Echo modlitwy i życia, czyli mini czytelnia karmelitańska, w której znaleźć można drobne okruchy słów, myśli, czy refleksji naszych sióstr, które udało się wyciągnąć z karmelitańskich szuflad. Niektóre teksty powstały jakby mimochodem, zrodziły się w sercu podczas modlitwy, zwyczajnej codziennej pracy, inne są echem głębszej refleksji, lektury Biblii, smakowania i wnikania w glebę codzienności. Będą tu zatem poezje, nowicjackie odkrycia pod tytułem: biały welon o…, biblijne migawki pisane słowem i obrazem, echo lektur, rozmaite tematy związane z wydarzeniami życia, czy inne jeszcze teksty… na tle zdjęć wykonanych przez nasze siostry. Tutaj też, w zakładce muzyka, zbierać będziemy to, co ukazało się na naszej stronie w dźwiękowej formie.

SŁOWO

Serce Jezusa

Rozmaite tematy

Dodano: 15.06.2025

SERCE JEZUSA – OTWARTE ŹRÓDŁO PULSUJĄCE MIŁOŚCIĄ

Ilu z nas jeszcze pamięta o tym, że miesiąc czerwiec jest poświęcony Najświętszemu Sercu Jezusa? A jeśli nawet pamiętamy, jakie ma to dla nas znaczenie? Czy wywiera wpływ na nasze życie duchowe i naszą codzienność?

Warto zadać sobie te pytania i może w któryś z czerwcowych wieczorów, otulonych zapachem czeremchy, jaśminu, wczesnej maciejki, wczytać się w litanię do Najśw. Serca Jezusa, zagłębić się w nią umysłem i sercem, przekroczyć zasłonę słów, by sięgnąć głębiej – w sens poszczególnych wezwań niosących w sobie rytm bijącego miłością Serca Jezusa.

Dziś chciałabym się zatrzymać na czterech wezwaniach tejże litanii:

Serce Jezusa, odwieczne upragnienie świata

Łatwo odnaleźć echo tego „odwiecznego” pragnienia, oczekiwania na objawienie się Mesjasza i Jego miłości w pismach Starego Testamentu. By wspomnieć chociażby proroctwo Zachariasza będące odpowiedzią na tę tęsknotę: „Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję ducha łaski przebłagania. Będą patrzeć na tego, którego przebili i boleć będą nad nim (…) W owym dniu wytryśnie źródło, dostępne dla domu Dawida i dla mieszkańców Jeruzalem, na obmycie grzechu i zmazy” (Za 12,10; 13.1).

Papież Franciszek sięgnął po szereg starotestamentalnych cytatów, pisząc że „Przebity bok Jezusa jest siedzibą Jego miłości, tej miłości, którą Bóg wyznał ludowi w tak różnorakich słowach: Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję (Iz 43,4). Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała. Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach (Iz 49,15-16). Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju (Iz 54,10). Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też podtrzymywałem dla ciebie łaskawość (Jer 31,3). Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi cię swoją miłością, wzniesie okrzyk radości (Sof 3,17)”.

To w przebitym Sercu Jezusa skupiają się wszystkie wyrazy miłości zawarte w słowach Pisma świętego, realizują się wszystkie obietnice. Wraz z Jego Krwią wylewa się na świat w sposób widzialny i trwały miłość Boga.

Serce Jezusa, włócznią przebite i dla nieprawości naszych starte

Serce rozdarte, przebite, zranione, serce, którego dosięgnęła nie tylko włócznia żołnierza, ale wszelkie nasze nieprawości, nie zamknęło się w bólu, nie odwróciło się od człowieka, ale stało się bramą. Jak mówi św. Augustyn: „Chrystus jest bramą. Dla ciebie została otwarta ta brama, kiedy Jego bok przebiła włócznia. Pamiętaj, co z niego wyszło i wybierz, którędy wejść”. Przez ranę Jezusowego ciała uwidacznia się rana Jego Serca, tajemnica Jego miłości, która się nie cofa, nie odwraca od człowieka, ale go przygarnia, leczy i zbawia. „Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie. Męko Chrystusowa, wzmocnij mnie. W Ranach Twoich ukryj mnie, nie daj mi z Tobą rozłączyć się…” brzmią słowa znanej modlitwy Ignacego Loyoli, które wielu z nas czyni swoimi.

Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają

Orygenes zapisał: „Chrystus, przybity do krzyża, sprawia, że wytryskują źródła Nowego Testamentu (…). Gdyby On nie został przebity i gdyby nie wypłynęła z Jego boku woda i krew, my wszyscy cierpielibyśmy pragnienie Słowa Bożego”. Z przebitego boku Chrystusa rodzi się Kościół, który przechowuje i strzeże dla nas skarby Bożego Słowa i Bożej Miłości. A św. Ambroży zachęca chrześcijan z czwartego wieku: „Pij Chrystusa, gdyż jest skałą, z której wytrysnęła woda; pij Chrystusa, bo jest źródłem życia; pij Chrystusa, bo jest pokojem; pij Chrystusa, gdyż strumienie wody żywej popłyną z Jego wnętrza”. Tysiąc lat później Hubert z Casale przynagla wierzących: „Wejdź do tej ziemi obiecanej, którą jest Serce Jezusa, raz tam dotarłszy, nie wychodź więcej”. Tak, nie wychodź z tego Miłosiernego Serca – hojnego dla wszystkich, którzy Je wzywają – i z perspektywy tego bezpiecznego miejsca patrz na wszystko wokół…

Bardzo świadomie przytoczyłam w powyższym rozważaniu słowa wielu świętych i Ojców Kościoła, by zwrócić uwagę, że nabożeństwo do Serca Jezusa nie bierze swego początku jedynie z pobożności XVII wieku, gdy powstała odmawiana przez nas litania, ale sięga początków chrześcijaństwa, które trafnie odczytało wydarzenie przebicia Serca Jezusa na krzyżu, jego znaczenie, symbolikę i konsekwencje jako trwały dostęp do nieustannie otwartego źródła pulsującego miłością Boga.

Na koniec przytoczę jeszcze słowa współczesnego nam świętego, Jana Pawła II, który podczas pielgrzymki do Polski w 1999 roku powiedział: „Serce Jezusa jest symbolem Jego uczucia w stosunku do całej ludzkości, zwłaszcza wobec ludzi załamujących się pod ciężarem krzyża. Jest nieustannym wołaniem do wszystkich:

„Uwierzcie, że Bóg jest Miłością! Uwierzcie na dobre i złe!”

s. Elżbieta

Płonąca pochodnia modlitwy

Rozmaite tematy

Dodano: 1.06.2025

Płonąca pochodnia modlitwy

Tytułowe określenie: płonąca pochodnia modlitwy zostało użyte w watykańskim dokumencie o modlitwie poprzedzającym Rok Jubieleuszowy 2025. Określało ono wspólnoty kontemplacyjne, które swoim życiem trzymają wciąż jaśniejącą tę pochodnię, która rozświetla drogę, rozjaśnia życiowe zapętlenia, rozgrzewa zziębnięte serca i umysły.

Zainspirowana tymi słowami przygotowałam tomik ze zbiorem myśli na każdy dzień świętej Elżbiety od Trójcy Świętej, karmelitanki bosej, w którym możemy odkryć jej duchowy świat skoncentrowany na Bogu żyjącym w duszy, a także jej życie i drogę modlitwy.

Elżbieta Catez żyła zaledwie 26 lat, z czego pięć we francuskim Karmelu w Dijon. Urodziła się 18 lipca 1880 roku w Garnizonie wojskowym w Avor, gdzie stacjonował jej ojciec, Józef Catez. Wyrazista, żywiołowa i dynamiczna osobowość Elżbiety objawiała się od samego początku jej życia, co ją różniło od spokojnej i łagodnej młodszej siostry Małgorzaty. Żywa, popędliwa, złoszcząca się szybko, Elżbieta była jak nieujarzmiony wulkan wyrzucający na wszystkie strony swoją energię, zapał, wrażliwość. Szybko jednak zaczęła nad sobą pracować – ucząc nawet swoją lalkę modlitw i właściwego klęczenia.

Bóg i muzyka, to dwa kierunki, w jakich skanalizowała się energia i wrażliwość Elżbiety. Jeszcze przed wstąpieniem do Karmelu napisała w liście: „Abym uczyniła z mego życia ustawiczną modlitwę”. Bóg, którego obecność odkryła w głębi serca, przez co nazywa je „niebem na ziemi” zogniskował jej uwagę i całą energię. Gotowa była zatem zrezygnować z dobrze zapowiadającej się kariery pianistki z propozycją przejścia z konserwatorium w rodzinnym Dijon do tego w Paryżu. Tuż przed wstąpieniem do Karmelu (po długo odwlekanej zgodzie matki) została laureatką pierwszej nagrody pianistycznej konserwatorium w Dijon. Pozostawiła jednak muzykę zbudowaną z dźwięków, by zanurzyć się w tę utkaną z ciszy, pełną Bożej Obecności…

Do wyczekiwanego i upragnionego Karmelu w Dijon wstąpiła w sierpniu 1901 roku, a w listopadzie 1906 umarła w zakonnej infirmerii. Dotknięta ciężką chorobą (prawdopodobnie choroba Addisona), która niesie ze sobą oprócz bólu, wielkiej słabości, niemożności przyjmowania posiłków, także wahania nastroju i depresję – Elżbieta tymczasem z niesamowitą pogodą ducha szybowała w łono Trzech – jej Miłości.
Wiele z jej myśli zawartych w tym tomiku może nas przerastać, wydawać się odległymi od naszej skromnej duchowości. Niech jednak nie przeraża nas ich niebosiężność, bo Elżbieta wskazuje nam tym samym kierunek naszego duchowego rozwoju. Ona przeżywała „niebo na ziemi”, wpierw za mocną zasłoną wiary, a z czasem, z coraz głębszym przeczuciem i doświadczeniem wielkości, potęgi, piękna i miłości obecnego w niej Boga.

Elżbieta z całą żarliwością jej kochającego serca weszła w proste życie Karmelu koncentrując się na Bogu, wzrastając w głębokiej wierze, w pełnym zdaniu się na Boga. Charakteryzowała ją też wielka wrażliwość serca, uważność, uległość względem Bożego działania – była jak struna liry czy harfy pod delikatnym dotknięciem Artysty dusz.

Nieustannie powracającym wątkiem w zapiskach Elżbiety jest odkrycie „bycia zamieszkaną” przez Boga w głębi własnego serca, a w konsekwencji stawanie się Uwielbieniem Trójjedynego Boga, czy jak to ona określa: Laudem gloriae – Uwielbienie Sławy [Chwały] Boga. To ostatnie określenie zaczerpnięte jest z listów św. Pawła, którymi nieustannie się karmiła i które kształtowały jej duchowość.
Jak napisała w jednym z listów:

„W niebie moim posłannictwem będzie pociąganie dusz, pomagając im wyjść z siebie,
aby przylgnąć do Boga poprzez bardzo prosty i pełen miłości odruch,
oraz na strzeżeniu ich w tym wielkim milczeniu wewnętrznym, które pozwala Bogu
odcisnąć się w nich i przekształcić je w Niego samego”.

U Elżbiety nie znajdziemy systematycznej nauki o modlitwie, ale jej pisma są pełne drobnych podpowiedzi, rzucanych jakby mimochodem, naturalnych, lekkich jak swobodne uderzenia klawiszy pianina czy pociągnięcia strun harfy, jak wolna i niezależna wokaliza, która reaguje na natchnienia serca – a wszystko w rytmie miłości i łaski.

s. Elżbieta

 

Maryja – Matko

Poezje

Dodano: 15.05.2025

Matko

Matko Jezusa
i Jego Kościoła
Twa miłość do nas
ma bezkres Słowa

Ono było na początku
w Nim Twe słodkie Imię
wybrzmiewa harmonią
co z Serca Boga płynie

Byłaś ukryta
w Jego pragnieniu
by przynieść pokój
wszelkiemu stworzeniu

Bóg Ciebie wybrał
byś przyjęła Słowo
w Nim nas dla nieba
zrodziła na nowo

Ty nas wprowadzasz
do Serca Ojca
tam miejsce nasze
i miłość gorąca

s. Beata

Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”: Maryja Matka

Rozmaite tematy

Dodano: 03.05.2025

 

Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”

Maryja – Matka

Za dużo o Maryi – za słodko, za kolorowo, za ckliwie, słowem, przesadnie i niepotrzebnie – mówią niektórzy. Czy są w tych wypowiedziach ziarna prawdy, czy raczej przyczyną takich opinii jest niewłaściwa perspektywa postrzegania maryjności…?

Warto stanąć na chwilę pod krzyżem Jezusa, by usłyszeć jedne z ostatnich Jego słów, skierowanych do tych, którzy przy Nim wytrwali. „Niewiasto, oto syn Twój (…) oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”. (J 19, 26-27).

To sam Jezus, w ostatnich chwilach swojego życia przekazał Maryi troskę o ucznia, a w nim o każdego z nas. Uczniowi natomiast powiedział, że nie zostanie sam, nie będzie sierotą, bo ma Matkę. Uczeń zrozumiał i od razu „wziął Ją do siebie”. Maryja jest przede wszystkim naszą Matką, co znaczy, że ogarnia nas swoją troską, opieką, wspiera, pomaga, kieruje ku Bogu. Jeden ze świętych mawiał, że gdy my mówimy Maryja, ona natychmiast mówi Jezus. Nie zatrzymuje nas na sobie, tylko drogą „najkrótszą, najbezpieczniejszą, najpewniejszą” prowadzi nas do Syna.

Mnisi z Góry Athos zapisali w swoich kronikach ciekawe wydarzenie. Ponoć pewna kobieta chcąc ustrzec ikonę Maryi przed napaścią wrogów wpuściła ją do morza. Znaleźli ją u brzegu, nieopodal swojego monasteru mnisi z Athosu i z nabożeństwem przenieśli do kościoła. Ale w nocy ikona zniknęła z kościoła i rankiem znaleziono ją przy klasztornej furcie. Z powrotem odniesiono ją do kościoła, a następnej nocy „Matka Boża ukazała się przełożonemu wspólnoty zakonnej i powiedziała, że przybyła tu, aby chronić, a nie szukać schronienia”. Poleciła więc, aby wybudować kaplicę przy wejściu do klasztoru, gdzie mogłaby być obecna w swoim obrazie. Stąd nazwa tej ikony – Strzegąca Bramy, Odźwierna.

Maryja nie oczekiwała hołdów, głównego miejsca w kościele, bogatego wystroju wokół obrazu – jak prawdziwa Matka, chciała się troszczyć o tych, co wyruszają w drogę z klasztoru i do niego przychodzą, jako pierwsza przyjmować do swojego serca ich troski, cierpienia, trudy. Strzec, pomagać i ochraniać.

Taka jest Maryja i tego przez wieki doświadczyła niezliczona liczba osób. Ingerencji cudownych, niespodziewanych, potężnych, przekraczających ludzkie możliwości i oczekiwania. To ci ludzie, którzy doświadczyli miłości i troski Maryi, chcieli wyrazić Jej swoją wdzięczność. Stąd wota, korony, ozdoby; stąd pieśni, poezje, wyznania… A wyznania miłości, jak dobrze wiemy, brzmią najlepiej w intymności kochających się osób, w „sam na sam”, w miejscu zacisznym, w najwłaściwszym czasie. I pewnie wielu z nas korzysta z takich bardzo intymnych i osobistych wyrażeń, by wyznać wdzięczność i miłość Jezusowi czy Maryi. Te natomiast, które zostały spisane, wyciągnięte na zewnątrz (patrz: bogactwo maryjnych sanktuariów, niezliczona ilość wotów, pękate śpiewniki maryjne) tak naprawdę powinny być dostępne jedynie dla tych, którzy spotkali i doświadczyli troski i miłości Matki – oni to zrozumieją i z wdzięcznością skorzystają ze zgrabnych wyrażeń innych osób, ucieszą się pięknem, jakim otoczona jest Maryja. Zrozumieją też bez słów słuszność kolejnych określeń i tytułów nadanych Maryi: Pani, Królowa, Mistrzyni, Brama niebios, Róża duchowna, Gwiazda zaranna… Inni natomiast, mogą to uznać za nadmiar, przesadę, folklor… Zatem – o perspektywę chodzi, tę, z której patrzymy na Maryję: czy z głębi własnego doświadczenia głębokiego kontaktu z Maryją, czy z bardzo daleka, jakby z zewnątrz.

Tych, którzy trzymając za rękę Matkę idą do Jezusa, zachwyci każdy wyraz miłości do Maryi. Całym sercem, pełnym głosem i z ogromnym przekonaniem wspartym doświadczeniem wyśpiewają każdą pieśń maryjną, choćby tę:

Matka, która wszystko rozumie,

Sercem ogarnia każdego z nas.

Matka zobaczyć dobro w nas umie,

Ona jest z nami w każdy czas…

s. Elżbieta

 

Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”: W drogę z Jezusem

Rozmaite tematy

Dodano: 15.04.2025

Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”

Chwalebny Krzyż Zmartwychwstałego Pana

Z karmelitańskiego zacisza znowu o Krzyżu…? Przecież o Krzyżu, dokładniej, o Krzyżowej Drodze, był cały marcowy artykuł…

Tak, pisałam poprzednio o bolesnym wymiarze krzyża – Jezusowego w Jerozolimie i naszego w codzienności życia. Tak też, w wymiarze bólu i cierpienia, postrzegano krzyż od wieków średnich. To XII wiek w Kościele zachodnim zapoczątkował mocny nurt zwany dolorystycznym, czyli, skupiający się właśnie na cierpieniu i śmierci Syna Bożego. Stało się to inspiracją dla licznych artystycznych przedstawień Jezusa umęczonego na krzyżu, a także zrodziło i ożywiło nabożeństwa pokutne takie jak: Droga Krzyżowa, pieśni pasyjne, Gorzkie Żale.

A jaki był początek czci oddawanej krzyżowi w chrześcijańskim świecie? Osobnym tematem byłaby obecność symbolu krzyża w kulturze i religijności przedchrześcijańskiej, gdzie oznaczał równowagę świata, kult słońca, ziemi, ognia czy powietrza. Ale ze względu na karę śmierci przez ukrzyżowanie, praktykowaną często w Imperium Rzymskim, był także znakiem hańby.

Tym jednak nie będziemy się tutaj zajmować.

Pierwsi chrześcijanie szanowali krzyż, lecz bardzo dyskretnie go używali – z jednej strony ze względu właśnie na jego hańbę i zgorszenie (śmierć na krzyżu została zakazana dopiero w 337 roku), a także ze względu na wciąż panujące prześladowania wierzących. Zamieniano go na inne, rozpoznawalne i czytelne dla chrześcijan znaki. Ryba (gr. ICHTYS) powstałe z pierwszych liter słów: Jezus Chrystus, Syn Boga, Zbawiciel. Kotwica – symbol ten wyrażał nadzieję na zbawienie, będące owocem mocnego trwania w wierze; zakotwiczenie łodzi życia w porcie wieczności, ufność wśród burz prześladowań. Częstym znakiem był także Trójząb, wskazujący na Trójcę Świętą, używany w symbolice cmentarnej na znak zbawienia przyniesionego duszy przez Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa. Przywołać można także inne, powszechnie używane symbole, które przetrwały do dzisiejszych czasów: Pax Christi, Christos (XP), Dobry Pasterz, Alfa i Omega, Łódź i inne.

Byli jednak tacy, jak dla przykładu koptyjscy chrześcijanie, którzy naznaczali swoje ciało trwałym krzyżem wytatuowanym na prawym nadgarstku. Nie zaprzestali tego zwyczaju, nawet wtedy, gdy ten widoczny znak wystawiał ich na niebezpieczeństwa, ze śmiercią włącznie. Taki wytatuowany krzyż stawał się wyraźną deklaracją – jaka jest moja wiara, do kogo należę, kto jest moim Panem, a także miał zapobiegać pokusie ukrywania własnej wiary i chronić przed groźbą apostazji. Łatwo jest bowiem zdjąć krzyżyk z szyi, trudno natomiast usunąć tatuaż. Z pewnością ten niezmywalny i nieusuwalny łatwo znak przywołuje na myśl piętnowanie niewolników, które określało ich przynależność do konkretnego pana. To jakby echo słów, które Oblubieniec z Pieśni nad pieśniami kieruje do swojej Oblubienicy: „Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość….” (Pnp 8,6). Po pierwszych trzech wiekach prześladowań, gdy mocą edyktu mediolańskiego (313 r.) chrześcijanie otrzymali wolność wyznania, a sam Konstantym idąc do walki zobaczył na niebie znak krzyża i napis: „W tym znaku zwyciężysz”, znak krzyża stał się bardziej powszechny. Sam cesarz polecił umieścić symbole chrześcijańskie, szczególnie krzyż, na sztandarach swych wojsk. Wtedy też można było zacząć szukać drzewa krzyża. Sam krzyż jak i miejsce Chrystusowej męki na Golgocie nie były zapomniane przez pierwszych chrześcijan, lecz były niedostępne. W 132 r. po Chr. Cesarz Hadrian ukarał Żydów za powstanie Bar Kochby i postanowił zamienić Jerozolimę w miasto całkowicie pogańskie, budując przy tym na miejscu męki Jezusa pogańską świątynię ku czci Wenus. Oznaczało to automatycznie zakaz wstępu do tego miejsca dla żydów i chrześcijan, co uniemożliwiło kult krzyża. Dopiero po blisko dwustu latach, dzięki patronatowi cesarzowej św. Heleny, matki Konstantyna Wielkiego, odzyskanie relikwii krzyża stało się możliwe. Helena siłą swego autorytetu wpłynęła na usunięcie pogańskich budowli i umożliwienie prac wykopaliskowych. W 326 r. (bądź 320) odnaleziono 3 krzyże, w tym ten najważniejszy, na którym umarł Jezus Chrystus. Wtedy wybudowano tam Bazylikę „Ad Crucem” (Męki Pańskiej).
Ale już wtedy chrześcijanie wiedzieli dobrze, że krzyż to nie tylko narzędzie męki Jezusa, znak cierpienia i śmierci, ale to również symbol nadziei, zbawienia i triumfu życia nad śmiercią. To znak Jego nieskończonej i bezwarunkowej miłości. To zwycięstwo życia nad śmiercią. Wąska, ale wciąż otwarta brama do nieba. Wtedy też, w sztuce sakralnej Jezus pojawiał się raczej jako młodzieniec ze zwycięskim krzyżem w dłoni – znany do dzisiaj z wielkanocnych przedstawień. Baranek na Krzyżu. Zwycięski i chwalebny Pan, w kapłańskich szatach rozciągnięty na krzyżu – nie tyle cierpiący, co przygarniający wszystkich w swe ramiona, wznoszący wszystkich ku Ojcu. Nadto pojawiły się krzyże wysadzane szlachetnymi kamieniami. Używanie drogocennych kamieni, takich jak rubiny, szafiry czy diamenty, miało podkreślać świętość i niezwykłe znaczenie krzyża, a także symbolizować światło Bożej chwały. Stąd również wziął się zwyczaj zasłaniania Krzyża w okresie Wielkiego Postu, by zatrzymać się przy Męce Pana, zanim uradujemy się Jego Zmartwychwstaniem i pełnym zwycięstwem.
Rodzajów krzyża w przestrzeni chrześcijańskiej, jak mówią znawcy, mamy około… 400. Warto wymienić choć kilka, które dobrze możemy kojarzyć. Do najczęściej używanych przedstawień krzyża należą: krzyż łaciński – dwie belki złożone ze sobą w 2/3 wysokości belki pionowej; krzyż grecki – równoramienny, krzyż św. Andrzeja – w kształcie litery „X”; na takim bowiem apostoł poniósł śmierć; krzyż arcybiskupi – łaciński z dwiema poprzecznymi belkami; krzyż papieski – z trzema poprzecznymi belkami; krzyż jerozolimski – duży równoramienny z czterema mniejszymi, symbolizujący 5 ran Chrystusa; krzyż maltański – równoramienny z rozwidlonymi zakończeniami ramion, symbolizujący 8 błogosławieństw; krzyż w kształcie litery „T” (tau); krzyż prawosławny – z dodatkową małą ukośną belką, służącą skazańcowi za podporę nóg.

Dziś nie wypalamy sobie znaku krzyża na ciele. Niektórzy go tatuują. Większość wierzących nosi go jednak na sobie, wiesza nad drzwiami mieszkania, czy w innych miejscach. Jest to swoiste wyznanie wiary, jasna deklaracja tego, kto jest moim Panem, do kogo należę. Krzyż na szyi, to tak naprawdę krzyż na piersi, na sercu, w centrum człowieka, ogarniający go całego. Taki też powinien być znak krzyża czyniony dłonią: sięgający nieba i serca, ogarniający całą przestrzeń życia, zapraszający Boga w każdy jego zakamarek. Tak, krzyż jest znakiem: „…zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla nas zaś – mocą Bożą i mądrością Bożą” (1Kor 1, 23-24). By jednak otworzyć się na jego moc trzeba nam nosić go z wiarą i szacunkiem: na sercu, na dłoni – świadomy znak, a nie tyle jak banalna ozdóbka dyndająca np. u obu uszu czy tym podobne. Trzeba nam czynić ten znak z wiarą, szacunkiem, zwyczajnie, ale odważnie – nie redukować go do gestu w rodzaju „zawiązywania wstążeczki” na piersi lub dziwnego ruchu dłoni podobnego do odganiania motyla. Niech Krzyż ogarnia całe nasze życie – jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Trzeba nam do niego przylgnąć – by ten chwalebny Krzyż zmartwychwstałego Pana wyprowadzał nas z kruchości i przemijalności naszej egzystencji ku pełni życia bez miary, bez końca, wiecznego życia z Bogiem.

s. Elżbieta

Pielgrzymi nadziei na Drodze Krzyża

Rozmaite tematy

Dodano: 01.03.2025

Pielgrzymi nadziei na Drodze Krzyża

„Bóg w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa
na nowo zrodził nas do żywej nadziei…” (1P 1,3)

My, ludzie XXI wieku, ludzie Nowego Przymierza zawartego w Krwi Chrystusa, dotykając Krzyża Jezusa czy też przeżywając krzyżowe trudy własnej codzienności, nie przestajemy być ludźmi nadziei. My wiemy, że krzyż nie jest ostatnim słowem ziemskiej historii Jezusa, ale jest nim Zmartwychwstanie. To przez nie „Bóg zrodził nas do żywej nadziei”, nadziei mocnej, trwałej, niezmiennej, bo opartej na Zwycięstwie Jezusa, żyjącego Baranka wydanego za życie świata. Na krzyżową drogę Jezusa ruszamy zatem jako – pielgrzymi nadziei.

Stacja I
Pan Jezus na śmierć skazany

Oskarżony, opuszczony i odepchnięty przez ludzi nie przestaje żyć w obecności Ojca, otulony Jego wierną miłością.
Jezu, niech nie zatrzymują mnie ludzkie osądy, ale niech właśnie w takich momentach odświeżam w sobie pewność Bożej Obecności, jedynego prawdziwego i miłosiernego Sędziego, który stoi wiernie u mego boku.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja II
Pan Jezus bierze Krzyż na Swoje ramiona

Przyjmuje na ramiona szorstkie i ciężkie drzewo krzyża przygotowane przez człowieka pewien, że to Ojciec wyznacza kres drogi i nią kieruje.
Jezu, Twoje „brzemię staje się lekkie a jarzmo słodkie”, gdy świadomie wiążę się z Tobą w jedno jarzmo, jak Ty to zrobiłeś względem nas od chwili Wcielenia…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja III
Pierwszy upadek pod Krzyżem

Upadek Boga-Człowieka to niewiarygodna i szokująca sytuacja. Tak ciężki ten krzyż? Tak słaby Jezus…? A może, nie bacząc na pozory, uniża się On w proch ziemi, by ten, kto na niej leży, bezsilny i sponiewierany przez życie, nie był już nigdy sam…
Jezu, gdy leżę na ziemi, umęczona i udręczona trudami życia, chcę pamiętać, że tutaj najłatwiej ujrzeć Twoje Oblicze niosące siłę i nadzieję.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja IV
Spotkanie z Matką

Obecność i spojrzenie Matki – spokojne, wspierające, otulające miłością – przypomina o Jej niewzruszonej wierności i zaufaniu, że Ojciec nigdy nie prowadzi w pustkę, ale ku życiu.
Maryjo, w godzinach cierpienia odsłaniaj, proszę, przede mną Twoją wierną obecność, bo jedynie Twoje spokojne i wspierające spojrzenie może mnie podnieść, wrócić nadzieję i dać odwagę, by iść dalej…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja V
Szymon z Cyreny pomaga Jezusowi dźwigać Krzyż

Pomaga, bo został przymuszony. Wyrwany ze swego życia mocną ręką rzymskiego żołnierza staje obok Jezusa, którym nie był zainteresowany, idąc swoją drogą, do własnych spraw.
Jezu, czasem odchodzę, zapominam, oddalam się – nie tylko ja, ale także tyle innych twoich dzieci. „Przymuś” nas czasem, pociągnij mocniej, zawróć na słuszną drogę, byśmy się nie błąkali na obrzeżach prawdziwego życia.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja VI
Weronika ociera twarz Jezusowi

Drobny, niepozorny gest. Wydaje się niewiele znaczący, gdy całe ciało obite, krwawiące, zbolałe. A jednak ten obraz Boskiego Oblicza stworzony z krwi, plwocin, kurzu i potu to znak nadziei, że w miłości wszystko się liczy i ma znaczenie.
Jezu, chcę i ja delikatną chustą słowa, pociechy, pokrzepienia, obecności stawać przy cierpiących bliźnich, by mówić im, że „nadzieja zawieść nie może”, gdyż w Tobie jest zwycięstwo i życie.

Stacja VII
Drugi upadek Jezusa

I znowu Jezus jest powalony na ziemię ciężarem krzyża. Najgorsze jest to „znowu”, które dławi i chce wyrwać z umęczonego serca nadzieję. Takie są podszepty Złego, które jednak nie mają mocy, by wedrzeć się w ufające serce Jezusa. Więc znowu podnosi umęczone ciało i rusza dalej.
Jezu, Ty wiesz, jak bardzo przygnębia mnie powtarzalność moich błędów, upadków, słabości. Wydają się zamkniętym kołem, bez wyjścia. Rozerwać je może jedynie Twoja łaskawość i pomoc, której tak bardzo potrzebuję w cierpieniach życia…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja VIII
Jezus spotyka płaczące niewiasty

Cierpienie budzi współczucie szlachetnych serc. Ale nie jedynie płacz i zawodzenie mają być jego wyrazem. Ileż ludzkich istnień jest jak drzewo bez korzenia, spróchniałe, puste wewnątrz, bliskie upadku. Trzeba je otoczyć słowem, modlitwą i czynem, by zdecydowały się zapuścić korzenie w miłości Ojca.
Jezu, jesteś jak piękny, zielony cedr nawet w cierpieniu, które tak bardzo udręczyło i naznaczyło Twoje ciało. Twoje serce trwa jednak ufnie przy Ojcu, nie traci nadziei, dlatego kwitnie także w czas posuchy – tego mnie ucz, mój Panie.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja IX
Pan Jezus upada po raz trzeci

Który to był raz: trzeci, piąty czy szósty? Ból zaciemnia pamięć, myśli zdrętwiałe, uwaga się gubi, tylko serce – serce wyrywa się do Ojca w ufnym: tak na wszystko, Abba, z miłości do Ciebie i do braci.
Jezu, gdy wydaje mi się, że zamiast stać prosto, częściej nieporadnie czołgam się po ziemi, a pył i kurz oblepia mnie i przenika wszystko – wiem, że wtedy nie czas na wielkie myśli, których nie ma. To czas serca, które bije w rytm, jakiego się nauczyło: ufam, wierzę, kocham, czekam, ustrzegę nadziei…
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja X
Pan Jezus obnażony z szat

Ci, co odarli Jezusa z szat, zabierali Mu już od dawna wszystko: dobre imię, szacunek, uznanie. Teraz zostały jeszcze szaty i w końcu samo życie. Nie wiedzieli jednak, że żadna strata nie dotknie jądra Jego jestestwa, gdzie nieustannie brzmi głos Ojca: to jest Mój Syn umiłowany.
Nie wiem, mój Panie, co jeszcze przyjdzie mi utracić w życiu, kiedy zabraknie czegoś z tego, co uważam za konieczne, niezbędne, istotne. Nie wypuszczę jednak nigdy z pamięci słów Ojca: wszystko Moje jest twoje a twoje Moje – w Tobie bowiem, mój Boże cała moja nadzieja i życie bez końca.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja XI
Pan Jezus przybity do Krzyża

Jeszcze mógł się wycofać, zatrzymać, boską mocą przerwać tę krzyżową drogę – teraz jest już unieruchomiony, wyniesiony w górę na znak przestrogi, na pośmiewisko. Ale jest zupełnie inaczej – wyniesiony, bo bliżej Ojca, wyniesiony jako znak zwycięstwa miłości nad nienawiścią, jako znak wierności do końca.
Panie Jezu, ucz mnie czytać Twoimi oczyma wydarzenia życia; pamiętać, że kto traci swe życie dla Ciebie, zyskuje je na wieczność.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja XII
Śmierć Jezusa

„Wykonało się”. Jezus zamyka oczy i ludzka nadzieja na ocalenie gaśnie. Bolesny i haniebny koniec. Cisza, przerażająca pustka. Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud…
Jezu, gdy nic nie widzę, gdy przegrana, koniec, śmierć zdają się mówić ostatnie i ostateczne słowo, trzeba mi – pielgrzymowi nadziei – trwać z ufnością w oczekiwaniu na Twoje kolejne słowo, które zabrzmi, zajaśnieje, rozedrze stare szaty, odsłaniając wielkość nowego życia.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja XIII
Martwe ciało Jezusa złożone w ramionach Maryi

Oddano Go Maryi, bezbronnego i uległego jak w Betlejem, choć teraz o ciało trzeba zadbać nie ku życiu, ale ku godnemu pogrzebowi. W przerażającej ciszy Golgoty brzmi jak dzwon ufne Tak Maryi, powtarzane od chwili Zwiastowania. Bóg wszystko może.
Maryjo, gdy rozsypane nadzieje spoczywają w moich obolałych dłoniach, weź i mnie w swoje ramiona: naucz trwać i wierzyć w to, co wydaje się niemożliwe.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

Stacja XIV
Złożenie do grobu

Grób, balsamiczne zioła, zatoczony kamień. Wygląda jak definitywny koniec historii Mistrza z Nazaretu, który, co prawda, czynił cuda, ale ostatecznie uległ śmierci… „A Twoi oprawcy postąpili jak rolnicy: zasiali Cię w głębi ziemi jak ziarno pszeniczne, abyś stamtąd zmartwychwstał i wraz z sobą wskrzesił wielu.” (św. Efrem)
Ojcze, moja bezradność przygniata mnie jak grobowy głaz, spod którego nie mogę się wydobyć. Czy taki ma być i mój koniec? Nie lękajcie się, to Ja jestem mówi Jezus kroczący po wzburzonych falach mojego życia, odwalający głaz, który mnie przygniata, uciszający wszelkie życiowe burze.
Zmartwychwstałem i już zawsze będę z tobą.

*
Uwielbiam Ojcze Twoją wierną miłość, która wyprowadziła Jezusa ze śmierci, otworzyła bramy Nieba, gdzie nas niecierpliwie czekasz. Niech zatem:

„…będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa.
On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa
na nowo zrodził nas do żywej nadziei:
do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego,
które jest zachowane dla was w niebie.
Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia,
gotowego objawić się w czasie ostatecznym.
Dlatego radujcie się,
choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń.
Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota,
które przecież próbuje się w ogniu,
na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa.
Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go;
wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie,
a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy,
gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz”.
(1P 1,3-12)

Zimowy wieczór

Poezje

Zimowy wieczór

 

Dodano: 15 luty 2025

Nasz las, to już nie jest jedynie nasz las

W baśniową się zmienił krainę, jak z Narni

I tajemniczy wypełnia go blask

Nie naszej zwyczajnej, lecz tamtej latarni

 

I czas, to już nie jest codzienny nasz czas

Pod puchową kołdrą zapadł w nieistnienie

I wypełza z mroku w latarniany blask

Wszystko to, co było i jest ze stworzenia

 

Jak skrzypi i trzeszczy śniegowy ten puch

Snuje się na srebrnym ekranie sto cieni

Rączo na rumaku przemknął król, król-duch

Ścigając niknące, mówiące jelenie

 

Wtem w górze dostrzegam, może to złudzenie

Pośród drzew – chmur jasnozłotą grzywę

Ryk potężny wstrząsa zaspanym sklepieniem

Aż las całkiem od niego osiwiał

 

I gdy tak się skradam od drzewa do drzewa

Z oddali mijając świetlny krąg latarni

Wiem, że kiedy zgaśnie, gdy blask spłynie z nieba

Trzeba mi pożegnać baśniowy świat Narni

s. R

 

Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”: W drogę z Jezusem

Rozmaite tematy

Dodano: 03.02.2025

Za miesięcznikiem „W naszej rodzinie”

W drodze za Jezusem

Gdy zaczynasz czytać te słowa prawdopodobnie masz przed sobą nowy dzień, nowy miesiąc a już z pewnością nowy rok – ogłoszony przez Papieża Franciszka Rokiem Jubileuszowym, wspominającym 2025 lat od Wcielenia Syna Bożego.

„Nowy czas” otwiera nowe drzwi i samoistnie zamyka te, za którymi pozostaje przeszłość. By jednak dobrze zamknąć drzwi przeszłości trzeba na nią uważnie spojrzeć, zatrzymać się, przyjrzeć, wyciągnąć konieczne wnioski, a potem łagodnie zamknąć te drzwi. Następnie zwrócić twarz ku przyszłości, ku temu, co nadchodzi – z zaufaniem, nadzieją i pokojem uciszonego serca.

O sercu właśnie – naszym i Jezusowym – pisze papież Franciszek w swojej ostatniej, czwartej z kolei encyklice Dilexit nos – Umiłował nas, która ukazała się 24 października 2024 roku. Czytamy tam m.in. takie słowa:

„Serce jest również zdolne do zjednoczenia i zharmonizowania własnej osobistej historii, która wydaje się rozbita na tysiąc kawałków, ale w której wszystko może mieć sens. To jest to, co Ewangelia wyraża w spojrzeniu Maryi, która patrzyła sercem. Ona potrafiła prowadzić dialog z doświadczeniami, które przechowywała, rozważając je w swoim sercu, dając im czas: przedstawiając je i zachowując wewnątrz, aby o nich pamiętać”.

Warto, wzorem Maryi, poprowadzić dialog z naszymi doświadczeniami minionego roku, by „zjednoczyć i zharmonizować własną osobistą historię, która wydaje się rozbita na tysiące kawałków”. Te kawałki naszej historii, poszczególne jej wydarzenia, mogą sprawiać wrażenie nieważnych, niepotrzebnych, zbędnych, często nadal boleśnie doskwierających, wciąż frustrujących, rodzących pytanie: po co to było, jaki był tego sens, do czego to prowadzi, czy doprowadziło…? Łatwiej oczywiście wpisać we własną historię chwile pogodne, radosne, sytuacje udane, satysfakcjonujące, zwycięskie… Trudniej to uczynić, gdy spotkały nas cierpienia, doświadczenia bolesne, upokarzające, odbierane przez nas jako przykre, niepotrzebne, czy wręcz pozbawione sensu.

Wstępny wymiar refleksji nad własną historią, to przywołanie z pamięci wyżej wspomnianych wydarzeń, doświadczeń. To zatrzymanie się wobec nich, przyjrzenie się im i próba ich oceny z perspektywy minionego już czasu. Dla nas, wierzących, kluczowe jest to, jak patrzymy na przeszłość. Chodzi o to, by spojrzeć na nią oczyma rozświetlonymi wiarą. Chodzi o żywą wiarę w obecność Boga, przebywającego nie gdzieś daleko, Boga odległego, ale obecnego w naszej codzienności, aktywnie nią zainteresowanego. Boga, który czuwa nad nami w swej nieznużonej Opatrzności, jest obok, więcej – jest w nas, gdy cierpimy. Chodzi o to, by z faktograficznej perspektywy naszej przeszłości przejść do historii zamieszkanej przez Boga, który czyni z niej naszą osobistą historię zbawienia.

I tu znajdujemy kolejną podpowiedź we wspomnianej Adhortacji: „Wreszcie, to Najświętsze Serce jest zasadą jednoczącą rzeczywistość, ponieważ „Chrystus jest sercem świata; Jego Pascha śmierci i zmartwychwstania stanowi centrum historii, która dzięki Niemu jest historią zbawienia”.

Jednym ze sposobów, który może pomóc w odczytaniu historii minionego roku, jako historii zbawienia, jest skorzystanie z psalmu 136, który przez kilkadziesiąt wersetów opowiada historię Izraela rozpoczynając od słów: „Chwalcie Pana, bo jest dobry – bo Jego łaska na wieki”. Jak refren, po każdym wersie opisującym minione wydarzenia, powraca niezmiennie przekonanie: nasz Pan jest dobry, jest obecny, kieruje historią i trzyma nas w swojej dłoni – bo Jego łaska trwa na wieki.

A jak brzmiałaby Twoja historia, gdybyś pozostawił co drugi wers wspomnianego psalmu, a w pierwszym opowiedział o minionym roku twego życia? Może jakoś tak:

Pozwoliłeś mi wstać każdego dnia po dobrze przespanej nocy,
bo Twoja łaska trwa na wieki.
Na moim stole zawsze był posiłek, nigdy nie byłem prawdziwie głodny,
bo Twoja łaska trwa na wieki.
Dzięki sińcom, jakie zadało mi życie, nabrałem więcej rozeznania i doświadczenia,
bo Twoja łaska trwa na wieki….
A resztę dopisz i dopowiedz już sam – ja ogarniam Cię modlitwą….

s. Elżbieta

Spłynął z Nieba Anioł zadziwiony

Poezje

Tyle tajemnic

zakrytych

 

Tyle słów

w sercu chowanych

 

Odsłoń Maryjo

przede mną

 

Jezusa Mądrość

przedwieczną

 

Pokaż mi

Jego Oblicze

 

Pragnienia gesty

i słowa

 

Jego życie

codzienność

 

I niech Duch Święty

je we mnie zachowa

s. B

Dodano: 01 stycznia 2025