Biały welon o…

Dodano: 1 maja 2020

o ogrodzie

Do każdego karmelitańskiego klasztoru, zgodnie z zaleceniem Naszej Świętej Matki Teresy, przylega ogród – większy lub mniejszy, ale konieczny do zachowania zdrowia duszy i ciała osób żyjących w ścisłej klauzurze. Nasz ogród, zdecydowanie większy, jest miejscem wytchnienia i inspiracji.
Mimo, że nasz teren jest bardzo piaszczysty, dzięki ludziom dobrej woli, nawieziono ziemi pod „grządki”, na których hodujemy rozmaite kwiaty, miedzy innymi do kaplicznych bukietów.

Do moich obowiązków należy, w ograniczonym zakresie, sadzenie i przycinanie, przede wszystkim zaś podlewanie i plewienie – niedawno mianowano mnie pomocniczką ogrodniczki! Przez te kilka lat, które spędziłam w Karmelu zdarzyły się sezony zlewane nieustannym deszczem, jak dwa lata temu, gdy pogodnych dni w lecie było bardzo mało, i takie, jak w zeszłym roku, gdy panował upał i zaledwie kilka razy padało.
W konsekwencji nasza praca nie przynosiła pożądanych efektów… Część kwiatów w ogóle nie wzeszła, choćby dlatego, że cebulki zgniły lub zostały zjedzone przez nornice. Innym razem młode pędy (kwiatostany) nie zdążyły się rozwinąć, bo ostro przypaliło je słońce… Jedyne, co zdaje się, że zawsze rośnie – to chwasty, co gorsze dziś wyrwane za kilka tygodni wschodzą na nowo…

I tak jest w naszym życiu duchowym, czasami wydaje się, że ta nasza praca wewnętrzna jest syzyfowa, a warunki zewnętrzne niesprzyjające, niemniej ją podejmujemy: regularnie wyrywamy chwasty naszych grzechów w spowiedzi, walczymy z wadami, choć co jakiś czas, „szorujemy po dnie” i czujemy, że „jest gorzej niż było”. Staramy się podlewać spragnioną duszę żywą wodą przez modlitwę, choć często „nie idzie” i raczej przypomina ona próbę „przeczekania” niż przylgnięcie do Boga.
Gdy przyjdzie myśl, że coś już się osiągnęło, jakiś poziom, etap, znowu pojawia się kąkol, albo zaleją takie doświadczenia, że grzęźniemy w błocie…
Ale mimo to, co roku coś wykiełkuje, wzejdzie i się rozwinie (i w wymiarze duchowym, i w wymiarze fizycznym) tak, że mam co wziąć w swoje dłonie i ułożyć pod tabernakulum. W ten sposób oddaje chwałę Bogu, oddaję Mu to, co sam mi dał – to owoc współpracy!

On panuje nad pogodą mojego życia, wie, po co ten trud i przeciwności; jakie ma plany, co do mnie i jaki będzie efekt końcowy – jakimi barwami i kształtami będę Go zachwycać w niebie. Dopóki jestem na ziemi kwiaty mej duszy będą wystawione na upał i deszcz, działanie szkodników (demonów nękających pokusą), zarastane przez chwasty (wad i słabości). Ale zawsze i w każdych warunkach mogę uwielbiać Boga. On patrzy na determinację i wierność, bo ostatecznie to On wszystkiego dokona… i stawi mnie przed sobą taką, jaką chce mnie mieć…

A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.

1 P 5,10-1

s. T.