzyli Mu swoje życie i idą Jego drogami – I tak się działo zawsze: obłok okrywał go w dzień, a w nocy – jakby blask ognia. (Lb 9,16)
s. E.
Dodano: 1 maja 2019
Litania
W fartuszku ubrudzonym sadzą z paleniska
Mamo Niepokalana
Co dźwigasz dzban z wodą
Czystą i źródlaną, jak Twoja dusza
Módl się za nami
W welonie rozwianym lekkim tchnieniem Ducha
Mamo Niepokalana
Co każdy pył wymiatasz z domu i z serca
By Zwiastuna usłyszeć
Módl się za nami
Boso biegnąca po łące
Co kwiatom się kłaniasz
Mamo Niepokalana
Ścigana przez słońce,
Przez Słowo zamieszkana
Módl się za nami
s. R.
Dodano: 15 kwietnia 2019
Obraz: Sieger Köder
Wcale na nie nie zasłużyłam
Alleluja!
Tylko słabością do Niego się zbliżyłam
Alleluja!
Jezu, ufam Tobie – nie sobie
Czy serce otworzyłam?
Alleluja!
Póki pycha wszystkiego nie popsuje wyznaję:
Miłosierdzia prawdziwie potrzebuję
Alleluja!
s. M.
Dodano: 01 kwietnia 2019
Dodano: 15 marca 2019
W ubiegłym roku doszedł do moich obowiązków jeszcze jeden, malutki – troska o stojącą na naszym cmentarzu figurę św. Józefa.
Przyznam szczerze, że św. Józef jest mi szczególnie bliski. Pewnego dnia poprosiłam, by był mi ojcem – dosłownie Go zaadoptowałam 🙂 (stwierdziłam, że skoro mógł zaadoptować Jezusa, to między mną a Nim może zaistnieć podobne wydarzenie).
I powstała między nami szczególna więź duchowa. Podnosi mnie – podprowadza do Boga Ojca. Spełnia tę rolę zwłaszcza wobec tych, którzy nie mają dobrego doświadczenia z ojcami ziemskimi…
Jest szczególnym patronem Karmelu i myślę, że przyczynił się do mojego powołania 🙂
Mamy w klasztorze kilka Jego figur, dwie przedstawiają Go z Boskim Dzieciątkiem w ramionach. Przez całe swoje życie zajęty był Jezusem.
Dziś idę po józefowych śladach…
„Dziecko Moje, nie zważaj na to, co dzieje się wokół ciebie. Mną bądź zajęta podczas każdej czynności. Pozwól, aby Mój Duch nieustannie wielbił Boga Ojca w twej duszy. Twoja dusza jest ołtarzem, na którym Ja składam uwielbienie Ojcu.
Każde twoje cierpienie, trud jest ofiarą składaną przeze Mnie za zbawienie świata.
Chętnie przyjmuj to, co trudne i bolesne. Pozwól, aby ołtarz ofiarny twojej duszy nie był pusty. Niech płonie na nim ogień miłości i niech unosi się woń ofiary”.
(cytat z: Alicja Lenczewska „Świadectwo”)
s. T.
Dodano: 01 marca 2019
Papież Franciszek, na audiencji ogólnej 30. stycznia tego roku, zachęcał wszystkich: Odprawiajcie Drogę Krzyżową, wspominając, że sam nosi nieustannie w kieszeni małą książeczkę z Drogą Krzyżową, którą otrzymał jeszcze w Buenos Aires. My proponujemy nie tyle książeczkę, co bardziej współczesną formę: slajdy, które za pośrednictwem słów i obrazów opowiedzą o Drodze Krzyżowej Jezusa i naszej, w przestrzeni karmelitańskiej kaplicy.
Pójście wraz z Maryją za Jezusem niosącym krzyż jest szkołą życia chrześcijańskiego: tam uczymy się cierpliwej, milczącej, konkretnej miłości. Wyznam Wam: bardzo lubię odprawiać nabożeństwo Drogi Krzyżowej (…) Odprawiajcie Drogę Krzyżową, bo jest to naśladowanie Jezusa wraz z Maryją drogą krzyża, na której On za nas, dla naszego odkupienia, oddał swe życie…
Papież Franciszek
Dodano: 15 lutego 2019
Dodano: 01 lutego 2019
Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości. (J 10,10)
Bóg, jak ubogi straganiarz stoi ze swoimi darami na rogu każdej ulicy, każdego zakrętu naszego życia. Nie narzuca się nachalną reklamą, bo jednym z jego darów jest wolność, której On strzeże najbardziej. Rozkłada jedynie na ladzie naszego życia swoje dary, które często są przysłaniane produktami śmierci. Miłość jednakże każe Mu wołać: …kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli. (Pwt 30,19-20)
s. E.
Dodano: 15 stycznia 2019
Srebrzysty pył na ziemi osiadł
Ktoś zdmuchnął z gwiazd podniebny kurz
Czy się tam spodziewają Gościa?
Kogoś kto jest, lecz przyjdzie znów?
Hej, hej, tęsknoto ty stęskniona
Co wciąż spoglądasz w siną dal
Otwórz spragnione twe ramiona
Proś wszystkich, będzie w Niebie bal
Dodano: 01 stycznia 2019
Patronalne święto Karmelu w Bornem przypada pierwszego stycznia – świętej Bożej Rodzicielki, czyli Maryi, Matki Pojednania. Na ten czas proponujemy biblijną konferencję o. Szustaka, jaką, zainspirowany naszą tytulacją, wygłosił podczas wrześniowego pobytu u nas.
Dodano: 15 grudnia 2019
Podoba mi się to znalezione w Internecie zdjęcie brzemiennej Maryi, wędrującej na osiołku, oczywiście z Józefem, do Betlejem. Z pewnością nie wyróżniała się, jak na tym obrazie, bijącym w oczy blaskiem ukrytego w łonie Jezusa. Gdyby tak było, nie musieliby pukać bezskutecznie do tylu drzwi, a ostatecznie znaleźć schronienie w zimnej, zwierzęcej grocie. Obraz ten przywołuje mi też natychmiast na pamięć strofę św. Jana od Krzyża. To tak zwana letrilla, którą bracia śpiewali jako refren, wędrując w noc Bożego Narodzenia po klasztorze i pukając do cel zakonników. Na takie pukanie trudno nie odpowiedzieć otwartymi na oścież drzwiami i sercem. Co jednak z tym codziennym, ukrytym przychodzeniem Jezusa, bez blasku, aureoli, w przebraniu szarej codzienności…
W niektórych hiszpańskich wydaniach poezji św. Jana od Krzyża czwarty werset tej strofy zaopatrzony jest pytajnikiem – wówczas należałoby go tłumaczyć: Czy więc Jej dasz schronienie?
Zmieniając czasy i przypadki słów można tę strofę nucić na wiele sposobów w czasie Adwentu. Taka nieustanna modlitwa rozbudzająca serce do czuwania i otwartości na przychodzenie Bożego Słowa, Jezusa z Maryją w ukryciu prostej, czasem niewygodnej i nie w porę, codzienności: do mnie dziś przyjdź po drodze, uczyń w mym sercu schronienie…
Dziewica Przenajświętsza
Ze Słowem Bożym w łonie
Do ciebie przyjdzie z drogi,
Jeśli Jej dasz schronienie.
s. E.
Dodano: 01 grudnia 2018
Dodano: 15 października 2018
Niedawno w naszym przedchórzu zawisnął ogromny relikwiarz w kształcie herbu Karmelu. Moim zadaniem było przygotowanie małych relikwii poszczególnych świętych, które do tej pory przechowywane były w zakrystii. Do każdej przykleiłam metalowy element tak, by wykorzystując siłę pola magnetycznego, trzymały się odpowiedniego, wyrzeźbionego w drewnie miejsca, w kształcie liścia (dominuje motyw winnej latorośli), w którym to zostały umieszczone magnesy.
Odtąd cieszą się nieustanną czcią, mobilizują i pociągają „w górę” całą Wspólnotę!
14 listopada obchodzimy liturgiczne wspomnienie wszystkich świętych naszego Zakonu.
Gdy co dzień patrzę na relikwie gigantów takich jak: św. Teresa od Jezusa, św. Jan od Krzyża, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, św. Miriam od Jezusa Ukrzyżowanego, św. Elżbieta od Trójcy Świętej – to trochę truchleję… wydają się oni tacy doskonali i niedostępni, a tymczasem dotykam ich, są tak blisko mnie: i poprzez tą materialną obecność i przez więzi duchowe. Przełamują mój opór i pokusę zniechęcenia ☺
Przekonują, że i dla mnie jest droga na Górę Karmel, tak jak i oni jestem wszczepiona w winną latorośl i w ramionach Jezusa, jak w windzie mam wznieść się ku niebu, gdzie czeka przygotowane miejsce. I ja jestem twierdzą, w której mieszka Bóg… Jego niebem na ziemi.
Święci to ludzie z krwi i kości, którzy nie chcą przytłoczyć, lecz wspomóc, przecierają szlak, dzielą się wysłużonymi darami…
Dlatego za każdym razem, gdy przechodzę obok naszego relikwiarza, wzdycham w głębi serca o pomoc… i wiem, że jestem wysłuchiwana!
W naszym Zakonie jest tradycją, że 14 listopada, nowicjat przygotowuje zakładki, na których umieszczone są imiona i krótka notka na temat wybranych karmelitańskich świętych. Każda siostra losuje patrona na następny rok. Jego imię naklejamy na drzwiach cel, aby nie zapomnieć, kto zechciał być szczególnym towarzyszem w kolejnych chwilach naszego mniszego życia. W tym roku postanowiłyśmy, aby oprócz tych najbardziej znanych przywołać również tych naszych błogosławionych i świętych, których w oficjum nie wspominamy, a którzy są naszymi orędownikami w Niebie. Z radością i fascynacją same zanurzyłyśmy się w historie takich postaci, jak na przykład:
urodził się 28 czerwca 1360 r. koło Lizbony w Portugalii jako nieślubny syn Álvaro Gonçalvesa Pereiry, wielkiego mistrza jednej z gałęzi Zakonu Szpitalnego św. Jana Jerozolimskiego (dziś Zakon Maltański). Jako 13-latek trafił na dwór króla Ferdynanda Portugalskiego z zamiarem zrobienia kariery wojskowej. Od najmłodszych lat zaczytywał się w opowieściach rycerskich, zwłaszcza legendach Okrągłego Stołu i króla Artura. W wieku 17 lat ożenił się i miał troje dzieci.
Po dziesięciu latach małżeństwa zmarła jego żona, Noniusz nie ożenił się po raz drugi, ale jeszcze bardziej pogłębił w sobie wiarę. Wyrzekł się części swych dóbr rodowych i prowadził życie częściowo pokutnicze. W wieku 63 lat, wyrzekł się dworskiego świata i wstąpił do założonego przez siebie klasztoru karmelitów w Lizbonie. Został tam zwykłym bratem, przyjmując imię Noniusza od Świętej Maryi Panny. Zasłynął, jako mąż modlitwy i umartwienia oraz szczególnej miłości do Matki Bożej. Pełnił też liczne dzieła miłosierdzia, szczególną troską otaczając osierocone dzieci.
w 17 roku życia złożył profesję zakonną. Pełnił wiele posług w zakonie, nie zaniedbując przy tym pracy literackiej. Napisał ponad 50 tysięcy wersów łacińskich. Wypełniał także wiele powierzonych mu przez papieży misji dyplomatycznych. Wsławił się wielką miłością Kościoła, którego reformie całkowicie się poświęcił. Sześciokrotnie był wikariuszem generalnym swojej kongregacji, a w 1513 r. został wybrany przełożonym generalnym całego Zakonu. Wykorzystywał swoją znajomość z uczonymi do tego, by przyprowadzić ich do Chrystusa. Zmarł przeżywszy 69 lat w Mantui. Beatyfikowany został w 1885 r.
Powiedział:
W czytaniu Pisma świętego znajdziesz wielkie i cudowne lekarstwo przeciw bólom ciała i utrapieniom ducha; i z całą pewnością żadne przemówienie, choćby było najbardziej cenione i błyszczało najwspanialszą wymową, nie może na równi łagodzić trosk, oraz bardziej pocieszać strapionych umysłów.
urodziła się 16 stycznia 1884 roku w Catanzaro w Kalabrii, na południu Włoch. Była dziesiątym dzieckiem spośród dwanaściorga rodzeństwa. Cierpliwie czekała, prawie dwadzieścia lat na to, aby zobaczyć realizujące się powołanie. W tej walce, która trwała aż do momentu wstąpienia do Karmelu w Ragusie, w wieku 35 lat., była wspierana przez szczególny kult Eucharystii. Widziała w niej tajemnicę sakramentalnej obecności Boga w świecie, konkretny dowód Jego nieskończonej miłości do człowieka. Wytrwała w powołaniu także dzięki nabożeństwu do Serca Jezusowego, praktyce komunii duchowej i pobożności maryjnej. Maryja stała się dla niej prawdziwym wzorem życia Eucharystią, bo Ona nosiła w swym łonie Syna Bożego, którego ustawicznie rodzi w sercach wierzących.
W klasztorze długie godziny spędzała na adoracji Najświętszego Sakramentu, zwłaszcza w każdy czwartek między godziną 23 a 24.
Powiedziała:
„Działasz we mnie. Czyż nie odczuwam Cię często w moim sercu?… Podczas gdy wszystko jest ciemnością i oschłością, w moim sercu dokonuje się coś boskiego. To On. A ja sądziłam, że jestem sama… Ty, Boże światło, przenikając mnie czystością, podniosłeś mnie do siebie. Tam jest nowe powietrze, mimo że żyję na tej ziemi; tam jest świętość”.
Maria Felicja Guggiari Echeverría, urodzona w Villarrica del Espíritu Santo w południowym Paragwaju 12 stycznia 1925 r., w wieku szesnastu lat wstąpiła do Akcji Katolickiej i bardzo się zaangażowała na polu religijnym, poświęcając Panu Bogu swoją młodość. Była lubianą katechetką, animatorką religijną w środowiskach akademickich, oraz opiekunką chorych i starców. Zaprzyjaźniła się bardzo z kierownikiem Akcji Katolickiej, którym był Ángel Sauá Llanes. Zastanawiali się, czy nie założyć rodziny. Prosząc o światło Ducha świętego wybrali jednak inna drogę. Ángel wstąpił do seminarium duchownego, a Maria Felicja przekroczyła próg klauzury klasztoru karmelitanek bosych w Asunción, przyjmując imię zakonne: siostra Maria Felicja od Jezusa Sakramentalnego.
Zmarła tam w opinii świętości zaledwie cztery lata później, 28 kwietnia 1959 r. Nazywana jest zdrobniale „Chiquitungą”, tzn. „Maleńką”: najpierw tak w dzieciństwie nazywał ją jej ojciec, a potem określenie to przylgnęło do niej ze względu na jej pokorę, prostotę i uniżoność. Benedykt XVI zatwierdził heroiczność jej cnót. 23 czerwca 2018 r. odbyła się w Asunción jej beatyfikacja. Relikwie błogosławionej spoczywają w klasztorze w Asunción.
Powiedziała:
„Niech moje życie zatonie w nieskończonym morzu Jezusowej miłości”.
Każdy z nas jest powołany do dołączenia do tej listy ☺
A na naszym relikwiarzu są jeszcze wolne miejsca…
s. T.
Dodano: 01 listopada 2018
Ja i tylko Ja jestem twoim pocieszycielem.
Kimże ty jesteś, że drżysz przed człowiekiem śmiertelnym…
ciągle, po całych dniach obawiasz się. (Iz 51,12-13)
Kimże ty jesteś – to znaczy, czy wiesz, kim jesteś, jaka jest twoja godność, kto jest twoim ojcem, jakie są twoje korzenie, jakie dziedzictwo? Ten izajaszowy werset można by przeczytać także w ten sposób: przypomnij sobie, kim jesteś i przestań się lękać – przecież to Ja cię ochraniam, wspieram, jesteś Moim. Co więcej, fragment ten kończy się słowami Boga: W cieniu Mej ręki cię skryłem i powiedziałem Tyś moim ludem ( Iz 51,16) – i nikt nie wyrwie ich z Mojej ręki (J 10,22-30) – dopowie Jezus w Janowej Ewangelii.
s.E.
Dodano: 15 października 2018
Kropielnice są niemalże wszędzie: przy wejściu do chóru – to oczywiste, ale również przy drzwiach każdej celi i pracowni, w nowicjacie, w refektarzu i kredensie, na sali rekreacyjnej i w pustelniach…
Co za tym idzie, przechodząc przez niemal każde drzwi, każdy próg, towarzyszy nam gest znaku krzyża czyniony ręką zanurzoną w wodzie święconej. (Do moich obowiązków należy pilnowanie, by w odpowiednim miejscu zawsze stała duża butelka z woda święconą, by siostry mogły z niej czerpać i uzupełniać wszystkie kropielnice).
Z początku dziwiłam się częstotliwości tego gestu.
Ale to nie tylko gest! To akt wiary, potężna bron przeciwko szatanowi, objęcie ciała i duszy przez Tego, który zawisł za mnie na krzyżu.
By nie zaniedbywać i zmobilizować się do gorliwszego i bardziej świadomego czynienia tego aktu pomyślałam sobie, że każdy znak krzyża będę robić za dusze w czyśćcu cierpiące, które są tam właśnie dlatego, że w życiu za mało się żegnały lub niedbale…
I jakiś czas później, jakby na potwierdzenie moich intuicji przeczytałam słowa św. Charbela (w tradycji łacińskiej trochę inaczej wygląda sprawa odpustów):
„Jeśli na przykład przeżegnasz się dwadzieścia razy podczas dnia, otrzymasz wiele odpustów, a jeśli oddajesz je za spokój jednej duszy lub wielu dusz cierpiących w czyśćcu, głęboko ulżysz im w bólu i sam otrzymasz obfitą nagrodę, za swój czyn! Czy cokolwiek cię to kosztuje? Oczywiście, że nie!”
(cytat z: o.Hanna Skandar OLM „Kwiatki świętego Charbela”)
s.T.
Dodano: 01 października 2018
Dodano: 14 września 2017
Święto Podwyższenia Krzyża świętego ustanowione na pamiątkę odnalezienia drzewa Krzyża przez św. Helenę, matkę Konstantyna, obchodzone jest w kościele tak wschodnim jak zachodnim 14 września. Znalezienie go datuje się co prawda na 13 września, ale to kolejnego dnia, 14. wypada rocznica wystawienia relikwii Krzyża na widok publiczny, czyli pierwsza adoracja świętego Krzyża. Kościół w Krzyżu Jezusa widział zawsze ołtarz, na którym Jezus dokonał zbawienia świata. Tego też dnia, w Karmelu, odnawiamy nasze śluby, kolejny raz kładąc na ołtarzu Chrystusowego Krzyża własne życie i śmierć. Zwyczajowo, to wydarzenie dokonuje się u początku dnia, w zaciszu zakonnego chóru, w swoistym ukryciu. Wielu wtedy jeszcze śpi, niektórzy szykują się czy zmierzają do pracy, jedni z radością inni zaś z trudem otwierają się na dar nowego dnia. My zaś, skryte za kratą Karmelu ponawiamy nasze Tak Bogu, pewne, że miłość rodzi życie, że to oddanie wyleje się na świat obfitą łaską, która zrosi drogi codzienności braci w świecie.
Śpiew, modlitwa i exorta Przeoryszy rozpoczynają to nabożeństwo.
Wspominając w sierpniowej liturgii Edytę Stein, w Karmelu s. T. Benedyktę od Krzyża, rokrocznie słuchamy jej słów, przygotowanych dla ówczesnej przeoryszy Karmelu w Kolonii na to wrześniowe nabożeństwo. Znak krzyża był jej bliski, i nie tylko nosiła go w nowym imieniu nadanym w Karmelu, ale i w życiu, aż po śmierć, która spotkała ją w komorze gazowej w Auschwitz. Rodzi się pytanie, czy także tam, odarta ze wszystkiego, odnalazła w sobie siłę, by z mocą i wiarą powtórzyć to wołanie: Ave crux, spes unica…? Nikt nie zna jej ostatnich chwil życia, ale na te ostatnie chwile składały się drobne chwile codzienności, w których ufnie i pokornie, pośród własnych słabości, wybierała Boga i Jego Krzyż. To dlatego Kościół, po dokładnym oglądzie jej życia nie wahał się zaliczyć siostrę Benedyktę do grona świętych, męczenników, doktorów Kościoła – bo jej mądrością stał się Jezusowy Krzyż
Pozdrawiamy cię, Krzyżu Święty, nasza jedyna nadziejo!
Patrz na Krzyż: z otwartego serca płynie krew Zbawiciela, krew zdolna ugasić nawet płomienie piekła. Przez wierne zachowywanie ślubów osiągniesz to, że twoje serce stanie się wolne i otwarte, a zatem będą mogły przepływać do niego strumienie Bożej miłości, przepełniając je i dając mu płodność aż po krańce ziemi.
Mocą Krzyża możesz być obecna we wszystkich miejscach bólu – wszędzie tam zaprowadzi cię twoja współczująca miłość, ta miłość, którą czerpiesz z Boskiego Serca i która czyni cię zdolną wszędzie rozprzestrzeniać Jego Najdroższą Krew, aby nieść ulgę, ratować i zbawiać.
Oczy Ukrzyżowanego zwrócone są na ciebie pytającym spojrzeniem. Czy chcesz na nowo, z całą powagą zawrzeć z Nim przymierze? Jaką dasz odpowiedź? „Panie, do kogóż pójdę? Ty masz słowa życia wiecznego”.
* Z pism duchowych św. Teresy Benedykty od Krzyża, w: Liturgia Godzin OCD, Kraków 1999, s. 128.
s. E.
Dodano: 01 września 2018
Każda Siostra, cyklicznie, w określonym czasie realizuje swój tygodniowy dyżur „pulsatorki” i o wyznaczonych godzinach, określonym dzwonkiem przez kilkanaście-kilkadziesiąt sekund dzwoni wzywając i wprowadzając w kolejny etap dnia całą wspólnotę (plan dnia można znaleźć w innej zakładce).
Tuż po „wstąpieniu” miałam wrażenie, że dzwoni się „co chwilę”.
Od rana do wieczora tempo życia utrzymywane jest na wysokim poziomie 🙂
Nie ma poślizgów nawet „pięciominutowych”, nie można dać się pochłonąć przez pracę, ciekawą lekturę, a nawet wydłużyć czasu modlitwy. Trzeba być wolnym (od swojego „chcę” i „nie chce mi się”) oraz dyspozycyjnym nieustannie!
Dyspozycyjnym na wezwanie… na głos, który mnie woła…
Gdy pisze te słowa właśnie zabrzmiał dzwon – przerywam… 🙂
Kontynuuję: Przez posłuszeństwo dzwonkom uczę się czuwania i oddawania swojego czasu. Wyrzekłam się władzy nad nim, bo pragnę, by nic mnie całkowicie nie pochłonęło, bym zawsze (zwłaszcza, gdy słyszę dźwięczny sygnał) mogła świadomie stawać w Bożej obecności, i wielokrotnie w ciągu dnia odpowiedzieć sobie na pytanie: dla Kogo tu jestem, dlaczego, po co…?
„Potrzeba dusz tak oddanych Mi, abym w nich mógł żyć wśród ludzi i błogosławić im. Pierwszą taką duszą była Maryja. Potem byli święci, w których świat rozpoznawał Mnie. Teraz pragnę ciebie i innych, w których płonie Moja Miłość zapalona przez Ducha Świętego, by zbawić wielu. Nie lękaj się swojej słabości. Ważne jest tylko twoje pragnienie i przyjmowanie drogi, jaką cię prowadzę”.
(cytat z: Alicja Lenczewska „Świadectwo”)
s. T
Dodano:14 sierpnia 2018
Wzięcie Maryi do nieba, Przejście, Zaśnięcie czy Odpocznienie Maryi, to równoznaczne określenia na świętowane 15 sierpnia Wniebowzięcie Maryi. W Polsce, od wieków nazywane jest także świętem Matki Bożej Zielnej, co można wywodzić z dwóch przynajmniej źródeł. Nade wszystko, jak podaje tradycja, apostołowie na miejscu zaśnięcia NMP znaleźli bukiet kwiatów. Święcone tego dnia wianki z kwiatów, kłosów zbóż i ziół, mają, wedle najstarszych wierzeń, moc leczniczą i chronią od chorób i zarazy. Ponadto sierpień jest miesiącem żniw, zbiorów, więc składane u stóp ołtarza kosze z płodami ziemi i zanoszone dziękczynienie za zbiory w sposób naturalny przenoszą nasz wzrok na Maryję, najpiękniejszy kwiat i najdojrzalszy owoc ziemi. To za Nią dziękujemy tego dnia, za dar dojrzałego życia Maryi, które Bóg zerwał, jak pyszny owoc, i zabrał do siebie.
Przyglądając się Matce Bożej w tajemnicy Jej Wniebowzięcia, można, jak pisał abp Fulton Sheen, zajrzeć przez moment do nieba, bo:
Maryja jest oknem, prze które nasze człowieczeństwo
chwyta pierwsze mignięcie Bóstwa na ziemi.*
Co więcej, Maryja wzięta do nieba nie zostawia nas samych, lecz pozostaje wciąż czujna i uważna na każde nasze słowo, gest, znak miłości. Kontynuuje abp Sheen:
jest Ona raczej jak szkło powiększające:
wzmacnia naszą miłość do Jej Syna
oraz rozjaśnia i rozpłomienia nasze modlitwy.*
Dziś, Maryjo, chcemy zanieść do Ciebie tę jedną modlitwę: niech także nasze życie dojrzeje w ziemski czas do swej pełni, zachwyci niebo soczystością i pięknem, a na ziemi, przez tajemniczą wymianę darów, nasyci głodnych braci…
s. E.
*Abp Fulton J. Sheen, Maryja pierwsza miłość świata, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2018, s. 104.
Dodano: 01 sierpnia 2018
Na moim ołówku
na fioletowej łączce
baranków sześć się pasie
cztery małe a dwa duże
Patrzą sobie co ja piszę
czytać nie umieją
a może ze mnie się śmieją?
s. J.
Dodano: 15 lipca 2018
Ze wzgórz Karmelu
przychodzisz do świata,
podobna wiośnie –
w lekkości ducha i jego urodzie,
utkana z łaski, spowita ciszą,
śpiewasz dziś z nami swoją
psalmodię.
Zawołaj mnie, Mario,
daleko ku górom,
by stąpać lekko poprzez życia trud.
Dałaś nam szatę – znak miłości Ojca,
stroisz nas w zawój
na Królewskie gody.
Jesteś płomieniem dla nas gorejącym
w małym kaganku
Panny z Nazaretu.
s. B.
Dodano: 15 czerwca 2018
W Karmelu nosi się sandały – nie kapcie, klapki, balerinki, czy inne rodzaje obuwia. Od rana do wieczora po klasztorze chodzi się w sandałach. Z pewnością jest to znak – czego? Nie chodzimy dosłownie „bose” (lecz prawie), bo tak sobie myślę, że nie w pełni okryte stopy mają wyrażać nie tylko ubóstwo, czy naszą „bosowatość”, ale fakt, że poruszamy się po ziemi świętej – dosłownie! Ziemi poświęconej, „wyłączonej”, tzn. konsekrowanej dla Boga.
Teren objęty klauzurą przygotowuje mnie do stanięcia przed Najwyższym. Mojżesz, gdy zbliżył się do wzywającego Go Boga usłyszał: „Zdejmij sandały, bo ziemia, na której stoisz jest święta”. I może dlatego właśnie karmelitanki do trumny chowane są już dosłownie bose. Abyśmy nie musiały zdejmować butów u bram nieba, lecz od razu przeskoczyć jego próg.
Sandały są też znakiem, iż nasze życie na ziemi jest pielgrzymką. Z doświadczenia wiem, bo wiele razy chodziłam na pielgrzymi do Częstochowy, przed tron naszej Matki Jasnogórskiej, że sandały są najwygodniejszym obuwiem…
Ale, o jaką pielgrzymkę chodzi? Tu zacytuję postawione mi przez Jezusa pytanie:
„Dziecko Moje, czy wyruszyłaś już w głąb swojej duszy, by w niej znaleźć Ziemię Świętą? By łzami obmyć swoje serce tak bardzo obolałe – w Moich ramionach je obmyć? Czy już rozumiesz i już pragniesz tylko takiego pielgrzymowania? Świętego czasu – Misterium Spotkania z Oblubieńcem twoim?”
(cytat z: Alicja Lenczewska „Słowa pouczenia”)
Pragnę odpowiedzieć: Tak, Panie!
s. T.
Dodano: 1 maja 2018
Krzyż nad drzwiami, to zwyczaj panujący od wieków w chrześcijańskich domach. Staje się on znakiem błogosławieństwa dla wchodzących i wychodzących z domu. Gdy w domu mieszka matka, nie umknie jej uwadze, gdy ktoś wychodzi, wyrusza w długą czy krótką podróż życia. Pójdzie za nim jej miłość i troska, jej błogosławieństwo. Ale i tam, gdzie wychodząc, nie mamy już za plecami tej dobrej obecności, życzliwego i troskliwego spojrzenia matki, błogosławi nam nasza wspólna Matka – Maryja. Może warto to sobie przypomnieć u progu tak maryjnego miesiąca, jakim jest maj. Natomiast doświadczenie mnichów z Góry Athos może nam podpowiedzieć jakąś własną formę pamięci o Tej, która nigdy o nas nie zapomina, strzeże i chroni naszego ziemskiego wędrowania.
„Na Athosie czczona jest w sposób szczególny ikona Matki Bożej nazywana Cała Święta strzegąca bramy. Legenda głosi, że pewna kobieta ratując ikonę przed zniszczeniem, wypuściła ją do morza, a fale przyniosły ikonę przed klasztor Iwiron na Górze Athos, gdzie mnisi znaleźli ją na brzegu i z nabożeństwem przenieśli do kościoła. W nocy ikona zniknęła z kościoła i rankiem znaleziono ją przy klasztornej furcie. Z powrotem odniesiono ją do kościoła, a następnej nocy Matka Boża ukazała się przełożonemu wspólnoty zakonnej i powiedziała, że «przybyła tu, aby chronić, a nie szukać schronienia». Poleciła więc, aby wybudowano kaplicę przy wejściu do klasztoru, gdzie mogła być obecną w swoim obrazie. Stąd nazwa ikony – Strzegąca Bramy, Odźwierna.
Podania o Pani Strzegącej Bramy zapadły głęboko w sercach mnichów i zrodził się zwyczaj umieszczania w każdym klasztorze przy bramie małej kapliczki z ikoną Matki Bożej, strzegącej mieszkańców i gości. Każdy, kto wychodził z klasztoru lub do niego powracał, przy niej zatrzymuje się na modlitwę, której tekst umieszczono obok wizerunku:: «Niech Najświętsza Dziewica będzie z tobą, niech cię strzeże, niech cię zachowa od wszelkiego niebezpieczeństwa». To maryjne błogosławieństwo z Góry Athos przeniknęło do wielu chrześcijańskich domów na wschodzie i zakorzeniło się jako trwały zwyczaj”.
(Bazyli Mosionek OCD, Prawosławny ogród Matki Bożej, Głos Karmelu nr 6, 2017.)
s. E.
Dodano: 15 kwietnia 2018
Zaproś mnie Jezu,
przyjdę na pewno,
zawołaj o północy,
to lampę opatrzę…
Wezwij, sieci zostawię,
popatrz na mnie
a o wszystkim zapomnę.
Powiedz Słowo, ja pochwycę,
wytłumacz a zrozumiem.
Zapal a płonąć będę!
Chcę tańczyć, tylko mnie porwij,
zagraj tak, bym mogła śpiewać.
Czekam na Twoje „PRZYJDŹ!”,
zawołaj, powiem „AMEN!”.
Znam Twój głos,
więc mnie poprowadź,
mój Dobry Pasterzu…
Dodano: 28 marca 2018
Twoje rany
dla mnie otwarte
pełne żaru
ogniem rozdarte
Twe ręce nogi
i całe serce
było pragnieniem
by wydać się w Męce
Sam bardzo chciałeś
być krzyżowany
by każdy uwierzył
że aż tak jest kochany
Po Zmartwychwstaniu
pozwalasz dotykać
Twych ran chwalebnych
by przepaść nasza
mogła zanikać
Całuję je czule
chłonę jak rosę o świcie
i tuląc się do nich
odnajduję życie
s. B.
Dodano: 23 lutego 2018
„Gdzie Ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie Ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam” – te słowa z księgi Rut trafnie opisują odpowiedź, jaka rodzi się w sercu osoby, która odkryła swoje powołanie. To pierwsze pójście za Jezusem realizuje się nieustannie, każdego dnia, a jego głębia i prawdziwość potwierdza się szczególnie w chwilach trudnych – dojmującej samotności, niezrozumienia, odrzucenia, trudu i cierpienia mających posmak śmierci. Ból drogi krzyżowej – Jezusa i tej naszej, w codzienności życia – to nie jest jednak ostatnie słowo. Ostatnie należy do Boga i dlatego Jego Słowa dające światło i nadzieję kończą te krótkie rozważania, które, ufam, przybliżą nas do Jego zranionego i miłosiernego Serca.
s. E.
Dodano: 15 lutego 2018
Ci, którzy Panu ufają, są jak góra Syjon,co się nie porusza, ale trwa na wieki.
Jak góry otaczają Jeruzalem: tak Pan otacza swój lud i teraz, i na wieki. (Ps 125, 1-2)
Dwa wersy mówiące o górze – raz jako obrazie człowieka ufającego – stałego, nieporuszonego wobec nawałnic i przeciwności, potem jako obrazie Boga, który otacza swój lud wałem ochronnym podobnym do gór otaczających Jeruzalem. Ta Jego stałość i niezmienność uczy nas, przekonuje i uzdalnia do bycia stałymi w ufności – złożeniu naszego kruchego życia w Jego dłonie, by stać się mocnymi Jego mocą.
Tak, Pan swój lud otacza i nieustannie mu towarzyszy, jak mówi święty Paweł: Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała – to był Chrystus (1 Kor 10,4).
s.E.
Dodano: 15 stycznia 2018
Wieża to element budynku, który Siostry dobudowały po objęciu koszarowca na klasztor. (Później powstały także dwie dobudówki z dwóch stron domu, gdzie dziś znajduje się z jednej strony część gościnna i kaplica, a z drugiej refektarz i biblioteka).
Kto widział nasz klasztor wie, że „ma coś w sobie” 🙂 a jego wieża wznosi się ponad korony drzew, jasna, smukła, z owalnymi okienkami, małym balkonikiem, na który czasem wychodzimy.
Dźwięk dzwonu wiszącego pod daszkiem oznajmia całej okolicy, że: „Czas na modlitwę. Jezus woła! Jezus jest!”. Dodam, że jest to dzwon ręczny 🙂
Cała architektura, ale m.in. wieża zauroczyły mnie od pierwszego wejrzenia! Gdy zaś przyszedł czas na moje pierwsze w życiu „indywidualne rekolekcje na wieży” – tzn. w naszej pustelni, gdzie przez 10 dni, dzień i noc, jest się „sam na sam” z Jezusem w Najświętszym Sakramencie, stwierdziłam, że bliżej nieba na ziemi być już nie mogę – i fizycznie i duchowo. Jak wielka to łaska, wie, kto jej zasmakował. Ale jest to też trud znany tym, którzy wystawią się na światło Prawdy i próbują wytrzymać w ciszy i samotności przed Jezusem.
Wytrwać, nie uciec… zwłaszcza wewnętrznie, nie dać się oderwać, przylgnąć, nauczyć się adorować i modlić – to moje pragnienie.
Czym jest adoracja? Czym jest modlitwa?
„Adoracja – to dać się pochłonąć Bogu i wchłaniać Go w siebie. To jest sensem i celem twego istnienia. To jest twoim istnieniem prawdziwym. Każda sekunda twojego ludzkiego życia jest ci dana po to, abyś napełniała się Mną. Nigdy nie naprawisz tego, co tu stracisz, nie korzystając z szansy, jaką ci daję. Zawsze będziesz o tyle uboższa we Mnie, ile tu zmarnujesz.
Modlitwa – to chłonąć Boga ze wszystkich sił i radować się, że jesteś i że On jest. To coraz głębsze poznawanie siebie i wszystkiego w Nim – uwolnienie od uwarunkowań narzucanych przez świat, innych i samego siebie.”
(cytat z: Alicja Lenczewska „Słowa pouczenia”)
s. T.
Dodano: 1 stycznia 2018
Pierwszy stycznia, święto Bożej Rodzicielki i obchodzony już od wielu lat światowy dzień pokoju, został obrany przez borneńską wspólnotę Karmelu jako dzień patronalny: Maryi Matki Pojednania. Uroczystość Maryi, Bożej Rodzicielki, kończy oktawę Bożego Narodzenia. Może także dlatego, gdy myślimy o Bożej Rodzicielce, zwykle mamy przed oczyma liczne obrazy Maryi tulącej w ramionach Dziecko, nowonarodzonego Jezusa. I choć Jezus, narodzony na palestyńskiej ziemi, owinięty był w proste, ubogie pieluchy, jak każde żydowskie dziecko, poddany tym samym zwyczajom, żył rytmem skromnej, hebrajskiej rodziny, od pierwszego momentu pojawienia się na ziemi jest Księciem Pokoju, ukrywającym w drobnym ciele niemowlęcia całą moc Bożą.
Ma granice Nieskończony, jak śpiewamy w kolędzie. Ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi, dopowiada święty Paweł w znanym hymnie z Listu do Filipian. Co więcej: uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.
Na starych, dziewiętnastowiecznych obrazkach, można zobaczyć maleńkiego chłopczyka w białej szatce, Jezusa, śpiącego nie w żłóbku wyłożonym miękkim siankiem, ale na twardych kawałkach drewna, złożonych w krzyż. Cień krzyża, patrząc poza zasłonę świątecznych, różnokolorowych ozdób, możemy zauważyć już w Betlejem. W kruchości i słabości bezbronnego dziecka zobaczyć Boga, który ograniczył swoją wszechmoc do miary człowieczej, objawił istotę swojej potęgi w pokornej miłości, wydanej bez jakichkolwiek zabezpieczeń, ograniczeń.
Ikona Maryi, Matki Pojednania, którą czcimy w borneńskim Karmelu, przedstawia Maryję w postawie stojącej, ze wzniesionymi dłońmi, niczym orantka uwielbiająca Boga i zanosząca równocześnie przed Jego tron wstawiennicze modlitwy. W medalion na wysokości Jej serca nie jest wpisany Jezus jako małe dzieciątko, ale Jezus umierający na krzyżu, dopełniający swoje dzieło zbawcze rozpoczęte w betlejemskiej grocie. Jezus na krzyżu, mocą swej przelanej krwi, burzy wszelki rozdzielający nas mur, a w sobie zadawszy śmierć wrogości, jednoczy nas z Bogiem, między nami i w głębi naszych serc. On bowiem jest naszym pokojem. Trzeba nam o tym pamiętać, gdy wyciągamy rękę z opłatkiem, gdy ślemy czy składamy życzenia. Czystość i biel opłatka, dążenie do przebaczenia i gotowość pojednania, nie mają swego żródła w uroku świątecznej atmosfery, w naszych staraniach czy dobrych postanowieniach, ale w Jego życiu wydanym za nas – od kenozy Wcielenia w ciszy Nazaretu po chwałę wywyższonego Pana na Krzyżu Golgoty.
Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony;
ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice Nieskończony…
s. E.
Dodano: 23 grudnia 2017
1Twoje Słowo
Ciałem się stało
gdy pośród nas
w Twym Synu zamieszkało
3Jezus się rodzi
całkiem zwyczajnie
na pierwsze spotkanie
wybrał Sam stajnię
2Przyszło do swoich
było widziane
Duchem Mądrości
nam zwiastowane
5Twoje Słowo to miłość
w Jezusie nam dana
która przez nas przyjęta
chce być światu darowana
s. B.
Dodano: 15 grudnia 2017
Św. Teresa od Jezusa, reformatorka Karmelu, zwraca szczególną uwagę na fakt, że nasza modlitwa i relacja z Bogiem opiera się na tajemnicy Wcielenia. Dlaczego? Ponieważ Bóg stał się człowiekiem, abyśmy mogli Go „dotykać” – zaangażować w modlitwę wszystkie zmysły duszy i ciała: „Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego przyjaciela nigdy nie powinnaś odstępować. Gdy się przyzwyczaisz być zawsze w Jego obecności, a On będzie widział, że czynisz to z miłością i starasz się we wszystkim podobać się Jemu, już się od Niego – jak to mówią – nie odczepisz. Nigdy On ciebie ani na chwilę nie opuści, będzie cię wspierał we wszystkich strapieniach twoich, na każdym kroku będzie ci stróżem i pocieszycielem. Czy to mała rzecz, sądzicie, mieć zawsze i wszędzie przy boku takiego przyjaciela?” (Droga Doskonałości 26,1).
Czas Adwentu i Okres Bożego Narodzenia – te niezwykle ważne etapy na naszej drodze duchowej, cyklicznie przeżywane w liturgii, są zaproszeniem do odkrywania nowych perspektyw i poziomów naszej wiary. Bóg bowiem pragnie być poznawany! „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś.” (J 17,3)
Chcąc hasłowo opisać te „wydarzenia”, można by Adwent określić jako czuwanie, a Boże Narodzenie jako wcielenie. Co kryje się pod tymi pojęciami?
W tym roku „czuwanie” odsłania mi się w kontekście słów z Łk 12,37: „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał”.
Potrzebuję pogłębiać w sobie świadomość, że Bóg zstąpił, aby służyć (Jezus, obmywając uczniom nogi w Wieczerniku, spełnił właśnie posługę niewolnika).
Często patrzy się na Bog, jako na „biorcę”, któremu się należy, któremu trzeba uiszczać konkretną daninę, tymczasem On objawia się nam jako Bóg Sługa! W pełni poznamy, co to znaczy na Uczcie Niebieskiej. Ale już teraz zrealizuję Jego wezwanie do czuwania, gdy wypełniając swoje życiowe zadania będę kochać (=służyć) i pozwolę, by On kochał we mnie (=służył przeze mnie).
Natomiast wcielenie w szczególnie trafny sposób interpretuje nasza siostra św. Elżbieta od Trójcy Świętej: „Niech w mojej duszy dokona się jakby wcielenie Słowa. Niech stanę się dla Niego jakby nowym człowieczeństwem, w którym mógłby odnawiać swą Tajemnicę”.
Bóg potrzebuje moich rąk, moich nóg, moich ust, moich oczu, aby służyć. Zaprasza mnie do stania się współsługą.
Warto odkryć z Maryją znaczenie i moc stwierdzenia: „Oto ja służebnica Pańska” – jak wielkim zaszczytem jest służyć Bogu, jak wielką łaską jest móc usłużyć drugiemu człowiekowi! Jezus powiedział: „więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu”.
Moje zatwardziałe serce okala gruba warstwa egoizmu. Czas Adwentu, czas Bożego Narodzenia – to czas łaski, „szczególnego wspomagania”, gdy Bóg niejako na nowo dając Syna wyjawia, o co tak naprawdę w życiu chodzi, co nadaje mu sens, do czego nas zaprasza…
s. T.
Dodano: 14 listopada 2017
Kto chodzi w ciemnościach i bez przebłysku światła,
niechaj imieniu Pana zaufa i niech na swoim Bogu się oprze! (Iz 50, 10)
Gdy chodzimy w ciemności i brak nam światła, bardzo szybko i łatwo przemawia do nas nasza ciemność językiem lęku, zwątpienia, zamieszania czy beznadziei. Wyciągnąć pewnie rękę w mrok, by się oprzeć na ukrytej w nim Obecności, pozwala jedynie wiara, wtedy gdy staje się zawierzeniem, kładąc na szali własne życie. A wówczas można iść pewnie i spokojnie nawet w ciemnościach:
Sprawię, że niewidomi pójdą pójdą po nieznanej drodze, powiodę ich ścieżkami, których nie znają, ciemności zamienię przed nimi w światło, a wyboiste miejsca w równinę. Oto są rzeczy, których dokonam, a nie zaniecham – mówi Pan. (Iz 42, 16)
s. E.
Dodano: 01 listopada 2017
Według tradycji naszego Zakonu, której nie znałam przed wstąpieniem, a którą uważam za niesamowitą, 2 listopada organizujemy uroczystą procesję za zmarłych.
W pięciu miejscach naszego domu przygotowujemy stacje, przy których modlimy się za: naszych współbraci i współsióstry, dalej za zmarłych kapłanów, osoby z naszych rodzin, za bliskich, dobrodziejów i tych wszystkich, o których chcemy pamiętać. Pada wiele imion i nazwisk…
Z wielką radością dopisałam do listy tych, których noszę w swoim sercu, a którzy teraz czerpią z modlitewnego skarbca naszej wspólnoty.
W ten prosty sposób, choć nie możemy fizycznie stanąć nad ich grobami, bierzemy aktywny udział w ich pielgrzymce ku pełni życia, towarzyszymy im także na tym ostatnim etapie i wierzę, że skutecznie przyśpieszamy ich bieg „tuż przed metą”.
Niedawno dominikanie, jako hasło powołaniowe wzięli słowa: „Wstąp do nas umrzeć” – jest to zaproszenie połączone ze wspaniałą obietnicą!
Śmierć w Zakonie to chyba jedna z największych łask, jakich można doświadczyć. Kościół nie zapomina w swej modlitwie o nikim, ale cieszy mnie myśl, że pamięć o zmarłych ma w klasztorze tak głęboki wymiar i znaczenie!
Jeżeli Bóg pozwoli także mi spocząć kiedyś na przyklasztornym cmentarzyku, mam pewność, że codziennie będę otaczana modlitwą, tak jak już pochowane dwie nasze siostry.
Dziś, moim życiem, oddaniem i modlitwą, pragnę skutecznie wspierać tych, którzy odeszli :).
„Jezus: Ból rodzenia trwa całe życie ziemskie i czyśćcowe, aż staniesz się godna, by wejść do Domu Ojca, by tam w pełni żyć w Prawdzie i Miłości. Pokutuj i raduj się, że możesz, że ta łaska jeszcze trwa, że możesz płakać nad swoją grzesznością i grzesznością świata. Że możesz wysługiwać łaskę zbawienia i świętości dla bliźnich twoich. Raduj się, że ta łaska jest ci dana w każdym kolejnym dniu”.
„Jezus: Cisza grobu jest pozorna. Śmierć ciała daje pełnię życia duszy.”
[z: „Słowo pouczenia”, A.Lenczewska]
s. T.
Dodano: 14 października 2017
Matką w Karmelu i siostrą w Jezusie
przez Boga daną jesteś mi Tereso
Tak bliska duchem
i sercem zranionym Miłemu
Tyś Jezusa księgą w której siebie czytam
wszak od wieków poznał i obraz w nas odcisnął
Rań moje serce
miłością co płonie
Przybliżaj mnie Sercu w Krzyżu otwartemu
i w Sercu Boga ucz czytać
s. B.
Dodano: 30 września 2017
Każda siostra wraz z habitem, w dniu obłóczyn, otrzymuje zakonne imię i tytulację – tj. predykat, który nadaje szczególny rys całemu jej życiu.
Mój brzmi: od Maryi – Miłującej Obecności. Dlaczego taki? Bo jestem tu po to, by stać się miłującą obecnością = „miłością w sercu Kościoła” (por. św. Teresa od Dzieciątka Jezus). To jest rdzeń i cel mojego powołania, a także syntetyczne ujęcie naszego karmelitańskiego charyzmatu! Myślę, że do końca życia będę odkrywać jego głębię.
Maryja jest Miłującą Obecnością, należąc do Jej Zakonu czerpię z łaski, która Ją stanowi.
Czy Niepokalana przysłania nam Boga, czy ją ubóstwiamy? Nie. W dziełach naszych rodziców: św. Teresy od Jezus i św. Jana od Krzyża, wprost o Maryi niewiele jest napisane, ale Jej duch przenika na wskroś cały Zakon.
Ukryta, jak zawsze – jak w Nazarecie, jak potem wśród apostołów aż do wniebowzięcia, cała poświęcona modlitwie. Nie ewangelizowała, nie czyniła cudów i znaków, nie spisała historii Jezusa… A jednak moc Jej modlitwy przyczyniała się do tego, że oni realizowali swoje posłannictwo, że zstąpił Duch Święty, że Kościół wytrwał pośród prześladowań…
Dziś dzielę z Nią Jej misję, toruję drogę Bożej łasce, która potrzebuje mojej modlitwy, jako kanału… W sposób duchowy i z woli Bożej mogę być tam, gdzie moja wstawiennicza modlitwa jest potrzebna!
Maryja: Gdzie jest Syn mój, tam i ja jestem. W niebie jestem z ciałem i duszą, przez wszechmoc Bożą jestem wszędzie. Gdzie światło słoneczne, tam i nieodłączny cień – tak i ja. We Mszy św. rzeczywiście ponawia się Ofiara mego Syna jak na Kalwarii, tylko że dzieje się to przez Ducha Świętego w sposób duchowy i bezkrwawy. Tak samo jest z moją obecnością; zjawiam się w sposób duchowy, ale rzeczywisty.
(cytat z: Siostra Janina Immakulata Adamska OCD „Dlaczego właśnie Kunegunda z Siwcówki?”)
s. T.
Dodano: 15 września 2017
On woła swoje owce po imieniu i wyprowadza je… (J 10, 3)
Znać imię, to znać istotę człowieka, znać go do głębi. Bóg przenikając głębiny naszego serca i życia wie, z czego ma nas wyprowadzić, zna nasze zapętlenia, słabość, kruchość i grzech. Zna też drogę, by nas bezpiecznie wyprowadzić z więzienia, w którym żyjemy.
Mogę być pewnien, że każdy moment mojej życiowej wędrówki poddanej Jego prowadzeniu jest drogą, bym wreszcie wziął w posiadanie piękną ziemię, którą poprzysiągł Pan przodkom naszym (Pwt 6, 18) – jak obiecał nie tylko Izraelitom mozolnie wędrującym do ziemi obiecanej, ale każdemu z nas.
s.E.
Dodano: 08 sierpnia 2017
Myślę, że na dwadzieścia lat istnienia naszej wspólnoty w Bornem można spojrzeć choćby w kluczu eliaszowego spotkania z Bogiem na górze Horeb, zapisanego w 19. rozdziale pierwszej Księgi Królewskiej.
Historia klasztoru w Bornem Sulinowie – Karmelu Maryi, Matki Pojednania – korzeniami swymi sięga Karmelu Matki Bożej Wielkiego Zawierzenia w Gdyni Orłowie. Powstały w 1981 roku gdyński Karmel już po kilku latach przekroczył zwyczajową liczbę 21 sióstr. Liczne, kolejne powołania, gotowość sióstr na podjęcie nowej fundacji, a także zgoda przełożonych otwarły drzwi poszukiwaniom odpowiedniego miejsca. Trwały one kilka lat (od Przemyśla po Sejny, od Zielonej Góry po Petersburg…) i ostatecznie, 21 czerwca1993 roku, przywiodły do Bornego Sulinowa, miasteczka niedawno opuszczonego przez stacjonujące tu wojska radzieckie.
Tak rozpoczyna się opowieść o naszych początkach, którą można przeczytać, czy to w zakładce Historia klasztoru w Bornem czy w Więcej o nas. Początki klasztoru ściśle splatają się z początkami miasta, które właśnie w czerwcu 1993 roku zostało oddane przez Rosjan, powróciło na mapy Polski, a niedługo potem otrzymało prawa miejskie i otworzyło się na przybyszów z różnych stron kraju.
Po czterech latach przygotowań my też usłyszałyśmy to definitywne wezwanie, skierowane niegdyś do Eliasza: Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!
Naszą górą stało się Borne, do którego przyjechałyśmy dziewięcioosobową grupą 14 sierpnia 1997 roku.
s. E.
Czytaj więcejDodano: 24 lipca 2017 za karmel.pl
– słów kilka o siostrze Immakulacie Adamskiej ocd
Pamięć o zmarłej dziesięć lat temu (24.07.2007) siostrze Immakulacie od Ducha Świętego, której doczesne szczątki spoczywają na naszym przyklasztorym cmentarzu, jest żywa nie tylko w naszej wspólnocie, ale wśród wielu innych osób, czego echa raz po raz docierają do nas, wzmożone w ostatnim, rocznicowym czasie.
Choć to siostra Immakulata towarzyszyła mi, gdy 33 lata temu rozeznawałam powołanie odprawiając w gdyńskim karmelu ignacjańskie rekolekcje, była mistrzynią moich nowicjackich lat, zmagań i odkryć, spędziłam z nią także te ostatnie dziesięć lat jej życia w Bornem, aż do ostatniego dnia w szczecineckim szpitalu, a dziś mieszkam w jej dawnej celi – nie jest łatwo napisać o niej stroniczkę tekstu. Przecież ona sama napisała kilkanaście książek, wiele, szczególnie dzieła Edyty Stein, przetłumaczyła, w bibliotece stoją tomy prac magisterskich przy powstawaniu których była nieformalnym promotorem, a spod jej pióra wyszły dziesiątki artykułów, odkąd jeden z pierwszych przeczytał przypadkiem Roman Brandstaetter i przybiegł do poznańskiego karmelu, w którym siostra przebywała, prosząc, by dano jej możliwość pisania, zwolniono z domowych obowiązków, bo – ta siostra ma telent do pisania.
Tak, siostra miała talent do pisania, ale wiązał się on z wielką dyscypliną, pracowitością i wytrwałością. Gdy pod koniec dnia była już zmęczona tworzeniem, do późnego wieczoru słychać było stukot jej maszyny – wtedy odpisywała na liczne listy, które każdego dnia docierały do niej. Powtarzała, że nie potrafi przemawiać, woli pisać. Umiała też słuchać i z ogromną jasnością docierać do sedna sprawy, ogarniać istotę problemu. Ten dar duchowego rozeznania, trafnych diagnoz i podpowiedzi, wiernego towarzyszenia ludziom, nawet zza krat karmelu, bardzo szybko został rozpoznany, doceniony i rodził kolejne rzesze, jak mawiałyśmy żartobliwie, jej „penitentów”. (…)
s. E.
Dodano: 15 lipca 2017
W przeddzień największego święta karmelitańskiego – Uroczystości Matki Bożej z Góry Karmel – chcemy oddać głos siostrze Immakulacie od Ducha Świętego, której dziesiątą rocznicę śmierci wspominać będziemy za kilka dni (24 lipca). Umieszczając na jej nagrobku słowa: Cała Twoja jestem, Maryjo, wiedziałyśmy, że wyraziłyśmy głebię jej serca. Resztę dopowie ona sama:
„Nie zajęto się dotąd wnikliwiej kwestią wpływu Maryi na życie modlitwy, pociągające za sobą ustawiczne oczyszczanie serca, które jednocześnie zwiększa przejrzystość zasłony wiary. Stopniowe oczyszczanie wewnętrznego wzroku duszy dokonuje się najbezpieczniej i najkrócej z Maryją za rękę. Kontemplacja zaczyna się z chwilą, gdy dusza uświadamia sobie, że właśnie wiara roztacza bezmiar światła sięgającego do samego Boga. Ten odcinek drogi do Niego trzeba koniecznie przejść, by dojść do niebieskiego widzenia. Kontemplacja jest owocem łaski, a troska, byśmy ją otrzymali i nie zmarnowali, należy do Maryi. Pełnia powodzenia w osiągnięciu duchowego szczytu zależy od totalnego oddania się Sercu Matki. Totus Tuus – to akt strzelisty i hasło nie pozwalające ustać w drodze”.
s. Maria Immakulata od Ducha Świętego ocd, Ukaż mi swoją twarz, Flos Carmeli: Poznań 2001, s. 90.
s. E.
Dodano: 1lipca 2017 za karmel.pl
„O tego chłopca się modliłam i spełnił Pan prośbę, którą do Niego zanosiłam. Oto ja oddaję go Panu po wszystkie dni, jak długo będzie żył, zostaje oddany Panu. (…) Matka robiła mu mały płaszcz, który przynosiła co roku, gdy przychodziła wraz z mężem złożyć doroczną ofiarę”.
(1Sm 1,27-28; 2,19)
Ilekroć uczestniczę w karmelitańskich obłóczynach, zadziwia mnie, jak bardzo nowa szata zmienia osobę. Obszerny, brązowy habit, z szerokimi i długimi rękawami, zakrywa cała sylwetkę, welon zasłania włosy, biała toka szczelnie okala twarz nadając jej mniszego wyrazu, a sama zainteresowana czuje się przez moment, jakby trafiła do kostiumowego przedstawienia sprzed wieków. Wszystko wydaje się duże, długie, nie do ogarnięcia. Najmocniej tego się doświadcza choćby przy pokonywaniu schodów, gdy wciąż trzeba myśleć, którą część habitu podnieść wchodząc, a którą schodząc, by się nie potknąć – zwykle u początku robi się to dokładnie na odwrót! Habit wydaje się naprawdę za duży i można się w nim prawie zgubić, czy zaplątać, gdy pierwsze razy próbuje się go ubrać, by zdążyć na poranne modlitwy. Tak, do habitu trzeba się przyzwyczaić, a w pewnym sensie, dorosnąć, naznaczyć go sobą, uczynić własnym. Brązowy habit, to jakby żyzna ziemia, w którą została zasiana nasza miłość. Potem nosimy go latami. Nikt co roku nie przynosi nam nowego habitu, jak Anna, która każdego roku przynosiła nową, większą szatę, dla Samuela. Rosła jej miłość, rósł jej syn, więc każdego roku, gdy przychodziła do świątyni, przynosiła nową, tkaną szatę.
My natomiast każdego roku odnawiamy nasze śluby. (…) Czytaj więcej
s. E.
Dodano: 14 czerwca 2017
Jednym z moich obowiązków jest czuwanie, by nie zgasła lampka oliwna pod tabernakulum. Co dzień czujnym okiem zerkam na poziom oliwy i pilnuję, by żywy płomyk ognia rozświetlał miejsce „Święte Świętych”. Gdy zdarzyło się, raz czy drugi, że ledwie się tlił lub zanikł – ów znak żywej obecności Jezusa, poruszały się całe moje wnętrzności, bo przecież to wyraz mojej modlitwy i czci, nie może go zabraknąć! Nie mogę dopuścić do jego zagaśnięcia!
Ale tu nie chodzi tylko o historię lampy oliwnej w naszym chórze, bo za każdą zwyczajną „przypowieścią” kryje się mądrość Boża…
W tym kontekście przypominają mi się słowa św. Charbela:
„Zważ na oliwę w lampie, której światło pomaga ci czuwać i rozświetla twą noc. Zapal twą lampę. Nie czekaj aż wzejdzie słońce. Jeśli twoja lampa zgasła z braku oliwy, napełnij ją, nie zostawiaj jej, aby usiąść przy lampie napełnionej oliwą twojego brata. Będziesz zapytany o to, jak przypilnowałeś płomienia twojej własnej lampy. Niech tli się, aż do nastania świtu. Napełnij ją oliwą: nie dobrymi intencjami, chęciami, czy wodą. Zadbaj o jej światło przez swoje działanie”.
(cytat z: Św. Charbel „Orędzia z nieba”)
s.T.
Dodano: 13 maja 2017
Klejnocie świata
korono stworzenia
Ty nosisz w sobie
Ducha namaszczenia
Kobieto pełni
piękna obrazie
W Tobie się ukrył
Stwórca i Przyjaciel
Szukał kogoś
tak bardzo małego
by sobą nie przesłaniał
arcydzieła Twego
Odnalazł Ciebie
kwiecie Galilei
i Tobie się powierzył
w Swojej Boskiej pełni
Sam Cię uczynił
godną tego daru
zdolną pomieścić
tę przestrzeń bezmiaru
Sobą Maryjo zachwycasz
bo światłem jaśniejesz
a przez swą przejrzystość
Bogiem promieniejesz
s. B.
Dodano: 27 kwietnia 2017
Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie, nieustannie Ciebie wielbiąc. (Ps 84,5)
Niektórzy mieszkają nieustannie w domu Bożym i zasypiają pewnie w największe burze przyrody i życia, bo jak piorunochron, rozciąga się nad nimi moc krzyża wieńczącego dom. Ale wszyscy jesteśmy zaproszeni do zamieszkania w domu Boga jakim jest Serce Jego Syna – Jezusa. I nie trzeba tego domu szukać daleko, bo miłującym Go obiecał Jezus – Przyjdziemy do niego i mieszkanie u niego uczynimy – w jego sercu. (J 14,23)
s. E.