Żyje Bóg, przed Obliczem którego stoję…

Myślę, że na dwadzieścia lat istnienia naszej wspólnoty w Bornem można spojrzeć choćby w kluczu eliaszowego spotkania z Bogiem na górze Horeb, zapisanego w 19. rozdziale pierwszej Księgi Królewskiej.

Historia klasztoru w Bornem Sulinowie – Karmelu Maryi, Matki Pojednania – korzeniami swymi sięga Karmelu Matki Bożej Wielkiego Zawierzenia w Gdyni Orłowie. Powstały w 1981 roku gdyński Karmel już po kilku latach przekroczył zwyczajową liczbę 21 sióstr. Liczne, kolejne powołania, gotowość sióstr na podjęcie nowej fundacji, a także zgoda przełożonych otwarły drzwi poszukiwaniom odpowiedniego miejsca.

Trwały one kilka lat (od Przemyśla po Sejny, od Zielonej Góry po Petersburg…) i ostatecznie, 21 czerwca1993 roku,  przywiodły do Bornego Sulinowa, miasteczka niedawno opuszczonego przez  stacjonujące tu wojska radzieckie.

Tak rozpoczyna się opowieść o naszych początkach, którą można przeczytać, czy to w zakładce Historia klasztoru w Bornem czy w Więcej o nas. Początki klasztoru ściśle splatają się z początkami  miasta, które właśnie w czerwcu 1993 roku zostało oddane przez Rosjan, powróciło na mapy Polski, a niedługo potem otrzymało prawa miejskie i otworzyło się na przybyszów z różnych stron kraju.

Po czterech latach przygotowań my też usłyszałyśmy to definitywne wezwanie, skierowane niegdyś do Eliasza:  Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!

Naszą górą stało się Borne, do którego przyjechałyśmy dziewięcioosobową grupą 14 sierpnia 1997 roku. Naszą wspinaczką natomiast było odgruzowywanie, czyszczenie, porządkowanie opuszczonego koszarowca i zaniedbanego lasu, którego trzy hektary znalazły się wewnątrz klauzury. Gdy przybyłyśmy, by tworzyć stałą już wspólnotę, zaledwie część budynku była wyremontowana. Czekała nas dobudowa kaplicy, wieży, kolejnych skrzydeł domu, klauzurowego muru, słowem, wiele lat budowy wplecionej w codzienne karmelitańskie życie modlitwy.

Pamiętamy jednak dobrze trud tego pierwszego wyjścia, rozstania z rodzimą wspólnotą, pozostawienia znanych osób, miejsc, spokojnego rytmu życia i wyjazd na swoisty poligon. A tutaj czekały nas, idąc za obrazem eliaszowego spotkania z Bogiem, grzmoty, trzęsienia ziemi, ogień i błyskawice. Był nieustanny, trwający długie lata, warkot betoniarek, dźwięk młotów rozłupujących kamienie na klauzurowy mur, był ogień niepokoju, czy damy radę, czy będzie za co opłacić pracowników, czy zdążymy przed zimą wstawić okna w nowym skrzydle; było trzęsienie ziemi, gdy kolejna ekipa odchodziła, czy jakoś zawodziła, gdy zaufany, zdawałoby się, pracownik, systematycznie nas okradał… Ale i wtedy doświadczałyśmy, że Pan był w tym ogniu, grzmotach, huraganach i burzach naszych trudów i zmagań.

A oto Pan przechodził… wśród tych worków cementu, cegieł i pustaków, hałd piachu, kamieni. Przychodził z darem ufności, zawierzenia, kierując naszą uwagę i serce na Niego samego, kolejny raz zapewniając, jak niegdyś świętą Teresę: ty zajmij się Mną, a Ja zajmę się i zatroszczę o ciebie. Tak było pewnego adwentu, kiedy to odłożyłyśmy nie tylko poszukiwania, ale i troskę o znalezienie ekipy hydraulicznej do mających się rozpocząć już w styczniu prac. Ogarnęło nas niedowierzanie, gdy przed samym Bożym Narodzeniem zadzwonił nieznajomy z Warszawy, a popytawszy o nasze prace, poprosił o plany i… w stycznu wysłał do nas swoją ekipę samochodem załadowanym 23 kaloryferami, rurami i rurkami, złączkami, otulinami itp. W niespełna dwa tygodnie wykonano całą hydraulikę nowego skrzydła! Jezus zajął się nie tylko sprawą znalezienia ekipy, ale także sfinansował cały materiał i pracę, inspirując tego dobrego człowieka.

Pan był mocno obecny w naszych trudach czyniąc je lżejszymi w miarę naszego zawierzenia, sprawiając, że ogień utrapień nas nie spopielał, ale rozżarzał, rozpalał serca, gdy odkrywałyśmy, jak mocno działa Bóg w naszej słabości, gdy po trzęsieniach ziemi kruszyły się nasze pewniki, a Bóg okazywał się jedynym nieporuszonym fundamentem naszego tu i teraz. Nie miałyśmy wówczas zbyt dużo duchowych konferencji: Borne jest na uboczu intelektualnych centrów. Lekcje o Bożej obecności, prowadzeniu, mocy i miłości pobierałyśmy z prostego życia, które po godzinach ciszy, modlitwy i kontemplacji musiało mierzyć się z pustą kasą, zdarzającą się ludzką nierzetelnością, złą pogodą zalewającą otwarty dach, czy ostrym, czerwcowym słońcem zbyt szybko wysuszającym zalany strop, który musiałyśmy na zmianę „podlewać”.

I chociaż w ostatnich latach stanęło przed nami jeszcze kilka poważnych inwestycji: zmiana systemu ogrzewania, położenie nowego dachu i kostki na dojazdową drogę, były to już dużo spokojniejsze lata, przeniknięte szmerem łagodnego powiewu, podobnym do tego, w którym Bóg objawił się Eliaszowi. Tu w Bornem dobrze znamy łagodny powiew wiatru, który tak często tańczy wśród drobnych liści brzóz, delikatnie porusza gałęzie naszych dorodnych sosen, wędruje po naszym lesie, gdzie słychać jedynie śpiew coraz większej liczby ptaków wiernie i dźwięcznie  wtórujących naszym modlitwom.

Ale co ważniejsze, w szmerze tego łagodnego powiewu przechadza się sam Pan, usunięty niegdyś z tej ziemi. Bóg, dla którego  miejsce znajdowało się jedynie w ukryciu ludzkich serc, może być teraz otwarcie chwalony, adorowany, jest na pierwszym miejscu, jest u siebie.

Wierzymy, że ciszą naszego oddania przywracamy tę ziemię Bogu. Naszym życiem oddanym tylko Jemu, nieustannym rytmem naszych modlitw wołamy za Eliaszem: żyje Bóg, przed którego Obliczem stoję.

To jedynie chcemy powiedzieć, wyśpiewać czy wręcz wykrzyczeć światu: Żyje Bóg, On nie umarł, nie przestał istnieć, choć przez dziesięcolecia w tym miejscu królowała ideologia bez Boga.

Żyje Bóg, a my, posłuszne dźwiękowi dzwonu, który od wczesnego rana do późnego wieczoru wyznacza przeplatający się rytm modlitwy i pracy, doświadczamy tej Jego przemieniającej obeności, uwielbiamy Jego wierną miłość i opowiadamy Mu o Waszych sprawach i troskach. W ramionach Maryi, Matki Pojednania, patronki tego miejsca, zanosimy każde rozdarte serce człowieka, zagubione w sobie, udręczone samotnością i bólem, każdy brak harmonii i pokoju, by wyjednała u Boga dar pojednania dla naszych serc – Jezusową miłość.