Franciszek Kucharczak
Mówiła, że Pan Jezus ma do niej słabość. Wymodliła nawet wskrzeszenie człowieka. Właśnie zmarła jedna z najbardziej niezwykłych polskich zakonnic.
Janina Adamska kochała góry, morze, szerokie przestrzenie. I pracę z młodzieżą. Rozmowy, lekcje, wycieczki. Ale po studiach z filologii klasycznej poczuła, że ma zostać karmelitanką. – Jak to, ja? Do klasztoru zamkniętego na cztery spusty i okratowanego? – nie rozumiała. Nic nie pomagało. Wezwanie stawało się coraz silniejsze.
Któregoś dnia wewnętrzny głos odezwał się z taką siłą, że aż zatrzymała się na ulicy i uchwyciła szczebli jakiegoś płotu. – No to może do urszulanek pójdę, byłabym nauczycielką – próbowała walczyć. Natychmiast usłyszała odpowiedź, że jest dosyć odpowiednich ludzi, którzy mogą zająć się młodzieżą. A góry, lasy, morza? – Bóg jest w Karmelu, a w Nim nieograniczona przestrzeń. Czego ci braknie, gdy masz Boga? – trwał bezgłośny dialog.
Wiedziała, że właśnie teraz musi wybrać: tak czy nie? – Skoro chcesz, to „tak” – zdecydowała. – Byłam pewna, że idę do klasztoru garnki zmywać. A okazało się, że to wszystko, czego się wyrzekłam, wróciło do mnie zwielokrotnione – powiedziała mi wiele lat później.
Krata spotkań
To prawda. Siostra Immakulata – bo takie imię otrzymała w zakonie – szybko stała się cenioną pisarką. Przełożeni zauważyli, że ma talent i zlecili jej pisanie książek. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki internetowej „Immakulata Adamska”, żeby otrzymać ponad tysiąc pozycji. Swoje pisarskie zdolności też rozumiała jako prezent od Pana Boga. – Gdy siadam do pisania, to jakby gwiazdy zaczynają wokół mnie tańczyć – zwierzyła się kiedyś.
Ona nie ruszała się z miejsca, a jej teksty krążyły po świecie. Krata zatrzymywała ją w klasztorze, ale ludzie sami przychodzili do kraty. Bardzo wielu młodych, których przecież kiedyś chciała uczyć. Siostra Immakulata rozmawiała, radziła, pocieszała. Umiała być stanowcza. Kiedyś przyszedł młody człowiek, który spodziewał się „błogosławieństwa” dla swoich upodobań dla religii Wschodu. – Paliłeś kadzidełko Buddzie? Zdradziłeś Chrystusa! – powiedziała ostro.
Tego właśnie ludzie potrzebowali. Jasnego określenia granic, wyznaczenia zasad. Powstało powiedzonko: „Wpadłeś w tarapaty – idź do Immakulaty”.
Nie były to tylko tarapaty „intelektualne”. Nieraz chodziło o sprawy graniczne, życia i śmierci. Wtedy siostra Immakulata była pośredniczką, „no bo ona zna się lepiej z Panem Bogiem”. W jakimś sensie faktycznie tak było. – Jezus ma do mnie słabość, bo ja Mu o wszystkim mówię – powiedziała mi z rozbrajającą prostotą.
Były nieboszczyk
Kiedyś zmarł krewny Immakulaty, zawzięty komunista i ateista. Jego żona zadzwoniła do klasztoru. – Módl się! – błagała zakonnicę. Ta natychmiast zaczęła się modlić.
W tym czasie wdowa zadzwoniła po księdza. Kapłan myślał, że człowiek, do którego został wezwany, żyje, więc przyszedł z olejami. Gdy wszedł do pokoju, zmarły podniósł głowę i powiedział: „Jak to dobrze, że ksiądz przyszedł. Tak na księdza czekałem”. Lekarz wypisujący właśnie akt zgonu, zbaraniał. „Nic z tego nie rozumiem” – wyjąkał i wycofał się.
Po spowiedzi chory poprosił o Komunię św. Przed jej przyjęciem były zmarły zaczął odmawiać modlitwy, które nagle przypomniały mu się z dzieciństwa, z czasów Pierwszej Komunii. Cała rodzina płakała. – Myślałam, że teraz to już on umrze, zresztą wszyscy inni też. Najważniejsze przecież się stało, bo chodziło o zbawienie tego człowieka – opowiadała mi później.
Ale Pan Jezus, jak się okazało, wcale nie zamierzał na tym poprzestać. – Nie zapomnę cichego skarcenia, że z „ludzkiej delikatności” proszę o tak mało, skoro miłosierdzie Boże jest bez granic – wspominała. Poprosiła więc o zdrowie dla tego człowieka. Niedawny nieboszczyk zapadł w sen. Gdy się obudził, był zdrowy. Siostra Immakulata powtarzała, że warto Jezusowi oddać swoje małe życie. Ona to zrobiła, dlatego teraz możemy powiedzieć o jej życiu, że było wielkie.
Siostra Immakulata zmarła 24 lipca 2007 r. Miała 85 lat. Wcześniej współsiostry prosiły ją o zgodę na przewiezienie do szpitala na transfuzję krwi. „Oblubieniec «wykradł» Ją jednak wcześniej, przygarniając na wieki do Swego serca” – tak do znajomych zmarłej napisały karmelitanki z klasztoru w Bornem-Sulinowie. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze zawiadomienie o śmierci?