Przekraczając próg Karmelu nie kończymy wędrówki życia, jak myślą niektórzy, intensyfikuje się ona, gdyż wszystkie siły ukierunkowują się na jeden cel – zjednoczenie z Bogiem, który nas spotkał, zachwycił, zaprosił do głębszej przyjaźni z Sobą, by razem z Nim troszczyć się o dobro braci – docierać, mocą miłości, oddania i modlitwy, do wszystkich miejsc świata, zawierzać każde ludzkie serce, do którego częstokroć nie dotrze słowo, czy pomocna dłoń…

   Anna Grzegorczyk

   Orędowniczka miłości i pojednania

Immakulata Adamska od Ducha Świętego (1922-2007)

 

„Jaki Bóg jest dobry”, „Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych” – to ostatnie słowa, które wypowiedziała do mnie s. Immakulata, na dzień przed śmiercią. Jej błogosławieństwo utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nadchodzi chwila ostateczna. Wiedziała, że umiera, ale wiedziała też, że Bóg w każdej chwili może unieważnić jej bilet do Nieba. Czynił to bowiem tyle razy, właściwie od Jej urodzenia. Moja korespondencja z Immakulatą zawiera sporo informacji o wychodzeniu ze zdrowotnych zapaści: „Wczoraj nie odpowiedziałam na Pani pocztę, bo bardzo źle się czułam. Takie stany zwiastują zawsze <wielkie rzeczy>, ale trzeba je przeżywać w ufności, że właśnie gdy my jesteśmy najbardziej bezradni i bezsilni, Bóg wkracza z cudami”. Dlatego nikt tak naprawdę nie wierzył, że s. Immakulata umrze, chociaż nie tak dawno obchodziła jubileusz 85 urodzin.

Immakulata urodziła się 11 lipca 1922 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Śluby zakonne złożyła 11 lutego 1950 roku w Karmelu poznańskim. Brała udział w fundacjach w Elblągu, w Gdyni-Orłowie i Bornem Sulinowie. Była niezwykle żywotna, chociaż chorowita. „Kuleczka”, „Kruszyna”, jak ją nazywano z powodu niskiego wzrostu, dźwigała w swym dynamicznym, karmelitańskim życiu tony ludzkiego cierpienia. Słaba fizycznie i mocna duchem wspierała modlitwą, radą, piórem świeckich i duchownych, intelektualistów i nie wykształconych, starych i młodych. Otaczała ją aura mistyczności i cudowności, chociaż stąpała mocno po ziemi i była niezwykle pragmatyczna, wręcz zapobiegliwa.

Mądrość Miłości

„Tylko poprzez miłość – jak mówiła – rozpoczyna się życie wieczne pośród czasu”. Tak pojęta miłość stwarzała ją i promieniowała na wszystkich, którzy znajdowali się z nią w kontakcie. Była mocna siłą świętych Karmelu; o nich pisała, nimi żyła, ich mądrość przekazywała. „Miłość to coś najbardziej wolnego, co tylko istnieje”. To przekonanie Edyty Stein (św. Benedykty od Krzyża) szczególnie starała się wpoić tym, których duchowo leczyła, jak i tym, którzy usiłowali zgłębić tajemnicę Boga, człowieka i sensu życia. Miłość łączyła z najgłębszym, istotowym poznaniem, jak i autentycznymi więziami ludzkimi. Harmonia myśli, słów i działania świadczyć miała – według niej – o prawdzie istnienia, o byciu w prawdzie. Stąd, podobnie jak E. Stein, głosiła wzajemne przenikanie się miłości, wolności i prawdy. Wolność upatrywała w absolutnym oddaniu się Bogu. Dopiero bowiem to pełne oddanie i jednoczesne zawierzenie Mu hierarchizuje wszelkie wartości i jest gwarantem właściwych ludzkich wyborów. „Wszystko jest dobrze, jeśli szuka się woli Jezusa”- powtarzała zgodnie z E. Stein. Nie możemy pobłądzić, jeśli naszą wolność kierujemy na Boga. Wolność do Boga staje się wówczas busolą w naszym pogmatwanym życiu, w którym musimy dokonywać ustawicznie wyborów. Bóg, który jest Miłością i Prawdą, jednoczy się z nami i nas wzajemnie ze sobą. By te proste myśli pojąć, trzeba jednak duchowo wzrastać. Trzeba kochać Boga, drugiego i siebie w Bogu. To mądrość świętych Karmelu, której s. Immakulata się poddaje i do której słuchania przywołuje szukających, cierpiących, pokrzywdzonych, pogrążonych w kryzysach. Z nimi wszystkimi stara się rozmawiać, dawać rady i pocieszać. Wszystkie one są ukierunkowane na światło z góry. Im ciemniej wokół nas, tym bardziej musimy się na nie otwierać; tym bardziej musimy rezygnować z siebie, tym bardziej musimy kochać innych i Boga i kroczyć drogą cierpienia, która nas duchowo umacnia i szlifuje. Wąska i pełna wyrzeczeń jest droga, która prowadzi na górę Karmel; na górę, „na której Bogu podoba się mieszkać”( Ps. 67.. 16..). S. Immakulata kroczy tą heroiczną drogą, wręcz „metodycznie” podporządkowując się zaleceniom św. Jana od Krzyża: „Ten jest rozmiłowany w Bogu, kto nie szuka zapłaty, lecz pragnie zgubić wszystko, nawet siebie samego dla Boga”. Poświęca mu książkę Krzak gorejący kościoła. Od niego uczy się pisać do swych penitentów „czułe listy”, w których poznanie sercem, wczucie się w drugiego staje się metodą i wskazówką na życie. Drogę do światła z nieba wyznacza też, idąc tropem E. Stein, dla której krzyż i noc są mądrością duchowego doskonalenia. Jej postaci i filozofii poświęca najwięcej swej pisarskiej i translatorskiej działalności (m.in. Z własnej głębi, Mądrość miłości, Błysk głębi, Autoportret z listów). Nie zapomina jednak o św. Teresie z Avila, św. Teresce z Lisieux, św. Elżbiecie od Trójcy Przenajświętszej, i innych świętych, także tych jeszcze nie kanonizowanych; również tych spoza Karmelu.

Immakulata nie pisze swego, w pełni oryginalnego dzieła życia. Nagabywana przeze mnie dlaczego tego nie czyni, odpowiadała skromnie: jestem w tym, co piszę o innych. Skrywała się pod postaciami świętych, w komentarzach o nich. Ujawniała się natomiast w rozmowach i ogromnej korespondencji; szczególnie w tych „czułych”, lecz niesentymentalnych, czasami wręcz ostrych listach, które niestrudzenie pisała i którymi często ratowała ludzi z duchowych zapaści. Imię zakonne, które nosiła – s. Immakulata od Ducha Świętego – wyznaczało powołanie do rozeznania przedkładanych jej kwestii od strony wiary, a nie ludzkich, psychologicznych diagnoz. Nie lubiła, gdy zbyt obszernie i anegdotycznie przedstawiało się swoją sprawę. „To mi zaciemnia jej istotę” – mawiała. Szczupłość informacji nie przeszkadzała jej w rozeznaniu problemu. Chwytała związki konieczne, a nie przypadkowe.

Przez swą konkretną misję prowadzenia ludzi do Boga nie ukryła się zatem do końca za swymi świętymi. Jej postać ma wyraźne indywidualne rysy; rysy wyłaniające się z powiązania miłości z radością. S. Immakulata nią promieniowała. Zagadka tego promieniowania leży zapewne w wielu aspektach jej usposobienia; leży jednak też w jej przekonaniu o kreatywnych mocach miłości. Do nich należy radość. „Miłość kreuje radość” – mawiała i pisała w ostatnim swym świadectwie (zamieszczonym w miesięczniku Miłujcie się). Gdy się naprawdę kocha Boga, ludzi i siebie nie można nie być radosnym. Ona „chodziła w radości”, „świeciła radością”, „zarażała radością”. Jeśli zrozumiemy do końca moc karmelitańskiej miłości, to zobaczymy w pełni wyjątkową postać s. Immakulaty od Ducha Świętego – Immakulaty Radosnej. Wszak Duch Święty to Wieczna Radość.

Była tak właśnie nadzwyczajnie radosna, bo „podłączona” do nadprzyrodzonej Miłości.

Duchowa apteka

„Masz tarapaty – jedź do Immakulaty”. I setki to czyniły. S. Immakulata chętnie otwierała swą duchową aptekę, w której znajdowały się lekarstwa od mistrzów duchowości: „wielkich” i „małych”. W tym zapewne leży między innymi sekret jej umiejętności rozmawiania z wszystkimi. Kierowana Duchem wiedziała, komu polecić „wielką drogę” św. Teresy z Avila czy „ciemną drogę” św. Jana od Krzyża, a komu „małą drogę” św. Tereski z Lisieux. Radziła z Ducha i zżymała się, gdy ktoś tego nie rozumiał i usiłował od niej wydobyć „tanie”, czysto ludzkie pocieszenia. „Nie jestem wróżką ani psychiatrą” – mówiła – Immakulatą od Ducha Świętego, a „Duchowe problemy mają swoje prawa duchowe i odpowiedź czerpaną z miłosnego zawierzenia Bogu”.

Pierwsza rada, której udzielała, zaczynała się od konieczności psychicznego uporządkowania i zrównoważenia oraz wyzbycia się swego egoizmu: „Mów tu do niej święte słowa, a ona wciąż – moja krowa, moja krowa”. To był próg, który każdy musiał przekroczyć. W nagrodę rozdawała swoje „duchowe cukierki” pocieszenia, o indywidualnych smakach. U jednych leczyła uczucia: „zmiennymi nastrojami uczuć nie wolno się martwić. Taka jest <normalka>. Wyż i niż dają duchowy postęp i sublimują uczucia”; innym pomagała przeżywać „puste chwile” czy „pustkę uczuciową”. Jedynym skutecznym lekarstwem na tę okoliczność była modlitwa: „utrudzenie to też modlitwa”; „Bez tych doświadczeń nie ma mowy o życiu duchowym”; „Trzeba się modlić, ale niczego nie uprzedzać. Bóg kocha działać cuda i sprawiać radość. Pozwólmy mu na to ”.

Potem stawiała wyżej poprzeczki, bo „aby iść w górę, trzeba oderwać stopę od poprzedniego szczebla”. Jedną z nich była pokora. By Bóg mógł działać „postawa musi być pokorna, otwarta na każdą odpowiedź, nawet upokarzającą: <Gdy się twa dusza doliną rozłoży, przejdzie po niej Duch Boży>”.

Dla wybrańców Boga miała już to, co najtrudniejsze do wykonania: „Na wszystko Bogu powiedzieć <Tak>”; nawet na największe cierpienie fizyczne. Dopiero wtedy „kosztuje się prawdziwej jasności i prawdziwego światła”. Przekonywała do zawierzenia Bogu i wiary na miarę Abrahama, bo „Wiara musi być sprawdzona uderzeniem o dno. Dopiero wtedy zacznie się wszystko rozwiązywać. Najczęściej umiemy jedynie wierzyć w Boga (diabeł też w Niego wierzy i drży)”. Stąd wskazywała na wagę cierpienia i uczyła poprzez swoje dźwiganie krzyża: „Wczoraj było bardzo źle, dziś jest lepiej. Dzisiaj jest pierwszy piątek miesiąca, poświęcony Boskiemu Sercu, więc się cieszę, że mogę w ciszy radować się Jego miłością. Te dolegliwości miną, a póki co łączę je z Ukrzyżowanym, aby wspierać tych, co uginają się pod swoim krzyżem. Czysty zysk”.

Pojednanie

Mimo klauzurowego zamknięcia s. Immakulata była „obecna w świecie”, głównie przez swą działalność pisarską i translatorską. Bez jej pionierskich tłumaczeń pism E. Stein, to wielka filozofka nie byłaby dostępna polskiemu czytelnikowi. Jej spuścizna obejmuje dziesiątki książek, setki artykułów .

Pisała pod wpływem duchowego natchnienia: „Jestem pijana od pracy, a raczej od piętrzących się trudności. Myślę, że moja nowa książka [ W zadziwieniu Eucharystią] będzie <działać>, gdyż w głowie się nie mieści, co się podczas pisania dzieje”.

Cierpienie zawsze wyzwalało w s. Immakulacie twórcze moce: „Weszłyśmy w erę cierpienia, a więc czekają nas <wielkie rzeczy>. Gdy z Panią ostatnio rozmawiałam, byłam już chora….Ciekawe, że miałam przy tym duże, twórcze natchnienie i sporo napisałam”.

„Widzenie sercem” czy „poznanie sercem” s. Immakulaty , to dar, metoda, która „zamienia problem z konfliktu na zadanie oraz daje szansę pogłębienia w sobie nadprzyrodzonej wiary, nadziei i miłości”. Twierdzi, że uczyła się tej umiejętności od E. Stein. Ona też, jej „duchowa przyjaciółka”, utrzymywała ją na ekumenicznym szlaku. „Ojciec Święty – jak pisała s. Immakulata – też idzie do innowierców, choć jasno zaznacza swoją postawę i w czym ustąpić nie może. Dziś pielęgnujemy wszelkie sposoby porozumienia, przebaczenia, ale jednocześnie mocno stoimy przy zasadach. Jest to raczej postawa duchowa niż forma zewnętrznego buntu”. Ta „duchowa przyjaciółka” – jako „mistrzyni w jednaniu ludzi i łączeniu ich trwałym i wiernym węzłem” – wprowadziła ją też do Centrum Badań im. E. Stein, w którym przyjęła z radością funkcję honorowego członka. W liście gratulacyjnym z okazji jego otwarcia wprost wyraziła swe poglądy na temat powinowactwa z przesłaniem E. Stein i jego kulturotwórczą aktualnością: „Godzinę utworzenia <Centrum> odczytuję jako nadejście godziny filozoficznej i kulturotwórczej misji Edyty Stein. Widziałam w niej zawsze symbol dzisiejszej sytuacji duchowej świata oraz znak lepszej przyszłości . Dziś, kiedy niemal wszystko stawia się pod znakiem zapytania lub wręcz zaprzeczenia, Edyta Stein podsuwa sugestie, których wartość sprawdziła własnym życiem i które warto przemyśleć”.

Ekumenizm s. Immakulaty , zainspirowany filozofią dialogu E. Stein, wyraźnie wpisuje się w przesłanie pojednania klasztoru w Bornem Sulinowie. Historię powstania klasztoru czytać należy w kontekście niesłychanie krwawych i brutalnych dziejów tego miasta – miasta, zbudowanego w latach 30-tych XX wieku jako zaplecze militarne dla wojsk niemieckich, przejętego przez radzieckie władze wojskowe w 1945 roku, zaistniałego na mapie Polski dopiero w 1992 roku. W Gross Born w 1938 Hitler otwierał uroczyście Dom Oficera (zwany willą Ewy Braun), 1 września 1939 roku stąd wyrusza dywizja pancerna pod dowództwem generała Guderiana na Polskę, tu przez 50 lat stacjonują wojska radzieckie. Osiedlenie się w Bornem Sulinowie w 1997 roku karmelitanek wskazuje na niezwykłość misji pojednania niemiecko-rosyjsko-polskiego, którą „podarowała” im historia. Misja ta jest też ikonicznie inspirowana i zaświadczona przez krzyż wiszący w klauzurze (dar ks. Martina z Fuldy), który przypomina Ukrzyżowanie Grünewalda i ikonę Matki Boskiej Włodzimierskiej. „Krzyż niemiecki i ikona włodzimierska – jak mówi Matka Teresa OCD – spotkały się w karmelitańskim klasztorze w Bornem Sulinowie i wskazały na jego wezwanie: Karmel Maryi Matki Pojednania” – klasztorze ulokowanym między Domem Oficera i willą Guderiana.

Właśnie tu żyła, pisała i duchowo wspierała „uciekających się do niej” s. Immakulata – orędowniczka miłości i pojednania. „Ja nie umieram, lecz wchodzę w Życie” – tymi słowami św. Tereski z Lisieux żegnały ją karmelitanki bose z Bornego Sulinowa w dniu 28.07.2007 wyrażając przekonanie s. Immakulaty i nasze. Żegnaliśmy ją, po ludzku ocierając łzy i radując się w wielojęzycznych śpiewach wzmacnianych gitarą i bębenkiem na spotkaniu w karmelitańskiej rozmównicy. Było to przekroczenie własnego bólu poprzez twórczą miłość, której moc rozpoznała.