Z moich lektur
Dodano: 1 czerwca 2021
Więc jak to jest z tą ascezą u mnichów? – pyta prowadzący rozmowę. Zatem dziś kolejny fragment, który rozpoczyna się rozmową na temat jedzenia, postów, bo to dość interesujące, na czym polegają te mnisze posty, co można jeść, a czego nie, ile, gdzie, kiedy itp. W odpowiedzi o. Michał opowiada o urokach i cieniach trapistowskiego stołu, na koniec jednak mówi: Ale wierzcie mi, skromne jedzenie nie stanowi największego umartwienia. – A co nim jest, rodzi się pytanie?
Największą ascezą jest wspólnota, czyli akceptacja kogoś, kogo ja nie wybrałem, tylko przyszedł sam, bo go albo Pan Bóg, albo diabeł przysłał, i trzeba go znosić. To właśnie słowo Benedykta: znosić drugiego, jego chorobę, charakter. Nie walczyć, tylko to znosić. To dopiero batalia. Na przykład w stallach brat stojący na modlitwie obok ciebie, powiedzmy lewoskrzydłowy, mocno fałszuje, a prawoskrzydłowy je czosnek. Wszystko woła o dubeltówkę, gwintówkę! Ale nie mogę tego zrobić. I to jest asceza. A nie makaron z marchewką.*
Lekko i zgrabnie powiedziane, ale w mniszej codzienności trudem braterskiego życia jest nie tylko czosnek czy fałszowanie w chórze (choć i te drobiazgi powtarzane każdego dnia mogą umęczyć jak kamyk w bucie), czy szurająca różańcem na modlitwie siostra, która wyprowadzała z równowagi św. Tereskę. Inny jest zawsze inny i to częstokroć uwiera. Ponoć nawet aniołowie, gdyby byli na ziemi, to by sobie zawadzali – wyobraźcie sobie te wielkie skrzydła na zakonnych korytarzach, w kuchni, pralni…
s.E.
_______________________________________________
*Michał Zioło OCSO, Po co światu mnich? Wydawnictwo W drodze, Poznań 2018, s. 41