Echo modlitwy i życia, czyli mini czytelnia karmelitańska, w której znaleźć można drobne okruchy słów, myśli, czy refleksji naszych sióstr, które udało się wyciągnąć z karmelitańskich szuflad. Niektóre teksty powstały jakby mimochodem, zrodziły się w sercu podczas modlitwy, zwyczajnej codziennej pracy, inne są echem głębszej refleksji, lektury Biblii, smakowania i wnikania w glebę codzienności. Będą tu zatem poezje, nowicjackie odkrycia pod tytułem: biały welon o…, biblijne migawki pisane słowem i obrazem, echo lektur, rozmaite tematy związane z wydarzeniami życia, czy inne jeszcze teksty… na tle zdjęć wykonanych przez nasze siostry. Tutaj też, w zakładce muzyka, zbierać będziemy to, co ukazało się na naszej stronie w dźwiękowej formie.

SŁOWO – Echo lektur

Unia hipostatyczna – o co tu chodzi…?

Z moich lektur

Dodano: 16 grudnia 2024

Unia hipostatyczna – o co tu chodzi…?

Za miesięcznikiem W naszej Rodzinie

Unia hipostatyczna – jakie są jej konsekwencje dla Twojego życia? Lekkie zatrzymanie powietrza, powolny namysł i pierwsze skojarzenia. Unia europejska – wiem, co to jest. Coś jeszcze pamiętam o unii brzeskiej czy lubelskiej, ale ta hipostatyczna…? O co w niej chodzi? Być może taki albo jakoś podobny był tok twojego myślenia w reakcji na pierwsze zdanie tego tekstu.

Jesteśmy jednak w zupełnie innym miejscu: u progu Adwentu, gdy towarzyszymy Maryi w zaskakującym wydarzeniu Jej życia: Zwiastowaniu. Gdy Słowo Ojca w odpowiedzi na zgodę Maryi staje się ciałem w Jej łonie, gdy dokonuje się cud Wcielenia, a to zjednoczenie bóstwa i człowieczeństwa w osobie Jezusa teologia określa właśnie mianem unii hipostatycznej. Dogmatyczne orzeczenie w tej sprawie wydał w 451 roku sobór chalcedoński uznając, że należy wyznawać, iż Jezus Chrystus, będąc jedną osobą posiada dwie natury, boską i ludzką.

Sobór doprecyzowuje, że zjednoczenie osobowe dokonało się z chwilą poczęcia natury ludzkiej Jezusa w łonie Maryi i pozostało po śmierci ciała Jezusa. W chwili śmierci na krzyżu dusza Zbawiciela odłączyła się od ciała, ale Syn Boży w dalszym ciągu był zjednoczony ze swoją naturą ludzką – zarówno z ciałem, jak i duszą.

Tyle sobory pierwszych wieków chrześcijaństwa. Ostatni sobór natomiast dopowiedział: „Albowiem On, Syn Boży, przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękami pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu” (Sobór Watykański II, Konst. duszp. o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 22).

Dość długie to teologiczne wprowadzenie, a przecież nie zamierzam zamieniać mojej refleksji w dogmatyczny tekst. Chodzi jednak o to, że te teologiczne, dogmatyczne, precyzyjne, choć czasem dla niewprawnych teologicznie mało zrozumiałe wyrażenia, mają mocne odniesienia do naszego życia.

Skoro Jezus nie tylko przyjął ludzką naturę w ogólności, ale przez ten akt „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem” i przeniósł to zjednoczenie przez bramę śmierci, to w każdym człowieku możemy Go spotkać, zobaczyć, dotknąć…

Adwent to czas wyciszenia, modlitwy, skupienia. To czas adoracji tajemnicy Wcielenia. To czas blisko serca Maryi, pod którym pulsuje serce Jezusa. To czas rorat, po wielokroć powtarzanej modlitwy Anioł Pański. To czas odnowionej miłości okazywanej Bogu w Jezusie, ukrytym jeszcze pod sercem Maryi.

Nie możemy jednak pozostać jedynie w tym wymiarze miłości. Na skierowane do Jezusa pytanie uczonego w Piśmie o pierwsze przykazanie odpowiedź byłaby w zasadzie prosta: pierwszym przykazaniem jest miłować Boga.

Ale Jezus nie zatrzymuje się na tej pierwszej odpowiedzi, jakby chciał zaznaczyć, że sama ta odpowiedź jest w jakiś sposób niepełna, i dodaje również, jakie jest drugie przykazanie: „Drugie jest to: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12, 31).

Choć celem drogi naszego życia jest to, by nauczyć nasze serce kochać, to wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że będziemy oddzielali przestrzenie, obszary i osoby. Mogę wybrać miłość do Boga, nie troszcząc się o tych, co są wokół mnie. Słowem, niepostrzeżenie wręcz, wejść w bezpłodną dewocję i pozorną, jałową pobożność, która nie rodzi życia, a jest często zgorszeniem dla wielu: wierzących i niewierzących. Z drugiej strony, mogę też kochać ludzi, wierzyć w człowieka jedynie, jak deklarują niektórzy, a Boga trzymać z dala, jakby On nie miał z człowiekiem nic wspólnego…

Jezus chce natomiast byśmy nie wybierali, byśmy nie antagonizowali tych miłości, ale by jedna splatała się w drugą. Żadna z tych dwóch miłości nie wystarcza bowiem sama w sobie, ponieważ Bóg i człowiek są zjednoczeni głęboką więzią, tajemniczą jednością, by raz jeszcze przytoczyć soborowy tekst: ”Syn Boży zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”.

Bóg nie chce być kochany sam. A już na pewno nie chce być kochany w karytakuralny sposób wykluczający człowieka. W sposób, gdzie szeptane modlitwy przeplatają się z nieustannym osądem, krytyką. Gdzie za słowem skierowanym do Boga, idzie słowo obgadujące człowieka, idzie intryga, kłamstwo, przewrotność, złośliwość. Te drugie słowa też dotykają Boga, który „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”. To „jakoś” ukazuje naszą nieudolność, by wypowiedzieć do końca tę niesamowitą tajemnicę: Bóg jest w człowieku, w każdym człowieku – w tym żyjącym obok mnie, przyjaznym czy nieprzyjaznym, życzliwym czy wrogim, sympatycznym czy trudnym… Jest obecny prawdziwie, głęboko, na zawsze. Moim słowem, czynem, czy jego brakiem skierowanym do człowieka dosięgam także Boga w Jezusie, w którym nieustannie trwa hipostatyczna unia.

s.E.

O zasiewie, co kiedyś wzejdzie

Z moich lektur

Dodano: 15 listopad 2024

Spacer z Bogiem

W każdą środę, wśród niezliczonego tłumu turystów zmierzających do Luwru, jest też dziadek ze swoją 10 – letnią wnuczką Moną. Nie przemierzają w pośpiechu, jak czyni to wielu, niezliczonych sal z ogromną ilością arcydzieł, by w jeden dzień zwiedzić paryskie muzeum. Oni zatrzymują się na długo tylko przy jednym obrazie. Jedna środa, jedna wizyta i jeden obraz. Minuty wpatrywania się w dzieło dawnych mistrzów – co z początku dłuży się dziewczynce zauważającej jedynie popękane ze starości płótna, przytłumione, zszarzałe kolory, dziwaczne, a czasem śmieszne w jej odbiorze elementy tła, słowem, doświadczającej nudy. Potem jednak, gdy powoli dziadek opowiada swej wnuczce o autorze, jego dziele, o treści obrazu, początkowo nie zawsze właściwie rozpoznawanej, o jego ukrytym pięknie, znaczeniu, przesłaniu, oczy dziecka otwierają się i Mona przeczuwa ukrytą wielkość. Starszy pan nie mówi językiem dziecka, ale zwraca się do wnuczki jak do osoby dorosłej, by nie umniejszyć wielkości, piękna i głębi arcydzieł, przed którymi przystają.

Muzealna opowieść zatytułowana: „Oczy Mony” nasunęła mi skojarzenie z kościołem, wiarą, z samym Bogiem. Z pytaniem czy warto małe dzieci, które tak niewiele ponoć rozumieją, przyprowadzać do kościoła. Czy ich obecność w sakralnej przestrzeni faktycznie mało wnosi w ich życie, potrafi natomiast mocno przeszkadzać innym? Czy ma sens mówienie im o Bogu, który jest tak wielki i odległy, potężny i niezrozumiały nawet dla dorosłych? Czy wiarę przekazywać już małemu dziecku, czy raczej zaczekać aż dorośnie, będzie w stanie zrozumieć i ewentualnie wybrać drogę wiary…?

„Nieważne, czy od razu zrozumiemy to, co ktoś do nas mówi, tak, jakby każde nowe słowo miało być rosłym drzewem w rozległym sadzie umysłu. Wszystko rozkwitnie w odpowiednim czasie, pod warunkiem, że wyżłobimy rowki i zasiejemy w nich ziarna…”

Powyższe słowa dziadka Mony, który mówił do dziesięciolatki jakby była studentką historii sztuki, są niezwykle cenne i prawdziwe.

Warto bowiem żłobić rowki i siać drobne ziarna wiary prowadząc małe dziecko do kościoła, pokazując tabernakulum, w którym przebywa żywy Jezus, ucząc ciszy i słów modlitwy. Warto mówić o rzeczach wielkich, o potędze Boga, Jego wszechmocy i ogarniającej nas Bożej obecności. Warto poprzez świątynną wielkość, tak inną od przestrzeni naszych domostw, przez niedostępne prezbiterium z jego centrum: tabernakulum i ołtarzem, poprzez wysokie sklepienia, dostojne figury świętych, cenne złocenia, ciszę i tajemnicę przenikającą wszystko, mówić dziecku o Bogu wielkim, potężnym, wszechmocnym, ale obecnym i kochającym, czuwającym i w każdej chwili gotowym na spotkanie z człowiekiem. Te ziarna, choćby w którymś momencie życia zostały głęboko zakopane, zasypane złymi wyborami, mają w sobie moc i kiedyś zakiełkują, przemienią się w „rosłe drzewa w rozległym sadzie umysłu” i serca. Kiedyś, może gdy dotknie człowieka ból porażki i zniechęcenie, wzejdą przypominając, że jest coś – Ktoś większy niż nasze trudy, cierpienia i przegrane. Ktoś, kto jest obecny, czuwa, jest gotów stanąć przy nas w każdym miejscu i momencie naszego życia, by je wyprostować, umocnić, skierować ku światłu, nadać mu sens…

Będąc o tym przekonana powiem raz jeszcze: warto żłobić rowki, siać ziarno wiary, miłości, przykładu, wskazywać na Boga. Innymi słowy: opowiadać o pięknie roślin, które pojawią się dopiero kiedyś, których może my nie zobaczymy rozkwitających w życiu naszych bliskich, ale – naprawdę warto…

s.E.

O odwadze umierania

Z moich lektur

Dodano: 1 listopada 2024

O odwadze umierania

Tym razem to nie lektura wzbudziła moją refleksję czy wydobyła życiowe wspomnienia, ale to samo życie i trudne doświadczenie wywołały z pamięci wiersz jednej z moich zakonnych współsióstr, która zginęła tragicznie w wieku trzydziestu dziewięciu lat. Wierzę, że choć jej życie zostało przerwane tak nagle, niespodziewanie, brutalnie wręcz, zdążyła potwierdzić swoje tak Bogu, które po wielokroć wypowiadała, także w cytowanym wierszu:

jesienią miłość jest największa
chociaż to wiosnę chwalą w wierszach –
bo jakiej wielkiej miłości trzeba
by tak po prostu bez buntu umierać.[1]

Jak trudne jest to ostatnie i ostateczne umieranie, nikt z nas żyjących nie wie z własnego doświadczenia. Towarzyszenie odchodzącym pozwala przybliżyć się do tej tajemnicy, ale i tak zatrzymać się musimy przed granicą, którą przekracza się zawsze samotnie. Mistrzowie życia duchowego – ale i każdy z nas żyjący wiarą – wiedzą doskonale, że codzienne umieranie, tracenie kogoś lub czegoś, potrafi być także nad wyraz bolesne i trudne.

Czasem bowiem pozwolić trzeba, by umarło to, co się dopiero urodziło. Nie zżymać się, gdy marzenie zamienia się w przeszłość, nie mając szansy na realizację. Uwierzyć, że jeśli ginie to, co nadal zdaje mi się dobrem, to ginie i rozpada się jedynie zewnętrzna szata – dobro pozostaje: pozostaje i wciela się w cierpliwość, łagodność, uległość, zawierzenie… Wzrasta w nas człowiek wewnętrzny, ufnie wydany Bogu na wszystko, co przychodzi z którejkolwiek, choćby najbardziej niespodziewanej, strony. Wzrasta tym bardziej, im zwyczajniej, po prostu, bez buntu umiera dla siebie – bo jakiej wielkiej miłości do tego potrzeba…

[1] S. Maria Barbara Złotowska ocd, Miłość trwa nad nami, Gdynia–Pieniężno 2009, s. 44.

Jesień

Poezje

Dodano: 15 października 2024

Jesień

Dziś się ma dusza snuje nad ziemią,
Jak mgła poranna
Nabrzmiała łzami, ciężkim zwątpieniem
Jakby umarła

Dusza ma dzisiaj, jak zwierz zraniony
Do mchu przywarła
I padła bólem, smutkiem zmroczona
Co nań natarły

Jeden Twój uśmiech Niebieska Mamo
Wszystko odmienia
Ty atmosferą Słońcem nagrzaną
Otulasz ziemię

Twoje spojrzenie ciepłe słodyczą
Na szczyt wynosi
Nie ma już bólu, smutku, goryczy
Jest łaski rosa

Twoje ramiona, co Dziecię tulą
I mnie przygarną
Mamo Jezusa, moja Matulo
Maryjo Panno

s.R.

O Bożej Obecności

Z moich lektur

Dodano: 29 września 2024

O BOŻEJ OBECNOŚCI

Nasza karmelitańska Reguła wzywa nas do nieustannego trwania na modlitwie i życia w świadomości Bożej obecności. Bez tego trudno mówić o życiu kontemplacyjnym. Sam Bóg powiedział o sobie Mojżeszowi: JESTEM, który JESTEM, a św. Eliasz wyznawał: Żyje Bóg, przed którego obliczem stoję. Bóg jest zatem nieustanną, miłującą OBECNOŚCIĄ; w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28). Wiara i miłość pozwalają nam odkrywać tę Obecność w nas i wokół nas i odpowiadać naszą świadomą obecnością w Niej. To jest istota modlitwy nieustannej, do której Bóg zaprasza nie tylko nas, mniszki, lecz każdego wierzącego: nieustannie się módlcie…

Jednak co to tak naprawdę oznacza i czy w ogóle jest to możliwe? Przecież w praktyce nie wydaje się realne, by pośród wielu wyzwań codzienności trwać bez przerwy myślą przy Bogu. Nasze prace, odpowiedzialności, troska o innych i służba wspólnocie angażują także nasz umysł i zdaje się, że modlitwa wielokrotnie musi pójść na kompromis z tymi wymaganiami. Czy wobec tego życie modlitwą, chodzenie w Bożej obecności, to tylko pobożne i duchowe, ale niezbyt realne marzenie?

Gdyby tak było, nasze powołanie i życie karmelitańskie nie miałoby słusznego uzasadnienia. Bóg jednak zaprasza nas do relacji przyjaźni z Nim, wręcz do głębokiej zażyłości, aby przelewać na nas i przez nas swoją miłość. Dlatego św. Teresa od Jezusa poucza nas, że w modlitwie nie chodzi o to, aby dużo rozmyślać, lecz aby dużo miłować. Święta nie oczekuje od nas wielkich o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia, tylko tego, byśmy spoglądały na Niego z miłosną uwagą. Nasz brat w Karmelu, Wawrzyniec od Zmartwychwstania (XVII w.), dał nam bardzo mocne świadectwo życia w wewnętrznym spojrzeniu na Boga w sobie. Z wielką prostotą dzielił się swoim doświadczeniem i przekonywał: Praktyką najbardziej świętą, najbardziej powszechną i najbardziej konieczną w życiu duchowym jest trwanie w obecności Boga. Trwać w jego obecności oznacza znajdować upodobanie w Jego boskim towarzystwie i przyzwyczajać się do przebywania z Nim, mówiąc do Niego pokornie i czule, rozmawiając z Nim w każdym czasie, w każdej chwili, bez określonych zasad czy ograniczeń czasowych, szczególnie zaś w czasie pokus, cierpień, oschłości, niesmaku, a nawet niewierności i grzechów. Nie trzeba koniecznie zawsze być w kościele, żeby przebywać z Bogiem; możemy zamienić nasze serce w oratorium, do którego od czasu do czasu odejdziemy, żeby tam z Nim rozmawiać – łagodnie, pokornie i z miłością. Wszyscy są zdolni do tych poufnych rozmów z Bogiem. Potwierdza to również wielu naszych świętych karmelitańskich, szczególnie św. Teresa od Dzieciątka Jezus i św. Elżbieta od Trójcy Świętej.

Ta prostota bycia z Bogiem zawsze mnie bardzo pociągała w Karmelu: szukanie i odkrywanie Go we wszystkim, trwanie w Jego obecności i pod Jego miłującym spojrzeniem! Tylko tyle czy aż tyle? I jedno, i drugie jest prawdziwe. Z jednej strony: Bóg daje nam Siebie i zaprasza do wspólnoty miłości z Nim, a z drugiej – nasze pragnienia nie idą w parze z ludzką kondycją, która nas ogranicza.

Jak więc możemy sobie pomóc, aby świadomie trwać w obecności Boga, sercem przy Jego Sercu?

Nie ma tutaj uniwersalnej metody, ponieważ każdy ma swoje wrażliwości, upodobania i swoją drogę modlitwy. Poza tym, kreatywność zależy też od naszej miłości i ona będzie podpowiadać nam sposoby jej wyrażania. Warto szukać prostych form takiego trwania przy Bogu, aby łatwiej było je łączyć z zewnętrznymi zajęciami i wewnętrznym zaangażowaniem. Naszego ducha najbardziej karmi Słowo Boże, zatem dobrze jest wracać w pamięci i nosić w sercu teksty z liturgii dnia albo przywoływać inne, które odpowiadają temu, co aktualnie robimy lub przeżywamy. Kiedy indziej będą to krótkie, coraz częściej powtarzane westchnienia duszy i słowa naszej prośby, troski, ofiarowania, pragnienia, tęsknoty, skruchy, radości lub wdzięczności, które są echem naszego tu i teraz. Ważne jest, abyśmy cierpliwie i z mocną determinacją ćwiczyli się w tej praktyce. Ona stopniowo stanie się przyzwyczajeniem i oddechem duszy. Wiem, że to wymaga od nas sporo czasu i trudu, a nierzadko także walki ze zniechęceniem. Lecz w tych zmaganiach nie pozostajemy sami: Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8,28), a Duch przychodzi z pomocą naszej słabości; gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, On sam przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8,26).

Dlatego możemy wciąż po prostu przyłączać się do Jego modlitwy w nas, czyniąc ją także naszą. Żadne zajęcia, zewnętrzne czy wewnętrzne, nie przeszkadzają nam, by możliwie często „wchodzić” do wnętrza naszej duszy, choćby na chwilę spotkania z Trójcą Świętą. Jeśli będziemy wierni w przywoływaniu swojej uwagi i spojrzenia na Boga, to z czasem doświadczymy, że On sam coraz częściej przywołuje nasze spojrzenie ku Sobie.

Podzielę się jeszcze moim dawnym, nowicjackim odkryciem, które dało mi niemałą pociechę i radość na drogach modlitwy, a którego potwierdzenie znalazłam u św. Teresy od Dzieciątka Jezus i u św. Augustyna. Chodzi o najgłębsze, szczere pragnienia, których siła i stałość, pomimo ludzkiej biedy i słabości, są łaską, niezasłużonym darem od Boga, dzięki któremu nasza ukryta modlitwa wciąż pulsuje w nas, nawet jeśli jej nie odczuwamy. Lepiej i trafniej oddają to słowa samego św. Augustyna: Twoje pragnienie jest twoją modlitwą. Gdy ono nie ustaje, to i modlitwa nie ustaje. Istnieje inna, wewnętrzna, nieustanna modlitwa, a jest nią pragnienie. Choćbyś się oddawał innemu zajęciu, nie przestajesz się modlić, jeśli tylko zachowujesz pragnienie tego szabatu, którym jest odpoczynek nieba. Jeśli chcesz nieustannej modlitwy, nie ustawaj w pragnieniu. Ta prawda przynosi mojej duszy wolność i ukojenie, i radość, i wdzięczność.

 

Przenikasz i znasz mnie, Panie, z daleka spostrzegasz moje myśli.

Zanim słowo się znajdzie na moim języku, Ty, Panie, już znasz je w całości.

                                                                                                       Ps 139,1-2.4

T. Bernadetta od Jezusa i Maryi

 

Teraz już żyje przeniknięta i zanurzona w Bożą Obecność.

O pięknych oczach Maryi, które widzą dalej i głębiej

Z moich lektur

Dodano: 15 września 2024

O pięknych oczach Maryi, które widzą dalej i głębiej

Ksiądz Krzysztof Wons przez następujące po sobie stronice swojej Lectio divina o Maryi, całej Pięknej ukazuje źródło Jej wewnętrznego piękna: wsłuchiwanie się i posłuszeństwo słowu Boga. To wierne słuchanie, dzień po dniu i rok po roku, doprowadza Ją do szczytu Golgoty, gdzie przyjdzie Jej trzymać na kolanach martwe ciało Jezusa. W sercu, w którym zawsze zachowywała i rozważała słowa Boże, powraca wspomnienie Bożych obietnic: będzie On wielki, będzie nazwany Synem Najwyższego, Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida… (Łk, 1,32). Teraz jednak widzi Jezusa zmaltretowanego, bezsilnego, bezwładnego i ostatecznie zabitego, a Jego jedynym tronem są Jej drżące kolana. A jednak, ponad zewnętrznymi faktami, Jej wyostrzony wzrok wiary jest w stanie odkryć, że słabość i bezradność Wcielonego Boga (ta z Betlejem i ta z Golgoty), to Jego droga do człowieka i do Ojca.

Maryja na Golgocie obejmuje ramionami martwe ciało Jezusa i nie przestaje wierzyć, że On jest Synem Najwyższego Boga, jak powiedział anioł Gabriel (Łk 1,32). Pieści na drżących kolanach zmarłego Jezusa, jakby pieściła niemowlę. Rozumie i godzi się, że Bóg właśnie tak się objawia i tak zbawia świat: na drodze słabości i kruchości.[1]

 

Ile jeszcze drogi trzeba przejść, by nauczyć się patrzeć na słabość i kruchość ‒ tak własną, jak i cudzą ‒ jak Maryja. Oswoić się z nią, przestać się gorszyć czy zżymać, co więcej: nie tylko zgodzić się na nią, ale i ją pokochać. Przeniknąć zasłonę wiary, zobaczyć prawdę Jezusa: bezbronnego, ufnego i oddanego tak w Betlejem, jak i na Kalwarii, i ruszyć w tę samą drogę. Na własnych, słabych przecież, siłach trudno tu polegać, ale: Kiedy Maryja zaczyna nas czegoś uczyć, nigdy nie kończy jedynie na słowach.[2]

[1] Krzysztof Wons SDS, Cała Piękna Maryja, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2017, s. 160.

[2] dz. cyt., s. 50.

Nie lękaj się

Poezje

Dodano: 1 września 2024

Nie lękaj się

„Nie lękaj się!”

– wciąż mi powtarzasz.

Ja będę z tobą,

gdy pójdziesz przez ogień

i nie spali cię płomień

a wody wielkie

nie zatopią ciebie

i bać się nie musisz,

bo Cię nie opuszczę

i nie zostawię w potrzebie.

s.B.

św. Hildegarda

Z moich lektur

Dodano: 22 sierpnia 2024

WADA

CNOTA

skąpstwo

poprzestawanie na małym

chciwość

szczodrość

nienasycenie

powściągliwość

skąpstwo

skromność

egoizm

bezinteresowność

O ty, diaboliczna pomyłko życia! Jak wilk zwinnie rzucasz się na swą zdobycz i zachłannie pochłaniasz obcą własność. Zachowujesz się bezdusznie i opryskliwie, ponieważ nie dbasz o szczęście swych bliźnich. Dlatego nigdy nie będziesz szczęśliwa i schowasz się w dziurze w ziemi jak robak, bowiem odrzucasz niewidzialne bogactwo nieba.

Jednak ja wznoszę się nad gwiazdami i raduję się z Bożej dobroci. Miłuję słodki dźwięk werbli, ponieważ ufam Bogu. Gdy z Nim przebywam, całuje mnie Słońce. Kiedy z miłością obejmuję Boga, zyskuję przychylność Księżyca. Jestem zadowolona z tego, co rośnie na ziemi. Czemu mam pragnąć dla siebie więcej, niż potrzebuję? Wszystkim innym ludziom okazuję pomoc, dlatego moje szaty są uszyte z białego jedwabiu i ozdobione cennymi, szlachetnymi kamieniami. Jeśli ktoś rzeczywiście mnie potrzebuje, jestem na zawołanie, okazując swą uprzejmość i uczynność. Mieszkam w królewskim pałacu i mam wszystko, czego potrzebuję do życia. Jestem córką króla i biorę udział w jego uczcie. Jednak ty, chciwości, gnasz wokół całej kuli ziemskiej i zapychasz sobie brzuch, nie mogąc się nasycić. Uważaj, co czynisz.

SPACER Z BOGIEM

Z moich lektur

Dodano: 15 sierpnia 2024

Spacer z Bogiem

Za miesięcznikiem W naszej Rodzinie

 

W porze popołudniowej lub według innego tłumaczenia Biblii – w łagodnym powiewie wiatru, Pan Bóg zwykł wybierać się z Adamem na spacer. Któregoś jednak razu, gdy Bóg przechadzał się po ogrodzie, nie spotkał tam Adama, więc zawołał: Gdzie jesteś, Adamie?

Tym razem Adam nie wyszedł Mu naprzeciw, zrezygnował z tego codziennego spaceru i się ukrył, gdyż… sprzeciwił się Bogu. Wszedł na swoje samowolne i grzeszne ścieżki. Adam ukrył się przed Bogiem, oddalił od Niego i z czasem się odzwyczaił, zapomniał, jak wspaniałe były przechadzki z Bogiem, ramię w ramię: rozmowy, dzielenia się, zachwyt przyrodą, wspólne odkrywanie wciąż nowych cudów natury…

Nota bene, odkrywamy je nadal i zawężające się specjalizacje w badaniach naukowych rozpoznają ciągle nowe i nieskończone  bogactwa flory i fauny w świecie. Nie, to, co piszę, to nie jest bajka na letnie, wakacyjne wieczory, ale to trzeci rozdział księgi Rodzaju, historia piękna i dramatyczna zarazem…

Naturalność kontaktu z Bogiem, jaka była udziałem Adama przed grzechem, poszła z czasem w zapomnienie. Człowiek coraz bardziej oddala się od Boga, a On, na różne sposoby, nieustannie woła do człowieka: Gdzie jesteś? Czekam na ciebie, tęsknię za tobą…

Tę naturalność bardzo mozolnie odzyskujemy, tak w wymiarze całej ludzkości, przez wieki, jak i w osobistym wymiarze życia każdego człowieka. Ten wysiłek i tę drogę możemy nazwać…modlitwą. Modlitwa ma oczywiście różne formy i wymiary, ale może w ten wakacyjny czas warto zatrzymać się na modlitwie będącej… spacerem z Panem Bogiem. Powrót do trzeciego rozdziału księgi Rodzaju, gdy Adam zwykł spacerować z Bogiem „w łagodnym powiewie wiatru”, może być dla nas wakacyjnym wyzwaniem. Rozpoznawać Boga w pięknie przyrody, sile jej żywiołów, w jej potędze, ale także jej delikatności, subtelności, ulotności, kruchej urodzie, która się nie narzuca, ale jest tak hojnie rozsiana na drogach naszych wędrówek…. Mówić Mu o Jego pięknych i potężnych dziełach, dzielić się z Nim wrażeniami, zapraszać Go do wspólnego wędrowania, ramię w ramię, serce przy sercu… Odzyskiwać naturalność w relacji z Bogiem, jakiej On pragnął dla Adama i nieustannie pragnie dla każdego z nas…

W dokumencie o modlitwie rzymskiej Dykasterii do spraw Ewangelizacji na aktualny rok, Rok Modlitwy: „Panie naucz nas się modlić”, do którego wracam przez ostatnie miesiące, czytamy: „Modlitwa nie jest jedynie pobożną praktyką, lecz raczej porównywalna jest do „oddychania duszy”, jest wyrazem głębokiej i naturalnej potrzeby każdego człowieka. Modlitwa, zdaniem Papieża Franciszka, to prawdziwy dialog z Bogiem „twarzą w twarz”, to chwila słuchania i odpowiedzi, podczas której wierny otwiera się na wolę i przewodnictwo Pana. (…) Tak, jak uczniowie prosili Jezusa, aby nauczył ich się modlić, także i my, aby wejść w bardziej intymną i osobistą relację z Bogiem, nie powinniśmy bać się prosić o pomoc przede wszystkim Mistrza, a następnie tych, którzy jako przewodnicy duchowi dłużej chodzą w obecności Pana i nauczyli się już rozpoznawać Jego kroki i drogę”.

Idąc za sugestią dokumentu, by nie obawiać się prosić o pomoc i radę tych, którzy przed nami nawiązali głęboką i naturalną więź z Panem, przytoczę słowa karmelitańskiej przewodniczki wiary na drogach modlitwy: świętej Elżbiety od Trójcy Świętej. Ta francuska karmelitanka żyjąca na przełomie XIX i XX wieku, spędziła 6 lat w Karmelu umierając w wieku 26 lat. Odkryła swoje „niebo na ziemi’, którym była obecność żyjącego w niej Boga.

„Gdy twoje ciało odpoczywa, myśl, że odpoczynkiem twojej duszy jest On i że jak dziecko lubi przebywać w ramionach matki, ty także znajdujesz odprężenie w ramionach tego Boga, który zewsząd cię otacza. My nie możemy z Niego wyjść, ale – niestety! – często zapominamy o Jego świętej obecności i zostawiamy Go samiutkiego, aby się zajmować sprawami, które nie są Jego. Zażyłość z Bogiem jest bardzo prosta. Ona raczej przynosi odpoczynek, aniżeli męczy – jak dziecko odpoczywa pod wejrzeniem matki…”.

Jaki to paradoks, jesteśmy w Bogu, nie możemy z Niego wyjść, a…zapominamy o Nim, a potem mozolnie musimy odnajdywać drogę powrotu to własnego wnętrza, gdzie On przebywa.

Życzę na ten wakacyjny czas wspaniałych wędrówek w dal i w głąb siebie, zawsze w pewności tego, że Bóg jest obecny w nas, obok nas, wędruje ramię w ramię, ciesząc się naszą radością, otwartymi oczyma odkrywającymi Jego dary rozsiane wokół.

Gdzie jesteś, Adamie? – Idę ku Tobie, mój Panie…

s.E.

św. Hildegarda

Z moich lektur

Dodano: 08 sierpnia 2024

WADA

CNOTA

poczucie braku sensu / radości życia

radość życia

apatia / przygnębienie

wesołość / radość

rozpacz

ufność

smutek

optymizm

melancholia

pogoda ducha

Bóg stworzył radosnego człowieka, ale z powodu twej negatywnej postawy, troski doprowadziły cię do stanu głębokiej chandry. Popatrz tylko na Słońce, Księżyc, gwiazdy i cały niesamowity przepych zieleniejącej się siły życia na ziemi i pomyśl, jakim szczęściem Bóg obdarzył wszystkich ludzi. W gruncie rzeczy jesteś zaślepiony, leniwy, bezwzględny, nieodpowiedzialny i egoistyczny. Zamiast całkowicie zaufać Bogu, tylko powątpiewasz, bowiem wcale nie dbasz o twą boską naturę. Któż codziennie ofiarowuje ci wspaniałe, dobre dary, jeśli nie Bóg? Gdy dzień z pośpiechem wybiega ci naprzeciw, nazywasz to nocą, a gdy spotyka cię szczęście, nazywasz to nieszczęściem. Kiedy dobrze ci się powodzi, twierdzisz, że wiedzie ci się źle. Dlatego żyjesz w obłąkaniu, w mroku marnego żywota.

Ja jednak mam niebo już tutaj na ziemi, bowiem odpowiedzialnie chronię wszystko, co stworzył Bóg, podczas, gdy ty niszczysz i pustoszysz dzieło stworzenia.

Czule kładę na sercu kwitnące róże, lilie i całą zieleniejącą się świeżość życia. Chwalę Boże dzieła, podczas gdy ty jedynie gromadzisz ból.

Negatywnie oceniasz wszystkie swoje czyny, dlatego przypominasz piekielne duchy, które swoim pyszałkowatym zachowaniem wciąż tylko zaprzeczają Bogu. Ja tak nie postępuję, ponieważ poświęcam Mu całą moją uwagę. W smutku również kryje się radość, a w radości szczęście. Albowiem szczęście i nieszczęście występują na przemian jak dzień i noc. Dlatego radość i cierpienie również zmieniają się jak pory dnia.

Spójrz tylko na ptaki pod niebem i okrutnie pożerane przez nie robaki na ziemi. Tak też wygląda sytuacja ze szczęściem unicestwiającym nieszczęście tego świata. Bardzo ważne, by to, co użyteczne, niszczyło to, co bezużyteczne i bezwartościowe, podobnie jak złoto ulega oczyszczeniu w ogniu rozpalonym w piecu. Jednak ty zawsze wybierasz tylko gorzką stronę życia, ja zaś dostrzegam dokładnie jej przeciwieństwo. Wartość i jej brak widzę tak, jak to ustanowił Bóg. Dusza dąży do nieba, zaś ciało do ziemi. Ciało gnębi duszę, jednak ta je kontroluje. Spójrz tylko, jaki jesteś głupi i ślepy, i jakie bzdury opowiadasz.