Z moich lektur
Dodano: 29 września 2024
O BOŻEJ OBECNOŚCI
Nasza karmelitańska Reguła wzywa nas do nieustannego trwania na modlitwie i życia w świadomości Bożej obecności. Bez tego trudno mówić o życiu kontemplacyjnym. Sam Bóg powiedział o sobie Mojżeszowi: JESTEM, który JESTEM, a św. Eliasz wyznawał: Żyje Bóg, przed którego obliczem stoję. Bóg jest zatem nieustanną, miłującą OBECNOŚCIĄ; w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28). Wiara i miłość pozwalają nam odkrywać tę Obecność w nas i wokół nas i odpowiadać naszą świadomą obecnością w Niej. To jest istota modlitwy nieustannej, do której Bóg zaprasza nie tylko nas, mniszki, lecz każdego wierzącego: nieustannie się módlcie…
Jednak co to tak naprawdę oznacza i czy w ogóle jest to możliwe? Przecież w praktyce nie wydaje się realne, by pośród wielu wyzwań codzienności trwać bez przerwy myślą przy Bogu. Nasze prace, odpowiedzialności, troska o innych i służba wspólnocie angażują także nasz umysł i zdaje się, że modlitwa wielokrotnie musi pójść na kompromis z tymi wymaganiami. Czy wobec tego życie modlitwą, chodzenie w Bożej obecności, to tylko pobożne i duchowe, ale niezbyt realne marzenie?
Gdyby tak było, nasze powołanie i życie karmelitańskie nie miałoby słusznego uzasadnienia. Bóg jednak zaprasza nas do relacji przyjaźni z Nim, wręcz do głębokiej zażyłości, aby przelewać na nas i przez nas swoją miłość. Dlatego św. Teresa od Jezusa poucza nas, że w modlitwie nie chodzi o to, aby dużo rozmyślać, lecz aby dużo miłować. Święta nie oczekuje od nas wielkich o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia, tylko tego, byśmy spoglądały na Niego z miłosną uwagą. Nasz brat w Karmelu, Wawrzyniec od Zmartwychwstania (XVII w.), dał nam bardzo mocne świadectwo życia w wewnętrznym spojrzeniu na Boga w sobie. Z wielką prostotą dzielił się swoim doświadczeniem i przekonywał: Praktyką najbardziej świętą, najbardziej powszechną i najbardziej konieczną w życiu duchowym jest trwanie w obecności Boga. Trwać w jego obecności oznacza znajdować upodobanie w Jego boskim towarzystwie i przyzwyczajać się do przebywania z Nim, mówiąc do Niego pokornie i czule, rozmawiając z Nim w każdym czasie, w każdej chwili, bez określonych zasad czy ograniczeń czasowych, szczególnie zaś w czasie pokus, cierpień, oschłości, niesmaku, a nawet niewierności i grzechów. Nie trzeba koniecznie zawsze być w kościele, żeby przebywać z Bogiem; możemy zamienić nasze serce w oratorium, do którego od czasu do czasu odejdziemy, żeby tam z Nim rozmawiać – łagodnie, pokornie i z miłością. Wszyscy są zdolni do tych poufnych rozmów z Bogiem. Potwierdza to również wielu naszych świętych karmelitańskich, szczególnie św. Teresa od Dzieciątka Jezus i św. Elżbieta od Trójcy Świętej.
Ta prostota bycia z Bogiem zawsze mnie bardzo pociągała w Karmelu: szukanie i odkrywanie Go we wszystkim, trwanie w Jego obecności i pod Jego miłującym spojrzeniem! Tylko tyle czy aż tyle? I jedno, i drugie jest prawdziwe. Z jednej strony: Bóg daje nam Siebie i zaprasza do wspólnoty miłości z Nim, a z drugiej – nasze pragnienia nie idą w parze z ludzką kondycją, która nas ogranicza.
Jak więc możemy sobie pomóc, aby świadomie trwać w obecności Boga, sercem przy Jego Sercu?
Nie ma tutaj uniwersalnej metody, ponieważ każdy ma swoje wrażliwości, upodobania i swoją drogę modlitwy. Poza tym, kreatywność zależy też od naszej miłości i ona będzie podpowiadać nam sposoby jej wyrażania. Warto szukać prostych form takiego trwania przy Bogu, aby łatwiej było je łączyć z zewnętrznymi zajęciami i wewnętrznym zaangażowaniem. Naszego ducha najbardziej karmi Słowo Boże, zatem dobrze jest wracać w pamięci i nosić w sercu teksty z liturgii dnia albo przywoływać inne, które odpowiadają temu, co aktualnie robimy lub przeżywamy. Kiedy indziej będą to krótkie, coraz częściej powtarzane westchnienia duszy i słowa naszej prośby, troski, ofiarowania, pragnienia, tęsknoty, skruchy, radości lub wdzięczności, które są echem naszego tu i teraz. Ważne jest, abyśmy cierpliwie i z mocną determinacją ćwiczyli się w tej praktyce. Ona stopniowo stanie się przyzwyczajeniem i oddechem duszy. Wiem, że to wymaga od nas sporo czasu i trudu, a nierzadko także walki ze zniechęceniem. Lecz w tych zmaganiach nie pozostajemy sami: Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8,28), a Duch przychodzi z pomocą naszej słabości; gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, On sam przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8,26).
Dlatego możemy wciąż po prostu przyłączać się do Jego modlitwy w nas, czyniąc ją także naszą. Żadne zajęcia, zewnętrzne czy wewnętrzne, nie przeszkadzają nam, by możliwie często „wchodzić” do wnętrza naszej duszy, choćby na chwilę spotkania z Trójcą Świętą. Jeśli będziemy wierni w przywoływaniu swojej uwagi i spojrzenia na Boga, to z czasem doświadczymy, że On sam coraz częściej przywołuje nasze spojrzenie ku Sobie.
Podzielę się jeszcze moim dawnym, nowicjackim odkryciem, które dało mi niemałą pociechę i radość na drogach modlitwy, a którego potwierdzenie znalazłam u św. Teresy od Dzieciątka Jezus i u św. Augustyna. Chodzi o najgłębsze, szczere pragnienia, których siła i stałość, pomimo ludzkiej biedy i słabości, są łaską, niezasłużonym darem od Boga, dzięki któremu nasza ukryta modlitwa wciąż pulsuje w nas, nawet jeśli jej nie odczuwamy. Lepiej i trafniej oddają to słowa samego św. Augustyna: Twoje pragnienie jest twoją modlitwą. Gdy ono nie ustaje, to i modlitwa nie ustaje. Istnieje inna, wewnętrzna, nieustanna modlitwa, a jest nią pragnienie. Choćbyś się oddawał innemu zajęciu, nie przestajesz się modlić, jeśli tylko zachowujesz pragnienie tego szabatu, którym jest odpoczynek nieba. Jeśli chcesz nieustannej modlitwy, nie ustawaj w pragnieniu. Ta prawda przynosi mojej duszy wolność i ukojenie, i radość, i wdzięczność.
Przenikasz i znasz mnie, Panie, z daleka spostrzegasz moje myśli.
Zanim słowo się znajdzie na moim języku, Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ps 139,1-2.4
T. Bernadetta od Jezusa i Maryi
Teraz już żyje przeniknięta i zanurzona w Bożą Obecność.